piątek, 23 września 2016

(29) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie teściowej Piotra

   14 Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. 15 Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Potem wstała i usługiwała Mu. (Mt 8,14-15)

   29 Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. 30 Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. 31 On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka. I usługiwała im. (Mk 1,29-31)

   38 Po opuszczeniu synagogi przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. 39 On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała [uzdrowiona], i usługiwała im. (Łk 4,38-39)

   14 Καὶ ἐλθὼν ὁ Ἰησοῦς εἰς τὴν οἰκίαν Πέτρου εἶδεν τὴν πενθερὰν αὐτοῦ βεβλημένην καὶ πυρέσσουσαν· 15 καὶ ἥψατο τῆς χειρὸς αὐτῆς, καὶ ἀφῆκεν αὐτὴν ὁ πυρετός, καὶ ἠγέρθη καὶ διηκόνει αὐτῷ. (Mt 8,14-15)

   29 Καὶ εὐθὺς ἐκ τῆς συναγωγῆς ἐξελθόντες ἦλθον εἰς τὴν οἰκίαν Σίμωνος καὶ Ἀνδρέου μετὰ Ἰακώβου καὶ Ἰωάννου. 30 ἡ δὲ πενθερὰ Σίμωνος κατέκειτο πυρέσσουσα, καὶ εὐθὺς λέγουσιν αὐτῷ περὶ αὐτῆς. 31 καὶ προσελθὼν ἤγειρεν αὐτὴν κρατήσας τῆς χειρός· καὶ ἀφῆκεν αὐτὴν ὁ πυρετός, καὶ διηκόνει αὐτοῖς. (Mk 1,29-31)

   38 Ἀναστὰς δὲ ἀπὸ τῆς συναγωγῆς εἰσῆλθεν εἰς τὴν οἰκίαν Σίμωνος. πενθερὰ δὲ τοῦ Σίμωνος ἦν συνεχομένη πυρετῷ μεγάλῳ καὶ ἠρώτησαν αὐτὸν περὶ αὐτῆς. 39 καὶ ἐπιστὰς ἐπάνω αὐτῆς ἐπετίμησεν τῷ πυρετῷ καὶ ἀφῆκεν αὐτήν· παραχρῆμα δὲ ἀναστᾶσα διηκόνει αὐτοῖς. (Łk 4,38-39)

   Piotr rozmawia z Jezusem: «Nauczycielu, chciałbym Cię prosić, abyś przyszedł do mojego domu. Nie ośmieliłem się prosić Cię o to w zeszły szabat, ale... chciałbym, abyś przyszedł».
   «Do Betsaidy?»
   «Nie, tu... do domu mojej żony, to znaczy do jej rodzinnego domu».
   «Skąd to pragnienie, Piotrze?»
   «O... z wielu powodów... a dziś powiedziano mi, że moja teściowa jest chora. Gdybyś zechciał ją uzdrowić, być może...»
   «Dokończ, Szymonie».
   «Chciałem powiedzieć... Gdybyś przyszedł do niej, ona skończyłaby... tak, wiesz, w końcu... co innego, kiedy słyszy się, jak o kimś mówią, a co innego, kiedy się go widzi i słyszy. A jeśli ten ktoś nawet ją uzdrawia, wtedy...»
   «Chcesz powiedzieć, że wtedy opuści ją uraza».
   «Nie, nie – uraza. Ale, wiesz... miasto podzieliło się na wiele ugrupowań i ona... nie wie, komu przyznać rację. Chodź, Jezu».
   «Idę. Chodźmy. Uprzedź czekających, że dziś będę mówił w twoim domu».
   Idą w kierunku niskiego domu – jeszcze niższego niż dom Piotra w Betsaidzie – i położonego bliżej jeziora. Oddziela go od niego pas brzegu. Sądzę, że w czasie burz fale zamierają na samym murze domu. Dom, choć niski, jest bardzo obszerny, jakby [przygotowany] na nocowanie wielu osób.
   W ogrodzie rozciągającym się przed domem, od strony jeziora, jest tylko stara i sękata winorośl. Okrywa ona prostą altanę i stary figowiec, cały pochylony ku domowi z powodu wiatrów od strony jeziora. Liście krzewu ocierają się w nieładzie o mury i uderzają w okiennice – zamknięte dla ochrony przed palącym słońcem, ogrzewającym mały dom. Jest tylko ten figowiec i winorośl oraz studnia o niskim, zielonkawym murku.
   «Wejdź, Nauczycielu». [– mówi Piotr.]
   Niewiasty zajęte są pracą w kuchni: jedne przygotowują sieci, inne – posiłek. Witają się z Piotrem, a potem kłaniają się zawstydzone Jezusowi. Jednocześnie przyglądają Mu się z ciekawością.
   «Pokój temu domowi. Jak ma się chora?»
   «Mów ty. Jesteś najstarszą synową» – trzy niewiasty zwracają się do jednej, która właśnie ociera ręce o brzeg odzienia.
   «Ma silną gorączkę, bardzo silną gorączkę. Widział ją medyk. Powiedział, że jest za stara, aby wyzdrowieć, i że kiedy ta boleść przychodzi z kości i serca i daje gorączkę, szczególnie w jej wieku, umiera się. Ona już nie je... Usiłuję przygotować jej smaczne jedzenie, ale teraz... Widzisz, Szymonie? Przygotowałam zupę, którą tak bardzo lubiła. Wybrałam najlepsze ryby wyłowione przez twych szwagrów, ale nie sądzę, że ją zje. Poza tym... jest pobudzona. Uskarża się, krzyczy, płacze, gdera».
   «Bądź cierpliwa, jakbyś była jej matką, a będziesz mieć zasługę u Boga. Zaprowadź mnie do niej» [– mówi Jezus.]
   «Rabbi... Rabbi... nie wiem, czy ona będzie chciała Cię zobaczyć. Ona nie chce nikogo widzieć. Nie ośmielam się jej powiedzieć: „Przyprowadziłam ci Rabbiego”».
   Jezus uśmiecha się, zachowując spokój. Odwraca się do Piotra:
«Ty musisz zadziałać, Szymonie. Jesteś mężczyzną i najstarszym z zięciów. Tak mi powiedziałeś. Idź».
   Piotr robi znaczący grymas, ale jest posłuszny. Przechodzi przez kuchnię, wchodzi do izby. Przez zamknięte za nim drzwi słyszę, jak rozmawia z kobietą. Wychyla głowę i rękę na zewnątrz, mówiąc:
   «Wejdź, Nauczycielu, szybko... – i dodaje cicho, ledwie zrozumiale: – Zanim nie zmieni zdania».
   Jezus szybko przechodzi przez kuchnię i otwiera na całą szerokość drzwi. Stojąc na progu, wypowiada tonem łagodnym i uroczystym Swe pozdrowienie: «Pokój z tobą».
   Wchodzi, choć nie otrzymał odpowiedzi. Podchodzi do niskiego posłania, na którym leży mała niewiasta, zupełnie siwa, wychudzona, zdyszana z powodu wysokiej gorączki, która zaczerwienia jej rozpaloną twarz. Jezus pochyla się nad łóżkiem, uśmiecha się do staruszki: «Jesteś chora?»
   «Umieram!»
   «Nie, nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć, że mogę cię uzdrowić?»
   «A po co miałbyś to uczynić? Przecież mnie nie znasz».
   «Ze względu na Szymona, który mnie o to prosił... i także dla ciebie, aby dać twej duszy czas na zobaczenie i pokochanie Światłości».
   «Szymon? Zrobiłby lepiej, gdyby... Jakże Szymon mógł pomyśleć o mnie?»
   «To znaczy, że jest lepszy, niż sądzisz. Ja go znam, wiem, jaki jest. Znam go i jestem szczęśliwy, że mogę go wysłuchać».
   «Uzdrowisz mnie więc? Już nie umrę?»
   «Nie, niewiasto, na razie nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć we Mnie?»
   «Wierzę, wierzę. Wystarczy mi, że nie umrę!»
   Jezus znowu się uśmiecha. Bierze ją za rękę. Chropowata ręka z nabrzmiałymi żyłami znika w młodzieńczej dłoni Jezusa. Powstaje i przyjmuje postawę charakterystyczną dla Siebie, kiedy dokonuje cudów. Woła: «Bądź uzdrowiona, chcę tego! Wstań!»
   Wypuszcza z dłoni rękę niewiasty. Ręka opada, nie wywołując skarg staruszki. Wcześniej, kiedy Jezus ją podnosił – choć uczynił to delikatnie – ten ruch wyrwał jęk z ust chorej.
   Następuje krótka chwila ciszy. Potem staruszka woła głośno:
   «O! Boże ojców! Ależ ja już nic nie czuję! Jestem zdrowa! Chodźcie! Chodźcie!»
   Przybiegają synowe.
   «Patrzcie! – mówi staruszka – poruszam się i nie odczuwam już bólu, i nie mam gorączki! Patrzcie, jaka jestem rześka! A serce nie wydaje mi się już kowalskim młotem».
   Ani jednego słowa dla Pana. Jezus się nie obraża. Mówi do najstarszej synowej: «Ubierzcie ją, aby mogła wstać. Może to zrobić».
   Jezus oddala się w stronę wyjścia. Udręczony Szymon zwraca się do teściowej: «Nauczyciel cię uzdrowił. Nic Mu nie powiesz?»
   «Ależ, tak! Nie pomyślałam o tym. Dziękuję. Co mogę zrobić, aby Ci podziękować?»
   «Bądź dobra, bardzo dobra. Przedwieczny bowiem był dobry wobec ciebie. I jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym dziś odpocząć w twoim domu. Przez cały ten tydzień obchodziłem całą okolicę. Przybyłem dziś o świcie. Jestem zmęczony».
   «Oczywiście, oczywiście! Zostań, jeśli tak Ci pasuje».
   Mało jest jednak entuzjazmu w jej słowach. Jezus, Piotr, Andrzej, Jakub i Jan idą usiąść w ogrodzie.
   «Nauczycielu!...»
   «Mój Piotrze?»
   «Jestem zawstydzony».
   Jezus robi gest, jakby chciał powiedzieć: „Zostaw to”.
   Potem mówi: «To nie pierwszy raz ani nie – ostatni, kiedy nie otrzymam zaraz podziękowania. Nie szukam wdzięczności. Wystarczy Mi, że dam duszom środek ocalenia. Spełniam Mój obowiązek. One muszą spełnić swój».
   «Ach, więc byli już inni podobni do niej? Gdzie?»
   «Ciekawski Szymonie! Jednak zadowolę cię, choć nie lubię bezużytecznej ciekawości. To było w Nazarecie. Przypominasz sobie mamę Sary? Była bardzo chora, kiedy przyszliśmy do Nazaretu. [Dzieci] mówiły, że dziewczynka płacze. Aby ona – dobra i łagodna – nie została osieroconym [dzieckiem], a jutro dziewczyną, poszedłem do tej niewiasty... Chciałem ją uzdrowić... Jednak nie postawiłem jeszcze nogi na progu domu, kiedy jej mąż i bracia przepędzili Mnie, mówiąc: „Wynoś się! Odejdź stąd! Nie chcemy mieć problemów z synagogą”. Dla nich, dla wielu ludzi jestem już buntownikiem... Uzdrowiłem ją mimo to... ze względu na jej dzieci. Powiedziałem Sarze w ogrodzie, głaszcząc ją: „Przywracam zdrowie twojej mamie. Wracaj do domu i już nie płacz”. Niewiasta została uzdrowiona w tym właśnie momencie. Dziecko powiedziało o tym ojcu, wujowi... i została ukarana za to, że ze Mną rozmawiała. Wiem o tym, bo przybiegła do Mnie, kiedy wychodziłem z miasta. Ale to nie ma znaczenia...»
   «Ja sprawiłbym, żeby się znowu rozchorowała!»
   «Piotrze! – Jezus jest surowy. – To tego nauczałem ciebie i innych? Co usłyszałeś z Moich ust za pierwszym razem, kiedy Mnie słyszałeś? O czym mówiłem jako o pierwszym warunku, [jaki należy spełnić,] aby być Moim prawdziwym uczniem
   «To prawda, Nauczycielu. Prawdziwy głupiec ze mnie. Przebacz mi. Ale... nie mogę znieść tego, że nie jesteś kochany!» [– mówi Piotr]
   «O, Piotrze! Zobaczysz wiele innych zobojętnień! Będziesz miał bardzo wiele niespodzianek, Piotrze! Osoby, którymi tak zwani ludzie „święci” gardzą, takie jak celnicy, staną się przykładem dla świata: przykładem, za którym jednak nie pójdą pogardzający nimi. Poganie będą największymi wiernymi. Nierządnice staną się czyste, siłą woli i pokuty. Grzesznicy nawrócą się...»
   «Posłuchaj: że grzesznik się nawróci... to może się zdarzyć. Ale prostytutka lub celnik!...» [– woła niedowierzająco Piotr]
   «Nie wierzysz w to?» [– pyta Jezus]
   «Ja? Nie».
   «Jesteś w błędzie, Szymonie. Twoja teściowa idzie do nas».
   «Nauczycielu... proszę Cię, usiądź przy moim stole».
   «Dziękuję, niewiasto. Niech Bóg ci zapłaci».
   Wchodzą do kuchni i zasiadają za stołem. Staruszka usługuje mężczyznom, hojnie rozdzielając rybną zupę i pieczoną rybę. (II, 23: 3 listopada 1944)

   Pietro parla a Gesù. Dice: «Maestro, io ti vorrei pregare di venire nella mia casa. Non ho osato dirlo lo scorso sabato. Ma... vorrei che Tu venissi».
   «A Betsaida?».
   «No, qui... in casa di mia moglie, la casa natia, voglio dire».
   «Perché questo desiderio, Pietro?».
   «Eh!... per molte ragioni... e poi, oggi mi è stato detto che mia suocera è malata. Se Tu volessi guarirla, forse ti... ».
   «Finisci, Simone».
   «Volevo dire... se Tu la avvicinassi, lei finirebbe... sì, insomma, sai, altro è sentir parlare di uno e altro è vederlo e udirlo, e se quest'uno, poi, guarisce, allora... »
   «Allora anche l'astio cade, vuoi dire».
   «No, astio no. Ma sai... il paese è diviso in molti pareri, e lei... non sa a chi dare retta. Vieni, Gesù».
   «Vengo. Andiamo. Avvertirete quelli che attendono che parlerò loro dalla tua casa».
   Vanno sino ad una casa bassa, più bassa ancora di quella di Pietro a Betsaida, e ancor più prossima al lago. È separata da questo da una striscia del greto e credo che nelle burrasche le onde vengano a morire contro le mura della casa, che, se è bassa, è in compenso molto larga, come fosse abitata da più persone.
   Nell'orto, che si apre sul davanti della casa, verso il lago, non vi è che una vite vecchia e nodosa, stesa su una rustica pergola, e un vecchio fico che i venti del lago hanno tutto piegato verso la casa. La chioma spettinata della pianta sfiora i muri di essa e bussa contro le impannate delle finestrelle, chiuse a riparo del vivo sole che batte sulla casetta. Non c'è che questo fico e questa vite, e un pozzo basso e dal muretto verdastro.
   «Entra, Maestro».
   Delle donne sono nella cucina, intente chi a rattoppare le reti e chi a preparare il cibo. Salutano Pietro e poi si inchinano confuse davanti a Gesù e lo sbirciano, intanto, con curiosità.
   «La pace sia a questa casa. Come sta la malata?».
   «Parla, tu che sei la nuora più vecchia» dicono tre donne ad una che si sta asciugando le mani nel lembo della veste.
   «La febbre è forte, molto forte. L'abbiamo mostrata al medico, ma dice che è vecchia per guarire e che, quando quel male dalle ossa va al cuore e dà febbre, specie a quell'età, si muore. Non mangia più... Io cerco di farle cibi buoni, anche ora, vedi, Simone? Le preparavo quella zuppa che le piaceva tanto. Ho scelto il pesce migliore, preso dai cognati. Ma non credo possa mangiarla. E poi... è così inquieta! Si lamenta, urla, piange, impreca...»
   «Abbiate pazienza come vi fosse madre e ne avrete merito da Dio. Conducetemi da lei».
   «Rabbi... Rabbi... io non so se ti vorrà vedere. Non vuole vedere nessuno. Io non oso dirle: "Ora ti conduco il Rabbi"».
   Gesù sorride senza perdere la calma. Si volge a Pietro: «Tocca a te, Simone. Sei uomo e il più vecchio dei generi, mi hai detto. Va'».
   Pietro fa una smorfia significativa e ubbidisce. Traversa la cucina, entra in una stanza e, attraverso la porta, chiusa dietro lui, lo sento confabulare con una donna. Mette fuori il capo e una mano, e dice: «Vieni, Maestro. Fa' presto». E aggiunge più piano, appena intelligibilmente: «Prima che cambi idea».
   Gesù traversa lesto la cucina e spalanca la porta. Ritto sulla soglia, dice il suo dolce e solenne saluto: «La pace sia con te». Entra, nonostante non gli si sia risposto. Va presso ad un giaciglio basso su cui è stesa una donnetta tutta grigia, scarna, affannante per la forte febbre che le fa rosso il viso consumato.
   Gesù si china sul lettuccio, sorride alla vecchietta: «Hai male?».
   «Muoio!».
   «No. Non muori. Puoi credere che Io ti posso guarire?».
   «E perché lo faresti? Non mi conosci».
   «Per Simone, che me ne ha pregato... e anche per te, per dare tempo alla tua anima di vedere e amare la Luce».
   «Simone? Farebbe meglio a... Come mai Simone ha pensato a me?».
   «Perché è migliore di quanto tu credi. Io lo conosco e so. Lo conosco e sono lieto di esaudirlo».
   «Mi guariresti, allora? Non morirò più?».
   «No, donna. Per ora non morrai. Puoi credere in Me?».
   «Credo, credo. Mi basta non morire!».
   Gesù sorride ancora. La prende per mano. La mano rugosa e dalle vene gonfie sparisce nella mano giovanile di Gesù, che si raddrizza e prende il suo aspetto di quando fa miracolo e grida: «Sii guarita! Lo voglio! Alzati!» e le lascia andare la mano. Che ricade senza che la vecchia si lamenti, mentre prima, nonostante Gesù gliel'avesse presa con molta delicatezza, l'averla mossa era costato un lamento all'inferma.
   Un breve tempo di silenzio. Poi la vecchia esclama forte: «Oh! Dio dei padri! Ma io non ho più nulla! Ma sono guarita! Venite! Venite!». Accorrono le nuore. «Ma guardate!» dice la vecchia. «Mi muovo e non sento più dolore! E non ho più febbre! Sentite come sono fresca. E il cuore non sembra più il martello del fabbro. Ah! non muoio più!». Non una parola per il Signore!
   Ma Gesù non se la prende. Dice alla più anziana delle nuore: «Vestitela, che si alzi. Lo può fare». E si avvia per uscire.
   Simone, mortificato, si volge alla suocera: «Il Maestro ti ha guarita. Non gli dici nulla?».
   «Certo! Non ci pensavo. Grazie. Che posso fare per dirti grazie?».
   «Esser buona, molto buona. Perché l'Eterno fu buono con te. E, se troppo non ti rincresce, lasciami riposare oggi nella tua casa. Ho percorso nella settimana tutti i paesi vicini e sono giunto all'alba di questa mattina. Sono stanco».
   «Certo! Certo! Resta pure, se ti piace così». Ma non c'è molto entusiasmo nel dirlo.
   Gesù, con Pietro, Andrea, Giacomo e Giovanni, va a sedersi nell'orto.
   «Maestro!... »
   «Pietro mio?».
   «Io sono mortificato».
   Gesù fa un gesto come dicesse: «Lascia perdere». Poi dice: «Non è la prima e non sarà l'ultima che non sente riconoscenza immediata. Ma non chiedo riconoscenza. Mi basta dar modo alle anime di salvarsi. Io faccio il mio dovere. A loro fare il loro».
   «Ah! ve ne sono stati altri così? Dove?».
   «Simone curioso! Ma ti voglio accontentare, nonostante non ami le inutili curiosità. A Nazaret. Ricordi la mamma di Sara? Era molto malata quando giungemmo a Nazaret e ci dissero che la bambina piangeva. Per non fare di essa, che è buona e mite, un'orfana e domani una figliastra, sono andato a trovare la donna... volevo guarirla... Ma non avevo ancora posto piede nella casa che il marito di lei e un fratello mi cacciarono dicendo: "Via, via! Non vogliamo noie con la sinagoga". Per loro, per troppi sono già un ribelle... L'ho guarita lo stesso... per i suoi bambini. E a Sara, che era nell'orto, ho detto accarezzandola: "Guarisco tua madre. Va' a casa. Non piangere più". E la donna è guarita nello stesso momento e la bambina glielo ha detto, e anche al padre e allo zio... E fu castigata per aver parlato con Me. Lo so, perché la bambina m'è corsa dietro mentre lasciavo il paese... Ma non importa».
   «Io la facevo tornare malata».
   «Pietro!». Gesù è severo. «È questo che Io insegno a te e agli altri? Cosa hai sentito sulle mie labbra dalla prima volta che mi hai udito? Di che ho sempre parlato come condizione prima per esser veri miei discepoli?».
   «È vero, Maestro. Sono una vera bestia. Perdonami. Ma... non posso sopportare che non ti amino!».
   «Oh! Pietro! Vedrai ben altro disamore! Tante sorprese avrai, Pietro! Persone che il mondo cosiddetto "santo" sprezza come pubblicani e che invece saranno al mondo di esempio, e esempio non seguito da coloro che li disprezzano. Pagani che saranno fra i miei più grandi fedeli. Meretrici che tornano pure, per volontà e penitenza. Peccatori che si emendano...»
   «Senti, che si emendi un peccatore... può essere ancora. Ma una meretrice e un pubblicano!...»
   «Tu non lo credi?».
   «Io no».
   «Sei in errore, Simone. Ma ecco tua suocera che viene a noi».
   «Maestro... io ti prego di sedere alla mia tavola».
   «Grazie, donna. Dio te ne compensi».
   Entrano nella cucina e si siedono a tavola, e la vecchia serve gli uomini, con larga distribuzione di pesce in zuppa e arrostito. (1, 60)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz