piątek, 16 września 2016

Początkowe nauczanie katechizmu: Cześć druga (12)

XII.

17   Następnie, jeśli znudzenie wywołuje w nas to, że trzeba często powtarzać prawdy zwyczajne i dla dzieci stosowne, dostosujmy się do nich przez braterską, ojcowską i macierzyńską miłość, a wtedy i nam z ich sercem złączonym wydawać się będą nowemi.1 Tak wielką bowiem ma siłę serca współczującego [s. 28>] wzruszenie, że gdy owi malcy zawisną na naszych ustach, i my wówczas wzajemnie zamieszkamy w nich, pojmujących naukę. A tak znowu to, czego oni słuchają, będzie jakby w nas mówili, a my w nich nauczymy się niejako tego, czego mamy nauczać.
   Bo czyliż nie zwykło się to zdarzać, gdy miejsca jakie rozległe i piękne w miastach lub po wsiach często już przez nas widziane i bez rozkosznego wzruszenia mijane, pokazujemy tym, którzy okolic tych nigdy przedtem nie widzieli, że nasze odczucie piękna w ich odczuciu jego nowości ponownie przeżywamy? I to tem bardziej, im większą przyjaźnią są z nami związani, gdyż o ile jesteśmy w ich sercu przez węzeł miłości, o tyle i dla nas nowem się staje, co starem było. A jeśli postąpiliśmy cokolwiek w rozmyślaniu, tedy nie chcemy, by ci, których miłujemy, cieszyli się i zdumiewali, gdy patrzą na dzieła rąk ludzkich, lecz chcemy, by wznieśli się do samego już piękna i zamiaru Założyciela i stąd by powstali podziwiać i chwalić Boga Wszechstworzyciela, co jest najowocniejszym celem miłości. O ileż więc bardziej radować się trzeba, gdy ludzie przystępują do nauki o samym już Bogu, dla którego powinniśmy uczyć się wszystkiego, czegokolwiek uczyć się należy; ich odczuciem nowości powinniśmy się odnawiać, iżby, jeśli było chłodniejsze i zwykłe nasze przepowiadanie, rozpalało się przez wywołanie w słuchaczach wrażenia niezwyczajności.
   To także przyczynia się do nabycia radości, gdy myślimy i rozważamy, z jakiego to śmiertelnego błędu do żywotnej wiary człowiek przechodzi. I jeśli najzwyklejsze krajobrazy mijamy z dobroczynną radością, gdy może komu, który błądząc trudził się, drogę wskazujemy, to ileż gorliwiej i z większem weselem także to, czego ze względu na nas niema potrzeby powtórnie rozsnuwać, winniśmy przechodzić w zbawczej nauce, gdy duszę politowania godną i błędami [s. 29>] świata znużoną przeprowadzamy drogami pokoju na rozkaz Tego, który nam ją powierzył.

XII. Lekarstwo przeciw trzeciej przyczynie zniechęcenia.
1  Podobne, bardzo trafne zdania znajdujemy w zasługującej na uwagę broszurce J. Wł. Dawida, pt. „O duszy nauczycielstwa”, gdzie powiada (str. 11 n.): „Sądzę, że to jest istotą nauczycielskiego powołania, które możnaby określić jako miłość dusz ludzkich. Jest to miłość, bo człowiek wychodzi poza siebie, troszczy się, bezinteresownie czyni coś dla drugiego; jest to miłość dusz, bo przedmiotem jej jest wewnętrzna duchowa treść człowieka, jego dobro moralne, jego oświecenie i udoskonalenie jako istoty duchowej. Dla nauczyciela z takiem powołaniem każdy nowy uczeń, to jakby rozszerzenie i przyrost własnej jego jaźni, to nowe zadanie do spełnienia w zakresie własnego jego osobistego życia. – Oto uczeń mój nie wie, nie rozumie, nie przeczuwa nawet tylu rzeczy ważnych, mądrych i potrzebnych; nie – to ja nie wiem jeszcze, nie rozumiem, to ja sam tą częścią moją, która jest nim. Uczeń mój postępuje źle, jest złośliwy, kłamie, krzywdzi; nie – to we mnie jeszcze jest tyle złego, w tej części mojej, która jest nim. Jakże boli mnie ta niewiedza, to zło – czyż z niemi mogę żyć? – Obowiązkiem, nie – raczej koniecznością, potrzebą jest rozprószyć je i usunąć”.

Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz