Ten
[Andrzej] spotkał najpierw swego brata [Szymona Piotra] i rzekł do
niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. (J 1,41)
Εὑρίσκει
οὗτος [Ἀνδρέας] πρῶτον τὸν ἀδελφὸν τὸν ἴδιον
Σίμωνα καὶ λέγει αὐτῷ· εὑρήκαμεν
τὸν Μεσσίαν, ὅ ἐστιν μεθερμηνευόμενον
χριστός. (J
1,41)
Jutrzenka
doskonałego spokoju [pojawia się] nad Morzem Galilejskim. Na niebie
i w wodzie widać różowe blaski, nieco różniące się od tych,
których słodycz oświetla mury ogródków małej wioski [leżącej]
nad jeziorem. Ponad [ogrodzenia] wznoszą się i odrywają od niego,
pochylając się nad uliczkami, potargane i zwiewne fryzury drzew
owocowych.
Miasteczko
dopiero się budzi. Jakaś kobieta idzie do źródła lub do
zbiornika wody. Rybacy, obciążeni koszami ryb, dyskutują głośno
z kupcami przybyłymi z daleka. Inni niosą kosze do domów.
Powiedziałam ‘miasteczko’, ale nie jest ono takie małe. Jest
raczej skromne, przynajmniej z tej strony, którą widzę, ale
rozległe, rozciągające się w dużej części wzdłuż jeziora.
Jan
wychodzi z uliczki i spiesznie [podąża] w kierunku jeziora. Jakub
idzie za nim krokiem o wiele spokojniejszym. Jan patrzy na barki już
przycumowane, lecz nie znajduje tej, której szuka. Dostrzega ją w
odległości kilkuset metrów od brzegu, zajętą manewrami
[przygotowującymi do] cumowania. Woła bardzo głośno i długo, z
rękoma zwiniętymi w trąbkę, jakby było to jego zwyczajowe
wołanie: «O, hej!»
Następnie,
widząc, że go usłyszano, wykonuje wielkie gesty ramionami.
Oznaczają one: „Chodźcie, chodźcie!”
Mężczyźni
z barki, wyobrażając sobie nie wiadomo co, śpieszą się wiosłując
z całych sił i barka zbliża się szybciej niż przy użyciu żagla.
Ściągają go, być może po to, by płynąć szybciej. Kiedy są w
odległości dziesięciu metrów od brzegu, Jan już nie czeka.
Zdejmuje płaszcz i długą suknię, rzuca je na piaszczysty brzeg.
Zrzuca sandały, podnosi resztę ubrania przytrzymując je jedną
ręką poniżej bioder i wchodzi do wody na spotkanie dopływających.
«Dlaczego
obaj nie przyszliście?» – pyta Andrzej.
Piotr
nadąsany nie odzywa się.
«A
ty, dlaczego nie poszedłeś ze mną i z Jakubem?» – pyta Jan
Andrzeja.
«Poszedłem
łowić. Nie mam czasu do tracenia. Zniknąłeś z tym
człowiekiem...»
«Dawałem
ci znak, abyś poszedł. To On. Gdybyś słyszał te słowa!...
Pozostaliśmy z nim cały dzień i aż do późna w nocy. Teraz
przyszliśmy wam powiedzieć: ‘Chodźcie!’»
«To
On? Jesteś tego pewien? Ledwie Go widzieliśmy, kiedy Chrzciciel Go
pokazał».
«To
On. Nie zaprzeczył temu» [– odpowiada Jan.]
«Każdy
może to powiedzieć, aby sobie podporządkować łatwowiernych
ludzi. To nie pierwszy raz...» – zrzędzi niezadowolony Piotr.
«O,
Szymonie! Nie mów tak! To Mesjasz! On wszystko wie! Słyszy cię!»
– Jan jest strapiony i zakłopotany słowami Szymona Piotra.
«Patrzcie!
Mesjasz! I to akurat tobie się ukazał, Jakubowi i Andrzejowi! Trzem
biednym nieukom! Mesjasz przyjdzie inaczej! Słyszy mnie! No, chodź,
biedny chłopcze! Pierwsze promienie wiosennego słońca zaszkodziły
twej głowie. Chodź, do roboty. To lepsze. Porzuć wszystkie te
brednie».
«To
Mesjasz, mówię ci. Jan mówił święte rzeczy, lecz On mówi o
Bogu. Kto nie jest Chrystusem, nie może mówić podobnych rzeczy»
[– mówi Jan.]
«Szymonie,
nie jestem dzieckiem – mówi Jakub spokojnie, bez uniesienia. –
Mam swoje lata, jestem spokojny i rozsądny. Wiesz o tym. Mało
mówiłem, lecz wiele słuchałem w czasie tych godzin, gdy
pozostaliśmy z Barankiem Bożym. I mówię ci prawdę: On może być
tylko Mesjaszem. Dlaczego [mielibyśmy] w to nie wierzyć? Ty możesz
[nie wierzyć], bo Go nie słyszałeś, lecz ja wierzę. Jesteśmy
ubodzy i nieuczeni? On mówi, że przyszedł głosić Dobrą Nowinę
o Królestwie Bożym, o Królestwie pokoju właśnie ubogim,
pokornym, małym, przed wielkimi. Powiedział: „Wielcy już mają
swe radości. Nie warto ich zazdrościć. [Są niczym] w porównaniu
z tymi, które Ja przynoszę. Wielcy mogą dojść do zrozumienia
dzięki wykształceniu. Ja przychodzę do ‘małych’ w Izraelu i
na świecie, do tych, którzy płaczą i ufają, do szukających
Światła i łaknących prawdziwej manny. Od uczonych nie otrzymują
ani światła, ani pokarmu, jedynie jarzmo, ciemność, kajdany i
pogardę. Powołuję ‘małych’. Przyszedłem przemienić świat:
poniżę to, co teraz jest wyniosłe, a podniosę to, co jest
wzgardzone. Niech ten, kto pragnie prawdy i pokoju, kto pragnie życia
wiecznego, przyjdzie do Mnie. Niech przyjdzie ten, kto kocha
Światłość. Ja jestem Światłością świata”. Tak mówił.
Prawda, Janie?» – [pyta Jakub.]
«Tak.
Powiedział też: „Świat nie będzie Mnie kochał: wielki świat,
bo jest zepsuty przez występki i bałwochwalcze związki. Świat nie
będzie Mnie chciał, synowie bowiem Ciemności nie kochają Światła.
Jednak ziemia nie składa się jedynie z wielkich tego świata. Są
na niej tacy, którzy – choć zmieszani ze światem – nie są z
tego świata. Żyją na niej i tacy, którzy są ze świata, bo stali
się uwięzieni jak ryby w sieci”. Dokładnie tak mówił, bo mówił
nad brzegiem jeziora i pokazywał sieci przyciągane na brzeg przez
rybaków. Powiedział też: „Żadna z tych ryb nie chciała wpaść
w sieć. Ludzie również nie chcieli dobrowolnie stać się zdobyczą
Mamony. Nawet ci najgorsi, którzy z powodu oślepiającej ich pychy
nie wierzą, że nie mają prawa czynić tego, co czynią. Ich
głównym grzechem jest pycha. Z niej rodzą się wszystkie inne
[grzechy].
Ci,
którzy nie są całkiem źli, jeszcze mniej chcieliby należeć do
Mamony. Wpadają jednak [w jej ręce] z powodu lekkomyślności, z
powodu ciężaru, który ich ciągnie w dół. Jest nim wina Adama.
Przyszedłem zmazać tę winę i – w oczekiwaniu godziny Odkupienia
– dać temu, kto we Mnie wierzy, siłę zdolną wyzwolić go z
sideł, które go zatrzymują, i przywrócić mu wolność podążania
za Mną – Światłością świata”».
«Skoro
dokładnie tak mówił, trzeba iść do Niego natychmiast» [–
stwierdza Piotr.]
Piotr
ze swymi szczerymi impulsami, które tak mi się podobają, podjął
nagłą decyzję. Już ją realizuje, śpiesząc się z zakończeniem
cumowania. Barka dopłynęła w międzyczasie do brzegu i chłopcy
kończą osadzanie jej na mieliźnie. Wyjmują sieci, liny i żagle.
«A
ty, niemądry Andrzeju, dlaczegoś nie poszedł z nimi?»
«Ależ...
Szymonie! Zarzucałeś mi, że ich nie przekonałem, aby [pozostali]
ze mną... Całą noc zrzędziłeś, a teraz wyrzucasz mi, że nie
poszedłem z nimi?!...»
«Masz
rację... Ale ja Go nie widziałem... jednak ty, tak... Powinieneś
był widzieć, że nie jest jak my... Będzie miał [w sobie] coś
najpiękniejszego!...» [– tłumaczy się Piotr]
«O,
tak! – mówi Jan – On ma [piękną] twarz! I oczy! Prawda,
Jakubie, jakie spojrzenie? A głos!... Ach, jaki głos! Kiedy mówi,
wydaje się, że to sen w Raju».
«Szybko,
szybko, chodźmy Go odnaleźć. Wy (mówi Piotr do manewrujących)
zanieście wszystko do Zebedeusza i powiedzcie, żeby się tym zajął.
Wrócimy wieczorem na połów».
Wszyscy
się ubierają i odchodzą. Jednak Piotr po kilku metrach zatrzymuje
się, chwyta Jana za ramię i mówi: «Powiedziałeś, że On
wszystko wie i że ma świadomość wszystkiego...»
«Tak.
Wyobraź sobie, że kiedy zobaczyliśmy księżyc wysoko na
horyzoncie, powiedzieliśmy: „Ciekawe, co porabia Szymon?” A On
powiedział: „Właśnie zarzuca sieci i niecierpliwi się, że musi
to robić sam, bo nie wypłynęliście drugą, bliźniaczą łodzią
wieczorem, kiedy połów jest tak dobry... Nie wie, że już wkrótce
będzie łowił, używając całkiem innych sieci i łapiąc całkiem
inną zdobycz”».
«Miłosierdzia
Bożego! Dokładnie tak było. Zatem On będzie również wiedział...
również o tym, że potraktowałem Go prawie jak kłamcę... Nie
mogę iść do Niego».
«Och!
On jest tak dobry. Z pewnością wiedział, że tak myślałeś.
Wiedział o tym. Istotnie, kiedy odchodziliśmy od Niego mówiąc, że
chcemy cię odnaleźć, powiedział: „Jednak nie dajcie się
zwyciężyć pierwszym słowom pogardy. Kto chce kroczyć ze Mną,
musi umieć stawiać czoła kpinom świata i obrazie ze strony
krewnych. Jestem bowiem ponad [więzami] rodzinnymi i społecznymi.
Zatryumfuję, a ten kto jest ze Mną, również odniesie zwycięstwo
na wieczność”.
Powiedział
także: „Umiejcie mówić bez lęku. [Piotr] słuchając was,
przyjdzie, bo jest człowiekiem dobrej woli”».
«Tak
powiedział? Idę więc. Mów, mów jeszcze o Nim w drodze. Gdzie On
jest?»
«W
ubogim domu. To muszą być Jego przyjaciele».
«Jest
więc biedny?» [– pyta Piotr]
«Rzemieślnik
z Nazaretu. Tak nam powiedział».
«Z
czego teraz żyje, skoro już nie pracuje?»
«Nie
pytaliśmy Go o to. Być może pomagają Mu krewni».
«Trzeba
było raczej wziąć ryb, chleba i owoców... cokolwiek. Idziemy
rozmawiać z rabbim – bo On jest całkiem jak rabbi, a nawet więcej
– a przychodzimy z pustymi rękoma!... Nie na to czekają nasi
rabini».
«On
nie jest jak oni. Mieliśmy razem z Jakubem tylko dwadzieścia
denarów. Daliśmy Mu je, jak to jest w zwyczaju u rabbich. Jednak On
ich nie chciał. Kiedy nalegaliśmy, powiedział: „Bóg zapłaci
wam za to błogosławieństwem ubogich. Chodźcie ze Mną.” Zaraz
też rozdał pieniądze ubogim, wiedział bowiem, gdzie mieszkają.
Zapytaliśmy: „A dla siebie, Nauczycielu, nic nie zostawiasz?”
Odrzekł: „...Radość czynienia woli Bożej i bycia użytecznym
dla Jego chwały.” Dodaliśmy: „Wzywasz nas, Nauczycielu, ale
jesteśmy całkiem biedni. Co możemy przynieść?” On odpowiedział
nam z uśmiechem, który pozwolił nam naprawdę zakosztować Raju:
„Proszę was o wielki skarb.” My na to: „A jeśli nic nie
posiadamy?” On: „Skarb mający siedem imion i taki, który nawet
najuboższy może posiadać, a którego może nie mieć najbogatszy
król. Wy macie ten skarb, a Ja go pragnę. Posłuchajcie jego nazw:
miłość, wiara, dobra wola, prawość intencji, wstrzemięźliwość,
szczerość, duch ofiary. Tego chcę od każdego, kto idzie za Mną.
Tylko tego i wy to macie. Ten skarb śpi jak ziarno zimą w glebie,
lecz słońce Mojej wiosny sprawi, że zrodzi się z niego siedem
kłosów.” Tak mówił».
«Ach!
To mnie upewnia, że to prawdziwy Rabbi, obiecany Mesjasz. Nie jest
twardy dla ubogich, nie żąda pieniędzy... To wystarczy, aby
stwierdzić, że jest Zbawieniem Bożym. Chodźmy z całkowitą
pewnością». (II, 9: 12 października 1944. A, 3771-3779)
[Wyjaśnienie
Jezusa dane Marii Valtorcie:]
Chcę,
abyście zauważyli – ty sama oraz wy wszyscy – postawę Jana w
jednej z jego cech, która zawsze umyka. Podziwiacie go za jego
czystość, miłość i wierność, lecz nie zauważacie, jak wielki
był w pokorze.
On,
któremu Piotr zawdzięczał przyjście do Mnie, skromnie milczy o
tej szczególnej sprawie. Apostołem dla Piotra i w konsekwencji
pierwszym z Moich apostołów był Jan. On pierwszy Mnie rozpoznał.
Pierwszy do Mnie przemówił. Pierwszy poszedł za Mną, pierwszy
Mnie głosił. Zobaczcie jednak, co mówi [w Ewangelii]: „Jednym z
dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej,
brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do
niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. I
przyprowadził go do Jezusa.”13
W
swej sprawiedliwości oraz dobroci wie, że Andrzej jest zakłopotany
swym zamkniętym charakterem i nieśmiałością. [Andrzej] tak
bardzo chciałby działać, lecz mu się to nie udaje, dlatego [Jan]
chce, aby potomności zostało przekazane wspomnienie jego dobrej
woli. Pragnie, aby to Andrzej wydawał się pierwszym Apostołem
Chrystusa wobec swego brata Szymona, choć nieśmiałość i uniżenie
[Andrzeja] przyniosłyby klęskę jego apostolstwu wobec brata. (II,
11: 14 października 1944. A, 3794-3797)
13 Zob.
J 1,40-42. (Przyp. wyd.)
Una
serenissima aurora sul mar di Galilea. Cielo e acqua hanno bagliori
rosati, di poco dissimili a quelli che splendono miti fra i muri dei
piccoli orti del paesello lacustre, orti da cui si elevano e si
affacciano, quasi rovesciandosi sulle viuzze, chiome spettinate e
vaporose di alberi da frutto.
Il
paesello si desta appena, con qualche donna che va alla fonte o a una
vasca a lavare, e con dei pescatori che scaricano le ceste di pesce e
contrattano vociando con dei mercanti venuti da altrove, o che
portano del pesce alle case loro. Ho detto paesello, ma non è tanto
piccolo. È piuttosto umile, almeno nel lato che vedo io, ma vasto,
steso per la più parte lungo il lago.
Giovanni
sbuca da una stradetta e va frettoloso verso il lago. Giacomo lo
segue, ma molto più calmo. Giovanni guarda le barche già giunte a
riva, ma non vede quella che cerca. La vede ancora a qualche
centinaio di metri dalla riva, intenta alle manovre per rientrare, e
grida forte, con le mani alla bocca, un lungo «Oh-è!» che deve
essere il richiamo usato. E poi, quando vede che lo hanno sentito, si
sbraccia in grandi gesti che accennano: «Venite, venite».
Gli
uomini della barca, credendo chissà che, dànno di piglio ai remi, e
la barca va più veloce che con la vela, che essi ammainano, forse
per fare più presto. Quando sono a un dieci metri da riva, Giovanni
non attende oltre. Si leva il mantello e la veste lunga e li butta
sul greto, si scalza i sandali, si alza la sottoveste, tenendola
raccolta con una mano quasi all'inguine, e scende nell'acqua incontro
a quelli che arrivano.
«Perché
non siete venuti, voi due?» chiede Andrea. Pietro, imbronciato, non
dice nulla.
«E
tu, perché non sei venuto con me e Giacomo?» risponde Giovanni ad
Andrea.
«Sono
andato a pescare. Non ho tempo da perdere. Tu sei scomparso con
quell'uomo... »
«Ti
avevo fatto cenno di venire. È proprio Lui. Se sentissi che
parole!... Siamo stati con Lui tutto il giorno e la notte sino a
tardi. Ora siamo venuti a dirvi: "Venite"»
«È
proprio Lui? Ne sei certo? Lo abbiamo appena visto allora, quando ce
lo indicò il Battista».
«È
Lui. Non lo ha negato».
«Chiunque
può dire ciò che gli fa comodo per imporsi ai creduloni. Non è la
prima volta...», borbotta Pietro malcontento.
«Oh!
Simone! Non dire così! È il Messia! Sa tutto! Ti sente!». Giovanni
è addolorato e costernato dalle parole di Simon Pietro.
«Già!
Il Messia! E si mostra proprio a te, a Giacomo e ad Andrea! Tre
poveri ignoranti! Vorrà ben altro il Messia! E mi sente! Ma, povero
ragazzo! I primi soli di primavera ti hanno fatto male. Via, vieni a
lavorare. Sarà meglio. E lascia le favole».
«È
il Messia, ti dico. Giovanni diceva cose sante, ma questo parla da
Dio. Non può, chi non è il Cristo, dire simili parole».
«Simone,
io non sono un ragazzo. Ho i miei anni e sono calmo e riflessivo. Lo
sai. Poco ho parlato, ma ho molto ascoltato in queste ore che siamo
stati con l'Agnello di Dio, e ti dico che veramente non può essere
che il Messia. Perché non credere? Perché non volerlo credere? Tu
lo puoi fare, perché non lo hai ascoltato. Ma io credo. Siamo poveri
e ignoranti? Egli ben dice che è venuto per annunciare la Buona
Novella del Regno di Dio, del Regno di Pace ai poveri, agli umili, ai
piccoli prima che ai grandi. Ha detto: "I grandi hanno già le
loro delizie. Non invidiabili delizie rispetto a quelle che Io vengo
a portare. I grandi hanno già modo di giungere a comprendere per
sola forza di coltura. Ma Io vengo ai 'piccoli' di Israele e del
mondo, a coloro che piangono e sperano, a coloro che cercano la Luce
ed hanno fame della vera Manna, né vien dai dotti data a loro luce e
cibo, ma solo pesi, oscurità, catene e sprezzo. E chiamo i
'piccoli'. Io sono venuto a capovolgere il mondo. Perché abbasserò
ciò che ora è in alto tenuto ed alzerò ciò che ora è sprezzato.
Chi vuole verità e pace, chi vuole vita eterna venga a Me. Chi ama
la Luce venga. Io sono la Luce del mondo". Non ha detto così,
Giovanni?». Giacomo ha parlato con pacata ma commossa maniera.
«Sì.
E ha detto: "Il mondo non mi amerà. Il gran mondo, perché si è
corrotto con vizi e idolatrici commerci. Il mondo anzi non mi vorrà.
Perché, figlio della Tenebra, non ama la Luce. Ma la terra non è
fatta solo del gran mondo. Vi sono in essa coloro che, pur essendo
mischiati nel mondo, del mondo non sono. Vi sono alcuni che sono del
mondo perché vi sono stati imprigionati come pesci nella rete",
ha detto proprio così, perché parlavamo sulla riva del lago ed Egli
accennava a delle reti che venivano trascinate a riva coi loro pesci.
Ha detto, anzi: «Vedete. Nessuno di quei pesci voleva cadere nella
rete. Anche gli uomini, intenzionalmente, non vorrebbero cadere preda
di Mammona. Neppure i più malvagi, perché questi, per la superbia
che li acceca, non credono di non avere diritto di fare ciò che
fanno. Il loro vero peccato è la superbia. Su esso nascono tutti gli
altri. Ma coloro, poi, che non sono completamente malvagi, ancor più
non vorrebbero essere di Mammona. Ma vi cascano per leggerezza e per
un peso che li trascina in fondo, e che è la colpa d'Adamo. Io sono
venuto a levare quella colpa e a dare, in attesa dell'ora della
Redenzione, una tale forza a chi crederà in Me, capace di liberarli
dal laccio che li tiene e renderli liberi di seguire Me, Luce del
mondo».
«Ma
allora, se ha proprio detto così, bisogna andare da Lui, subito».
Pietro, coi suoi impulsi così schietti e che mi piacciono tanto, ha
subito deciso e già eseguisce, affrettandosi a ultimare le
operazioni di scarico, perché intanto la barca è giunta a riva e i
garzoni l'hanno quasi tratta in secco, scaricando reti e corde e
velame. «E tu, stolto Andrea, perché non sei andato con questi?».
«Ma...
Simone! Tu mi hai rimproverato perché non avevo persuaso questi a
venire con me... Tutta la notte hai brontolato, e ora mi rimproveri
di non essere andato?!... »
«Hai
ragione... Ma io non lo avevo visto... tu sì... e devi aver visto
che non è come noi... Qualche cosa di più bello avrà!...».
«Oh!
sì» dice Giovanni. «Ha un volto! Ha degli occhi! Vero, Giacomo,
che occhi?! E una voce!... Ah, che voce! Quando parla ti par di
sognare il Paradiso».
«Presto,
presto. Andiamo a trovarlo. Voi (parla ai garzoni) portate tutto a
Zebedeo e dite che faccia lui. Noi torneremo questa sera per la
pesca».
Si
rivestono tutti e si avviano. Ma Pietro, dopo qualche metro, si
arresta e afferra Giovanni per un braccio e chiede: «Hai detto che
sa tutto e che sente tutto... ».
«Si.
Pensa che quando noi, vedendo la luna alta, abbiamo detto: "Chissà
che farà Simone?", Egli ha detto: "Sta gettando la rete e
non si sa dar pace di dover fare da solo, perché voi non siete
usciti con la barca gemella in una sera di così buona pesca... Non
sa che fra poco non pescherà più che con altre reti e non farà che
altre prede".
«Misericordia
divina! È proprio vero! Allora avrà sentito anche... anche che io
gli ho dato poco meno che del mentitore... Non posso andare da Lui».
«Oh!
è tanto buono! Certo sa che tu hai così pensato. Lo sapeva già.
Perché quando lo abbiamo lasciato, dicendo che venivamo da te, ha
detto: "Andate. Ma non lasciatevi vincere dalle prime parole di
scherno. Chi vuole venire con Me deve saper tener testa agli schemi
del mondo e alle proibizioni dei parenti. Perché Io sono sopra il
sangue e la società, e trionfo su essi. E chi è con Me pure
trionferà in eterno". E ha detto anche: "Sappiate parlare
senza paura. Colui che vi udrà verrà, perché è uomo di buona
volontà"».
«Così
ha detto? Allora vengo. Parla, parla ancora di Lui mentre andiamo.
Dove è?».
«In
una povera casa; devono essere persone a Lui amiche».
«Ma
è povero?».
«Un
operaio di Nazareth. Così ha detto».
«E
come vive, ora, se non lavora più?».
«Non
lo abbiamo chiesto. Forse lo sovvengono i parenti».
«Era
meglio portare del pesce, del pane, frutta..., qualche cosa. Andiamo
a interrogare un rabbi, perché è come e più di un rabbi, a mani
vuote!... I nostri rabbini non vogliono cosi...».
«Ma
Lui vuole. Non avevamo che venti denari fra me e Giacomo e glieli
abbiamo offerti, come consuetudine ai rabbini. Non li voleva. Ma, poi
che insistevamo, ha detto: "Dio ve li renda nelle benedizioni
dei poveri. Venite con Me" e subito li ha distribuiti a dei
poverelli che Egli sapeva dove abitavano, e a noi che chiedevamo: "E
per Te, Maestro, non serbi nulla?", ha risposto: "La gioia
di fare la volontà di Dio e di servire la sua gloria". Noi
abbiamo detto anche: "Tu ci chiami, Maestro. Ma noi siamo tutti
poveri. Che ti dobbiamo portare?". Ha risposto, con un sorriso
che proprio fa gustare il Paradiso: "Un grande tesoro voglio da
voi"; e noi: "Ma se nulla abbiamo?"; e Lui: "Un
tesoro dai sette nomi, e che anche il più meschino può avere e il
re più ricco non può possedere, lo avete e lo voglio. Uditene i
nomi: carità, fede, buona volontà, retta intenzione, continenza,
sincerità, spirito di sacrificio. Questo Io voglio da chi mi segue,
questo solo, e in voi c'è. Dorme come seme sotto zolla invernale, ma
il sole della mia primavera lo farà nascere in settemplice spiga".
Così ha detto».
«Ah!
questo mi assicura che è il Rabbomi vero, il Messia promesso. Non è
duro ai poveri, non chiede denaro... Basta per dirlo il Santo di Dio.
Andiamo sicuri». (1, 48)
[Chiarimento
di Gesù
dato a Maria Valtorta:]
Voglio
che tu e tutti rileviate il contegno di Giovanni. In un suo lato che
sfugge sempre. Voi lo ammirate perché puro, amoroso, fedele. Ma non
notate che fu grande anche in umiltà. Egli, artefice primo della
venuta a Me di Pietro, modestamente tace questo particolare.
L'apostolo
di Pietro, e perciò il primo degli apostoli miei, fu Giovanni. Primo
nel riconoscermi, primo nel rivolgermi la parola, primo nel seguirmi,
primo nel predicarmi. Eppure, vedete che dice? Dice: (Giovanni 1,
40-42) "Andrea, fratello di Simone, era uno dei due che avevano
udito le parole di Giovanni e avevano seguito Gesù. Il primo in cui
si imbatté fu suo fratello Simone, a cui disse: 'Abbiamo trovato il
Messia 'e lo menò da Gesù".
Giusto,
oltre che buono, sa che Andrea si angustia di non aver che un
carattere chiuso e timido, che tanto vorrebbe fare ma che non riesce
a fare, e vuole che a lui vada, nella memoria dei posteri, il
riconoscimento del suo buon volere. Vuole appaia Andrea il primo
apostolo di Cristo presso Simone, nonostante che timidezza e
soggezione di lui presso il fratello abbiano dato a lui sconfitta di
apostolato. (1, 49)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia
Tysiąclecia, wyd.
V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty
Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład
polski Poematu
Boga-Człowieka napisanego
przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał
Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz.
1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6:
2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis
włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo
come mi e' stato rivelato, Edizioni
Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz