poniedziałek, 7 grudnia 2020

(96) Żywoty Świętych: Malchus z Syrii

Żywot Małcha Mnicha więźnia,
pisany od Ś. Hieronyma, Doktora kościelnego.
Żył około roku P. 329.
1


   Maronia jest niewielkie miasteczko w Syriej, trzydzieści mil od Antiochiej, które po wielu panach i dzierżawcach, gdym ja młodzieńcem będąc mieszkał w Syriej, przyszło do dzierżawy Papy Ewagriusza powinnego mego – którem ja dla tego tu wspomniał, abych ukazał skąd wiem, co pisać chcę. Bo w tym miasteczku był starzec jeden imieniem Małchus, który się królem wykłada, rodem z Syriej i językiem i prawym tam rodzicem – mieszkała przy nim i baba już zgrzybiała, i jako się zdało, śmierci bliska – oboje tak pilni nabożeństwa, tak ustawiczni w kościele, iż je Zachariaszem i Helżbietą zwać kto mógł, chyba iż Jana miedzy nimi nie było. Gdym pilniej pytał onych obywatelów, coby to było miedzy nimi za małżeństwo, ze krwieli, czy z Ducha? wszyscy mi zgodnie powiedzieli, iż oboje są ludzie świeccy i Bogu mili, i dziwne o nich rzeczy powiedali. Ja oną powieścią ich wzbudzony, szedłem do onego starca, i dwornie się prawdy wywiadując, tom od niego słyszał.
2Ja synu miły na roli Marionackiej byłem kmieciem, jedynakiem u rodziców moich – którzy chcąc mię mieć różdżką rodzaju swego i dziedzicem domostwa, przymuszali mię do małżeństwa – a jam im powiadał – iż mnichem być wolę. Jako mi ociec groził, jako mię matka łagodnie głaskała, abych czystości odstąpił, po tym znać, iżem od domu i od rodziców uciekł – a iżem na wschód słońca iść nie mógł, dla Persjanów i Rzymskiej straży – na zachódem się puścił, trochę strawnych rzeczy z sobą wziąwszy – i przyszedłem na pustynią Chalcydos, miedzy Immą i Essą na południe – tam nalazszy mnichy, w ichem się ćwiczenie podał, żyjąc robotą rąk, a bystrość cielesną do rozkoszy postami krócąc.
   Po wielu lat przyszła mi chęć abych szedł do ojczyzny, a matkę póki jeszcze była żywa (bom o śmierci ojcowskiej słyszał) w sieroctwie jej pocieszył, a żebych rosprzedawszy majętnostkę, dał część ubogim, a część klasztorom – ale co się sromam wyznać niewierności mojej, chciałem też część na potrzeby i pociechy moje schować.
3Począł starszy mój na mię wołać – iż to była pokusa diabelska, a iż pod poczciwą pokrywką, stary nieprzyjaciel swoje sidła taił – nic to innego nie jest jedno psu się wracać do chrztuszenia, a iż tak wiele mnichów zdradzonych jest – bo nigdy diabeł odkrytym polem na nas nie idzie – i przywodził mi wiele przykładów z pisma, jako i na początku Jadama i Jewę nadzieją Bóstwa podszedł – ale gdy mię namówić nie mógł, upadając mi do kolan, prosił abych go nie opuszczał, a sam siebie nie gubił, a jąwszy się pługa abych się nazad nie obracał. 4Niestety mnie nędznemu – zwyciężyłem upominacza mego złym zwycięstwem, mniemając iż nie mego zbawienia ale pociechy swej szukał. Prowadził mię z klasztoru, jako gdy umarłego niosą, i nakoniec mię żegnając, rzekł: widzę synu iżeś piątnem szatańskim nacechowany, przyczyn się już twoich nie pytam, wymówek twoich nie przyjmuję, owca która z owczarniej wychodzi, w paszczękę wilczą wpada. Z Berrhejej jadącym do Essy jest puszcza na gościńcu, po której się Saracenowie tam i sam włóczą – dla czego czekają tam goście wielkiego towarzystwa, żeby z spólnej pomocy niebezpieczeństwa uść mogli – i było nas w towarzystwie, mężów, niewiast, dzieci, starych, młodych, około siedmidziesiąt – a owo Izmaelitowie na koniach i wielbłądach, włosaci i chustki na głowie mający, płaszczyki i szerokie ubranie wlokąc, a sajdaki, łuki i drzewa niosąc, wypadli – nie do bitwy, ale do drapieży przyszli – porwano nas, rozproszono, i w różne strony zawiedziono – a ja tym czasem, którym się do dziedzictwa na dzierżawę wracać chciał, nie wczas złej mojej rady żałując, z niewiastą niejaką dostałem się jednemu panu w niewolą.
   5Wiedziono nas abo raczej niesiono na wysokich wielbłądach, a co raz się przez onę głęboką puszczę spadnienia bojąc, więcejeśmy wisieli niżli siedzieli – obrok nasz mięso na poły surowe, a mleko do picia wielbłądowe. Nakoniec przebyliśmy wielką rzekę, i przyszliśmy do wnętrznej puszczej, gdzie wedle zwyczaju paniejeśmy się naszej i dziatkom kłaniali, i szyje im schylali. Tam jako w więzieniu zamkniony, odmieniłem szaty – to jest, nagom się chodzić uczył – bo strona ona taka jest, iż pokrywać ciała okrom wstydliwych miejsc nie dopuści – 6kazano mi owce paść, i w nędzy rozmaitej tęm miał pociechę, iżem na pany swe i sługi jego nie często patrzył – zdało mi się iżem coś miał spólnego z Jakóbem, wspomniałem i na Mojzesza, którzy też na puszczy niegdy byli pasterzmi – pożywałem młodego sera i mleka, modliłem się ustawicznie, śpiewałem Psalmy którychem się w klasztorze nauczył, i cieszyłem się niewolą moją, dziękując Panu Bogu za sądy jego – iżem mniski stan którym w ojczyznie zgubić miał, na puszczym najdował. O jako nic nie masz u szatana bezpiecznego. O jako wiele niewymownych zdrad jego. Widząc pan mój, iż mu się bydła przyczynia, a nic we mnie zdradliwego nie najdując (bom wiedział iż Apostoł kazał,7 aby panom jako i Bogu wiernie się służyło) chcąc mi służby nagradzać, a żeby mię sobie wierniejszym miał, dawał mi onę spółniewolnicę moję zemną pojmaną, za żonę.
   8Gdym się ja z tego wymawiał, powiedając żem ja Chrześcijanin, a nie godzi mi się brać cudzej żony, która męża żywego ma (bo mąż jej z nami pojmany innemu się był dostał) on srogi a nieubłagany rozgniewał się, i dobywszy miecza, zabić mię chciał – i bych się był do niewiasty obłapiając ją nie rzucił, zabiłby mię był. A gdy noc przyszła, prowadziłem do jaskiniej na poły obalonej nową żonę – smutek nam był miasto tańca, bo się jeden drugim brzydził, a powiedzieć nie śmiał – 9dopierom poczuł niewolą moję, i padszy na ziemię opłakiwałem stan mój mniski którym utracił, mówiąc: Na tomli przyszedł nędznik? Do tego mię grzechy moje przywiodły, iż siwiznę w głowie mając małżonkiem się zstaję – cóż mi pomogło iżem dla Pana Boga wzgardził rodzicami, ojczyzną, majętnością? Chyba to dlatego cierpię, iżem się na ojczyznę obejźrzał – 10cóż czynić duszo moja? Mam zginąć, czy wygrać? Czekaćli mam ręki Boskiej, czyli się sam zabić? Zabiję się sam – bo lepiej na ciele niżli na duszy umrzeć – niech dla zachowania czystości podejmę męczeństwo, niech tu bez pogrzebu świadek Chrystusów na puszczy zostanie – sam będę sobie prześladownikiem i męczennikiem – i to mówiąc, dobyłem w ciemności błyskającego się miecza, i obróciwszy koniec do siebie, rzekłem: żegnam cię nieszczęśliwa niewiasto – wolę być męczennikiem niżli małżonkiem.
   A ona padła do nóg moich, mówiąc: dla cię Jezu Chrysta proszę, i tą ciężką godziną poprzysięgam, nie rozlewaj krwie twojej na grzech mój – jeśli umrzeć chcesz, pierwej na mię miecz obróć, abyśmy się tak raczej złączyli – ja by dobrze mąż mi się mój wrócił, jużbych chowała czystość, której mię ta niewola nauczyła, i wolałabych umrzeć niżli ją tracić – 11jeśli dla tego umierasz, byś zemną czystości nie tracił, jabych także umrzeć wolała, byś mi czystość brać chciał – miejże mię za żonę w czystości, a złączenie duszne a nie cielesne miej ze mną – panowie niech cię mają za mego małżonka – ale Chrystus mieć cię będzie za mego brata – łacno im pokażem iż w małżeństwie żyjem, gdy się tak miłować będziem. Znam to iżem się (mówi Małchus) zdumiał, i takiejem się cnocie niewiasty onej zadziwował i żonęm taką więcej miłował – wszakem nagiego ciała jej nigdy nie widział, anim się go dotknął, bojąc się abych tego nie utracił w pokoju, com zachował na wojnie. W takim małżeństwie wieleśmy dni przeżyli, panom naszym milszymiśmy zostawali, o uciekanie nasze podejźrzenia nie mieli – drugdym i miesiąc cały doma nie był, jako wierny pasterz na puszczy.
   Po długim czasie, gdym sam siedział na puszczy, a nicem nie widział jedno niebo a ziemię – począłem myślić i wspominać na ono z mnichy mieszkanie, wspominając sobie twarz ojca mego, który mię był wyćwiczył, i przy sobie zatrzymać chciał, u któregom był jako stracony – 12i to myśląc, ujźrzałem mrówki, jako się w ciasnej górce kręcą, jako więtsze noszą brzemię niżli samy są – inne ziół niektórych ziarna wnoszą, drugie z dołu ziemię wynoszą, i groble dla deszczu sypią – drugie wspominając na zimę, aby im gumna ich nie zmoczyła, a w trawę nie obróciła, ziarna przyniesione osiekały, drugie umarłe wynosiły – a co dziwniej, jedna drugiej w takiej wielkości wychodząc nie przeszkadzała, i owszem gdy było jednej co noszącej ciężko, drugie jej pomagały – krótko mówiąc, pięknejem się rzeczy dnia onego napatrzył – i wspomniawszy na Salomona,13 który nas do mrówki odsyła i nasze lenistwo wzbudza, 14począłem sobie w niewolej onej tesknić, i do klasztornej komórki wzdychać, tam gdzie się ono podobieństwo mrówek iści – gdzie wszyscy wespół robią, a żaden własnego nic nie mając, ze wszytkiemi wszytko ma – i wróciwszy się do komory, potkałem niewiastę, która smutnego mnie widząc, spytała mię, co się dzieje? Powiedziałem wszystko, upominała mię abyśmy uciekli – proszę o wierne milczenie, obiecuje: szepcem ustawicznie, miedzy nadzieją i bojaźnią będąc.
   15Miałem miedzy trzodą moją wielkich dwu kozłów, zabiłem je, i uczyniłem z skóry ich jako beczki, a mięsom na drogę schował – a skoro się zmierzkło, puściliśmy się w drogę, wory ony skórzane i część mięsa niosąc. Przyszedszy do rzeki, która była w dziesiąci milach, wsiedliśmy na one nadęte skóry, i po wodzie się puszczając, a nogami sobie pomagając, przeprawiliśmy się – zmaczało się nam mięso, i drugie w wodzie zostało, ledwie żywności na trzy dni miecieśmy mogli – napiwszy się wody na przyszłe pragnienie, bieżymy z bojaźnią więcej w nocy niżli we dnie, i dla upalenia i dla pogoniej – oglądamy się nazad, bojąc się, tak iż i teraz gdy to powiadam drżę. A owo trzeciego dnia z daleka ujźrzym dwu prędko na wielbłądach bieżących – domyślilichmy się iż to pan nasz, który nam śmierć niesie, zlękliśmy się, i bieżąc po piasku, a widząc iż śladem nas dojść może – 16ujźrzeliśmy jaskinią jednę w prawo głęboko w ziemię idącą; a chociaśmy się tam bali jadowitych bestyj (bo jaszczurki, niedźwiadki i padalce, i ine takie bestie, kryjąc się przed słońcem w cień idą) jednakeśmy weszli – wszakżeśmy w lewo się w dół udali, w jamę onę dalej nie wchodząc, abyśmy uciekając przed śmiercią, śmierci nie naleźli – acześmy i to myślili: jeśli nam nędznym Pan Bóg pomoże, obronić się możem – a jeśli wzgardzi grzesznymi, grób zaraz mieć będziem.
   Cośmy na ten czas za serce mieli, co za bojaźń – gdy przed jaskinią pan stał i sługa, którzy nas wnetże śladem tam doszli – o śmierci cięższa czekana niżli cierpiana! I teraz się wspominając boję, jakobym teraz słyszał pana onego na nas wołającego – i posłał sługę aby nas z jaskiniej wywlókł, a sam wielbłądy trzymał, z dobytym nas mieczem czekając. A gdy sługa w jaskinią na trzy abo na cztery łokcie wszedł, minął nas, i patrzyliśmy w tył jego (bo kto ze słońca w cień idzie, nic nie widzi) rozchodził się głos jego po jaskiniej: wynidźcie szubienicowie, wynidźcie na śmierć, czemu mieszkacie, wynidźcie, czeka was Pan – 17wołał jeszcze, a owo widzim iż lwica nań wypadła, i za szyję umorzonego w jamę dalej wlokła. Jezu dobry, jaka bojaźń nasza i jakie wesele było – patrzyliśmy o czym on pan niewiedział, a ono nasz nieprzyjaciel ginie – a gdy sługa tam został, mniemał pan jego, iż dwa jemu się odejmują – i z gniewu tak jako miecz w ręku miał, wszedł w jamę, i łając słudze iż mieszka, pierwej go ona lwica porwała niżli do nas przyszedł – ktoby był temu wierzył, aby bestia w oczach naszych tak nas bronić miała? 18A gdyśmy onej jednej bojaźni zbyli, druga nas naszła, aby nas taż lwica nie pobiła, chyba iż było lżej wpaść w paszczękę lwią niżli w ludzki gniew – boim się, i ruszyć się nie śmiemy, czekamy w onym niebezpieczeństwie co będzie; sumienie tylko czystości, nas jako mur grodziło – a owo lwica bojąc się i bacząc że ją wyśledziono, wynosząc lwięta swą gębą, gospody nam ustąpiła – wszakżeśmy wyniść zaraz nie śmieli, długo czekając baliśmy się, aby nas ona lwica nie potkała.
   19Wyszliśmy ku wieczoru, i obaczym wielbłądy, które Dromedarii zowią prze prędkość ich – wsiedliśmy na nie, i na nich żywności nowej dostawszy, dnia dziesiątego do wojskaśmy Rzymskiego przyjechali – i stanąwszy przed porucznikiem, wszytkośmy wypowiedzieli, który nas do Sabina Mezopotańskiego starosty odesłał, gdzieśmy ony wielbłądy poprzedali. A iż on mój Opat już był zasnął w Panu, tum się został – jam się do mnichów wrócił, a niewiastem tę dał do klasztoru, którą jako siostrę miłuję, acz się jej jako siestrze nie zwierzam. To mi jeszcze młodemu starzec ten Małchus powiadał – 20a ja też star będąc, historią wam o czystości przekładam, i dziewice aby czystość chowały, upominam. Wy to powiadajcie tym którzy po nas będą, aby wiedzieli, iż czystość i mieczem, i pustynią, i bestiami zwojowana być nie może – a iż człowiek Chrystusowi oddany umrzeć może, ale zwyciężony być nie może. A Królowi nad królmi chwała na ziemi i na niebie zawżdy i na wieki wiekom. Amen.

1  XXXI. Martii. Marca. Mart. R. 21. Octob.
Na czysty się żywot udał i zakonny.
Pokusa w nawiedzaniu rodziców.
Upominaniem starszego wzgardził Małchus.
Wzięty w niewolą od Saracenów.
Pastuchem go uczyniono.
7  Ef 6.
Żenić się mnichowi każą.
Czystość zachować chce mocnie.
10  Zabić się chciał aby czystości nie tracił, acz nierozumnie, ale z prostoty – przetoż mu P. Bóg inną drogę do zachowania czystości ukazał.
11  Dobrej i ś. niewiasty święta rada.
12  Mrówki go do obmyślania o sobie przywiodły.
13  Prz 6.
14  Żywot zakonny do mrówek przyrównany.
15  Uciekają z pojmania.
16  Kryją się do jaskini w której leżał lew.
17  Lwica obroniła sług Bożych.
18  Czystości jakim Pan Bóg obrońcą.
19  Dziwne wybawienie Bożych sług.
20  Pożytek historiej z upominania ś. Hieronyma.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga,
Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz