niedziela, 29 grudnia 2019

(132) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Powierzone dobra

    14 Podobnie też [jest z królestwem niebieskim] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. 15 Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz 16 ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. 17 Tak samo i ten, który dwa [otrzymał]; on również zyskał drugie dwa. 18 Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. 19 Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. 20 Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. 21 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 22 Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. 23 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 24 Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. 25 Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” 26 Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. 27 Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. 28 Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. 29 Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 30 A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. (Mt 25,14-30)

   11 Gdy tego słuchali, dodał jeszcze przypowieść, ponieważ był blisko Jeruzalem, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. 12 Mówił więc: «Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się do dalekiego kraju, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. 13 Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: „Obracajcie nimi, aż wrócę”. 14 Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami”. 15 Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. 16 Stawił się więc pierwszy i rzekł: „Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min”. 17 Odpowiedział mu: „Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami”. 18 Także drugi przyszedł i rzekł: „Panie, twoja mina przyniosła pięć min”. 19 Temu też powiedział: „I ty miej władzę nad pięciu miastami”. 20 Następny przyszedł i rzekł: „Panie, oto twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. 21 Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: bierzesz, czegoś nie położył, i żniesz, czegoś nie posiał”. 22 Odpowiedział mu: „Według słów twoich sądzę cię, zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: biorę, gdzie nie położyłem, i żnę, gdziem nie posiał. 23 Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał”. 24 Do obecnych zaś rzekł: „Zabierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min”. 25 Odpowiedzieli mu: „Panie, ma już dziesięć min”. 26 „Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 27 Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach”».
   28 Po tych słowach szedł naprzód, zdążając do Jerozolimy. (Łk 19,11-28)

   14 Ὥσπερ γὰρ ἄνθρωπος ἀποδημῶν ἐκάλεσεν τοὺς ἰδίους δούλους καὶ παρέδωκεν αὐτοῖς τὰ ὑπάρχοντα αὐτοῦ, 15 καὶ ᾧ μὲν ἔδωκεν πέντε τάλαντα, ᾧ δὲ δύο, ᾧ δὲ ἕν, ἑκάστῳ κατὰ τὴν ἰδίαν δύναμιν, καὶ ἀπεδήμησεν. Εὐθέως 16 πορευθεὶς ὁ τὰ πέντε τάλαντα λαβὼν ἠργάσατο ἐν αὐτοῖς καὶ ἐκέρδησεν ἄλλα πέντε· 17 ὡσαύτως ὁ τὰ δύο ἐκέρδησεν ἄλλα δύο. 18 ὁ δὲ τὸ ἓν λαβὼν ἀπελθὼν ὤρυξεν γῆν καὶ ἔκρυψεν τὸ ἀργύριον τοῦ κυρίου αὐτοῦ. 19 Μετὰ δὲ πολὺν χρόνον ἔρχεται ὁ κύριος τῶν δούλων ἐκείνων καὶ συναίρει λόγον μετ’ αὐτῶν. 20 καὶ προσελθὼν ὁ τὰ πέντε τάλαντα λαβὼν προσήνεγκεν ἄλλα πέντε τάλαντα λέγων· κύριε, πέντε τάλαντά μοι παρέδωκας· ἴδε ἄλλα πέντε τάλαντα ἐκέρδησα. 21 ἔφη αὐτῷ ὁ κύριος αὐτοῦ· εὖ, δοῦλε ἀγαθὲ καὶ πιστέ, ἐπὶ ὀλίγα ἦς πιστός, ἐπὶ πολλῶν σε καταστήσω· εἴσελθε εἰς τὴν χαρὰν τοῦ κυρίου σου. 22 Προσελθὼν [δὲ] καὶ ὁ τὰ δύο τάλαντα εἶπεν· κύριε, δύο τάλαντά μοι παρέδωκας· ἴδε ἄλλα δύο τάλαντα ἐκέρδησα. 23 ἔφη αὐτῷ ὁ κύριος αὐτοῦ· εὖ, δοῦλε ἀγαθὲ καὶ πιστέ, ἐπὶ ὀλίγα ἦς πιστός, ἐπὶ πολλῶν σε καταστήσω· εἴσελθε εἰς τὴν χαρὰν τοῦ κυρίου σου. 24 Προσελθὼν δὲ καὶ ὁ τὸ ἓν τάλαντον εἰληφὼς εἶπεν· κύριε, ἔγνων σε ὅτι σκληρὸς εἶ ἄνθρωπος, θερίζων ὅπου οὐκ ἔσπειρας καὶ συνάγων ὅθεν οὐ διεσκόρπισας, 25 καὶ φοβηθεὶς ἀπελθὼν ἔκρυψα τὸ τάλαντόν σου ἐν τῇ γῇ· ἴδε ἔχεις τὸ σόν. 26 Ἀποκριθεὶς δὲ ὁ κύριος αὐτοῦ εἶπεν αὐτῷ· πονηρὲ δοῦλε καὶ ὀκνηρέ, ᾔδεις ὅτι θερίζω ὅπου οὐκ ἔσπειρα καὶ συνάγω ὅθεν οὐ διεσκόρπισα; 27 ἔδει σε οὖν βαλεῖν τὰ ἀργύριά μου τοῖς τραπεζίταις, καὶ ἐλθὼν ἐγὼ ἐκομισάμην ἂν τὸ ἐμὸν σὺν τόκῳ. 28 ἄρατε οὖν ἀπ’ αὐτοῦ τὸ τάλαντον καὶ δότε τῷ ἔχοντι τὰ δέκα τάλαντα· 29 Τῷ γὰρ ἔχοντι παντὶ δοθήσεται καὶ περισσευθήσεται, τοῦ δὲ μὴ ἔχοντος καὶ ὃ ἔχει ἀρθήσεται ἀπ’ αὐτοῦ. 30 καὶ τὸν ἀχρεῖον δοῦλον ἐκβάλετε εἰς τὸ σκότος τὸ ἐξώτερον· ἐκεῖ ἔσται ὁ κλαυθμὸς καὶ ὁ βρυγμὸς τῶν ὀδόντων. (Mt 25,14-30)

   11 Ἀκουόντων δὲ αὐτῶν ταῦτα προσθεὶς εἶπεν παραβολὴν διὰ τὸ ἐγγὺς εἶναι Ἰερουσαλὴμ αὐτὸν καὶ δοκεῖν αὐτοὺς ὅτι παραχρῆμα μέλλει ἡ βασιλεία τοῦ θεοῦ ἀναφαίνεσθαι. 12 εἶπεν οὖν· ἄνθρωπός τις εὐγενὴς ἐπορεύθη εἰς χώραν μακρὰν λαβεῖν ἑαυτῷ βασιλείαν καὶ ὑποστρέψαι. 13 καλέσας δὲ δέκα δούλους ἑαυτοῦ ἔδωκεν αὐτοῖς δέκα μνᾶς καὶ εἶπεν πρὸς αὐτούς· πραγματεύσασθε ἐν ᾧ ἔρχομαι. 14 οἱ δὲ πολῖται αὐτοῦ ἐμίσουν αὐτὸν καὶ ἀπέστειλαν πρεσβείαν ὀπίσω αὐτοῦ λέγοντες· οὐ θέλομεν τοῦτον βασιλεῦσαι ἐφ’ ἡμᾶς. 15 Καὶ ἐγένετο ἐν τῷ ἐπανελθεῖν αὐτὸν λαβόντα τὴν βασιλείαν καὶ εἶπεν φωνηθῆναι αὐτῷ τοὺς δούλους τούτους οἷς δεδώκει τὸ ἀργύριον, ἵνα γνοῖ τί διεπραγματεύσαντο. 16 παρεγένετο δὲ ὁ πρῶτος λέγων· κύριε, ἡ μνᾶ σου δέκα προσηργάσατο μνᾶς. 17 καὶ εἶπεν αὐτῷ· εὖγε, ἀγαθὲ δοῦλε, ὅτι ἐν ἐλαχίστῳ πιστὸς ἐγένου, ἴσθι ἐξουσίαν ἔχων ἐπάνω δέκα πόλεων. 18 καὶ ἦλθεν ὁ δεύτερος λέγων· ἡ μνᾶ σου, κύριε, ἐποίησεν πέντε μνᾶς. 19 εἶπεν δὲ καὶ τούτῳ· καὶ σὺ ἐπάνω γίνου πέντε πόλεων. 20 καὶ ὁ ἕτερος ἦλθεν λέγων· κύριε, ἰδοὺ ἡ μνᾶ σου ἣν εἶχον ἀποκειμένην ἐν σουδαρίῳ· 21 ἐφοβούμην γάρ σε, ὅτι ἄνθρωπος αὐστηρὸς εἶ, αἴρεις ὃ οὐκ ἔθηκας καὶ θερίζεις ὃ οὐκ ἔσπειρας. 22 λέγει αὐτῷ· ἐκ τοῦ στόματός σου κρινῶ σε, πονηρὲ δοῦλε. ᾔδεις ὅτι ἐγὼ ἄνθρωπος αὐστηρός εἰμι, αἴρων ὃ οὐκ ἔθηκα καὶ θερίζων ὃ οὐκ ἔσπειρα; 23 καὶ διὰ τί οὐκ ἔδωκάς μου τὸ ἀργύριον ἐπὶ τράπεζαν; κἀγὼ ἐλθὼν σὺν τόκῳ ἂν αὐτὸ ἔπραξα. 24 καὶ τοῖς παρεστῶσιν εἶπεν· ἄρατε ἀπ’ αὐτοῦ τὴν μνᾶν καὶ δότε τῷ τὰς δέκα μνᾶς ἔχοντι– 25 καὶ εἶπαν αὐτῷ· κύριε, ἔχει δέκα μνᾶς– 26 λέγω ὑμῖν ὅτι παντὶ τῷ ἔχοντι δοθήσεται, ἀπὸ δὲ τοῦ μὴ ἔχοντος καὶ ὃ ἔχει ἀρθήσεται. 27 πλὴν τοὺς ἐχθρούς μου τούτους τοὺς μὴ θελήσαντάς με βασιλεῦσαι ἐπ’ αὐτοὺς ἀγάγετε ὧδε καὶ κατασφάξατε αὐτοὺς ἔμπροσθέν μου.
   28 Καὶ εἰπὼν ταῦτα ἐπορεύετο ἔμπροσθεν ἀναβαίνων εἰς Ἱεροσόλυμα. (Łk 19,11-28)

   Pewien człowiek, który miał się udać w daleką podróż i być nieobecny przez długi czas, wezwał wszystkie swoje sługi i powierzył im swe wszystkie dobra. Jednemu dał pięć talentów srebra, drugiemu – dwa talenty srebra, a trzeciemu – jeden talent złota. Każdemu według jego sytuacji i zdolności. Potem odjechał.
   Sługa, który otrzymał pięć talentów srebra, odszedł, żeby dokonać zręcznych transakcji. Posługiwał się otrzymanymi talentami i po jakimś czasie przyniosły mu one pięć innych. Ten, który otrzymał dwa talenty, uczynił to samo i podwoił otrzymaną sumę. Ten zaś, któremu pan dał najwięcej: jeden talent czystego złota, sparaliżowany ze strachu, że nie będzie potrafił nic z nim uczynić, [lękając się] złodziei i mając tysiące urojonych obaw, a przede wszystkim z powodu lenistwa, zrobił wielką dziurę w ziemi i ukrył tam pieniądze pana.
   Minęło wiele miesięcy i pan powrócił. Wezwał od razu swe sługi, żeby mu oddali pieniądze dane im do przechowania. Ten, któremu dał pięć talentów srebra, stanął przed nim i powiedział: „Oto, mój panie, dałeś mi pięć talentów. Wydawało mi się, że będzie źle, jeśli z mojego powodu dane mi przez ciebie pieniądze nie przyniosą zysku, dlatego postarałem się zyskać pięć dodatkowych talentów. Nie umiałem zarobić więcej...”
   Dobrze, bardzo dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w małym, pracowity i uczciwy. Dam ci więc władzę nad wieloma. Wejdź do radości twojego pana”.
   Potem przyszedł ten, który otrzymał dwa talenty, i powiedział: „Pozwoliłem sobie wykorzystać twoje dobra z zyskiem dla ciebie. Oto rachunki, które pokazują, jak wykorzystałem pieniądze. Widzisz? Były dwa talenty srebra, a teraz są cztery. Czy jesteś zadowolony, mój panie?”
   Pan udzielił dobremu słudze takiej samej odpowiedzi, jak pierwszemu.
   Na koniec przyszedł ten, który cieszył się największym zaufaniem pana i otrzymał talent złota. Wyjął go ze schowka i powiedział: „Powierzyłeś mi największą wartość, bo wiesz, że jestem roztropny i wierny. Ja zaś wiem, że ty jesteś nieprzejednany i wymagający, nie znosisz utraty pieniędzy, a w przypadku straty odbijasz to sobie na tym, który jest najbliżej. Ty bowiem kosisz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz, gdzie nie rozrzuciłeś. Nie darujesz najmniejszej monety twemu bankierowi ani zarządcy, z żadnego powodu. Tyle musi być pieniędzy, ile mówisz. Otóż ja – obawiając się, żeby nie pomniejszyć tego skarbu – wziąłem go i ukryłem. Nie ufałem nikomu, nawet sobie samemu. Teraz go wykopałem i oddaję ci go. Oto twój talent”.
   [Pan mu odpowiedział:] „O, sługo niegodziwy i leniwy! Nie kochałeś mnie prawdziwie, ponieważ mnie nie znałeś. Nie miłowałeś też moich dóbr, gdyż nic z nimi nie robiłeś. Zawiodłeś mnie, a ja cię szanowałem. Sam sobie zaprzeczasz, oskarżasz się i skazujesz. Wiedziałeś, że ja żnę, gdzie nie posiałem, i zbieram, gdzie nie rozsypałem. Dlaczegóż więc nie uczyniłeś tak, żebym żął i zbierał? To w taki sposób odpowiadasz na moje zaufanie? To tak mnie znasz? Dlaczego nie zaniosłeś moich pieniędzy bankierom, ażebym po powrocie odebrał je z zyskiem? Pouczyłem cię w tym celu szczególnie troskliwie, ale ty, leniwy i głupi, nie zważałeś na to. Niech więc ci odbiorą talent i każde inne dobro i niech go dadzą temu, który ma dziesięć talentów”.
   On przecież ma już dziesięć, a ten pozostanie bez niczego...” – powiedziano mu.
   To dobrze. Temu, który ma i pomnaża, będzie dane jeszcze więcej, tak że będzie miał nadmiar. Temu zaś, który nie ma – bo nie chciał mieć – odbiorą nawet to, co mu zostało dane. A sługę bezużytecznego, który zawiódł moje zaufanie i pozostawił bezowocnymi udzielone mu przeze mnie dary, niech wyrzucą z mojej posiadłości i niech odejdzie płakać i dręczyć się w swym sercu”.
   Oto przypowieść. Jak widzisz, o rabbi, temu, który otrzymał najwięcej, pozostało najmniej, gdyż nie zasłużył na zatrzymanie daru Boga. Może więc być i tak, że jeden z tych – o których mówisz, że są uczniami tylko z nazwy i mają niewiele do pomnażania, a nawet z tych, którzy, jak mówisz, słuchają Mnie tylko przez przypadek i jako jedyny kapitał mają swą duszę – otrzyma złoty talent wraz z tym, co ten może przynieść. A zostanie on odebrany jednemu z bardziej obdarowanych. Nieskończone są niespodzianki Pana, gdyż niezliczone są reakcje ludzi [na dary Boże]. Ujrzycie pogan osiągających życie wieczne i Samarytan biorących Niebo w posiadanie. Ujrzycie też czystych Izraelitów, Moich naśladowców, jak utracą Niebo i Życie wieczne. (III [cz. 3-4], 145: 20 września 1945. A, 6478-6505)

   Un uomo, essendo in procinto di fare un lungo viaggio e una lunga assenza, chiamò tutti i suoi servi e consegnò a loro tutti i suoi beni. A chi diede cinque talenti d'argento, a chi due d'argento, a chi uno solo d'oro. A ciascuno a seconda del suo grado e della sua abilità. E poi partì. Ora, il servo che aveva avuto cinque talenti d'argento andò a negoziare con accortezza i suoi talenti, e dopo qualche tempo essi gliene procurarono altri cinque. Quello che aveva avuto due talenti d'argento fece lo stesso e raddoppiò la somma avuta. Ma quello al quale il padrone aveva più dato – un talento d'oro schietto – preso dalla paura di non saper fare, dei ladri, di mille cose chimeriche, e soprattutto dall'infingardia, fece una grande buca in terra e vi nascose il denaro del suo padrone. Passarono molti e molti mesi e tornò il padrone. Chiamò subito i suoi servi perché rendessero il denaro avuto in deposito. Venne quello che aveva avuto cinque talenti d'argento e disse: "Ecco, mio signore. Tu me ne desti cinque. Io, parendomi male di non fare fruttare quanto mi avevi dato, mi sono industriato e ti ho guadagnato altri cinque talenti. Di più non ho potuto...". "Bene, molto bene, servo buono e fedele. Sei stato fedele nel poco, volonteroso e onesto. Ti darò autorità su molto. Entra nella gioia del tuo signore". Poi venne l'altro dei due talenti e disse: "Mi sono permesso di usare i tuoi beni per tuo utile. Ecco qui i conti che ti mostrano come ho usato il tuo denaro. Vedi? Erano due talenti d'argento. Ora sono quattro. Sei contento, mio signore?". E il padrone dette al servo buono la stessa risposta data al primo servo. Venne per ultimo quello che, godendo della massima fiducia del padrone, aveva avuto dallo stesso il talento d'oro. Lo svolse dalla sua custodia e disse: "Tu mi hai affidato il maggior valore, perché mi sai prudente e fedele, così come io so che tu sei intransigente ed esigente e che non tolleri perdite nel tuo denaro, ma se disgrazia ti incoglie ti rifai su chi ti è prossimo, perché in verità mieti dove non hai seminato e raccogli dove non hai sparso, non condonando uno spicciolo al tuo banchiere o al tuo fattore, per nessuna ragione. Tanto deve essere il denaro quanto tu dici. Ora io, temendo di sminuire questo tesoro, l'ho preso e l'ho nascosto. Non mi sono fidato di nessuno, neppure di me stesso. Ora l'ho dissotterrato e te lo rendo. Eccoti il tuo talento". "O servo iniquo ed infingardo! In verità tu non mi hai amato, poiché non mi hai conosciuto e non hai amato il mio benessere perché l'hai lasciato inerte. Hai tradito la stima che avevo posta in te, e da te stesso ti smentisci, ti accusi e condanni. Tu sapevi che io mieto dove non ho seminato e raccolgo dove non ho sparso. E perché allora non hai fatto che io potessi mietere e raccogliere? Così rispondi alla mia fiducia? Così mi conosci? Perché non hai portato il denaro ai banchieri, che lo avrei al ritorno ritirato con gli interessi? A questo con particolare cura ti avevo istruito, e tu, stolto infingardo, non ne hai fatto conto. Ti sia dunque levato il talento e ogni altro bene e sia dato a quello che ha i dieci talenti". "Ma colui ne ha già dieci, mentre questo ne resta privo...", gli obbiettarono. "Bene sta. A chi ha e, su quanto ha, lavora, sarà dato più ancora e fino alla sovrabbondanza. Ma a chi non ha, perché non volle avere, sarà tolto anche quello che gli fu dato.
   Riguardo al servo disutile, che ha tradito la fiducia mia e lasciato inerti i doni datigli, gettatelo fuori dalla mia proprietà e vada piangendo e rodendosi in cuor suo.
   Questa è la parabola. Come tu vedi, o rabbi, a chi più aveva meno restò, perché non seppe meritare di conservare il dono di Dio. E non è detto che uno di quelli che tu chiami discepoli solo di nome, aventi ben poco da negoziare perciò, e anche fra chi, ascoltandomi solo per accidente, come tu dici, e avendo per unica moneta l'anima, non giungano ad avere il talento d'oro, e i frutti dello stesso anche, che verrà levato ad uno dei più beneficati. Infinite sono le sorprese del Signore, perché infinite sono le reazioni dell'uomo. Vedrete gentili giungere alla Vita eterna e samaritani possedere il Cielo, e vedrete israeliti puri e seguaci miei perdere il Cielo e l'eterna Vita. (4, 281)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

niedziela, 22 grudnia 2019

(85) Żywoty Świętych: Gertruda z Nijvel

Żywot Ś. Gertrudy dziewice,
pisany od tego który sam jej świątobliwości świadom.
Surius Tom. 2. Molanus in tribus libris de eius vita,
Nivellae Brabantiae. Żyła około roku Pańsk. 650.1

   Z rodzaju zacnego, nie potrzebno się zalecać ma Gertruda święta – gdyż wszytka Europa zacności jej i rodziców świadoma. Ojca miała Pipina, a matkę Itanę, u których bogobojnie wychowana jest – tak iż z młodości Bogu i ludziom miła, inne swoje rówienniczki w cnotach przechodziła. A do opuszczenia świata, i do naśladowania rady Chrystusowej, i żywota Chrześciańskiej doskonałości, taki naprzód początek miała. Gdy ociec jej Pipinus króla Francuskiego Dagoberta u siebie w domu hojnie czestował – syn książęcia Austrazjańskiego młodzieniec zacny, tam przyjachawszy, o Gertrudę do małżeństwa prosił. Wstawiał się król za nim pilnie, i prosił aby Panna z matką przywiedziona była. Przyszły niewiedząc o tym, co się działo – i przy stole spytał sam król Gertrudy – jeśliżeby za onego młodzieńca iść, i jego małżonką być chciała? 2Ona zaraz i pod przysięgą zarzekła się, mówiąc: ani tego, ani żadnego na świecie za męża mieć niechcę, jedno samego Chrystusa, Boga i Pana mego. Od tego czasu P. Bóg jej dał wielką stateczność w świętym przedsięwzięciu. A gdy ociec jej Pipinus umarł – została przy matce błogosławionej Itanie – z którą wespołek do żywota pobożnego i doskonałego się pobudzając – w bojaźni Bożej kwitnęły. A gdy matka jej z imiony i z innymi świeckimi trudnościami miała wiele niepokojów, myśląc też i o wychowaniu i postanowieniu córki swej – z zrządzenia Bożego trafił się w dom jej biskup, mąż Boży Amandus, słowo jej Boże opowiadając – 3i radził jej, aby dla siebie i dla córki swej klasztor Panieński zbudowała. A ona zbawienną radę ochotnym sercem przyjmując – 4do tego się pokwapiła, i na to obracając wszytkę majętność swoję, i zbudowawszy klasztor Niwelleński w Brabancjej, w nim się sama i z córką swoją Panu Bogu oddała – i pokrycie święte, to jest zakonny ubiór przyjęła.
   Barzo tym czart obrażony był, i wiele ludzi naprawował, którzy jej serce odmienić, abo więc córkę z klasztoru wyjąć chcieli. I przeto wiele jej krzywd czynili, i imiona jej wydzierali, tak iż drugdy potrzeb na swoje i na córki swej wyżywienie mieć nie mogła. A żeby wszytkim około córki swej nadzieję odjęła – wziąwszy nożyczki, sama jej warkocze porzezała, i głowę jej ostrzygła. Była temu barzo rada panienka ś. Gertruda, iż do tego, czego dawno pragnęła, P. Bóg jej przyść dał – iż na wieczną czystość i żywot bogomyślny służby Chrystusowej, oddaną i poświęconą być miała. Za tym jej dał P. Bóg pokój od nieprzyjaciół jej – i czart posromoconym został. A ś. Gertruda córka, do rąk Chrystusowych kapłanom z inymi panienkami przez matkę oddana, poświęcenie i ślub jawny czystości swej uczyniła, i Małżonkowi wiecznemu kościelnymi obrządki jest poślubiona. 5A iż była postępków statecznych, w słowiech mierną, a w młodym ciele stare obyczaje mającą, i wiele miłością Chrystusa Oblubieńca swego zapaloną – piękna na twarzy, ale na duszy piękniejsza – w postach, w modlitwach i w miłosierdziu ku bliźnim nad inne przedniejsza – uczyniła ją matka starszą nad wszytkimi, których była nazbierała, panienkami.
   Na tym urzędzie barzo się statecznie, i duszom ludzkim pożytecznie zachowała. Dla śpiewania kościelnego, które panienkom służy, i dla onych spraw zakonnych, 6po księgi aż do Rzymu posłały, i inne rzeczy mądrze i ostrożnie z matką stanowiły. Przyszedł czas matce, iż się z światem tym we dwunaście lat po mężu swym rozstała. Gdy na ś. Gertrudę sprawa wszystka i rząd klasztorny przyszedł – 7myśliła sobie jakoby się od spraw gospodarskich ułacnić, a gęstszą i ustawiczną bogomyślnością, w modlitwie, w postach, i w czytaniu Pisma Ś. i w rozmyślaniu spraw Bożych, i królestwa przyszłego, zabawić mogła. Tedy na sprawowanie imion, braciej wiernej, a na domowe gospodarstwo sióstr używała, aby jej pracej onej pomagały – i tak więcej do nabożeństwa i czytania czasu mając, prawie się wszytkiego Pisma Ś. na pamięć nauczyła – i duchownego w nim rozumienia i skrytych tajemnic z Ducha Bożego sięgała, i drugim wykładała. 8Z majętności od matki zostawionej budowała kościoły i szpitale kosztem wielkim – opatrowała wdowy, sieroty, pielgrzymy, więźnie i kapłany – wszytkim dostatek dając. Raz gdy się u ołtarza za świętego Syksta męczennika modliła – koło nad nią ogniste i jasne przez puł godziny stało, i kościół wszytek oświecało. Com ja sam z ust jej słyszał – gdy to w pokorze i w prostocie powiadała. I drugi raz inne panny, taką nad nią światłość widziały.
   W potrzebach klasztornych posłała niektóre sługi za morze – gdzie gdy w nawałność morską wpadli – wspomniawszy na modlitwy Gertrudy świętej, za nimi wybawieni z niebezpieczeństwa zostali. A potym na tejże drodze ujźrzeli z daleka jakoby barzo wielki okręt, a ono z boku do nich idzie – i gdy blisko był, morze się srodze przed nim wzburzyło – 9i obaczą grzbiet srogiej bestiej Wieloryba, nad podziwienie i wiarę więtszego – a już zwątpili o sobie (bo je jednym kinieniem przewrócić mógł) i poczęli oni słudzy ś. Gertrudy wołać: Gertrudo pomóż nam jakoś obiecała. Co gdy trzeci raz zawołali, wnet bestia ona na głębinę poszła, a morze się uspokoiło, i tego dnia do portu przypłynęli. To mi ten powiedział, który sam przy tym był.
   Gdy świętej Gertrudy zdrowie służbą Bożą stargane, słabsze być, i chorób więcej nabierać się poczęło, i z objawienia Boskiego bliski swój koniec widziała – prosiła sióstr aby inną sobie starszą obrały – i obrały krewną jej Wilfetrudę, którą Gertruda święta z pieluch wychowała, i służby Bożej, i zakonnego ćwiczenia nauczyła. 10Dwadzieścia lat w ten czas miała, a była starych Francuskich królów potomkiem ta Wilfetruda. Wiele się królów i królowych, i Biskupów niebacznych, o to starało, aby była mocą z klasztoru wzięta – ale namówić jej żadne stworzenie nie mogło. I dla tego imiona które na klasztor obracała, odejmowali jej i wydzierali. Lecz ta panienka swym statkiem i cierpliwością, tak wszytki nieprzyjaciele za pomocą Bożą uskromiła, iż z nich wielkie pomocniki i obrońce na potym miała. Gdy tedy ś. Gertruda urząd jej przełożeństwa podała – przez trzy lata sama się modlitwą i nauką a napominaniem sióstr z słowa Bożego bawiła – wszytką myślą w niebieskich zabawach będąc, ciałem tu tylo zostawała – a z nadzieje się swej weseląc, ochotnie godziny zeszcia swego czekała. Ciało swe posty i włosiennicą trudziła, i schorzałym członkom swoim nie przepuszczając. Prosiła aby po jej śmierci na jej ciało żadnej rzeczy, okrom włosiennice a starego sukna, które miała, nie kładziono – ani płótna, ani żadnej rzeczy bawełnianej, ani jedwabnej.
   11A gdy przyszedł czas jej z tego świata rozstania – posłała do jednego przychodnia zakonnika, w klasztorze Fossneńskim, na imię Ultana, z tymi słowy: Dziewica Chrystusowa Gertruda posyła do ciebie, pytając którego dnia ma wyniść z tego świata? Bo się barzo, prawi, tej godziny boję, i barzo się też z niej weselę. 12I odpowiedział Ultanus: Jutro we Mszą dziewica Chrystusowa Gertruda z ciała wynidzie – a powiedz jej, aby się nic nie bała – ale niech z weselim idzie, bo ją święty Patrycjus Biskup z wielkim pocztem Aniołów poprowadzi. Spyta on poseł – jeśli mu to Pan Bóg objawił. A on rzekł: idź rychło, bądź tego pewien, co mówię, a czego chcesz więcej? Tedy bieżał on sługa, i wszytko powiedział ś. Gertrudzie. A ona gorącym sercem, polewając jagody swoje ciepłymi łzami, dziękowała Panu Bogu, iż ją przez sługę swego pocieszyć raczył. A całą noc z siostrami na modlitwie trwając, i rano nazajutrz Ciało i Krew przenaświętszą Pana naszego przyjmując – prawie we Mszą przed południem, gdy kapłan Sekretę mówił, Panu Boga ducha oddała, Roku Pańskiego, 664. – żyła lat trzydzieści i trzy. Po śmierci cudy wielkimi u jej grobu wsławiona jest od Pana Boga – i łóżka jej dotykanie z wiela niemocy, jej świętą przyczyną, ludzie wybawiało – na cześć wieczną Oblubieńcu jej Chrystusowi – który sobie takie poświęca, aby z Nim królowali, a piosnkę onę osobną czystości śpiewali, a za nim chodzili na wieki wiekom. Amen.

   13Jeszcze do tego czasu to czyste nasienie ś. Gertrudy i matki jej trwa i kwitnie w Flandriej, i z wielką sławą kwiatu panieńskiego, i z pożytkiem Kościoła Bożego – którego w tej tam stronie, od heretyctwa i miecza ich, osobną opatrznością swoją Pan Bóg bronić raczył14 – i za modlitwami takich panienek, którym niegdy Grzegorz ś. obronę Rzymu i okolicznych państw od Longobardów przypisował. Błogosławione to panienki, które na tym świecie, w ciele, nie cielesny, a w ludzkiej ułomności, Anielski żywot wiodą – a czyste modlitwy swe, za Kościół Boży i potrzeby jego, we dnie i w nocy P. Bogu ofiarują.

1  XX. Martii. Marca. Mart. R. 17. Martii.
Ślub czystości uczyniła przed królem.
Rada Biskupa Amanda.
Matka ś. Gertrudy klasztor założyła, i sama z córką na czysty się żywot oddała Panu Bogu.
Gertruda ś. starszą uczyniona.
Do Rzymu po księgi kościelnego śpiewania posłały.
Ułacniła się od gospodarskich spraw.
Jałmużny ś. Gertrudy.
Wieloryb morski.
10  Wilfetruda rodu królewskiego starsza klasztoru po Gertrudzie ś.
11  O czas śmierci do jednego zakonnika pytać posłała.
12  Ultanus miał objawienie od Pana Boga o godzinie śmierci ś. Gertrudy.
13  Obrok duchowny.
14  Czytaj w żywocie ś. Grzegorza.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

sobota, 21 grudnia 2019

(131) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Pójście za Chrystusem

   37 Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. 38 Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. (Mt 10,37-38)

   25 A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: 26 «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. 27 Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
   28 Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? 29 Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: 30 Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
   31 Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? 32 Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
   33 Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem». (Łk 14,25-33)

   37 Ὁ φιλῶν πατέρα ἢ μητέρα ὑπὲρ ἐμὲ οὐκ ἔστιν μου ἄξιος, καὶ ὁ φιλῶν υἱὸν ἢ θυγατέρα ὑπὲρ ἐμὲ οὐκ ἔστιν μου ἄξιος· 38 καὶ ὃς οὐ λαμβάνει τὸν σταυρὸν αὐτοῦ καὶ ἀκολουθεῖ ὀπίσω μου, οὐκ ἔστιν μου ἄξιος. (Mt 10,37-38)

   25 Συνεπορεύοντο δὲ αὐτῷ ὄχλοι πολλοί, καὶ στραφεὶς εἶπεν πρὸς αὐτούς· 26 εἴ τις ἔρχεται πρός με καὶ οὐ μισεῖ τὸν πατέρα ἑαυτοῦ καὶ τὴν μητέρα καὶ τὴν γυναῖκα καὶ τὰ τέκνα καὶ τοὺς ἀδελφοὺς καὶ τὰς ἀδελφὰς ἔτι τε καὶ τὴν ψυχὴν ἑαυτοῦ, οὐ δύναται εἶναί μου μαθητής. 27 ὅστις οὐ βαστάζει τὸν σταυρὸν ἑαυτοῦ καὶ ἔρχεται ὀπίσω μου, οὐ δύναται εἶναί μου μαθητής.
   28 Τίς γὰρ ἐξ ὑμῶν θέλων πύργον οἰκοδομῆσαι οὐχὶ πρῶτον καθίσας ψηφίζει τὴν δαπάνην, εἰ ἔχει εἰς ἀπαρτισμόν; 29 ἵνα μήποτε θέντος αὐτοῦ θεμέλιον καὶ μὴ ἰσχύοντος ἐκτελέσαι πάντες οἱ θεωροῦντες ἄρξωνται αὐτῷ ἐμπαίζειν 30 λέγοντες ὅτι οὗτος ὁ ἄνθρωπος ἤρξατο οἰκοδομεῖν καὶ οὐκ ἴσχυσεν ἐκτελέσαι. 31 Ἢ τίς βασιλεὺς πορευόμενος ἑτέρῳ βασιλεῖ συμβαλεῖν εἰς πόλεμον οὐχὶ καθίσας πρῶτον βουλεύσεται εἰ δυνατός ἐστιν ἐν δέκα χιλιάσιν ὑπαντῆσαι τῷ μετὰ εἴκοσι χιλιάδων ἐρχομένῳ ἐπ’ αὐτόν; 32 εἰ δὲ μή γε, ἔτι αὐτοῦ πόρρω ὄντος πρεσβείαν ἀποστείλας ἐρωτᾷ τὰ πρὸς εἰρήνην. 33 οὕτως οὖν πᾶς ἐξ ὑμῶν ὃς οὐκ ἀποτάσσεται πᾶσιν τοῖς ἑαυτοῦ ὑπάρχουσιν οὐ δύναται εἶναί μου μαθητής. (Łk 14,25-33)

   Tłum wypełnia krużganki bardzo przestronne i bardzo wysokie. Słuchają pouczeń rabinów. Jezus idzie w kierunku miejsca, gdzie widzi dwóch apostołów i dwóch uczniów, których wysłał przed Sobą. Zaraz wiele osób, które były tu i tam na marmurowym dziedzińcu wypełnionym ludźmi, otacza Jego, apostołów i uczniów. Ciekawość jest tak wielka, że niektórzy uczniowie rabinów – nie wiem, czy spontanicznie, czy też wysłani przez swych mistrzów – podchodzą do kręgu otaczających ściśle Jezusa, który pyta niespodzianie:
   «Dlaczego tłoczycie się wokół Mnie? Powiedzcie. Macie rabbich znanych i mądrych, dobrze widzianych przez wszystkich. Ja jestem Nieznanym i Źle widzianym. Dlaczegóż więc przychodzicie do Mnie?»
   «Bo Cię kochamy...» – mówią niektórzy.
   A inni: «Bo Ty masz słowa inne niż wszyscy.»
   Jeszcze inni: «Aby ujrzeć Twoje cuda.»
   «Bo Ty jeden masz słowa życia wiecznego i [czynisz] dzieła, które odpowiadają słowom...»
   I wreszcie: «Bo chcemy przyłączyć się do Twoich uczniów.»
   Jezus patrzy na ludzi, którzy się odzywają, jakby chciał przeszyć ich wzrokiem, żeby wyczytać ich najskrytsze uczucia. Niektórzy z nich, nie wytrzymując tego spojrzenia, odchodzą lub ukrywają się dobrze za jakąś kolumną lub za wyższymi od siebie.
   Jezus znowu zabiera głos:
   «Czy wy jednak wiecie, co oznacza i czego wymaga pójście za Mną? Odpowiem tylko na te słowa, gdyż [sama] ciekawość nie zasługuje na odpowiedź. Ten, kto odczuwa głód Moich słów, daje Mi w rezultacie swą miłość i pragnie przyłączyć się do Mnie. Pośród tych, którzy mówili, są dwie grupy: ciekawscy, którymi się nie zajmuję, oraz chętni, których bez oszukiwania pouczam o surowości tego powołania.
   Pójść za Mną jako uczeń znaczy wyrzec się wszelkich miłości dla jednej miłości: Mojej. [Trzeba wyzbyć się] miłości egoistycznej wobec siebie, miłości grzesznej do bogactw, zmysłowości lub władzy; miłości szlachetnej wobec małżonki, miłości świętej wobec matki, ojca, miłości czułej do dzieci i rodzeństwa oraz miłości ze strony dzieci i rodzeństwa. Wszystko musi ustąpić przed Moją miłością, jeśli chce się należeć do Mnie. Zaprawdę powiadam wam, że Moi uczniowie muszą być bardziej wolni niż ptaki, które fruwają po niebie; bardziej wolni niż wiatry przemierzające przestrzenie, a nikt ich nie zatrzyma: nikt ani nic. [Powinni być] wolni, bez ciężkich łańcuchów, bez więzów miłości cielesnej, nawet bez pajęczych nitek najbardziej delikatnych przeszkód. Duch jest jak delikatny motyl zamknięty w ciężkim kokonie ciała. Jego lot może być obciążony, a nawet całkiem zatrzymany, przez działanie mieniącej się barwami tęczy i nieuchwytnej sieci pajęczej, sieci zmysłowości, braku wspaniałomyślności w ofierze. Ja chcę wszystkiego, bez zastrzeżeń. Duch potrzebuje tej wolności dawania, tej wspaniałomyślności dawania, żeby móc być pewnym, że go nie pochwyci pajęcza sieć uczuć, przyzwyczajeń, rozmyślań, obaw, rozciągniętych jak nitki tej straszliwej sieci, jaką jest szatan, złodziej dusz.
   Jeśli kto chce przyjść do Mnie, a nie ma w świętej nienawiści swego ojca, swojej matki, swojej żony, swoich dzieci, swoich braci i sióstr i nawet swego życia, nie może być Moim uczniem. Powiedziałem: „w świętej nienawiści”. Wy w waszych sercach mówicie sobie: „On uczy nienawiści, a przecież ona nigdy nie jest święta. Zatem On Sobie zaprzecza”. Nie. Ja Sobie nie zaprzeczam. Powiedziałem, żeby znienawidzić ociężałość miłości, cielesną gwałtowność miłości do ojca i matki, do żony i dzieci, do braci i sióstr, i do samego życia. Z drugiej zaś strony nakazuję kochać krewnych i życie z lekkością wolności, właściwej duchom. Kochajcie ich w Bogu i ze względu Boga, nigdy nie stawiając Boga po nich, zajmując się i troszcząc o doprowadzenie ich tam, gdzie doszedł uczeń, czyli do Boga Prawdziwego. I tak będziecie kochać w sposób święty krewnych i Boga, godząc dwie miłości. Uczynicie z więzów krwi nie obciążenie, lecz skrzydła, nie winę, lecz sprawiedliwość.
   Macie być gotowi znienawidzić nawet wasze życie, żeby pójść za Mną. Ma w nienawiści swe życie ten, kto bez lęku, że je utraci lub że stanie się ono po ludzku smutne, poświęca je na Moją służbę. To jednak tylko pozorna nienawiść. To uczucie, które myśl człowieka – nie potrafiącego się wznieść, człowieka ziemskiego tylko, niewiele wyższego od zwierzęcia – niewłaściwie nazywa „nienawiścią”. W rzeczywistości ta pozorna nienawiść – która jest odrzuceniem zmysłowych zaspokojeń w życiu, aby dawać coraz większe życie duchowi – jest miłością.
   To miłość, najwznioślejsza z istniejących, najbardziej błogosławiona. To odrzucenie niskich zaspokojeń, to zakazanie [sobie] zmysłowości uczuć, to narażenie się na wymówki i komentarze niesprawiedliwe, kary, oddalenia, przekleństwa i być może prześladowania, to łańcuch cierpień. Trzeba je jednak objąć i nałożyć jak krzyż, jak szubienicę, na której wynagradza się za wszystkie przeszłe winy, żeby iść do Boga usprawiedliwionym. Dzięki temu uzyskuje się od Boga wszelką łaskę – prawdziwą, mocną, świętą – dla tych, których kochamy. Kto nie niesie swego krzyża i nie idzie za Mną, kto nie potrafi tego czynić, nie może być Moim uczniem.
   Myślcie o tym wiele, wiele, wy, którzy mówicie: „Przyszliśmy, bo chcemy się przyłączyć do Twoich uczniów.” To nie wstyd, lecz mądrość osądzić siebie, ocenić i wyznać sobie oraz innym: „Nie ma we mnie materiału na ucznia”. I cóż? [Nawet] poganie, dzięki jednemu z ich pouczeń, widzą konieczność „poznania samego siebie”, a wy, Izraelici, aby zdobyć Niebo, nie umielibyście tego uczynić?
   Pamiętajcie zawsze o tym, że błogosławieni są ci, którzy przyjdą do Mnie. Jednak zamiast przyjść, żeby zdradzić Mnie i Tego, który Mnie posłał, lepiej nie przychodzić wcale i pozostać synem Prawa, jakim był dotąd każdy z was.
   Biada tym, którzy powiedziawszy: „Idę”, szkodzą Chrystusowi, zdradzają ideę chrześcijańską, gorszą małych, ludzi szlachetnych! Biada im! A jednak będą tacy, zawsze będą!
   Naśladujcie człowieka pragnącego wybudować wieżę. Rozpoczyna on od uważnego obliczania koniecznych wydatków, od przeliczania swoich pieniędzy dla stwierdzenia, czy ma za co ukończyć [budowę], żeby po postawieniu fundamentów nie musiał zawiesić prac z powodu braku pieniędzy. W tym bowiem wypadku straciłby nawet to, co posiadał wcześniej, pozostając bez wieży i bez talentów. W zamian zaś ściągnąłby na siebie szyderstwa ludzi, którzy by mówili: „Rozpoczął budować, a nie umie skończyć. Teraz może sobie napełnić żołądek ruinami swej niedokończonej budowli”.
   Naśladujcie też królów ziemi. Niech biedne wydarzenia tego świata posłużą do nadprzyrodzonego pouczenia. Kiedy chcą wypowiedzieć wojnę innemu królowi, rozważają wszystko spokojnie i uważnie. [Badają] za i przeciw, zastanawiają się, żeby wiedzieć, czy korzyść ze zdobyczy jest warta ofiary życia ich poddanych. Zastanawiają się, czy możliwe jest zdobycie tego miejsca, czy ich oddziały, o połowę mniejsze od wojsk ich rywala – nawet jeśli są o wiele waleczniejsze – zdołają zwyciężyć. Myśląc zaś słusznie – że nie jest prawdopodobne, żeby dziesięć tysięcy pokonało dwadzieścia tysięcy – zanim dochodzi do potyczki, wysyłają do przeciwnika poselstwo z bogatymi darami i uspokajają rywala już zaniepokojonego ruchami oddziałów [wrogich wojsk]. Rozbrajają go przez zaświadczenie o przyjaźni i sprawiają, że znikają podejrzenia. Zawierają z nim układ pokojowy, zaprawdę zawsze korzystniejszy niż wojna, tak dla [życia czysto] ludzkiego jak i duchowego.
   W taki sposób powinniście działać, zanim rozpoczniecie nowe życie i i stawicie czoła światu. Bycie Moim uczniem tego wymaga: iść na przekór burzliwemu i gwałtownemu prądowi świata, ciała, szatana. Jeśli nie czujecie odwagi, żeby wszystko odrzucić z miłości do Mnie, nie przychodźcie do Mnie, gdyż nie możecie być Moimi uczniami». (III [cz. 3-4], 145: 20 września 1945. A, 6478-6505)

   I porticati, vastissimi e altissimi, sono pieni di popolo che ascolta le lezioni dei rabbi. Gesù si dirige al punto dove vede fermi i due apostoli e i due discepoli mandati avanti. Subito si fa cerchio intorno a Lui, e agli apostoli e discepoli si uniscono anche altre numerose persone che erano sparse nell'affollato cortile marmoreo. La curiosità è tale che anche alcuni allievi di rabbi, non so se spontaneamente o se perché mandati dai maestri, si accostano al cerchio stretto intorno a Gesu.
   Gesù chiede a bruciapelo: «Perché intorno a Me vi pigiate? Ditelo. Avete rabbi noti e sapienti, benvisti da tutti. Io sono l'Ignoto e il Malvisto. Perché allora venite a Me?».
   «Perché ti amiamo», dicono alcuni, ed altri: «Perché hai parole diverse dagli altri», ed altri ancora: «Per vedere i tuoi miracoli», e: «Perché di Te abbiamo sentito parlare», e: «Perché Tu solo hai parole di vita eterna e opere corrispondenti alle parole», e infine: «Perché vogliamo unirci ai tuoi discepoli».
   Gesù guarda la gente man mano che parla, quasi volesse trafiggerla con lo sguardo per leggerne le più occulte sensazioni; e qualcuno, non resistendo a quello sguardo, si allontana o, quanto meno, si nasconde dietro a una colonna o a gente più alta di lui.
   Gesù riprende: «Ma sapete voi cosa vuol dire e vuole essere venire dietro a Me? Io rispondo a queste sole parole, perché non merita risposta la curiosità e perché chi ha fame delle mie parole è, di conseguenza, di Me amante e desideroso di unirsi a Me. Perciò, fra chi ha parlato, vi sono due gruppi: i curiosi che trascuro, i volonterosi che ammaestro senza inganno sulla severità di questa vocazione. Venire a Me come discepolo vuol dire rinuncia di tutti gli amori a un solo amore: il mio. Amore egoista verso se stessi, amore colpevole verso le ricchezze o il senso o la potenza, amore onesto verso la sposa, santo verso la madre, il padre, amore amabile dei e ai figli e fratelli, tutto deve cedere al mio amore se si vuole essere miei. In verità vi dico che più liberi di uccelli spazianti nei cieli devono essere i miei discepoli, più liberi dei venti che scorrono i firmamenti senza che nessuno li trattenga, nessuno e nessuna cosa. Liberi, senza catene pesanti, senza lacci d'amore materiale, senza neppure le ragnatele sottili delle più lievi barriere. Lo spirito è come una delicata farfalla serrata dentro al bozzolo pesante della carne, e può appesantirne il volo, o arrestarlo del tutto, anche l'iridescente e impalpabile tela di un ragno: il ragno della sensibilità, della ingenerosità nel sacrificio. Io voglio tutto, senza riserve. Lo spirito abbisogna di questa libertà di dare, di questa generosità di dare, per poter esser certo di non essere impigliato nella ragnatela delle affezioni, consuetudini, riflessioni, paure, tese come tanti fili da quel ragno mostruoso che è Satana, rapinatore di anime. Se uno vuol venire a Me e non odia santamente suo padre, sua madre, sua moglie, i suoi figli, i suoi fratelli e le sue sorelle, e persino la sua vita, non può esser mio discepolo. Ho detto "odia santamente". Voi in cuor vostro dite: "L'odio, Egli lo insegna, non è mai santo. Perciò Egli si contraddice". No. Non mi contraddico. Io dico di odiare la pesantezza dell'amore, la passionalità carnale dell'amore al padre e madre, e sposa e figli, e fratelli e sorelle, e alla stessa vita, ma anzi ordino di amare, con la libertà leggera che è propria degli spiriti, i parenti e la vita. Amateli in Dio e per Dio, non posponendo mai Dio a loro, occupandovi e preoccupandovi di portarli dove il discepolo è giunto, ossia a Dio Verità. Così amerete santamente i parenti e Dio, conciliando i due amori e facendo dei legami di sangue non peso ma ala, non colpa ma giustizia.
   Anche la vostra vita dovete esser pronti a odiare per seguire Me. Odia la sua vita colui che, senza paura di perderla o di renderla umanamente triste, la fa servire a Me. Ma non è che una apparenza di odio. Un sentimento erroneamente detto "odio" dal pensiero dell'uomo che non sa elevarsi, dell'uomo tutto terrestre, di poco superiore al bruto. In realtà questo apparente odio, che è il negare le soddisfazioni sensuali alla esistenza per dare una sempre più vasta vita allo spirito, è amore. Amore è, e del più alto che esista, del più benedetto. Questo negarsi le basse soddisfazioni, questo interdirsi la sensualità degli affetti, questo procurarsi rimproveri e commenti ingiusti, questo rischiare punizioni, ripudi, maledizioni e forse anche persecuzioni, è una sequela di pene. Ma occorre abbracciarle e imporsele come una croce, un patibolo sul quale si espia ogni passata colpa per andare giustificati a Dio, e dal quale si ottiene ogni grazia, vera, potente, santa grazia di Dio per coloro che noi amiamo.
   Chi non porta la sua croce e non viene dietro a Me, chi non sa fare questo, non può essere mio discepolo. Pensateci dunque molto, molto, voi che dite: "Siamo venuti perché vogliamo unirci ai tuoi discepoli". Non è vergogna ma sapienza pesarsi, giudicarsi e confessare, a se stessi e agli altri: "Io non ho stoffa di discepolo". E che? I pagani hanno a base di un loro insegnamento la necessità di "conoscere se stessi"; e voi israeliti, per conquistare il Cielo, non lo sapreste fare? Perché, ricordatevelo sempre, beati quelli che verranno a Me. Ma piuttosto che venire per poi tradire Me e Colui che mi ha mandato, meglio è non venire affatto e rimanere i figli della Legge come fin qui foste. Guai a coloro che, avendo detto: "Vengo", portano poi danno al Cristo essendo i traditori dell'idea cristiana, gli scandalizzatori dei piccoli, dei buoni! Guai a loro! Eppure vi saranno, e sempre vi saranno! Imitate perciò colui che vuole edificare una torre. Prima calcola attentamente la spesa necessaria e fa i conti del suo denaro per vedere se ha di che portarla a termine, perché, terminate le fondamenta, non debba sospendere i lavori non avendo più denaro. In questo caso perderebbe anche quanto aveva prima, rimanendo senza torre e senza talenti, e in cambio si attirerebbe le beffe del popolo che direbbe: "Costui ha cominciato a fabbricare senza poter finire. Ora può empirsi lo stomaco delle rovine della sua incompiuta fabbrica. Imitate ancora i re della Terra, facendo servire i poveri avvenimenti del mondo a insegnamento soprannaturale. Costoro, quando vogliono muovere guerra ad un altro re, esaminano con calma e attenzione ogni cosa, il pro e il contro, meditano se l'utile della conquista valga il sacrificio delle vite dei sudditi, studiano se è possibile conquistare quel luogo, se le loro milizie, inferiori della metà a quelle del rivale, anche se più combattive, possono vincere; e giustamente pensando che è improbabile che diecimila vincano ventimila, prima che avvenga lo scontro mandano incontro al rivale una ambasceria con ricchi doni e, ammansendo il rivale, già insospettito dalle mosse militari dell'altro, lo disarmano con prove di amicizia, ne annullano i sospetti e fanno con esso trattato di pace, in verità sempre più vantaggioso, tanto umanamente che spiritualmente, di una guerra.
   Così dovete fare voi prima di iniziare la nuova vita e di schierarvi contro il mondo. Perché questo è essere miei discepoli: andare contro la turbinosa e violenta corrente del mondo, della carne, di Satana. E, se non sentite in voi il coraggio di rinunciare a tutto per amor mio, non venite a Me perché non potete essere miei discepoli». (4, 281)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001