niedziela, 1 grudnia 2019

(83) Żywoty Świętych: Abramius

Żywot Ś. Abramiusa,
pisany od ś. Efrema i Metafrasta. Żył około roku Pańskiego, 330. Surius Tom. 2.1

   Abramius rodziców uczciwych i bogobojnych, z młodu oświecony łaską Boską, im więtsze cnoty po sobie pokazował, tym więcej od rodziców był miłowan – których gdy podrósł, miłość wrodzona pobudzała, aby się z jego potomstwa cieszyli, a w małżeństwie go świętym prędko widzieli. 2Ale już on był sobie, abo raczej Duch Boży w nim, rzeczy świeckie obrzydził – iż mu się być jedną baśnią a komedią i cieniem wszytko tu na ziemi zdało – i nie miał wolej ani żoną, ani temi obchody świeckimi zabawiać żywota swego. Lecz długo proszony i z płaczem od rodziców – pomniąc iż czcić je Pan Bóg kazał – obrazić ich nie śmiejąc, małżonkę wziąć przyzwolił. Gdy już wesele kila dni trwało, dnia tego którego oblubienica do łożnice jego wprowadzona być miała – u stołu z oblubienicą w wielkim dostatku i hojności siedząc – widział na oko jakąś dziwną światłość, tak rozkoszną, i ku Boskim a niebieskim rzeczom myśl zapalającą – i inne mu wieczne wesele ukazującą – iż barzo z wielką tesknością końca obiadu doczekać mógł. 3Skoro się jedzenie skończyło, potajemnie się z domu wykradł – i trafiwszy na jednę chałupkę abo cellę blisko miasta, która mu pokój obiecowała, w niej się zataił – na swoje z światem i jego zabawami rozstanie. A pochwili zstanie się w domu ojca jego kłopot wielki – o młodzieńcu goście się wszyscy proszeni i przyjaciele pytają, a jego nie najdują – tak długo, aż wspomnią rodzicy na jego pierwsze przedsięwzięcie – a jako się nie z chucią do małżeństwa, ale więcej z prośby ich i usiłowania skłonił – i zrozumieją zaraz, iż zgoła gdzie na puste miejsca abo do klasztoru uszedł.
   Z pilnością szukając, ledwie go dnia siedmnastego naleźli w onej celli, samego jednego – w której aby pokojowi jego i upróżnieniu się na obmyślanie rzeczy Boskich nie przeszkadzali, użył w tym i rodziców i przyjaciół innych – 4a zamknąwszy się, i drzwi zaprawiwszy, jedno tylo okienko, na branie chleba i wody zostawując – przez dziesięć lat modlitwie, postom, i myślom niebieskim służył. Dziesiątego roku rodzicy jego umarli – i spadło nań niemałe dziedzictwo – które on jednemu przyjacielowi zleciwszy – prosił go aby więtszą część ubogim rozdał, a jego w tym ułacnił. Bo ni ocz się więcej nie starał, jedno aby wolną, a temi świata tego sprawami nie obciążoną myśl podnosić mógł na dobra one niebieskie przyszłe. Tak pięknie rozsiawszy dobra świeckie – sam się nawięcej w tej majętności kochał – nic nie mieć, jedno ubogą ciała żywność – wszytkie jego bogactwa były, płaszcz, włosiennica, i rogoża do sypiania, a kusz do wody brania. A im się więcej z majętności świeckiej obnażał – tym sobie więcej bogactwa dusznego przymnażał – nawięcej się na pokorę, i miłość, matkę cnót wszytkich zdobywając. 5Bliźniego zbawienie wielce miłował, a to co z ust jego wychodziło, słodziło dusze, i do cnót świętych je przywodziło – umiał mądrze jako ociec upominać, i w miłości karać – łaskawość wszytka i wdzięczność w nim kwitnęła, która wnętrzne jego postanowienie pokazowała. Przez pięćdziesiąt lat przed śmiercią, zacząwszy ostry żywot, nigdy nic z miary onej nie spuścił – i owszem sam się zawżdy wyścigał, pracej w pokucie sobie przyczyniając.
   Nie godziło się, ani tego P. Bóg dopuścił, aby taka pochodnia leżeć pod ławą a taić się miała – oznajmił go ludziom, i przywiódł do stanu kapłańskiego, i wojny męczeńskiej, takim obyczajem. W Helesponcie u Lampsaku było miasteczko jedno Tenia, w którym ludzie zaślepieni w pogaństwie, nie dali się do wiary Chrześciańskiej przywieść – nic im nie pomogło kazanie, i namowy wiela świętych, i uczonych kapłanów i mnichów – i pogróżki urzędowe sprawić w nich nic nie mogły. Przyszło na myśl Biskupowi onemu, aby do nich Abramiusa posłał, i ich go Apostołem uczynił – dufając łasce Bożej przy nim, iż one ludzie twarde do Pana Boga nawróci. 6Przyszedł sam Biskup z kapłany do jego chałupki – prosi aby kapłanem został, a on urząd pasterski na się przyjął. On się barzo biskupiego przyszcia do siebie wstydząc, prosił, mówiąc: com ja za nędznik przewielebny Biskupie – daj mi się napłakać za grzechy moje. A on mu mówił: używaj a nie zakopywaj darów Bożych – dałci P. Bóg naukę, wymowę, więtszą sobie łaskę u Pana Boga zjednasz, około dusz krwią Jego odkupionych robiąc. A on przedsię wołał: daj mi się za grzechy moje napłakać, na tak wielki urząd godzienem nie jest. 7Tedy go srodze gromić począł Biskup mówiąc: wiele masz cnót synu miły, i darów Boskich, opuściłeś świat, aleć jednej mym zdaniem, nawiętszej cnoty nie dostaje – to jest, abyś swą wolą i samego siebie opuścił, a posłuszeństwo, nawiętsze przykazanie Boże, wypełnił. A on dopiero płacząc, myśl swoję skłaniać do wolej Biskupiej i Bożej począł. A Biskup mu tym więcej przywodził, mówiąc: wielka jest wysługa u Boga, o bliźniego się też, nie tylo o swoje zbawienie starać – i to jest nawiętszy znak miłości ku Bogu, którego po Pietrze ś. Chrystus doznać chciał – 8bo na pokazanie miłości ku sobie, paść mu owce swoje, i starać się o zbawieniu bliźnich, rozkazał. Tedy go do miasta wziąwszy, kapłanem poświęcił, i one dusze złecił, tam go plebanem nad pogany czyniąc.
   Szedł tam z błogosławieństwem biskupim. A mając jeszcze nieco pieniędzy z ojczyzny swej u onego przyjaciela, któremu był rozdawanie jej na ubogie zlecił – 9naprzód w miasteczku onym piękny kościół zmurował wielkim kosztem. I dokonawszy go, prosił P. Boga, aby oświecił ludzie one, a zgromadził do onej owczarniej błędne, wlewając im Ducha swego świętego na wiarę. Ty wiesz, prawi, Panie mój, żemci dobrym sercem tu przyszedł, nic swego nie szukając, jedno czci Twojej. 10Uczyniwszy taką modlitwę, i żarliwością za Boga swego napełniwszy serce, szedł i rozmiatał, posiekał, rozproszył bałwany pogańskie w mieście onym. 11A pogaństwo ono, wiedząc iż to jego była sprawa – uderzyli nań, i wywlekli go z domu i kamieńmi utłukli, i za zabitego odeszli. A święty w pułnocy k sobie przyszedł – i mając za Bożą pomocą jeszcze z to siły, do kościoła zaszedł, i tam za one morderce swoje P. Bogu się modlił, i ofiarę czynił, mówiąc: Nie pomni Panie na grzechy ich – daj im uznanie imienia Twego.
   Po kila dni przyjdą oni pohańcy, oglądać on kościół pięknie zbudowany – i nalazszy Abramiusa ś. w nim, drugi raz go wywlekli, i ubili, i kijmi stłukli, i za umarłego także odeszli. A on wżdy o pułnocy k sobie przyszedł, i wrócił się do kościoła, i jeszcze tym więcej za nie gorącym sercem ręce one stłuczone podnosił, mówiąc: nie pogardzaj dziełem rąk Twoich, Panie – obraz Twój są ci, takżeś za nie krew swoję przelać i umrzeć raczył – użycz im światłości twarzy Twojej – aby Cię spólnie z nami poznawszy chwalili. Jeszcze i trzeci raz także przybieżeli nań, i ukołatali go, włócząc po mieście z wielkim gniewem i furią. A on one rany, kije, kamienie, wzgardy, przez trzy lata cierpiał, za ich się dobro ustawicznie Bogu korzył – a dla krzywdy swej, i zdrowia docześnego, zbawienia ich daleko droższego, i dusz ich nie opuścił, ani czartu ustąpił. Nigdy żadnemu za to źle nie myślił – ale na ich nienawiść kładł miłość – na ich gniew, łaskawość – na ich złorzeczenia, błogosławieństwo – na ich kamienie, modlitwy, jako plastr jaki, pod którym twarde guzy miękczeją.
   12Tak długo ich pięknie upominał, jako ociec syny, iż za darem Bożym czasu jednego, przypatrując się sprawom jego, i cierpliwości, wszyscy się skupiwszy rozmawiali: takeśmy wiele złego temu człowieku uczynili – a patrzcie jako to cierpi. Gdyby on jakiego Boga wiecznego i dobrego nie miał, który mu to płacić ma, dary bez pochyby wielkimi – nigdyby tego nie wytrwał ani cierpiał, aniby się tak o Boga swego zastawiał. A bogowie naszy, patrzcie jako się prędko obalić i zwojować dali, a żaden sobie sam nic nie pomógł. I zawołali spólnie wszyscy: pódźmy upadniem do nóg Abramiusa, a podajmy się nauce jego, i Bogu jego. Szli tedy hurmem wołając: chwała Tobie Jezu Chryste, któryś nam dał pasterza takiego, a oczyś nasze oświecił, od tych nas bałwanów niemych i mocy szatańskiej wybawiając. A on się temu barzo zdziwił – nigdy się tak hojnej łaski Bożej nie spodziewając. I przyjął ich jako ociec syny, i nauczał – i ochrzcił ich zaraz o tysiąc osób – i już jako na bujnej a tak nie rychło sprawionej ziemi, hojne pożytki i dobre żniwo zbierał. I co dzień lepiej je w wierze fundując, i w bogobojności, rok z nimi tak na onym pasterstwie przemieszkał.
   13Po roku bojąc się aby miedzy ludźmi bogomyślności swej nie utracił, a srogości zaczętej życia swego, prze krewkość człowieku wrodzoną nie odmienił – widząc iż już oni ludzie dobrze postanowieni są – cicho uciekł na pustynią. Ludzie w Niedzielę się zebrali, chcąc brać od swego pasterza błogosławieństwo – alić go nie najdą, i długo z smutkiem próżno go szukając, do biskupa bieżeli, żałość mu swoję i osierocenie oznajmując. A biskup także zafrasowany, szukać go kazał – a gdy nie nalazł, kapłanów swoich nabrawszy, służbę Bożą w mieście ich onym postanowił, pasterze im sadząc, i wszytko porządnie stanowiąc. O czym gdy się Abramius dowiedział, dopiero myśl jego ucichła – i ono troskliwe o duszach ludzi onych staranie z serca złożył. Lecz na pustyni onej srogie gabania czartowskie odnosił. 14Raz przyszedł do niego świetnie barzo i w wielkim majestacie, i rzecze mu: błogosławionyś starcze Abrami, nie masz nad cię w drodze Bożej nikogoż doskonalszego. Ale się oszukać pochlebstwem jego nie dał – zawołał nań srogo: stul gębę nieprzyjacielu, Chrystusci milczeć każe – jam jest proch i ziemia ze wszystkich nagrzeszniejszy. Potym i postrachy rozmaite nań puszczał – ale nigdy nic nie wygrał. Nakoniec zamilczeć się nie godzi jego Apostolskiego serca i dusz pragnienia, z których się jeszcze nakoniec popisał. Acz rzecz ma przodek smutny, ale wesołym dokonaniem ochłodzi czytelnika – która się tak ma.
   Brat jego rodzony umierając, zostawił jedyną córeczkę, na imię Mar, której też już była matka zeszła – tę przyjaciele przywiedli do ś. Abramiusa, jego ją opiece oddając – a dzieweczka siedm lat dopiero miała. On jej młodością i sieroctwem wzruszony, rozumiejąc iż ją miał P. Bogu na czysty i zakonny żywot pozyskać – aby też niebezpieczeństwa grzechów w stanie świeckim uszła, a zabawami świata tego młodości swej nie mazała – postąpił jej komórki nie daleko siebie. 15I tam ją zamknąwszy, przez okienko jej potrzeby duszne i cielesne opatrował. Nauczył ją Pisma Świętego, nabożeństwa, służby Bożej, i ćwiczenia zakonnego – i tak wychował, jako kokosz kurczę pod skrzydłem swym – a panienka brała we wszystkim dobrym prędki pochop – i nad lata rozum duchowny mając, starość swego stryja dobremi postępki uweselała. Gdy była w wielkim i u innych i u ś. Efrema podziwieniu, a lat doszła dwudziestu – jeden człowiek mnich po sukni, ale złośliwy wilk wewnątrz, nawiedzając Abramiusa, ujźrzał też tę synowicę jego, której urodą zraniony, do sprośnych ją myśli pobudził, i zwiódł – tak iż z onej komórki wyszła, i z onym przeklętym człowiekiem czystość swoję straciła, rozkoszą cielesną zwyciężona. Czego wnetże ciężko żałując, sama na się gorzko narzekała, mówiąc: Niestety mnie nędznej, mieszkanie i kościół Boży pomazałam – zmowem z Panem Bogiem rozsypała – i wszytkę przeszłą moję pracą za maluczką rozkosz utraciłam – com zbudowała, tom wszytko obaliła. Jako mam w niebo wejźrzeć? Jako usta na chwałę Bożą otworzyć? Jako mam na miłego stryja patrzyć? A co mi i płacz mój pomoże? 16I tak poczęła w rozpacz wpadać, a do pierwszego grzechu jeszcze więtszy przyczyniać. Bo pobieżała do miasta Esa, i tam się na sprośny i nierządny żywot, z urody i młodości swojej, niepoczciwego zysku i rozkoszy szukając, udała. Stryj jej gdy się dowiedział, a jej w onej komórce nie nalazł – wpadł w wielki smutek – a nie wiedząc o innej radzie, Pana Boga ustawicznie za n prosił, aby do końca nie zginęła, a do prawej kiedy skruchy i nawrócenia przyść mogła.
   A po dwu leciech dowiedział się o niej gdzie była – a jako na sprośnym warstacie nieczystości przy jednym gościńcu i karczmie zasiadła. 17Tedy nie pomniąc na stare lata swoje, porzuciwszy komórkę, i pustelnicze zabawy, i mniskie szaty, i posty, na wybawienie dusze onej, wziął świeckie żołnierskie odzienie, dostał pieniędzy – wsiadł na konia – i jachał do onego miasta, i do gospody onej. A nie mogąc inaczej ku jej rozmowie przyść (bo się uczciwych ludzi strzegła, a nieuczciwym miejsce dawała) wziął na się obraz grzesznika, jakoby grzechu szukać miał. I cicho powiedział gospodarzowi, iż u niego o takiej urodziwej białejgłowie słyszał, a iż dla niej przyjachał, pieniędzy nie żałując. Gospodarz patrząc na jego starość, na sercu się z niego śmiał – wszakże łakomy na pieniądze, wszytko mu obiecał – i uczyniwszy hojną wieczerzą, onę synowicę jego odzieniem zwodzicielskim przybraną, do niego przywiódł. Gdy ją ujźrzał, a ona go nie poznała – wielką na sercu zjęty boleścią, chcąc łzy hamować, aby jej nie odstraszył, nie mógł żadną miarą, aż na stronę się obracając, strumienie ony z oczu ocierał. A chcąc się lepiej zataić, używał słów do niej łagodnych, i żartów jej obyczajom służących. 18Siedząc podle niego, a ręce swoje na jego szyję kładąc – poczuła z czystych a niepokalanych onych członków, które się tak dawną służbą Boską poświęciły, moc i wonność niejaką duchowną – iż wspomnieć na swój zły żywot i gryźć się w sumieniu, i narzekać musiała, mówiąc na sercu: Niestety jako mnie teraz ziemia nie pożrze – tak iż jej gospodarz rzekł: Maria, jeszczem cię przez te dwie lecie smutniejszej nie widział. A ona rzecze: Boże bych była przed dwiema laty lepiej o sobie radziła. A ś. Abramius to słysząc, bał się aby go nie poznała, a prze wstyd i bojaźń, on ptak który już u sieci był, wspłoszony nie był – począł jej świecką a dobrą myśl czynić, bezpieczniejszych słów niż pierwej używając.
   I kazał przynosić potrawy – a on człowiek, który i pojźrzeć na niewiastę nie śmiał – a nigdy mięsa nie jadł, i wina nie pił – począł jeść i pić z nierządnicą dla pozyskania dusze jej – pomniąc iż i Paweł ś. dla tejże przyczyny i obmywał się po Żydowsku, i głowę golił, i Tymoteusza obrzezał.19 A po wieczerzy gdy z nią wszedł na pokój – zaparł ostrożnie drzwi, a widząc iż mu już uciec nie mogła, jąwszy ją za rękę, ukazał jej głowę swoję, i rzekł: 20Maria córko moja nie znasz m? Nie znasz stryja swego? Coć się stało? A gdzie one Anielskie mniskie szaty? Gdzie twój żywot i ciało z Chrystusem ukrzyżowane? Gdzie czystość twoja Bogu poświęcona? Gdzie on Anielski żywot? Gdzie ona chwała z ust twoich, i łzy skruszonego serca z oczu twoich? Z tak wysokich cnót, do tak głębokiego piekła wpadłaś. Czemuś mi o onym upadku swym pierwszym nie oznajmiła – a do prawej się skruchy i pokuty nie uciekła? Czemuś śmiała rozpaczyć w dobroci Bożej? Proszę wżdy się teraz sama nad sobą, a nad starością moją zmiłuj – niechciej tak mojej starości pożegnać, abych tak na ten sprośny żywot twój i potępienie dusze twej patrząc umarł – a sama chciej póki czas masz, z wiecznego piekła wyzwolić duszę twoję. A ona na te słowa spuściwszy oczy, jako słup jaki zdrewniała – stała bez mowy, ledwie się czując, iż żywa. A on jej rzecze: czemu nie mówisz namilsza synowico moja? U P. Boga tobie zgotowane odpuszczenie jest – ja grzechy twoje na się biorę – ja za cię liczbę Chrystusowi uczynię – jedno zemną pódź na pustynią do pierwszego mieszkania twego. 21A ona dopiero rzecze: jeśliż na twoję twarz, namilszy ojcze, patrzyć prze wstyd i hańbę nie mogę – a jako się przed P. Bogiem ukazać mam, prze taką sprośność moję? A on rzecze drugi raz: już grzechy twoje niechaj na mnie będą, jedno uczyń co radzę – ono i święty a mądry Efrem o to się frasuje – niechciej nas dalej zasmucać takiemi postępki twojemi. Tedy zatym upadła do nóg jego, jako ona Magdalena, i polewała je hojnymi łzami, i w prawej się skrusze do P. Boga nawróciła. Już świtało, a on jej kazał tajemnie wyniść za sobą – i one szaty, złoto i pościeli kosztowne porzucić. Wsadził ją na konia, a sam pieszo konia pod nią wiódł. I gdy przyszli do mieszkania pustelniczego – zamknął ją w komorze wnętrznej, a sam w przedniej przemieszkiwając, patrzył na dziwną i wielką pokutę jej – w której oczyściona, i cuda potym nad niemocnymi czyniła – tak z weselem żywota tego Abramius barzo zstarzały dokonał, roku P. 337. – a ona też w pięć lat po nim szczęśliwie duszę swoję P. Bogu oddała – któremu przez Jezusa Chrystusa, Pana i Boga naszego, wieczne panowanie i sława na wieki wiekom. Amen.

   22Pasterstwo dusz ludzkich, jako wielkiej miłości ku Bogu znakiem jest, tak też wielką z sobą zapłatę niesie – ale temu, kto na nie porządnie powołany, z dobrym prostym sercem idzie – żeby Bożego zysku a nie swego szukał. Ale kto dla prowentów i dobrego mienia, szafowanie dusz ludzkich bierze, a czego Boże uchowaj, jeszcze się go sam domaga – nie tylo Bożej miłości znaku w sobie nie ma, ale sprośnym najmitem i świętokradźcą się zstaje. Od czego odwodząc Piotr święty mówi:23 Paście trzodę Bożą opatrując ją, nie poniewolnie, ale dobrowolnie, nie dla sprośnego zysku.
   2. Ten Święty na tę pleban jakie prowenty miał? Dochochodziły go częste kamienie i kije, a jednak mu były miłe – zagasić jego miłości nie mogły – nieprzyjaciołom swoim dobrze czynił, i z serca je miłował. Taką cierpliwością i miłością zwyciężyli świat Apostołowie i potomkowie ich – na którą patrząc pogaństwo, jako tu widzisz, kruszyć się, a kamieniste rozpuszczać się ich serca musiały. By w nas takich cnót jakie cząstki były, obalićby się i kacerstwa musiały, a staćby długo nie mogły – a teraz w takim swym niestatku i matactwie, naszym tylo łakomstwem, i nie pilnym a nie prostym do straży dusz ludzkich sercem, stoją.
   3. Jeszcze się dziwuję, i barzo mi to pięknie zawoniało w tym Świętym – iż się kamieni, kijów, ran, u tych ludzi nie bał – a miłości się ich i życzliwości bał. Od bicia i prześladowania nie uciekł – a od przyjaźni ich uciekał. Rychlej się bał upadku, abo osłabienia dróg życia swego w pokoju, a niżli w onej wojnie. Znali Święci, iż nas rychlej miłość ludzka zepsuje – niżli nam nieprzyjaźń zaszkodzi. Przeto trzeba być ostrożnym. Wielka miłość ku bliźniemu tego Świętego, która go z pokoju wypędziła – ale wielka też i około siebie ostrożność, która go, gdy sprawił co miał sprawić, do komórki wpędziła. Piękny pałac, wielką pracą i krwią swoją zbudowawszy, innym go ku mieszkaniu oddał – winnicę wszczepiwszy, sam z niej jagód nie pożywał.24 Tak czynili Święci, na się prace, rany, kłopoty brali, aby bliźnim swym rzeczy spokojne oddali – a sami się u Pana Boga innej zapłaty upominać mogli.
   4. Kto swe posty, modlitwy, i inne nabożeństwa, nad zbawienną potrzebę bliźniego przekłada, patrz z tego przykładu, jako miłości Bożej i bliźniego mało w sobie ma.

1  XVIII. Martii. Marca.
Komedia i cień wszystko na ziemi.
Uciekł od oblubienice Abramius.
Dziesięć lat zamkniony rzeczy zbawienne obmyśla.
Pomoc bliźniemu w rozmowie dać umiał.
Na kapłaństwo z trudnością przyzwolił.
Posłuszeństwo, nawiętsze przykazanie Boże, w którym człowiek samego siebie, i swą wolą wzgardza.
Obmyślanie o duszach ludzkich, znak wielkiej miłości ku Bogu.
Kościół miedzy pogany murował.
10  Bałwany posiekał.
11  Męczeństwo Abramiusa.
12  Cierpliwością niewierne nawrócił.
13  Uciekł na puszczą nawróciwszy pogany.
14  Pochlebstwo czartowskie.
15  Synowicę na pustyni wychował.
16  Grzech za grzechem idzie.
17  Dla dusznego pozyskania patrzaj co czyni.
18  Członków świętych i czystych moc duchowna.
19  Dz 16; 21.
20  Oznajmił się synowicy swojej.
21  Jeśli się sprośny człowiek człowieka poczciwego tak barzo wstydzi – a cóż Pana Boga i Aniołów Jego na dzień sądny.
22  Obrok duchowny.
23  1 P 5.
24  1 Kor 9.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz