czwartek, 31 grudnia 2020

(143) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Prawdziwy znak

   1 Przystąpili do Niego faryzeusze i saduceusze i wystawiając Go na próbę, prosili o ukazanie im znaku z nieba. 2 Lecz On im odpowiedział: «Wieczorem mówicie: „[Będzie] piękna pogoda, bo niebo się czerwieni”; 3 rano zaś: „Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione”. Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie potraficie? 4 Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza». A zostawiwszy ich, odszedł. (Mt 16,1-4)

   1 Καὶ προσελθόντες οἱ Φαρισαῖοι καὶ Σαδδουκαῖοι πειράζοντες ἐπηρώτησαν αὐτὸν σημεῖον ἐκ τοῦ οὐρανοῦ ἐπιδεῖξαι αὐτοῖς. 2 ὁ δὲ ἀποκριθεὶς εἶπεν αὐτοῖς· [ὀψίας γενομένης λέγετε· εὐδία, πυρράζει γὰρ ὁ οὐρανός· 3 καὶ πρωΐ· σήμερον χειμών, πυρράζει γὰρ στυγνάζων ὁ οὐρανός. τὸ μὲν πρόσωπον τοῦ οὐρανοῦ γινώσκετε διακρίνειν, τὰ δὲ σημεῖα τῶν καιρῶν οὐ δύνασθε;] 4 γενεὰ πονηρὰ καὶ μοιχαλὶς σημεῖον ἐπιζητεῖ, καὶ σημεῖον οὐ δοθήσεται αὐτῇ εἰ μὴ τὸ σημεῖον Ἰωνᾶ. καὶ καταλιπὼν αὐτοὺς ἀπῆλθεν. (Mt 16,1-4)

   «Niech da nam prawdziwy znak, a odejdziemy przekonani» – wołają wrogowie.
   «Nie gniewaj się, Macieju, ale będę mówił» – odzywa się do niego Jezus, uspokajając starca. Zwracając się więc do faryzeuszy, saduceuszy i do uczonych w Piśmie odzywa się:
   «Kiedy przychodzi wieczór, badacie niebo. Jeśli się różowi o zmierzchu, mówicie, zgodnie ze starym porzekadłem: „Jutro będzie piękna pogoda, bo zmierzch zaczerwienił niebo”. Tak samo o świcie. Kiedy panuje mrok, niebo zasnuwają obłoki, a słońce jest zamglone i nie zapowiada go złoty kolor, lecz zdaje się rozlewać krew na firmamencie, mówicie: „Dzień nie minie bez burzy”. Potraficie więc przewidzieć pogodę następnego dnia lub tę, jaka będzie w ciągu dnia. [Opieracie się] na niestałych znakach na niebie i na jeszcze bardziej zmiennym, jakim jest wiatr. A nie potraficie rozeznać znaków czasu? To nie przynosi chluby waszej inteligencji ani waszej wiedzy. To całkowicie odbiera cześć waszemu duchowi i rzekomej mądrości. Należycie do pokolenia przewrotnego i cudzołożnego, zrodzonego w Izraelu ze związku tych, którzy się splamili ze Złem. Jesteście ich potomkami. Wasza nikczemność wzrasta i staje się jeszcze poważniejsze wasze cudzołóstwo przez powtarzanie grzechu tych, którzy spłodzili ten błąd. Wiedz zatem, Macieju, wiedzcie to, wy z Kedesz, i wy wszyscy, którzy jesteście tutaj jako wierni lub jako nieprzyjaciele. Oto proroctwo dane przeze Mnie w miejsce proroctwa Habakuka, które chciałem wyjaśnić: temu pokoleniu zepsutemu i cudzołożnemu, domagającemu się znaku będzie dany tylko znak Jonasza... Chodźmy. Niech pokój będzie z tymi, którzy są ludźmi dobrej woli».
   I przez boczne drzwi – które wychodzą na cichą drogę, ogrody i domy – Jezus wychodzi i oddala się ze Swymi apostołami. (IV [cz. 1-2], 30: 26 listopada 1945. A, 7087-7110)

   «Ci dia un segno vero. E noi ce ne andremo convinti », urlano i nemici.
   «Non ti inquietare, Mattia. Parlo Io », dice Gesù calmando il sinagogo. E rivolto ai farisei, sadducei e dottori, dice: «Quando viene la sera voi scrutate il cielo e se esso rosseggia al tramonto voi, per vecchio detto, sentenziate: “Domani il tempo sarà bello perché il tramonto rosseggia il cielo”. Ugualmente all’alba, quando nell’aria pesante per nebbie e vapori il sole non si annuncia d’oro, ma pare che spanda sangue sul firmamento, voi dite: “Non passerà il giorno che sarà tempesta”. Voi dunque sapete leggere il futuro del giorno dai segni instabili del cielo e da quelli ancora più volubili dei venti. E non arrivate a distinguere i segni dei tempi? Ciò non onora la vostra mente e la vostra scienza, e disonora completamente il vostro spirito e la vostra presunta sapienza. Voi siete di una generazione malvagia e adultera, nata in Israele dal connubio di chi ha fornicato col male. Voi ne siete gli eredi e aumentate la vostra malvagità e il vostro adulterio ripetendo il peccato dei padri di questo errore. Ebbene, sappilo Mattia, seppiatelo voi di Cedes e chiunque è presente come fedele e come nemico. Questa è la profezia che Io dico, di mio, al posto di quella che volevo spiegare di Abacuc: a questa generazione malvagia e adultera che chiede un segno, non le sarà dato che quello di Giona… (Vedi Vol 4 Cap 269). Andiamo. La pace sia con i buoni di volontà».
   E da una porta laterale, che si apre su una strada silenziosa fra orti e case, si allontana insieme agli apostoli. (5, 341)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28


Przekład polski 
Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)


Zapis włoski: Maria Valtorta, 
L’Evangelo come mi e' stato rivelato, 
Edizioni Paoline, Pisa 2001

O nawrócenie z drogi do piekła

Kochany Tato,
uchroń Twe dzieci
od piekielnej odpłaty
za mordowanie niemowląt
i za popieranie tych działań.
Daj Twoim dzieciom,
tym zwyrodniałym
synom i córkom
łaskę skruchy i powrotu
do Ciebie
przed Twoim Dniem,
kiedy nie będzie już czasu
na łaskę.

środa, 30 grudnia 2020

Odpłata za mordowanie dzieci

biada tym, którzy przelewają niewinną krew nienarodzonych niemowląt; ich odpłatą będzie piekło!

Mowa Boga Ojca przez Vassulę Ryden, Prawdziwe Życie w Bogu, 20 marca 1991, tłumaczenie tych zdań z języka angielskiego: Jakub Szukalski.

niedziela, 27 grudnia 2020

(98) Żywoty Świętych: Abraham

Żywot Abrahama
Patriarchy i Ojca wszystkich wiernych,

z pisma świętego wyjęty. Żył po stworzeniu świata roku 2049.1


   Gdyż ojcem wszystkich wiernych ten wielki Patriarcha Abraham od Apostoła świętego Pawła nazwany jest,
2 i na łonie jego wszyscy umarli Chrystusa oczekawający,3 oni ojcowie święci, jako u ojca ojców odpoczywali – nie godziło się wzoru cnót wszytkich Chrześcijańskich, i pnia wiary, z którego różczki wszech wierzących idą, zaniechać – ale żywot i sprawy jego w oczach i sercu postawić nam synom jego w wierze, wielce pożyteczne i zbawienne jest. Był Abraham od Noego, przez Sema syna jego idący, dziesiąty potomek – urodził się jeszcze za żywota Noego w ziemi Chaldejskiej, w mieście Ur (acz drudzy Ur nie za miasto, ale za ogień, który w Chaldei za boga miano, wykładają) z ojca Tare, we dwieście dziewięćdziesiąt i pięć lat po potopie – i gdy Noe umarł lat już miał 65 – od którego naukę o Panu Bogu i wiela rzeczy wiadomość mieć mógł. O nim Jozue mówi,4 iż z ojcem swym obcym bogom służyli, niż od Pana Boga z ziemie Chaldejskiej wyzwani są – wszakże tak się to rozumieć ma, iż jednak przy nich jako przy potomstwie, które szło od Sema syna Noego, zostawała znajomość i służba i nauka Boga jednego, od Noego i synów jego przez ręce podana – ale iż się towarzystwem bałwochwalców mazali – przeto tę przymówkę odnosili. 5Chcąc tedy Pan Bóg zachować czyste nasienie chwalców swoich, i oczyścić Kościół swój, oddzielił sobie Abrahama, i z złego towarzystwa niezbożnych wywiódł – i dla tego aby już dom i gniazdo naznaczył na danie onego obiecanego zbawiciela świata Messjasza – w którym go wszytkie narody szukać miały6 – bo od tego Abrahama, Hebrejski się rodzaj, z którego Chrystus wedle ciała idzie, zaczyna.
   Już było dwanaście lat po śmierci Noego, a Abraham miał lat 70, gdy mu się Pan Bóg ukazał, tym obyczajem jako pojąć mógł, i swego wielkiego a straszliwego imienia znajomość w sercu jego wznowił, rozkazując mu i mówiąc: Wynidź z ziemie twej, i od powinowatych twoich, i z domu ojca twego, a pódź do ziemie, którą ja tobie ukażę, uczynię z ciebie naród wielki, i ubłogosławię cię, i uwielbię imię twoje, i błogosławionym będziesz, i w tobie ubłogosławione będą wszytkie narody ziemie.
7Tymi słowy doświadczał Pan Bóg wiary i posłuszeństwa jego – kazał mu opuścić rzeczy miłe które miał – a spodziewać się czego nie miał – a na samym go słowie swym i na wierze zawiesił. A nad inne miłe człowieku rzeczy, namilsza jest ojczyzna, naród, i dom, i powinni – miedzy którymi się kto urodzi i wychowa. Okrom nich, by się z człowiekiem nalepiej działo, przyrodzona jednak tam teskliwość ciągnie, i nalepszą krainę za wygnanie sobie poczyta. A co jeszcze trudniej było – nie mianuje mu tej abo owej krainy, bliskiej abo dalekiej, urodzajnej abo niepłodnej, spokojnej abo niespokojnej – jedno zgoła tę którą ukazać miał – porzuć dom gotowy, budowanie, przedaj role, statki, i to czego wieść i nieść z sobą nie możesz, a pódź tak odarty za głosem moim. O wielka wiara i dufanie P. Bogu, i bez wymówki posłuszeństwo – przetoż nie darmo się ojcem wiernych wszytkich zowie. Tym się cieszył, iż mu wznowił obietnice o Messjaszu, o którym słyszał od ojców swoich – który świat wszytek naprawić i raj przywrócić, a do nieba utraconego ludzie przywieść miał.
   Nie mieszkając Abraham, dom swój, i role, i statek, abo przedał jako mógł najprędzej, abo zostawił, abo darował, nic o to co widział niedbając – a w samej obietnicy Boskiej bogactwo swe poczytając – puścił się w drogę daleką, niewiadomą, i trudną – biorąc z sobą żonę Sarę i starego ojca swego Tare, i synowca swego Lota. Na tej drodze zmieszkali niemały czas w Haran – gdzie ociec Abrahamów umarł, mając dwieście i pięć lat – po którego śmierci ruszył się z Haran na rozkazanie Boskie, mając synowca Lota w towarzystwie – i przyszedł do ziemie Chananejskiej, tej którą potym obiecaną ziemią zwano – która w on czas była pod mocą Królów Chananejskich – to jest ludu tego, który szedł od syna Noego przeklętego Chama. Tam mu się znowu ukazał Pan Bóg, mówiąc: nasieniu twemu tę ziemię dam.8 Nie mówi: daję ją już tobie za tę ojczyznę którąś opuścił – ale go jeszcze na słowie i dalszej odwłoce zostawił. 9A on się tym nie obraził, ani mówił: na cóż mię tu wyzwał ten Pan z ojczyzny mej? Tamem wiele opuścił, tu nic nie mam – ta ziemia pana ma, budować na niej i sadzić się nie mogę – spodziewałem się czego pewnego – a tu teraz słyszę, iż moim potomkom gdy ja umrę, dać ją chce – a ja jeszcze i potomka nie mam, a żonę niepłodną mam – a chociaż go mieć kiedy będę,10 a co mi za odpłata od Boga, gdy się ja tu sam nędze i powłóczenia pod tymi namiotami, jako postronny i wygnany miedzy ludem nieznajomym nacierpię?
   Nie mówił tego, ani na taką myśl i pokusę przyzwalał – ale usłyszawszy iż ta była obiecana ziemia – 11postawił na niej ołtarz, kościelne budowanie i znajomość Boga fundując już w ziemi onej. Na ołtarzu ofiary czynił, i dziękował Panu Bogu za dobrodziejstwa, obronę, prowadzenie, i nadzieję a obietnice one – i postępując głębiej w onę ziemię na południe – gdzie jedno w polu pod namiotkami pomieszkał, wszędzie pierwej ołtarz stawił P. Bogu – bojaźń jego i służbę w domu swym i w ziemi onej zasadzając, i czeladkę do chwały Bożej przyprawując.
   Tam rychło nań wielki głód i nieurodzaje Pan Bóg przepuścił – 12i padła druga trwoga na Abrahama, którego P. Bóg doświadczał rozmaitym nieszczęściem – wywiódszy go z pokoju, niepokoje nań dopuszczał na pielgrzymstwie onym – a Abraham tak mocny w wierze i cierpliwości był, iż nie szemrał ani mówił: cóż to za ziemia tak głodna którą mi Pan Bóg obiecuje? Tak mię do tego głodu wygnał? Cóżem ja tu w tak złym kraju czynić miał? Takież to błogosławieństwo które mi obiecał, gdy mi z mej miłej ojczyzny, gdziem nic takiego nie cierpiał, wyniść kazał? 13Nic takiego w sercu nie nosząc, radził o sobie, i umyślił dla chleba iść do Egiptu, i włóczyć się do drugiej także obcej ziemie, miedzy lud nieznajomy, z onym wszystkim domostwem swoim. A gdy był blisko Egiptu – padła nań druga a jeszcze cięższa bojaźń. Żonę, powiada, mam urodziwą, dla niej Egipcjanie (ludzie jako słyszę niepowściągliwi) zabiją mię, a sobie ją wezmą – co mam czynić? I w długim a troskliwym rozmyślaniu tę radę nalazł. Nauczył żonę i prosił, aby go bratem zwała a nie mężem – żeby dla niej u onych ludzi bezpieczniejszy być mógł – ona to uczyniła, i nic kłamliwego w tym nie było – bo też była i siostrą jego. I skoro Egiptski król Farao dowiedział się o tak pięknej niewieście, a iż męża nie ma – wziął ją, i sobie za żonę mieć chciał – a Abrahama dla niej czcić kazał.
   14Rozumiej w jakim smutku Abraham był – a gdy innej pomocy nie miał, gorącą modlitwą polecał czystość jej Panu Bogu swemu – dufając mu, iż zmazaną być grzechem za jego obroną i przestrogą nie miała – i nie omylił się na swej ufności w Panie swym. Bo skoro w dom królewski weszła, nim ją do łożnice królewskiej wedle zwyczaju maściami i olejki przyprawiono, karać Pan Bóg począł Faraona króla na dziatkach jego, na sługach, na majętności. 15Dziwował się dla czego ony plagi cierpiał – i objawił mu P. Bóg puszczając to w serce jego, iż dla niewiasty onej Sary, której się jemu dotykać nie godziło, gdyż ona męża miała Abrahama, gniew on Boży cierpiał. Tedy król przyzwał do siebie Abrahama, i mówił mu: coś mi to uczynił? Czemuś mi nie oznajmił, iż to żona twoja? Czemuś powiedział że to siostra twoja, i mogłem ją za żonę wziąć? A teraz oto żona twoja – weźmiż ją, a odchodź. Tedy ochotnie niepokalaną Sarę wrócił Abrahamowi, i tym go więcej czcił i udarował, im opiekę i łaskę Boską nad nim więtszą widział – a Abraham i z Sarą tym więcej Pana Boga się swego bał, który wyrywa z przygód sługi swoje.
   Wyszedł tedy wolno z Egiptu Abraham,16 i wracał się do ziemie onej, którą mu obiecał Pan Bóg – mając wiele bogactwa, w złocie i w srebrze. A iż miał synowiec jego Lot swoję majętność i ojczyznę przy Abrahamie stryju swoim, w bydle, sługach, pieniądzach i inych ruchomych rzeczach – mieszkać pospołu nie mogli, prze wielkość dobytków – a zwłaszcza gdy słudzy ich i pasterze o miejsca i pasze bydłu swarzyć się poczęli. 17Abraham aby z synowcem w jaką nieprzyjaźń nie zachodził – prosił go żeby osobno mieszkał, a miejsce sobie obrał: jeśli ty, powiada, w lewo pójdziesz, ja w prawo – a jeśli ty w prawo, ja w lewo – aby swarów miedzy nami i sługami naszymi nie było. Jesteśwa sobie krwią powinni – nie godzi się nam do niezgody przyczyny żadnej cierpieć. I rozstali się – obrał sobie Lot pola ku Sodomie idące nad Jordanem, piękną barzo stronę jako Raj Boży – i tam mieszkał w Sodomie miedzy barzo złymi i grzesznymi ludźmi. O jaka życzliwość, miłość, i pokora Patriarchy tego – tak sobie miłość miłego synowca ważył – tak się każdej przyczyny do rozerwania przyjaźni chronił – tak swego prawa starszy młodszemu pokornie ustąpił, dając mu obieranie.
   Nie dobrze się powiodło Lotowi mieszkanie w Sodomie – bo rychło potym gdy król Sodomski z inymi okolicznymi pany na wojnie porażony był, nieprzyjaciele jego Sodomę wybrali,18 i pojmali też Lota, i wszytkę majętność jego. O czym gdy się Abraham dowiedział, na poratowanie miłego synowca swego zebrał domowe sługi swe, i miał trzysta i ośmnaście mężów do boju – i bieżał w pogonią za królmi onymi – 19i jako mądry a mężny hetman, uszykowawszy lud mały swój, uderzył na wielkie wojska ich w nocy, i rozgromił, poraził i wszytkę korzyść z ręku ich wybił i odjął – a chcąc synowca swego Lota wybawić, wszytkie przy nim więźnie wybawił, i wszytka się majętność poddanym króla Sodomskiego i Gomorskiego i towarzyszów ich wróciła. Wielkie i sławne to było zwycięstwo, którym się męstwo i hetmańska umiejętność Abrahamowa wsławiła. Za które kapłan Melchisedech dziękując, ofiarował Panu Bogu chleb i wino – ofiarą oną wyznawając moc Bożą, a Jemu zwycięstwo ono przypisując.
   20Ten to Melchisedech, którego Apostoł święty więtszym i zacniejszym kapłanem zowie niżeli był Abraham – bo znaczył ofiarę przyszłą i kapłaństwo nowego zakonu – która mając w osobiech chleba i wina Ciało i Krew Messjaszowę Boga naszego, daleko jest doskonalsza, niżli one krwawe i bydlęce ofiary potomków Abrahamowych – to jest, Aarona i Lewitów starego zakonu kapłanów. Przetoż ten Melchisedech daje błogosławieństwo Abrahamowi – i Abraham się jako niższy pod jego rękę poniżył – bo starszy mniejszego błogosławi (jako Paweł święty mówi)21 i dał mu Abraham dziesięciny ze wszytkiej majętności swej, jako poddany duchownemu przełożonemu, syn ojcu, owca pasterzowi swemu. W czym i potomkowie jego, jako mówi Apostoł, to jest Aaron, i Lewitowie, którzy jeszcze byli w lędźwiach tego Abrahama ojca swego, jako więtszemu dziesięcinę też dali – ci którym dziesięciny w starym zakonie brać kazano – 22a to wszytko dla tego, aby się pokazało, iż kapłaństwo nowego zakonu (które ten Melchisedech znaczył, a które dziś już nie prosty chleb i wino, ale pod osobą chleba i wina ma ciało i krew Chrystusowę) starsze, doskonalsze, i wieczne jest, któremu Aaronowe ustąpić musiało.
   23Widzim tedy jako ten wielki Patriarcha w pomocy bliźniego miłosierdzia, w boju męstwa, w poddaności ku kapłanowi Bożemu pokory, w dawaniu dziesięciny sprawiedliwości, przykład nam prawie ojcowski zostawuje. Patrzmy już jako na szczodrobliwości i nie na łakomym sercu, takąż cnotę pokazał – król Sodomski dawał mu za onę pracą i zwycięstwo wszytkę majętność swą, i korzyść z onej wojny, tylo go o ludzie prosił: a on jako hojny w swym, a na cudze nie łakomy, rzekł: podnoszę rękę moję, którą Bóg umocnił na zwycięstwo, do Pana Boga na wysokości, dzierżawcę nieba i ziemie – iż jednej nici i rzemyszczka nie wezmę, miej wszytko swe, abyś nie rzekł: Abraham się z mego wzbogacił. 24O wspaniałe serce, a nad otrzymanie świata wszytkiego więtsze – które pragnienie dobrego mienia, łakomstwo ludzkie, a na dary i upominki skwapliwość, potępiło – ukazał iż bliźniemu winien pomoc człowiek bez utraty jego, gdy może.
   Potym czasu jednego, rzekł Pan Bóg w widzeniu do niego: Abrahamie nie bójże się, jam jest obrońca twój, i nagroda twoja wielka barzo – a on wspomniawszy na obietnicę iż mu Messjasza z jego krwie obiecał,25 rzekł: jeśli mi tego nie dasz, a cóż mi dasz Panie Boże? Toć u mnie nadroższa rzecz, której czekam – króla tego który ma świat odkupić, i nas do wiecznego żywota wprowadzić. A gdy nie mam potomstwa, jako się go spodziewać mam? Niewolnikowi memu dałeś syna tego Eliezera, który będzie dziedzicem moim – a mnieś nie dał syna. A Pan Bóg gdy to rzekł, powiedział: Nie ten Eliezer dziedzicem twym będzie, ale krew i owoc żywota twego – i wywiódł go Pan Bóg z namiotku, i rzekł mu: wejźrzy w niebo, a policz gwiazdy te możeszli – 26tak będzie plemię twoje. I uwierzył Abraham Panu Bogu i ku sprawiedliwości jemu poczytano jest – acz tego jeszcze trzynaście lat czekał, aby się barziej z Sarą swoją zstarzał – a imby starszy był z żoną swoją niepłodną – tymby na więtszy cud Boży w rodzeniu potomka patrzyć i moc Bożą sławić mógł.
   I gdy miał lat dziewięćdziesiąt i dziewięć, a Sara ośmdziesiąt i dziewięć – 27wznowił z nim Pan Bóg zmowę, iż ze krwie jego miał dać Messjasza – a żeby się krew i potomstwo jego z innemi ludźmi i narodami nie mieszało, ale było jako pewne gniazdo, króla tego światu wszytkiemu obiecanego – ustawił mu obrzezanie – 28aby się każdy potomek jego obrzezował, na znak zmowy i obietnice Bożej o Messjaszu Abrahamowi uczynionej. Tamże mu powtóre wznowił uiszczenie potomka ze krwie jego, i oznajmił jako onego syna zwać miał Izaakiem z Sary starej żony jego, mówiąc: Ubłogosławię Sarę twoję, a damci z niej syna, którego ubłogosławię i rozmnożę – i króle i narody wynidą z niego. Na to słowo Abraham rośmiał się w sercu z wielkiej radości, mówiąc – i takąż mi to łaskę Pan mój okaże, iż mnie starcowi stoletniemu syna dać, a Sara dziewięćdziesiąt lat stara będąc, rodzić ma? I uwierzył Panu Bogu, jako mówi Apostoł,29 temu który i umarłe ożywia – u którego tak jest pewne to czego niemasz, jako to co jest – 30uwierzył w nadzieję nad nadzieję, iż się zstać miał ojcem wiela narodów, wedle tego jako mu rzeczono: plemię twoje będzie jako gwiazdy na niebie i piasek w morzu – a nie osłabiał w wierze, ani patrzył na ciało swe umarłe, mając już mało nie sto lat, i widząc obumarły żywot Sary swej – jednak w obietnicy Boskiej nie zwątpił – ale się wiarą umocnił, dając chwałę Bogu, i zupełnie wiedząc, iż cokolwiek Bóg obiecuje, uczynić to może.
   31Gdy tak zupełną wiarę dał Bogu swemu, ziścił mu to Pan Bóg wszytko co obiecał – bo raz chcąc być gościem u swego Abrahama, mijał namiot jego w osobie trzech mężów podróżnych, na objaśnienie Trójce świętej niewypowiedzianej. Abraham ujźrzał trzech, ale się jednemu pokłonił32 – i mniemając aby byli goście, prosił ich pilnie na swój chleb, mówiąc: Panie, jeślim nalazł łaskę w oczach twoich, nie mijaj mię sługi twego, umyję nogi wasze, a odpoczyniecie sobie pod drzewem – i posiliwszy się jakim pokarmem, pójdziecie. 33Oni przyzwolili – a Abraham kazał żenie napiec kołaczów, a sam zabił tłuste cielątko – k temu masłem i mlekiem częstował miłych goście swoje. A gdy się najedli – rzekli do Abrahama: gdzie Sara żona twoja? Powie: owo w namiotku jest – i rzecze Pan Bóg: wracając się tu we zdrowiu o tymże czasie, najdę syna u żony twej Sary. A Sara to słysząc za drzwiami, rośmiała się, bo już byli oboje starzy, i już Sara miesiącnic nie miewała – i przeto się śmiała tajemnie, mówiąc w sercu: babą będąc, gdy też i pan mój star jest, dopiero rozkoszy służyć mam? I rzecze Pan Bóg do Abrahama: czemu się śmieje Sara żona twoja, mówiąc: mogęli ja taka baba syna urodzić? Izali która rzecz jest Bogu trudna? Jakom rzekł, o tymże czasie we zdrowiu wrócę się do ciebie, a już Sara syna mieć będzie. 34A Sara się dopiero przelękła, i zaprzała się mówiąc: nie śmiałamci się – a Pan jej rzekł: nie tak jest, aleś się śmiała. 35O jaka łaskawa rozmowa, a jako Bóg wszechmogący do naszych się ludzkich obyczajów schyla, i jako który człowiek z ludźmi obcuje – już to był wzór i figura namilszego Syna Bożego – który się już nie w figurze, jako tu, ale prawym człowiekiem zstawszy, z miłości ku ludziom, jadł i pił, i towarzyszył prawdziwie z nami prochem swoim.
   Zstało się tak jako rzekł Pan Bóg – urodziła Sara syna, i dał mu imię Izaak, i mówiła Sara: śmiesznąć mi rzecz P. Bóg uczynił – każdy który usłyszy, śmiać się ze mną będzie – a ktoby temu był wierzył, iż Sara chowa syna Abrahamowi, którego mu już staremu urodziła? A gdy go odsadzić od piersi miała, uczynił Abraham wielki obiad na dzień odsadzenia jego – i rosło dziecię.
   Gdy już dorósł Izaak, a był krasnym młodzieńcem, skusił Pan Bóg Abrahama i rzekł: Abrahamie, Abrahamie – a on rzecze: owom ja sługa twój. A Pan Bóg: weźmi, powiada, syna twego jednorodnego którego miłujesz Izaaka – a idź z nim do ziemie widzenia, i tam mi go zabijesz na ofiarę, na jednej górze którąć ukażę. Co za myśli padły na Abrahama i jaka pokusa? Nie miał nic po Bogu, w czymby się kochał, jako w synie onym, którego miał z obietnice w takiej starości, i tak go długo czekał, i z którego się rozmnożenia potomstwa wedle Boskiego słowa spodziewał. Wszakże nie mówił tak: okrutna rzecz, aby ociec miał zabić syna swego – cóż to za Pan Bóg tak odmienny – co raz z taką trudnością i cudem dał, tak łacno zgubić każe? Jakaż to łaska jego ku mnie którą mi tak obiecuje? Jako na tę tak miłą krew moję okrutnym być mam? Lepiej mi go było nigdy nie dawać, niżli mię taką i tak okrutną z rąk moich śmiercią zasmucać. Nic takiego nie szemrząc, na wysokie się, a niesłychane posłuszeństwo i zarzeczenie wolej swej, i umartwienie miłości swej i żądzej ku dziecięciu wyniósł. 36A nic nie mieszkając w nocy zaraz z łoża się porwał, syna obudził i dwu sług, i nabrawszy drew na osła, szedł z nimi w drogę, tam gdzie mu Pan Bóg ukazać miejsce miał, na onę dziwną ofiarę. By wżdy zaraz tej godziny abo tego dnia zbył z siebie onych tak trudnych myśli, a odprawił tę rzecz – ale go Pan w tej trwodze i onej wielkiej pokusie, w której z cielesnością i z przyrodzoną miłością walczył, trzy dni trzymać chciał – 37pomyśl sobie co za pokusy przez one trzy dni użył – a wszakże zwyciężyć się jej nie dał, i mówił sam do siebie: słuchać trzeba Boga twego Abrahamie – on Pan i Bóg, tyś sługa i proch pod nogą jego – onci dał syna tego, on go niech obróci jako chce – może on tobie innego dać, abo tego wskrzesić – a jako ja ziemia i popiół jego, sprzeciwiać się wolej jego Boskiej mam? I skoro mu ono miejsce ukazał Pan Bóg, mężnym a wielkim sercem związawszy syna, i na drwa go włożywszy, podniósł miecz na zabicie jego. 38Ale wnet Anioł Boży zawołał nań, mówiąc: już nie ściągaj ręki twej na młodzieńca, a nic mu nie czyń – poznałem iż czcisz Pana Boga, a nie żałowałeś jedynego syna twego dla mnie – i ukazał mu baranka w chróście zawiązłego, i ofiarował go i zabił miasto syna swego – i doznał Pan Bóg wielkiego posłuszeństwa jego – a przestając na ochotnej woli miłego sługi swego – nie tylo mu wrócił syna zdrowego, ale go i innymi więtszymi obietnicami ubogacił znowu, mówiąc: na mniem samego przysiągł, mówi Pan Bóg, iżeś to uczynił, a nie przepuściłeś synowi twemu jedynemu dla mnie – ubłogosławię cię, i rozmnożę plemię twoje jako gwiazdy na niebie, i jako piasek na brzegach morskich – plemię twoje opanuje zamki nieprzyjaciół swoich, i w nasieniu twym wszytki narody błogosławione zostaną – przeto iżeś ty posłuchał głosu mego.
   39Obacz jako posłuszeństwo świata wszytkiego wybawienie przywiodło, iż za oną powolnością, w dom swój Messjasza sobie zjednał – który nam utracone zamki niebieskie przywrócić, i nieprzyjaciele narodu ludzkiego, grzech, czarta, śmierć zetrzeć, i wszytkę nędzę oddalić błogosławieństwem swoim miał. Uczmyż my się takich wielkich cnót, które ten ociec wszytkich wiernych na swej wierze budował, abyśmy na łonie jego z Łazarzem odpoczywać, i w niebie z nim królować mogli.40 Potym Sara, mając lat sto dwadzieścia i siedm, umarła, i pogrzebł ją w kupionej jaskini Hebron,41 gdzie też sam położyć się kazał – i przeżywszy sto siedmdziesiąt i pięć lat, umarł w dobrej starości i dniów pełny, i przygarniony jest do ludu swego42 – gdzie dziś króluje z tym którego czekał Jezusem Chrystusem, synem swym wedle ciała, którego królestwo z Ojcem i z Duchem świętym na wieki wieków. Amen.

1  I. April. Kwietnia.
2  Rz 4.
3  Łk 16.
4  Joz 24.
Czemu Abraham wyzwany z ziemie swej.
6  Rz 9.
Wiara i posłuszeństwo Abrahamowe doświadczone.
8  Rdz 12.
Wielka cierpliwość i wiara Abrahamowa.
10  Rdz 12.
11  Od ołtarza i kościelnego budowania zaczął mieszkanie w ziemi obiecanej.
12  Nieszczęściem rozmaitym doświadczany i trwogą po trwodze Abraham.
13  Dla głodu uciekał do Egiptu.
14  Drugi smutek na Abrahama o wzięcie żony.
15  Cudzołóstwo chociaż niewiadome jako barzo Pan Bóg karał, i poganie się im brzydzili.
16  Rdz 13.
17  Abraham się strzegł przyczyny do nieprzyjaźni z synowcem swoim.
18  Rdz 14.
19  Męstwo Abrahamowe, jako poraził wielkie wojsko na obronę synowca swego.
20  Melchisedech co za kapłan był, i jaka ofiara jego.
21  Hbr 7.
22  Kapłaństwo nowego zakonu starsze i zacniejsze niżli starego.
23  Cnoty wielkie Abrahama.
24  Wspaniałe a hojne i nie łakome serce Abrahamowe, a na politowanie bliźniego i pomoc prędka.
25  Rdz 15.
26  O potomka uwierzył Abraham Panu Bogu.
27  Rdz 16.
28  Obrzezanie czemu dał Pan Bóg.
29  Rz 4.
30  Wiara wielka Abrahamowa.
31  Pan Bóg gościem u Abrahama, w osobie trzech Trójca ś.
32  Rdz 18.
33  Hojność i przyjmowanie gości podróżnych.
34  Zaprzała się śmiechu swego Sara.
35  Pan Bóg Syn Boży, pierwej w figurze, potym w rzeczy samej towarzyszył z ludźmi.
36  Wielkie posłuszeństwo.
37  Pokusom zwyciężyć się nie dał, a co mówił w sercu.
38  Pan Bóg wolej tylo naszej pragnie.
39  Posłuszeństwo świata wszytkiego wybawienie przywiodło.
40  Łk 16.
41  Rdz 23.
42  Rdz 25.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga,
Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski


+

(97) Żywoty Świętych: Kwiecień

MIESIĄC KWIECIEŃ,

APRILIS.


[św. Maria Egipcjanka, fresk ze słupa w kościele Matki Bożej z Asinu,
Παναγία της Ασίνου, Cypr, 1106 r.]
 

sobota, 12 grudnia 2020

Za Moją Zasłoną kryje się Moja Boskość

3 listopada 2020 r.

Panie, błagam Cię, abyś wciągnął nas w spokojną i cichą kontemplację; wciągnij nas w ciszę Twojego Serca, gdzie nasz duch będzie mógł zostać podniesiony, aby poczuć Twoją Świętą Obecność i usłyszeć Twoje miłosne szepty, ucząc nas odmawiania Modlitwy Zjednoczenia;

przyciągnij nas bliżej do siebie, do kontemplacyjnej modlitwy, która nie zawiera słów, ale zamiast tego podnosi naszą duszę, aby wzniosła się na wyżyny Twojej chwały, ponad wypadki tego świata, pozwalając nam przeniknąć do samej głębi Ciebie, mój Boże;


ach! córko, pragnę tylko, żebyś się we Mnie rozpuściła! unicestwiając wszystko, co nie jest miłością; podtrzymam twoje pragnienie, Moja miłości, aby zachować twoje pragnienie żywym, twoje pragnienie, aby wejść głębiej w głębiny Mądrości, w sam Mój środek, Mnie, twojego Boga;

prosiłeś nas, abyśmy wznosili nasze oczy tylko ku Tobie, odrywali naszego ducha od ziemskich rzeczy i pragnęli szukać tylko rzeczy
niebiańskich, które trwają wiecznie i które nigdy nie przemijają; powiedziałeś wtedy Ojcu o swoich uczniach, że „oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (J 17,16), naucz nas, abyśmy byli jak oni, odrywając nas od świata, abyśmy należeli wyłącznie do Ciebie, a nie do świata;  

czy nie wiedzieliście, że nie należycie już do świata, skoro nałożyliście Mnie na siebie jako promienną Szatę, która odróżnia was od reszty świata? czy nie wiedzieliście, że zawsze jestem z wami, wy, którzy mnie piliście i mieliście Mnie jako Boski Posiłek?

uczyłeś nas, jak zbliżyć się do Ciebie i narodzić się na nowo z Twojego Ducha, pozostawiając za sobą zgiełk i niepokój tego świata, który tak przeszkadza naszej duszy, abyśmy w tej harmonii ponownych narodzin mogli zrozumieć Twoją Wolę; dzisiejszy świat w swojej grzeszności nigdy nie przestał być wstrząsany, wypełniony bezcelowym, chaotycznym niepokojem, bezwzględnością i przemocą;

wy, których wyciągnąłem daleko na pustynię, aby być z wami sam na sam, nie bójcie się Mnie, gdyż pokażę wam, że Moja Miłość jest rozkoszniejsza niż słodkie wino, nasycająca was zapachem nardu i najsubtelniejszymi wonnościami; wtedy jak kolumna kadzidła stanę przed tobą w Majestacie, podczas gdy twoje serduszko będzie wołać: „tchnij nade mną swoje kadzidło, zalej mnie Źródłem Wody Żywej, Zdroju Życia, spłyń na mnie kaskadami błogosławieństw!

ach, Panie! jakież błogosławieństwa wylewasz na moją niegodną duszę! przez te wszystkie lata prosiłeś nas, abyśmy zawarli Pokój z Tobą, a kiedy ustanowimy Pokój w naszym sercu i zjednoczymy nasze serce z Twoim, żebyśmy nigdy nie pozwolili Ci odejść; co kryje się za Twoją Zasłoną?

za Moją Zasłoną kryje się Moja Boskość; daję Mój Pokój wszystkim, którzy przychodzą z pokorą i miłością, prosząc o zawarcie pokoju ze Mną; z kolei Ja proszę ich, aby przynieśli mojemu ludowi przesłanie pokoju; namaszczeni przeze Mnie olejkiem uciechy, wysłani przeze Mnie, czyniący pokój będą szybować nad narodami z gołębimi skrzydłami pokrytymi srebrem, aby spuścić na wszystkie narody klejnoty Mojej zbawczej pomocy, aby zasmakowały intymnych rozkoszy Mojego Najświętszego Serca;

samo Twoje spojrzenie rozjaśni z pewnością naszą duszę, dodając nam odwagi, a my, w tych chwilach błogości, uwiedzeni przez Twoją Boską Miłość, przylgniemy do Ciebie, z obawy, że ponownie Cię stracimy; Twój Duchowy Świat jest naszym Życiem, Twoje Królestwo jest naszym Domem i są one warte więcej niż wszystkie skarby, jakie ten świat zawiera; jesteś niewyczerpanym Skarbem naszego życia, niepoliczalnym Bogactwem, Radością naszego serca, blaskiem naszej duszy, bezcenną Perłą, Samym Życiem!

prawda, Moja uczennico, zachowałaś w sobie Moje Słowo żywe, gdyż jestem Jedynym, który może dać ci szczęście i prawdziwą, bezwarunkową Miłość; ci, którzy Mnie odkryli, mogą Mnie porównać do bezcennej Perły, Niewyczerpanego Skarbu, Drzewa Życia; Moje promieniowanie okrywa każdego, kto jest ze Mną zjednoczony i staje się jednem ze Mną, rozpuszczony w Moim Świetle; bo Ja jestem Światłością świata; jestem jak lśniące, żywe Źródło, które tryska jak płynące światło, przypominając kaskadę diamentów spływających z Mojego Tronu na tę ziemię; kto Mnie pije, będzie pragnął więcej; ci, którzy Mnie piją, są Moi na zawsze, bo Ja staję się w nich Życiodajnym Źródłem;

ach! muszę się wiele nauczyć! Odkupicielu i Oblubieńcze: Poprosiłeś nas, abyśmy byli sami z Tobą, choćby na krótką chwilę i cieszyli się Twoją Obecnością na osobności; prowadź nas w ciszy pustyni, gdzie będziesz czule przemawiał do naszych serc, Ty i ja, ja i Ty, sami, rozkoszujący się na osobności swoją obecnością w świetle gwiazd; Uwielbiam to, co powiedziałeś wtedy o Izraelu Twojemu prorokowi Ozeaszowi: „dlatego zamierzam ją zwabić, wyprowadzić na pustynię i przemówić do jej serca” (Oz 2,16).

będę więc obejmowała Twój Ojcowski i Zażyły związek w tych chwilach poufałości, z dala od zgiełku świata, z dala od chaosu tego świata, ponieważ na pustyni wlejesz we mnie Zrozumienie i Poznanie Ciebie, które przewyższy jakąkolwiek ziemską mądrość i zdolności, jakie mogłabym w sobie mieć, gdybym należała do świata; moja nieświadomość w nieznajomości Ciebie i nierozumieniu Ciebie będzie należała do przeszłości i zostanie pogrzebana w krainie zapomnienia, jeśli pójdę tą ścieżką, którą mi wyznaczysz…

na pustyni osiągniecie więcej niż to; odrodzicie się ze Mnie dzięki łasce, która przewyższa wszystko, co można sobie wyobrazić, wasza dusza będzie gardzić wszystkim, co nie jest Mną, po tym, jak przemówię do waszego serca; tak, zwabię tych, którzy wędrują bez celu po tej ziemi, jak ciemne cienie, niczym sadza, która zniekształca ich duszę, przypominając Śmierć, i zwabię ich na pustynię, a kiedy przemówię do ich serca, ich duszy, dotknięci Moją Czułą Miłością rozpłyną się we Mnie, i oddadzą Mi się; odzieję ich tym, czego im brakowało, odzieję ich Wiarą, wrogiem Mojego Wroga, który nie może znieść widoku olśniewającej jasności Wiary, odtąd dusza ta będzie lgnąć tylko do Mojego Słowa, a Ja będę wzrastał w tej duszy, podczas gdy ona będzie się zmniejszać; nasza duchowa jedność będzie wtedy doskonała; Moja przyjazna Obecność będzie dla tej duszy jawna, Moje Słowa czarujące, gdyż będę mówił językiem czystego ducha, wlewając w nią Wiedzę i Zrozumienie Mnie; Moje metody wychowywania duszy wlewają z czułością w jej serce promienie Mojej Boskości;

w Swoim wezwaniu do mnie, Panie, powiedziałeś, że sama Twoja Obecność Światła da mi zdobycie Mądrości i pozyskanie Bożej przyjaźni, co Bóg zalecił przez dary Pouczenia, te dary, które oświecą moje myśli i czyny boską Wiedzą i Zrozumieniem, dary, które zawsze chciałeś nam podarować…

Ja, Jezus, jestem Źródłem twojego życia; Duch Święty w swojej łaskawości jest Świadkiem, który zna ciebie i poucza, oświecając twoje myśli; dziś wychowuję apostołów miłości, przepełnionych miłością, aby wyszli do świata, by świadczyć, że wszyscy ludzie mogą Mnie poznać; dzisiaj, za twoich dni, Moja droga córko, wskrzesiłem cię, abyś cieszyła się Obecnością Ducha Świętego i aby przez Ducha Świętego wyrażone przez ciebie słowa rozpaliły tych, którzy słuchają, jako że będą one wychodziły z mocą i domieszką dowcipu; niech więc każda dusza woła na pustyni, jak św. Piotr na Górze Tabor: „Mistrzu, wspaniale jest być tutaj z Tobą”; (Mk 9,5 i Łk 9,33)…

moja rozkosz jest w Tobie, Twoja wierność trwa przez wieki, zachowaj mnie odosobnioną w Twoim Sercu; Ty Sam mnie wybrałeś, zanim się urodziłam, żeby być Twoją nosicielką, niech Twój Święty Duch prowadzi mnie roztropnie we wszystkich moich przedsięwzięciach i chroni mnie pod Jego Skrzydłami, a wtedy wszystko, co będę robiła, będzie do przyjęcia w Twoich Oczach;

jako Król, który wydaje rozkazy, Ja, który jestem również waszym Oblubieńcem, dam powodzenie wszystkim waszym działaniom, o ile będziecie nadal zjednoczeni we Mnie; podróżowaliśmy razem przez wszystkie te lata, gdy pokazywałem wam Moje Królestwo; powiedz Mojemu ludowi, że dam im pełną zapłatę za wszystkie wysiłki, jakie podejmują, by rozpowszechniać Moje Orędzia; kocham was wszystkich! ic

Słowa Jezusa Chrystusa podane przez Vassulę Ryden w ramach orędzi Prawdziwe Życie w Bogu. Przekład z języka angielskiego: Ewa Allan, korekta: Jakub Szukalski.

Pocieszycielem twojego ducha Ja Jestem

19 października 2020 r.

patrz, Moje dziecko, niech twój umysł nie będzie zakłopotany, bo Ja, Jezus, jestem zawsze u twego boku; skup się na modlitwie i niech ona stanie się zbliżeniem i środkiem zjednoczenia ze Mną; czy Oblubieniec miałby się nie cieszyć tymi poufnymi chwilami ze Swoją Ukochaną Oblubienicą? pamiętajcie, że nieustanna modlitwa dopełnia wszystkie codzienne modlitwy we wszystkich godzinach;

Pocieszycielem twojego ducha Ja Jestem; pamiętaj i nigdy nie wątp, że jestem także twoim Nauczycielem i Wychowawcą; wszystko, czego się nauczyłaś, pochodzi ode Mnie; prosiłem ciebie, abyś przekazywała Moje Orędzia i nie przekonywała tych, którzy nie chcą wierzyć;

módl się więcej, ponieważ na tym świecie jest tak wiele zła, tak niewielu jest na dobrej drodze, a tak wielu na złej drodze zatracenia; spadają do piekła jak śnieg, który spada na ziemię, módlcie się za wszystkich, którzy potrzebują uzdrowienia, potrzebują modlitw; razem córko, będziemy pracować, nigdy nie opuszczaj Mojej Ręki, która trzyma twoją rękę; spoczywaj ze Mną, twoim Oblubieńcem;

będę kontynuował Moją Pieśń Miłości, aby pocieszyć twego ducha i podnieść twego ducha; jestem Miłością: ic

Słowa Jezusa Chrystusa podane przez Vassulę Ryden w ramach orędzi Prawdziwe Życie w Bogu. Przekład z języka angielskiego: Ewa Allan, korekta: Jakub Szukalski.

piątek, 11 grudnia 2020

Przyspieszenie

Namnożyły się ich niemoce,
po nich pośpieszyli.

Psalm 16(15),4 na podstawie przekładu cerkiewno-słowiańskiego i greckiego (Septuaginta)

Troska o kiełki

   Sam już kiełek rośliny traktujemy jako roślinę i zdarza się, że go pielęgnujemy, nawadniamy, dajemy światło. W kiełku więc potrafimy rozpoznać roślinę i nieraz troszczymy się o nią, a o kiełek człowieka, który ma większą wartość od rośliny, mielibyśmy już nie dbać?

wtorek, 8 grudnia 2020

Na wrażliwość

pielęgnuj piękno
pozostawaj czuły
na wszelkie drgnienia nieba


Obraz Matki Bożej

na ścianie krypty pod Katedrą Chrystusa Króla w Katowicach

poniedziałek, 7 grudnia 2020

(96) Żywoty Świętych: Malchus z Syrii

Żywot Małcha Mnicha więźnia,
pisany od Ś. Hieronyma, Doktora kościelnego.
Żył około roku P. 329.
1


   Maronia jest niewielkie miasteczko w Syriej, trzydzieści mil od Antiochiej, które po wielu panach i dzierżawcach, gdym ja młodzieńcem będąc mieszkał w Syriej, przyszło do dzierżawy Papy Ewagriusza powinnego mego – którem ja dla tego tu wspomniał, abych ukazał skąd wiem, co pisać chcę. Bo w tym miasteczku był starzec jeden imieniem Małchus, który się królem wykłada, rodem z Syriej i językiem i prawym tam rodzicem – mieszkała przy nim i baba już zgrzybiała, i jako się zdało, śmierci bliska – oboje tak pilni nabożeństwa, tak ustawiczni w kościele, iż je Zachariaszem i Helżbietą zwać kto mógł, chyba iż Jana miedzy nimi nie było. Gdym pilniej pytał onych obywatelów, coby to było miedzy nimi za małżeństwo, ze krwieli, czy z Ducha? wszyscy mi zgodnie powiedzieli, iż oboje są ludzie świeccy i Bogu mili, i dziwne o nich rzeczy powiedali. Ja oną powieścią ich wzbudzony, szedłem do onego starca, i dwornie się prawdy wywiadując, tom od niego słyszał.
2Ja synu miły na roli Marionackiej byłem kmieciem, jedynakiem u rodziców moich – którzy chcąc mię mieć różdżką rodzaju swego i dziedzicem domostwa, przymuszali mię do małżeństwa – a jam im powiadał – iż mnichem być wolę. Jako mi ociec groził, jako mię matka łagodnie głaskała, abych czystości odstąpił, po tym znać, iżem od domu i od rodziców uciekł – a iżem na wschód słońca iść nie mógł, dla Persjanów i Rzymskiej straży – na zachódem się puścił, trochę strawnych rzeczy z sobą wziąwszy – i przyszedłem na pustynią Chalcydos, miedzy Immą i Essą na południe – tam nalazszy mnichy, w ichem się ćwiczenie podał, żyjąc robotą rąk, a bystrość cielesną do rozkoszy postami krócąc.
   Po wielu lat przyszła mi chęć abych szedł do ojczyzny, a matkę póki jeszcze była żywa (bom o śmierci ojcowskiej słyszał) w sieroctwie jej pocieszył, a żebych rosprzedawszy majętnostkę, dał część ubogim, a część klasztorom – ale co się sromam wyznać niewierności mojej, chciałem też część na potrzeby i pociechy moje schować.
3Począł starszy mój na mię wołać – iż to była pokusa diabelska, a iż pod poczciwą pokrywką, stary nieprzyjaciel swoje sidła taił – nic to innego nie jest jedno psu się wracać do chrztuszenia, a iż tak wiele mnichów zdradzonych jest – bo nigdy diabeł odkrytym polem na nas nie idzie – i przywodził mi wiele przykładów z pisma, jako i na początku Jadama i Jewę nadzieją Bóstwa podszedł – ale gdy mię namówić nie mógł, upadając mi do kolan, prosił abych go nie opuszczał, a sam siebie nie gubił, a jąwszy się pługa abych się nazad nie obracał. 4Niestety mnie nędznemu – zwyciężyłem upominacza mego złym zwycięstwem, mniemając iż nie mego zbawienia ale pociechy swej szukał. Prowadził mię z klasztoru, jako gdy umarłego niosą, i nakoniec mię żegnając, rzekł: widzę synu iżeś piątnem szatańskim nacechowany, przyczyn się już twoich nie pytam, wymówek twoich nie przyjmuję, owca która z owczarniej wychodzi, w paszczękę wilczą wpada. Z Berrhejej jadącym do Essy jest puszcza na gościńcu, po której się Saracenowie tam i sam włóczą – dla czego czekają tam goście wielkiego towarzystwa, żeby z spólnej pomocy niebezpieczeństwa uść mogli – i było nas w towarzystwie, mężów, niewiast, dzieci, starych, młodych, około siedmidziesiąt – a owo Izmaelitowie na koniach i wielbłądach, włosaci i chustki na głowie mający, płaszczyki i szerokie ubranie wlokąc, a sajdaki, łuki i drzewa niosąc, wypadli – nie do bitwy, ale do drapieży przyszli – porwano nas, rozproszono, i w różne strony zawiedziono – a ja tym czasem, którym się do dziedzictwa na dzierżawę wracać chciał, nie wczas złej mojej rady żałując, z niewiastą niejaką dostałem się jednemu panu w niewolą.
   5Wiedziono nas abo raczej niesiono na wysokich wielbłądach, a co raz się przez onę głęboką puszczę spadnienia bojąc, więcejeśmy wisieli niżli siedzieli – obrok nasz mięso na poły surowe, a mleko do picia wielbłądowe. Nakoniec przebyliśmy wielką rzekę, i przyszliśmy do wnętrznej puszczej, gdzie wedle zwyczaju paniejeśmy się naszej i dziatkom kłaniali, i szyje im schylali. Tam jako w więzieniu zamkniony, odmieniłem szaty – to jest, nagom się chodzić uczył – bo strona ona taka jest, iż pokrywać ciała okrom wstydliwych miejsc nie dopuści – 6kazano mi owce paść, i w nędzy rozmaitej tęm miał pociechę, iżem na pany swe i sługi jego nie często patrzył – zdało mi się iżem coś miał spólnego z Jakóbem, wspomniałem i na Mojzesza, którzy też na puszczy niegdy byli pasterzmi – pożywałem młodego sera i mleka, modliłem się ustawicznie, śpiewałem Psalmy którychem się w klasztorze nauczył, i cieszyłem się niewolą moją, dziękując Panu Bogu za sądy jego – iżem mniski stan którym w ojczyznie zgubić miał, na puszczym najdował. O jako nic nie masz u szatana bezpiecznego. O jako wiele niewymownych zdrad jego. Widząc pan mój, iż mu się bydła przyczynia, a nic we mnie zdradliwego nie najdując (bom wiedział iż Apostoł kazał,7 aby panom jako i Bogu wiernie się służyło) chcąc mi służby nagradzać, a żeby mię sobie wierniejszym miał, dawał mi onę spółniewolnicę moję zemną pojmaną, za żonę.
   8Gdym się ja z tego wymawiał, powiedając żem ja Chrześcijanin, a nie godzi mi się brać cudzej żony, która męża żywego ma (bo mąż jej z nami pojmany innemu się był dostał) on srogi a nieubłagany rozgniewał się, i dobywszy miecza, zabić mię chciał – i bych się był do niewiasty obłapiając ją nie rzucił, zabiłby mię był. A gdy noc przyszła, prowadziłem do jaskiniej na poły obalonej nową żonę – smutek nam był miasto tańca, bo się jeden drugim brzydził, a powiedzieć nie śmiał – 9dopierom poczuł niewolą moję, i padszy na ziemię opłakiwałem stan mój mniski którym utracił, mówiąc: Na tomli przyszedł nędznik? Do tego mię grzechy moje przywiodły, iż siwiznę w głowie mając małżonkiem się zstaję – cóż mi pomogło iżem dla Pana Boga wzgardził rodzicami, ojczyzną, majętnością? Chyba to dlatego cierpię, iżem się na ojczyznę obejźrzał – 10cóż czynić duszo moja? Mam zginąć, czy wygrać? Czekaćli mam ręki Boskiej, czyli się sam zabić? Zabiję się sam – bo lepiej na ciele niżli na duszy umrzeć – niech dla zachowania czystości podejmę męczeństwo, niech tu bez pogrzebu świadek Chrystusów na puszczy zostanie – sam będę sobie prześladownikiem i męczennikiem – i to mówiąc, dobyłem w ciemności błyskającego się miecza, i obróciwszy koniec do siebie, rzekłem: żegnam cię nieszczęśliwa niewiasto – wolę być męczennikiem niżli małżonkiem.
   A ona padła do nóg moich, mówiąc: dla cię Jezu Chrysta proszę, i tą ciężką godziną poprzysięgam, nie rozlewaj krwie twojej na grzech mój – jeśli umrzeć chcesz, pierwej na mię miecz obróć, abyśmy się tak raczej złączyli – ja by dobrze mąż mi się mój wrócił, jużbych chowała czystość, której mię ta niewola nauczyła, i wolałabych umrzeć niżli ją tracić – 11jeśli dla tego umierasz, byś zemną czystości nie tracił, jabych także umrzeć wolała, byś mi czystość brać chciał – miejże mię za żonę w czystości, a złączenie duszne a nie cielesne miej ze mną – panowie niech cię mają za mego małżonka – ale Chrystus mieć cię będzie za mego brata – łacno im pokażem iż w małżeństwie żyjem, gdy się tak miłować będziem. Znam to iżem się (mówi Małchus) zdumiał, i takiejem się cnocie niewiasty onej zadziwował i żonęm taką więcej miłował – wszakem nagiego ciała jej nigdy nie widział, anim się go dotknął, bojąc się abych tego nie utracił w pokoju, com zachował na wojnie. W takim małżeństwie wieleśmy dni przeżyli, panom naszym milszymiśmy zostawali, o uciekanie nasze podejźrzenia nie mieli – drugdym i miesiąc cały doma nie był, jako wierny pasterz na puszczy.
   Po długim czasie, gdym sam siedział na puszczy, a nicem nie widział jedno niebo a ziemię – począłem myślić i wspominać na ono z mnichy mieszkanie, wspominając sobie twarz ojca mego, który mię był wyćwiczył, i przy sobie zatrzymać chciał, u któregom był jako stracony – 12i to myśląc, ujźrzałem mrówki, jako się w ciasnej górce kręcą, jako więtsze noszą brzemię niżli samy są – inne ziół niektórych ziarna wnoszą, drugie z dołu ziemię wynoszą, i groble dla deszczu sypią – drugie wspominając na zimę, aby im gumna ich nie zmoczyła, a w trawę nie obróciła, ziarna przyniesione osiekały, drugie umarłe wynosiły – a co dziwniej, jedna drugiej w takiej wielkości wychodząc nie przeszkadzała, i owszem gdy było jednej co noszącej ciężko, drugie jej pomagały – krótko mówiąc, pięknejem się rzeczy dnia onego napatrzył – i wspomniawszy na Salomona,13 który nas do mrówki odsyła i nasze lenistwo wzbudza, 14począłem sobie w niewolej onej tesknić, i do klasztornej komórki wzdychać, tam gdzie się ono podobieństwo mrówek iści – gdzie wszyscy wespół robią, a żaden własnego nic nie mając, ze wszytkiemi wszytko ma – i wróciwszy się do komory, potkałem niewiastę, która smutnego mnie widząc, spytała mię, co się dzieje? Powiedziałem wszystko, upominała mię abyśmy uciekli – proszę o wierne milczenie, obiecuje: szepcem ustawicznie, miedzy nadzieją i bojaźnią będąc.
   15Miałem miedzy trzodą moją wielkich dwu kozłów, zabiłem je, i uczyniłem z skóry ich jako beczki, a mięsom na drogę schował – a skoro się zmierzkło, puściliśmy się w drogę, wory ony skórzane i część mięsa niosąc. Przyszedszy do rzeki, która była w dziesiąci milach, wsiedliśmy na one nadęte skóry, i po wodzie się puszczając, a nogami sobie pomagając, przeprawiliśmy się – zmaczało się nam mięso, i drugie w wodzie zostało, ledwie żywności na trzy dni miecieśmy mogli – napiwszy się wody na przyszłe pragnienie, bieżymy z bojaźnią więcej w nocy niżli we dnie, i dla upalenia i dla pogoniej – oglądamy się nazad, bojąc się, tak iż i teraz gdy to powiadam drżę. A owo trzeciego dnia z daleka ujźrzym dwu prędko na wielbłądach bieżących – domyślilichmy się iż to pan nasz, który nam śmierć niesie, zlękliśmy się, i bieżąc po piasku, a widząc iż śladem nas dojść może – 16ujźrzeliśmy jaskinią jednę w prawo głęboko w ziemię idącą; a chociaśmy się tam bali jadowitych bestyj (bo jaszczurki, niedźwiadki i padalce, i ine takie bestie, kryjąc się przed słońcem w cień idą) jednakeśmy weszli – wszakżeśmy w lewo się w dół udali, w jamę onę dalej nie wchodząc, abyśmy uciekając przed śmiercią, śmierci nie naleźli – acześmy i to myślili: jeśli nam nędznym Pan Bóg pomoże, obronić się możem – a jeśli wzgardzi grzesznymi, grób zaraz mieć będziem.
   Cośmy na ten czas za serce mieli, co za bojaźń – gdy przed jaskinią pan stał i sługa, którzy nas wnetże śladem tam doszli – o śmierci cięższa czekana niżli cierpiana! I teraz się wspominając boję, jakobym teraz słyszał pana onego na nas wołającego – i posłał sługę aby nas z jaskiniej wywlókł, a sam wielbłądy trzymał, z dobytym nas mieczem czekając. A gdy sługa w jaskinią na trzy abo na cztery łokcie wszedł, minął nas, i patrzyliśmy w tył jego (bo kto ze słońca w cień idzie, nic nie widzi) rozchodził się głos jego po jaskiniej: wynidźcie szubienicowie, wynidźcie na śmierć, czemu mieszkacie, wynidźcie, czeka was Pan – 17wołał jeszcze, a owo widzim iż lwica nań wypadła, i za szyję umorzonego w jamę dalej wlokła. Jezu dobry, jaka bojaźń nasza i jakie wesele było – patrzyliśmy o czym on pan niewiedział, a ono nasz nieprzyjaciel ginie – a gdy sługa tam został, mniemał pan jego, iż dwa jemu się odejmują – i z gniewu tak jako miecz w ręku miał, wszedł w jamę, i łając słudze iż mieszka, pierwej go ona lwica porwała niżli do nas przyszedł – ktoby był temu wierzył, aby bestia w oczach naszych tak nas bronić miała? 18A gdyśmy onej jednej bojaźni zbyli, druga nas naszła, aby nas taż lwica nie pobiła, chyba iż było lżej wpaść w paszczękę lwią niżli w ludzki gniew – boim się, i ruszyć się nie śmiemy, czekamy w onym niebezpieczeństwie co będzie; sumienie tylko czystości, nas jako mur grodziło – a owo lwica bojąc się i bacząc że ją wyśledziono, wynosząc lwięta swą gębą, gospody nam ustąpiła – wszakżeśmy wyniść zaraz nie śmieli, długo czekając baliśmy się, aby nas ona lwica nie potkała.
   19Wyszliśmy ku wieczoru, i obaczym wielbłądy, które Dromedarii zowią prze prędkość ich – wsiedliśmy na nie, i na nich żywności nowej dostawszy, dnia dziesiątego do wojskaśmy Rzymskiego przyjechali – i stanąwszy przed porucznikiem, wszytkośmy wypowiedzieli, który nas do Sabina Mezopotańskiego starosty odesłał, gdzieśmy ony wielbłądy poprzedali. A iż on mój Opat już był zasnął w Panu, tum się został – jam się do mnichów wrócił, a niewiastem tę dał do klasztoru, którą jako siostrę miłuję, acz się jej jako siestrze nie zwierzam. To mi jeszcze młodemu starzec ten Małchus powiadał – 20a ja też star będąc, historią wam o czystości przekładam, i dziewice aby czystość chowały, upominam. Wy to powiadajcie tym którzy po nas będą, aby wiedzieli, iż czystość i mieczem, i pustynią, i bestiami zwojowana być nie może – a iż człowiek Chrystusowi oddany umrzeć może, ale zwyciężony być nie może. A Królowi nad królmi chwała na ziemi i na niebie zawżdy i na wieki wiekom. Amen.

1  XXXI. Martii. Marca. Mart. R. 21. Octob.
Na czysty się żywot udał i zakonny.
Pokusa w nawiedzaniu rodziców.
Upominaniem starszego wzgardził Małchus.
Wzięty w niewolą od Saracenów.
Pastuchem go uczyniono.
7  Ef 6.
Żenić się mnichowi każą.
Czystość zachować chce mocnie.
10  Zabić się chciał aby czystości nie tracił, acz nierozumnie, ale z prostoty – przetoż mu P. Bóg inną drogę do zachowania czystości ukazał.
11  Dobrej i ś. niewiasty święta rada.
12  Mrówki go do obmyślania o sobie przywiodły.
13  Prz 6.
14  Żywot zakonny do mrówek przyrównany.
15  Uciekają z pojmania.
16  Kryją się do jaskini w której leżał lew.
17  Lwica obroniła sług Bożych.
18  Czystości jakim Pan Bóg obrońcą.
19  Dziwne wybawienie Bożych sług.
20  Pożytek historiej z upominania ś. Hieronyma.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga,
Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski


piątek, 4 grudnia 2020

(142) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie głuchoniemego

   31 Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. 32 Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. 33 On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; 34 a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! 35 Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. 36 Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. 37 I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę». (Mk 7,31-37)

   31 Καὶ πάλιν ἐξελθὼν ἐκ τῶν ὁρίων Τύρου ἦλθεν διὰ Σιδῶνος εἰς τὴν θάλασσαν τῆς Γαλιλαίας ἀνὰ μέσον τῶν ὁρίων Δεκαπόλεως. 32 Καὶ φέρουσιν αὐτῷ κωφὸν καὶ μογιλάλον καὶ παρακαλοῦσιν αὐτὸν ἵνα ἐπιθῇ αὐτῷ τὴν χεῖρα. 33 καὶ ἀπολαβόμενος αὐτὸν ἀπὸ τοῦ ὄχλου κατ’ ἰδίαν ἔβαλεν τοὺς δακτύλους αὐτοῦ εἰς τὰ ὦτα αὐτοῦ καὶ πτύσας ἥψατο τῆς γλώσσης αὐτοῦ, 34 καὶ ἀναβλέψας εἰς τὸν οὐρανὸν ἐστέναξεν καὶ λέγει αὐτῷ· εφφαθα, ὅ ἐστιν διανοίχθητι. 35 καὶ [εὐθέως] ἠνοίγησαν αὐτοῦ αἱ ἀκοαί, καὶ ἐλύθη ὁ δεσμὸς τῆς γλώσσης αὐτοῦ καὶ ἐλάλει ὀρθῶς. 36 καὶ διεστείλατο αὐτοῖς ἵνα μηδενὶ λέγωσιν· ὅσον δὲ αὐτοῖς διεστέλλετο, αὐτοὶ μᾶλλον περισσότερον ἐκήρυσσον. 37 καὶ ὑπερπερισσῶς ἐξεπλήσσοντο λέγοντες· καλῶς πάντα πεποίηκεν, καὶ τοὺς κωφοὺς ποιεῖ ἀκούειν καὶ [τοὺς] ἀλάλους λαλεῖν. (Mk 7,31-37)

   Dwukrotnie, kiedy napotykają strumienie, zarówno Andrzej jak i dwóch Jakubów obmywa bandaże założone na swoich ranach. Jezus – nie. Idzie naprzód spokojnie, jakby nie odczuwał bólu. Jednak cierpienie musi być dotkliwe, bo kiedy zatrzymują się na posiłek, Jezus prosi Andrzeja, żeby mu pokroił chleb. Kiedy zaś rozwiązał sandał, prosi Mateusza, żeby Mu go zawiązał z powrotem... A przede wszystkim, kiedy schodząc stromym skrótem opiera się o pień drzewa, bo pośliznęła się Jego stopa, nie może powstrzymać skargi. Krew zaczyna znowu płynąć i różowi opatrunek. Przy pierwszym domu wioski, gdzie się zatrzymują o zmierzchu, proszą o wodę i oliwę, aby opatrzyć Mu na nowo dłoń. Po zdjęciu bandaży ukazuje się ona, bardzo obrzmiała, niebieskawa na wierzchu i z całkiem czerwoną raną pośrodku.
   Czekając, aż pani domu przybiegnie z tym, czego pragną, wszyscy się pochylają, żeby popatrzeć na zranioną rękę. Komentują. Jan zaś oddala się, żeby ukryć swe łzy. Jezus woła go:
   «Chodź tutaj. To nic wielkiego. Nie płacz».
   «Wiem. Nie płakałbym, gdyby to mnie się przytrafiło. Ale to Ty masz tę [ranę]. I nie mówisz o całym bólu, jaki Ci zadaje ta droga ręka, która nigdy nikogo nie skrzywdziła» – odpowiada Jan.
   Jezus podał mu Swoją zranioną dłoń i Jan głaska ją łagodnie od palców do nadgarstka, wokół zsiniałego miejsca. Odwraca ją delikatnie, całuje i tuli do policzka. Zauważa:
   «Jest rozpalona!... O! Jak Ty musisz cierpieć!» – łzy współczucia płyną na rękę [Jezusa].
   Niewiasta przynosi [z domu] wodę i oliwę. Jan próbuje płótnem oczyścić dłoń z krwi. Czyni to bardzo delikatnie. Obmywa letnią wodą zranione miejsce, zwilża je oliwą, okrywa czystymi bandażami, a po zawinięciu opatrunkiem – całuje. Jezus kładzie mu rękę na pochylonej głowie. Niewiasta pyta: «To twój brat?»
   «Nie. To mój Nauczyciel. Nasz Nauczyciel».
   «Skąd przychodzicie?» – pyta innych.
   «Znad Morza Galilejskiego».
   «Z tak daleka! W jakim celu?»
   «Żeby głosić Zbawienie».
   «Już prawie wieczór, zatrzymajcie się w moim domu. To dom ludzi biednych, ale uczciwych. Dam wam mleka, kiedy tylko moi synowie wrócą z owcami. Mój mąż chętnie was przyjmie».
   «Dziękuję, niewiasto. Jeśli Nauczyciel zechce, zostaniemy tutaj».
   Niewiasta odchodzi do swoich zajęć, a apostołowie pytają Jezusa, co mają czynić.
   «Dobrze, niech tak będzie. Jutro udamy się do Kedesz, a potem do Paneady.38 Zastanowiłem się, Bartłomieju. Dobrze będzie zrobić, jak mówisz. Udzieliłeś Mi dobrej rady. Mam nadzieję znaleźć tam innych uczniów i wysłać ich przede Mną do Kafarnaum. Wiem, że kilku z nich musi być w Kedesz, a wśród nich – trzej pasterze z Libanu».
   Niewiasta powraca i pyta: «I jak?»
   «Dobrze, dzielna niewiasto. Zostaniemy tu na noc».
   «I na wieczerzę. O, przyjmijcie to. To nie będzie ciężarem. Poza tym pouczyli nas o miłosierdziu pewni ludzie, którzy są uczniami tego Jezusa z Galilei, zwanego Mesjaszem, który czyni tak wiele cudów i głosi Królestwo Boże. Tutaj jednak nigdy nie przyszedł, być może dlatego, że jesteśmy przy granicy syrofenickiej. Jednak wielu Jego uczniów przybyło. My wszyscy, z wioski, chcemy iść na Paschę do Judei. Może ujrzymy tego Jezusa, bo mamy chorych. A uczniowie jednych uzdrowili, a innych – nie. A między nimi jest młody człowiek, syn brata małżonki mojego szwagra».
   «Co mu jest?» – pyta Jezus z uśmiechem.
   «On jest... On nie mówi ani nie słyszy. Taki się urodził. Być może demon wszedł do łona jego matki, żeby ją doprowadzić do rozpaczy i cierpienia. Ale chłopiec jest dobry, nie taki, jak opętani. Uczniowie powiedzieli, że jemu potrzeba Jezusa z Nazaretu, bo musi mu czegoś brakować i tylko ten Jezus... O! Oto moje dzieci i małżonek! Melchiaszu, przyjęłam tych pielgrzymów w imię Pana i właśnie opowiadałam im o Lewim... Saro, udój szybko mleka, a ty, Samuelu, zejdź po wino i po oliwę do groty. Przynieś też jabłka ze strychu. Pospiesz się, Saro, przygotujemy posłania na górze».
   «Nie trudź się, niewiasto. W każdym miejscu będzie nam dobrze. Czy mógłbym zobaczyć człowieka, o którym mówiłaś?»
   «Tak... Ale... O! Panie! Czyżbyś Ty był Nazarejczykiem?»
   «To Ja».
   Niewiasta upada na kolana z okrzykiem: «Melchiaszu, Saro, Samuelu! Przyjdźcie oddać pokłon Mesjaszowi! Co za dzień! Co za dzień! I ja mam Go we własnym domu! I ja tak sobie z Nim rozmawiam! I przyniosłam Mu wody na obmycie rany... O!»
   Wzruszenie odbiera jej głos. Ale potem biegnie do misy i widzi, że jest pusta: «Dlaczego wylaliście tę wodę? Ona była święta! O! Melchiaszu! Mesjasz jest u nas!»
   «Tak, ale bądź dobra, niewiasto, i nie mów o tym nikomu. Idź raczej po głuchoniemego. Przyprowadź go tu...» – mówi Jezus z uśmiechem.
   ...Melchiasz szybko powraca z młodym głuchoniemym i z jego rodzicami, i... z przynajmniej połową [mieszkańców] wioski... Matka nieszczęśnika oddaje cześć Jezusowi i błaga Go.
   «Dobrze, będzie jak chcesz» – [mówi Jezus.]
   Ujmuje za rękę głuchoniemego. Odciąga go nieco na bok. Staje w pewnej odległości od tłoczącego się tłumu, który apostołowie, z litości dla zranionej ręki, usiłują odepchnąć. Jezus przyciąga do Siebie głuchoniemego. Wkłada mu palce wskazujące do uszu, a językiem dotyka jego lekko uchylonych warg. Potem zaś, podnosząc oczy ku ogarniętemu mrokiem niebu, tchnie na twarz głuchoniemego i woła pełnym głosem: «Otwórzcie się!»
   I pozwala mu odejść. Młodzieniec patrzy na Niego przez chwilę, a tłum szepcze. To wstrząsające widzieć przemianę twarzy głuchoniemego. Najpierw była apatyczna i smutna, a potem – zaskoczona i uśmiechnięta. Podnosi ręce do uszu, zasłania je, odejmuje... Przekonawszy się, że słyszy, otwiera usta i woła:
   «Mamo! Słyszę! O! Panie, bądź uwielbiony!»
   Tłum ogarnia jak zwykle entuzjazm, a jest on tym większy, że stawiają sobie pytanie: «Jakże on może mówić, skoro od urodzenia nie usłyszał jeszcze żadnego słowa? Cud w cudzie! Rozwiązał mu język i otwarł uszy, a równocześnie nauczył go mówić. Niech żyje Jezus z Nazaretu! Hosanna Świętemu, Mesjaszowi!»
   I cisną się do Niego. Jezus zaś podnosi zranioną dłoń, żeby ich pobłogosławić. Kilku z nich, powiadomionych przez niewiastę, myje sobie twarz i ręce kroplami wody, która pozostała w misie.
   Jezus widzi ich i woła: «Z powodu waszej wiary bądźcie wszyscy uzdrowieni. Idźcie do waszych domów. Bądźcie dobrzy, szlachetni. Wierzcie słowu Ewangelii i zachowujcie dla siebie to, co wiecie, aż nadejdzie godzina ogłaszania tego na placach i drogach ziemi. Mój pokój niech będzie z wami». (IV [cz. 1-2], 29: 25 listopada 1945. A, 7080-7087)

38 Zob. na mapie: Cezarea Filipowa. (Przyp. tłum.)

   Due volte, incontrando ruscelli, tanto Andrea come i due Giacomi si bagnano le fasce che hanno sulle contusioni. Gesù no. Prosegue tranquillo come non sentisse dolore.
   Pure il dolore deve essere sensibile se, quando si fermano per mangiare, deve chiedere ad Andrea di spezzargli il pane; se, quando gli si slaccia un sandalo, deve pregare Matteo di legarglielo di nuovo…; se, soprattutto, nello scendere per una scorciatoia precipitosa e urtando in un tronco perché gli scivola il piede, non può reprimere un lamento, e se gli si arrossa di nuovo la benda di sangue, tanto che alla prima casa di un paese, dove giungono verso il tramonto, si fermano chiedendo acqua e olio per medicargli la mano che appare, levate le bende, molto gonfia, bluastra nel dorso con la ferita rosseggiante al centro.
   Mentre aspettano che la donna della casa accorra con quanto desiderato, si curvano tutti ad osservare la mano ferita e fanno i loro commenti. Ma Giovanni si ritira un poco più in là a nascondere il suo pianto.
   Gesù lo chiama: «Vieni qui. Non è un gran male. Non piangere».
   «Lo so. Lo avessi io non piangerei. Ma l’hai Tu. E non lo dici tutto il male che ti fa questa cara mano, che non ha mai nociuto a nessuno», risponde Giovanni, al quale Gesù ha abbandonato la mano ferita, che Giovanni carezza dolcemente sulla punta delle dita, sul polso, tutto intorno alla lividura, e che volta dolcemente per baciarla sul palmo e appoggiare la sua guancia nel cavo della mano dicendo: «Scotta… Oh! quanto ti deve dolere!», e lacrime di pietà cadono su di essa.
   La donna porta l’acqua e l’olio, e con un lino Giovanni vuole detergere il sangue che imbratta la mano, e con delicatezza fa scorrere l’acqua tiepida sul posto ferito e poi la unge, la fascia con strisce pulite e sulla legatura pone un bacio. Gesù gli mette l’altra mano sulla testa china.
   La donna chiede: «E’ tuo fratello?».
   «No. È il mio Maestro. Il nostro Maestro».
   «Da dove venite?», chiede ancora agli altri.
   «Dal mare di Galilea».
   «Lontano! Perché?».
   «Per predicare la Salute».
   «E’ quasi sera. Fermatevi in casa mia. Casa da poveri. Ma di onesti. Posso darvi del latte non appena tornano i miei figli con le pecore. Il mio uomo vi accoglierà volentieri».
   «Grazie donna, se il Maestro vorrà, resteremo qui».
   La donna va alle sue faccende mentre gli apostoli chiedono a Gesù cosa devono fare.
   «Si. È bene. Domani andremo a Cedes e poi verso Paneade. Ho pensato, Bartolomeo. Conviene fare come tu dici. Mi hai dato un buon consiglio. Spero trovare gli altri discepoli e mandarli avanti a Me a Cafarnao. So che a Cedes devono ormai esservene stati alcuni, fra i quali i tre pastori Libanesi».
   Torna la donna e chiede: «Ebbene?».
   «Si buona donna. Restiamo qui per la notte».
   «E per la cena. Oh! graditela. Non mi pesa. E poi ci è stata insegnata la misericordia da alcuni che sono i discepoli di quel Gesù di Galilea, detto il Messia, che fa tanti miracoli e predica il Regno di Dio. Ma qui non c’è mai venuto. Forse perché siamo ai confini siro-fenici. Ma sono venuti i suoi discepoli. Ed è già molto. Per la Pasqua noi del paese vogliamo andare tutti in Giudea per vedere se lo vediamo questo Gesù. Perché abbiamo dei malati e i discepoli ne hanno guariti alcuni, ma altri no. E fra questi c’è un giovane figlio di un fratello della moglie di mio cognato».
   «Che ha? », chiede Gesù sorridendo.
   «È… Non parla e non sente. Nato così. Forse un demonio è entrato nel seno della madre per farla disperare e soffrire. Ma è buono, come indemoniato non fosse. I discepoli hanno detto che per lui ci vuole Gesù di Nazaret, perché deve essere con qualche cosa di mancante, e solo questo Gesù… Oh! ecco i miei figli e il mio sposo! Melchia, ho accolto questi pellegrini in nome del Signore e stavo raccontando di Levi… Sara, và presto a mungere il latte e tu, Samuele, scendi a prendere olio e vino nella grotta, e porta mele dal solaio. Spicciati, Sara, prepareremo i letti nelle stanze alte».
   «Non ti affaticare, donna. Staremo bene da per tutto. Potrei vedere l’uomo di cui parlavi?».
   «Si… Ma… Oh! Signore! Ma sei forse Tu il Nazareno?».
   «Sono Io».
   La donna crolla in ginocchio strillando: «Melchia, Sara, Samuele! Venite ad adorare il Messia! Che giorno! Che giorno! E io l’ho in casa mia! E gli parlavo così! E gli ho portato l’acqua per lavare la ferita… Oh!…»; è strozzata dall’emozione. Ma poi corre al catino e lo vede vuoto: «Perché avete gettato quell’acqua? Era santa! Oh Melchia! Il Messia tra noi».
   «Si. Ma stà buona, donna, e non lo dire a nessuno. Và piuttosto a prendere il sordomuto e portamelo qui…», dice Gesù sorridendo…
   …E presto Melchia torna col giovane sordomuto e con i parenti di lui e mezzo paese almeno… La madre dell’infelice adora Gesù e lo supplica.
   «Si, sarà come tu vuoi», e preso per mano il sordomuto lo attira un po’ fuori dalla folla che si accalca, e che gli apostoli, per pietà della mano ferita, si danno da fare a respingere. Gesù si accosta bene il sordomuto, gli pone gli indici nelle orecchie e la lingua sulle labbra socchiuse, poi, alzando gli occhi al cielo che imbruna, alita sul volto del sordomuto e grida forte: «Apritevi », e lo lascia andare.
   Il giovane lo guarda un momento mentre la folla bisbiglia. È sorprendente la mutazione del volto prima apatico e mesto del sordomuto e poi sorpreso e sorridente. Si porta le mani alle orecchie, le preme e le stacca. Si persuade che sente per davvero e apre la bocca dicendo: «Mamma! Io sento! Oh! Signore, io ti adoro!».
   La folla è presa dal solito entusiasmo e tanto più lo è perché si chiede: «E come può già sapere parlare se mai udì parola da quando è nato? Un miracolo nel miracolo! Gli ha slegato la favella e aperto le orecchie e insieme lo ha istruito a parlare. Viva Gesù di Nazaret! Osanna al Santo, al Messia!».
   E si premono contro di Lui che alza la sua mano ferita a benedire, mentre alcuni, istruiti dalla donna della casa, si bagnano il viso o le membra con le superstiti gocce rimaste nel catino. Gesù li vede e grida: «Per la vostra fede siate tutti guariti. Andate alle vostre case. Siate buoni, onesti. Credete nella parola del Vangelo. E tenete ciò che sapete per voi finchè sia l’ora di bandirlo sulle piazze e per le vie della Terra. La mia pace sia con voi». (5, 341)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)


Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28


Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001