W
pewnym zakonie w Jerozolimie, gdzie mnisi cieszą się modlitwą w
spokoju i pracą własnych rąk, jeden mnich powiedział: „Żyjemy
tutaj spokojnie, uprawiamy ziemię, jesteśmy niezależni od świata
z zewnątrz”. Tak zaślepiony własnym brzuchem, nie dostrzegł, że
ma spokój, że żyje w spokoju, także dzięki temu, że zależny jest od
zewnętrznej obrony, jaką dają mu wojska broniące pokoju państwa.
Uważajcie,
choćbyście byli najświętszymi, nie uważajcie się za
niezależnych od przyjaciół i pomocy z zewnątrz, bo gdy ich
zabraknie, możecie tego nie zauważyć, a znajdziecie się w sidłach
nieprzyjaciół i tam nie będzie już tak miło, tam nie będziesz
już pracował nad własną ziemią i prowadził modlitwę w ciszy,
ale zaciągnięty zostaniesz do ciężkiej pracy i służby, jaka
wcale ci się nie spodoba albo obedrą cię zupełnie ze wszystkiego
i nie pozostawią z ciebie nic, co znałeś z siebie.
Choć
sami jesteście kościołami, w których żyje Bóg, nie zapominajcie
o zewnętrznych warowniach i pamiętajcie o niewidocznych pomocach z
zewnątrz, jaką są niepozorni przyjaciele Boży. Wspominajcie ich w
modlitwach. Za wszystkich dziękujcie Bogu. Nie czujcie się
samowystarczalni, abyście nie popadli w pychę. Choćbyście nawet
byli bardzo pobożni i modlitwa uniosła was kiedyś do nieba, choćby ciało przemieniło się całe w światło, a mięso i kości stały
się lekkie jak wiatr, nie czujcie się samowystarczalni, bo nie wy
siebie nosicie, ale Duch Pański, który podtrzymuje wszystko.
Jeden
jedyny Samowystarczalny zechciał być zależny od ludzi i zstąpił
z nieba, a ty, pyszny człowieku, przez jeden podmuch już uważasz
się za takiego i chcesz opuszczać ziemię?
Prosimy was, bracia, abyście uznawali [władzę] tych, którzy wśród was pracują.
OdpowiedzUsuń(1 Tes 5,12)