czwartek, 18 sierpnia 2016

(23) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Zwiastowanie Jana i Jakuba

   Ten [Andrzej] spotkał najpierw swego brata [Szymona Piotra] i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. (J 1,41)

   Εὑρίσκει οὗτος [Ἀνδρέας] πρῶτον τὸν ἀδελφὸν τὸν ἴδιον Σίμωνα καὶ λέγει αὐτῷ· εὑρήκαμεν τὸν Μεσσίαν, ὅ ἐστιν μεθερμηνευόμενον χριστός. (J 1,41)

   Jutrzenka doskonałego spokoju [pojawia się] nad Morzem Galilejskim. Na niebie i w wodzie widać różowe blaski, nieco różniące się od tych, których słodycz oświetla mury ogródków małej wioski [leżącej] nad jeziorem. Ponad [ogrodzenia] wznoszą się i odrywają od niego, pochylając się nad uliczkami, potargane i zwiewne fryzury drzew owocowych.
   Miasteczko dopiero się budzi. Jakaś kobieta idzie do źródła lub do zbiornika wody. Rybacy, obciążeni koszami ryb, dyskutują głośno z kupcami przybyłymi z daleka. Inni niosą kosze do domów. Powiedziałam ‘miasteczko’, ale nie jest ono takie małe. Jest raczej skromne, przynajmniej z tej strony, którą widzę, ale rozległe, rozciągające się w dużej części wzdłuż jeziora.
   Jan wychodzi z uliczki i spiesznie [podąża] w kierunku jeziora. Jakub idzie za nim krokiem o wiele spokojniejszym. Jan patrzy na barki już przycumowane, lecz nie znajduje tej, której szuka. Dostrzega ją w odległości kilkuset metrów od brzegu, zajętą manewrami [przygotowującymi do] cumowania. Woła bardzo głośno i długo, z rękoma zwiniętymi w trąbkę, jakby było to jego zwyczajowe wołanie: «O, hej!»
   Następnie, widząc, że go usłyszano, wykonuje wielkie gesty ramionami. Oznaczają one: „Chodźcie, chodźcie!”
   Mężczyźni z barki, wyobrażając sobie nie wiadomo co, śpieszą się wiosłując z całych sił i barka zbliża się szybciej niż przy użyciu żagla. Ściągają go, być może po to, by płynąć szybciej. Kiedy są w odległości dziesięciu metrów od brzegu, Jan już nie czeka. Zdejmuje płaszcz i długą suknię, rzuca je na piaszczysty brzeg. Zrzuca sandały, podnosi resztę ubrania przytrzymując je jedną ręką poniżej bioder i wchodzi do wody na spotkanie dopływających.
   «Dlaczego obaj nie przyszliście?» – pyta Andrzej.
   Piotr nadąsany nie odzywa się.
   «A ty, dlaczego nie poszedłeś ze mną i z Jakubem?» – pyta Jan Andrzeja.
   «Poszedłem łowić. Nie mam czasu do tracenia. Zniknąłeś z tym człowiekiem...»
   «Dawałem ci znak, abyś poszedł. To On. Gdybyś słyszał te słowa!... Pozostaliśmy z nim cały dzień i aż do późna w nocy. Teraz przyszliśmy wam powiedzieć: ‘Chodźcie!’»
   «To On? Jesteś tego pewien? Ledwie Go widzieliśmy, kiedy Chrzciciel Go pokazał».
   «To On. Nie zaprzeczył temu» [– odpowiada Jan.]
   «Każdy może to powiedzieć, aby sobie podporządkować łatwowiernych ludzi. To nie pierwszy raz...» – zrzędzi niezadowolony Piotr.
   «O, Szymonie! Nie mów tak! To Mesjasz! On wszystko wie! Słyszy cię!» – Jan jest strapiony i zakłopotany słowami Szymona Piotra.
   «Patrzcie! Mesjasz! I to akurat tobie się ukazał, Jakubowi i Andrzejowi! Trzem biednym nieukom! Mesjasz przyjdzie inaczej! Słyszy mnie! No, chodź, biedny chłopcze! Pierwsze promienie wiosennego słońca zaszkodziły twej głowie. Chodź, do roboty. To lepsze. Porzuć wszystkie te brednie».
   «To Mesjasz, mówię ci. Jan mówił święte rzeczy, lecz On mówi o Bogu. Kto nie jest Chrystusem, nie może mówić podobnych rzeczy» [– mówi Jan.]
   «Szymonie, nie jestem dzieckiem – mówi Jakub spokojnie, bez uniesienia. – Mam swoje lata, jestem spokojny i rozsądny. Wiesz o tym. Mało mówiłem, lecz wiele słuchałem w czasie tych godzin, gdy pozostaliśmy z Barankiem Bożym. I mówię ci prawdę: On może być tylko Mesjaszem. Dlaczego [mielibyśmy] w to nie wierzyć? Ty możesz [nie wierzyć], bo Go nie słyszałeś, lecz ja wierzę. Jesteśmy ubodzy i nieuczeni? On mówi, że przyszedł głosić Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, o Królestwie pokoju właśnie ubogim, pokornym, małym, przed wielkimi. Powiedział: „Wielcy już mają swe radości. Nie warto ich zazdrościć. [Są niczym] w porównaniu z tymi, które Ja przynoszę. Wielcy mogą dojść do zrozumienia dzięki wykształceniu. Ja przychodzę do ‘małych’ w Izraelu i na świecie, do tych, którzy płaczą i ufają, do szukających Światła i łaknących prawdziwej manny. Od uczonych nie otrzymują ani światła, ani pokarmu, jedynie jarzmo, ciemność, kajdany i pogardę. Powołuję ‘małych’. Przyszedłem przemienić świat: poniżę to, co teraz jest wyniosłe, a podniosę to, co jest wzgardzone. Niech ten, kto pragnie prawdy i pokoju, kto pragnie życia wiecznego, przyjdzie do Mnie. Niech przyjdzie ten, kto kocha Światłość. Ja jestem Światłością świata”. Tak mówił. Prawda, Janie?» – [pyta Jakub.]
   «Tak. Powiedział też: „Świat nie będzie Mnie kochał: wielki świat, bo jest zepsuty przez występki i bałwochwalcze związki. Świat nie będzie Mnie chciał, synowie bowiem Ciemności nie kochają Światła. Jednak ziemia nie składa się jedynie z wielkich tego świata. Są na niej tacy, którzy – choć zmieszani ze światem – nie są z tego świata. Żyją na niej i tacy, którzy są ze świata, bo stali się uwięzieni jak ryby w sieci”. Dokładnie tak mówił, bo mówił nad brzegiem jeziora i pokazywał sieci przyciągane na brzeg przez rybaków. Powiedział też: „Żadna z tych ryb nie chciała wpaść w sieć. Ludzie również nie chcieli dobrowolnie stać się zdobyczą Mamony. Nawet ci najgorsi, którzy z powodu oślepiającej ich pychy nie wierzą, że nie mają prawa czynić tego, co czynią. Ich głównym grzechem jest pycha. Z niej rodzą się wszystkie inne [grzechy].
   Ci, którzy nie są całkiem źli, jeszcze mniej chcieliby należeć do Mamony. Wpadają jednak [w jej ręce] z powodu lekkomyślności, z powodu ciężaru, który ich ciągnie w dół. Jest nim wina Adama. Przyszedłem zmazać tę winę i – w oczekiwaniu godziny Odkupienia – dać temu, kto we Mnie wierzy, siłę zdolną wyzwolić go z sideł, które go zatrzymują, i przywrócić mu wolność podążania za Mną – Światłością świata”».
   «Skoro dokładnie tak mówił, trzeba iść do Niego natychmiast» [– stwierdza Piotr.]
   Piotr ze swymi szczerymi impulsami, które tak mi się podobają, podjął nagłą decyzję. Już ją realizuje, śpiesząc się z zakończeniem cumowania. Barka dopłynęła w międzyczasie do brzegu i chłopcy kończą osadzanie jej na mieliźnie. Wyjmują sieci, liny i żagle.
   «A ty, niemądry Andrzeju, dlaczegoś nie poszedł z nimi?»
   «Ależ... Szymonie! Zarzucałeś mi, że ich nie przekonałem, aby [pozostali] ze mną... Całą noc zrzędziłeś, a teraz wyrzucasz mi, że nie poszedłem z nimi?!...»
   «Masz rację... Ale ja Go nie widziałem... jednak ty, tak... Powinieneś był widzieć, że nie jest jak my... Będzie miał [w sobie] coś najpiękniejszego!...» [– tłumaczy się Piotr]
   «O, tak! – mówi Jan – On ma [piękną] twarz! I oczy! Prawda, Jakubie, jakie spojrzenie? A głos!... Ach, jaki głos! Kiedy mówi, wydaje się, że to sen w Raju».
   «Szybko, szybko, chodźmy Go odnaleźć. Wy (mówi Piotr do manewrujących) zanieście wszystko do Zebedeusza i powiedzcie, żeby się tym zajął. Wrócimy wieczorem na połów».
   Wszyscy się ubierają i odchodzą. Jednak Piotr po kilku metrach zatrzymuje się, chwyta Jana za ramię i mówi: «Powiedziałeś, że On wszystko wie i że ma świadomość wszystkiego...»
   «Tak. Wyobraź sobie, że kiedy zobaczyliśmy księżyc wysoko na horyzoncie, powiedzieliśmy: „Ciekawe, co porabia Szymon?” A On powiedział: „Właśnie zarzuca sieci i niecierpliwi się, że musi to robić sam, bo nie wypłynęliście drugą, bliźniaczą łodzią wieczorem, kiedy połów jest tak dobry... Nie wie, że już wkrótce będzie łowił, używając całkiem innych sieci i łapiąc całkiem inną zdobycz”».
   «Miłosierdzia Bożego! Dokładnie tak było. Zatem On będzie również wiedział... również o tym, że potraktowałem Go prawie jak kłamcę... Nie mogę iść do Niego».
   «Och! On jest tak dobry. Z pewnością wiedział, że tak myślałeś. Wiedział o tym. Istotnie, kiedy odchodziliśmy od Niego mówiąc, że chcemy cię odnaleźć, powiedział: „Jednak nie dajcie się zwyciężyć pierwszym słowom pogardy. Kto chce kroczyć ze Mną, musi umieć stawiać czoła kpinom świata i obrazie ze strony krewnych. Jestem bowiem ponad [więzami] rodzinnymi i społecznymi. Zatryumfuję, a ten kto jest ze Mną, również odniesie zwycięstwo na wieczność”.
   Powiedział także: „Umiejcie mówić bez lęku. [Piotr] słuchając was, przyjdzie, bo jest człowiekiem dobrej woli”».
   «Tak powiedział? Idę więc. Mów, mów jeszcze o Nim w drodze. Gdzie On jest?»
   «W ubogim domu. To muszą być Jego przyjaciele».
   «Jest więc biedny?» [– pyta Piotr]
   «Rzemieślnik z Nazaretu. Tak nam powiedział».
   «Z czego teraz żyje, skoro już nie pracuje?»
   «Nie pytaliśmy Go o to. Być może pomagają Mu krewni».
   «Trzeba było raczej wziąć ryb, chleba i owoców... cokolwiek. Idziemy rozmawiać z rabbim – bo On jest całkiem jak rabbi, a nawet więcej – a przychodzimy z pustymi rękoma!... Nie na to czekają nasi rabini».
   «On nie jest jak oni. Mieliśmy razem z Jakubem tylko dwadzieścia denarów. Daliśmy Mu je, jak to jest w zwyczaju u rabbich. Jednak On ich nie chciał. Kiedy nalegaliśmy, powiedział: „Bóg zapłaci wam za to błogosławieństwem ubogich. Chodźcie ze Mną.” Zaraz też rozdał pieniądze ubogim, wiedział bowiem, gdzie mieszkają. Zapytaliśmy: „A dla siebie, Nauczycielu, nic nie zostawiasz?” Odrzekł: „...Radość czynienia woli Bożej i bycia użytecznym dla Jego chwały.” Dodaliśmy: „Wzywasz nas, Nauczycielu, ale jesteśmy całkiem biedni. Co możemy przynieść?” On odpowiedział nam z uśmiechem, który pozwolił nam naprawdę zakosztować Raju: „Proszę was o wielki skarb.” My na to: „A jeśli nic nie posiadamy?” On: „Skarb mający siedem imion i taki, który nawet najuboższy może posiadać, a którego może nie mieć najbogatszy król. Wy macie ten skarb, a Ja go pragnę. Posłuchajcie jego nazw: miłość, wiara, dobra wola, prawość intencji, wstrzemięźliwość, szczerość, duch ofiary. Tego chcę od każdego, kto idzie za Mną. Tylko tego i wy to macie. Ten skarb śpi jak ziarno zimą w glebie, lecz słońce Mojej wiosny sprawi, że zrodzi się z niego siedem kłosów.” Tak mówił».
   «Ach! To mnie upewnia, że to prawdziwy Rabbi, obiecany Mesjasz. Nie jest twardy dla ubogich, nie żąda pieniędzy... To wystarczy, aby stwierdzić, że jest Zbawieniem Bożym. Chodźmy z całkowitą pewnością». (II, 9: 12 października 1944. A, 3771-3779)

   [Wyjaśnienie Jezusa dane Marii Valtorcie:]
   Chcę, abyście zauważyli – ty sama oraz wy wszyscy – postawę Jana w jednej z jego cech, która zawsze umyka. Podziwiacie go za jego czystość, miłość i wierność, lecz nie zauważacie, jak wielki był w pokorze.
   On, któremu Piotr zawdzięczał przyjście do Mnie, skromnie milczy o tej szczególnej sprawie. Apostołem dla Piotra i w konsekwencji pierwszym z Moich apostołów był Jan. On pierwszy Mnie rozpoznał. Pierwszy do Mnie przemówił. Pierwszy poszedł za Mną, pierwszy Mnie głosił. Zobaczcie jednak, co mówi [w Ewangelii]: „Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.”13
   W swej sprawiedliwości oraz dobroci wie, że Andrzej jest zakłopotany swym zamkniętym charakterem i nieśmiałością. [Andrzej] tak bardzo chciałby działać, lecz mu się to nie udaje, dlatego [Jan] chce, aby potomności zostało przekazane wspomnienie jego dobrej woli. Pragnie, aby to Andrzej wydawał się pierwszym Apostołem Chrystusa wobec swego brata Szymona, choć nieśmiałość i uniżenie [Andrzeja] przyniosłyby klęskę jego apostolstwu wobec brata. (II, 11: 14 października 1944. A, 3794-3797)

13  Zob. J 1,40-42. (Przyp. wyd.)

   Una serenissima aurora sul mar di Galilea. Cielo e acqua hanno bagliori rosati, di poco dissimili a quelli che splendono miti fra i muri dei piccoli orti del paesello lacustre, orti da cui si elevano e si affacciano, quasi rovesciandosi sulle viuzze, chiome spettinate e vaporose di alberi da frutto.
   Il paesello si desta appena, con qualche donna che va alla fonte o a una vasca a lavare, e con dei pescatori che scaricano le ceste di pesce e contrattano vociando con dei mercanti venuti da altrove, o che portano del pesce alle case loro. Ho detto paesello, ma non è tanto piccolo. È piuttosto umile, almeno nel lato che vedo io, ma vasto, steso per la più parte lungo il lago.
   Giovanni sbuca da una stradetta e va frettoloso verso il lago. Giacomo lo segue, ma molto più calmo. Giovanni guarda le barche già giunte a riva, ma non vede quella che cerca. La vede ancora a qualche centinaio di metri dalla riva, intenta alle manovre per rientrare, e grida forte, con le mani alla bocca, un lungo «Oh-è!» che deve essere il richiamo usato. E poi, quando vede che lo hanno sentito, si sbraccia in grandi gesti che accennano: «Venite, venite».
   Gli uomini della barca, credendo chissà che, dànno di piglio ai remi, e la barca va più veloce che con la vela, che essi ammainano, forse per fare più presto. Quando sono a un dieci metri da riva, Giovanni non attende oltre. Si leva il mantello e la veste lunga e li butta sul greto, si scalza i sandali, si alza la sottoveste, tenendola raccolta con una mano quasi all'inguine, e scende nell'acqua incontro a quelli che arrivano.
   «Perché non siete venuti, voi due?» chiede Andrea. Pietro, imbronciato, non dice nulla.
   «E tu, perché non sei venuto con me e Giacomo?» risponde Giovanni ad Andrea.
   «Sono andato a pescare. Non ho tempo da perdere. Tu sei scomparso con quell'uomo... »
   «Ti avevo fatto cenno di venire. È proprio Lui. Se sentissi che parole!... Siamo stati con Lui tutto il giorno e la notte sino a tardi. Ora siamo venuti a dirvi: "Venite"»
   «È proprio Lui? Ne sei certo? Lo abbiamo appena visto allora, quando ce lo indicò il Battista».
   «È Lui. Non lo ha negato».
   «Chiunque può dire ciò che gli fa comodo per imporsi ai creduloni. Non è la prima volta...», borbotta Pietro malcontento.
   «Oh! Simone! Non dire così! È il Messia! Sa tutto! Ti sente!». Giovanni è addolorato e costernato dalle parole di Simon Pietro.
   «Già! Il Messia! E si mostra proprio a te, a Giacomo e ad Andrea! Tre poveri ignoranti! Vorrà ben altro il Messia! E mi sente! Ma, povero ragazzo! I primi soli di primavera ti hanno fatto male. Via, vieni a lavorare. Sarà meglio. E lascia le favole».
   «È il Messia, ti dico. Giovanni diceva cose sante, ma questo parla da Dio. Non può, chi non è il Cristo, dire simili parole».
   «Simone, io non sono un ragazzo. Ho i miei anni e sono calmo e riflessivo. Lo sai. Poco ho parlato, ma ho molto ascoltato in queste ore che siamo stati con l'Agnello di Dio, e ti dico che veramente non può essere che il Messia. Perché non credere? Perché non volerlo credere? Tu lo puoi fare, perché non lo hai ascoltato. Ma io credo. Siamo poveri e ignoranti? Egli ben dice che è venuto per annunciare la Buona Novella del Regno di Dio, del Regno di Pace ai poveri, agli umili, ai piccoli prima che ai grandi. Ha detto: "I grandi hanno già le loro delizie. Non invidiabili delizie rispetto a quelle che Io vengo a portare. I grandi hanno già modo di giungere a comprendere per sola forza di coltura. Ma Io vengo ai 'piccoli' di Israele e del mondo, a coloro che piangono e sperano, a coloro che cercano la Luce ed hanno fame della vera Manna, né vien dai dotti data a loro luce e cibo, ma solo pesi, oscurità, catene e sprezzo. E chiamo i 'piccoli'. Io sono venuto a capovolgere il mondo. Perché abbasserò ciò che ora è in alto tenuto ed alzerò ciò che ora è sprezzato. Chi vuole verità e pace, chi vuole vita eterna venga a Me. Chi ama la Luce venga. Io sono la Luce del mondo". Non ha detto così, Giovanni?». Giacomo ha parlato con pacata ma commossa maniera.
   «Sì. E ha detto: "Il mondo non mi amerà. Il gran mondo, perché si è corrotto con vizi e idolatrici commerci. Il mondo anzi non mi vorrà. Perché, figlio della Tenebra, non ama la Luce. Ma la terra non è fatta solo del gran mondo. Vi sono in essa coloro che, pur essendo mischiati nel mondo, del mondo non sono. Vi sono alcuni che sono del mondo perché vi sono stati imprigionati come pesci nella rete", ha detto proprio così, perché parlavamo sulla riva del lago ed Egli accennava a delle reti che venivano trascinate a riva coi loro pesci. Ha detto, anzi: «Vedete. Nessuno di quei pesci voleva cadere nella rete. Anche gli uomini, intenzionalmente, non vorrebbero cadere preda di Mammona. Neppure i più malvagi, perché questi, per la superbia che li acceca, non credono di non avere diritto di fare ciò che fanno. Il loro vero peccato è la superbia. Su esso nascono tutti gli altri. Ma coloro, poi, che non sono completamente malvagi, ancor più non vorrebbero essere di Mammona. Ma vi cascano per leggerezza e per un peso che li trascina in fondo, e che è la colpa d'Adamo. Io sono venuto a levare quella colpa e a dare, in attesa dell'ora della Redenzione, una tale forza a chi crederà in Me, capace di liberarli dal laccio che li tiene e renderli liberi di seguire Me, Luce del mondo».
   «Ma allora, se ha proprio detto così, bisogna andare da Lui, subito». Pietro, coi suoi impulsi così schietti e che mi piacciono tanto, ha subito deciso e già eseguisce, affrettandosi a ultimare le operazioni di scarico, perché intanto la barca è giunta a riva e i garzoni l'hanno quasi tratta in secco, scaricando reti e corde e velame. «E tu, stolto Andrea, perché non sei andato con questi?».
   «Ma... Simone! Tu mi hai rimproverato perché non avevo persuaso questi a venire con me... Tutta la notte hai brontolato, e ora mi rimproveri di non essere andato?!... »
   «Hai ragione... Ma io non lo avevo visto... tu sì... e devi aver visto che non è come noi... Qualche cosa di più bello avrà!...».
   «Oh! sì» dice Giovanni. «Ha un volto! Ha degli occhi! Vero, Giacomo, che occhi?! E una voce!... Ah, che voce! Quando parla ti par di sognare il Paradiso».
   «Presto, presto. Andiamo a trovarlo. Voi (parla ai garzoni) portate tutto a Zebedeo e dite che faccia lui. Noi torneremo questa sera per la pesca».
   Si rivestono tutti e si avviano. Ma Pietro, dopo qualche metro, si arresta e afferra Giovanni per un braccio e chiede: «Hai detto che sa tutto e che sente tutto... ».
   «Si. Pensa che quando noi, vedendo la luna alta, abbiamo detto: "Chissà che farà Simone?", Egli ha detto: "Sta gettando la rete e non si sa dar pace di dover fare da solo, perché voi non siete usciti con la barca gemella in una sera di così buona pesca... Non sa che fra poco non pescherà più che con altre reti e non farà che altre prede".
   «Misericordia divina! È proprio vero! Allora avrà sentito anche... anche che io gli ho dato poco meno che del mentitore... Non posso andare da Lui».
   «Oh! è tanto buono! Certo sa che tu hai così pensato. Lo sapeva già. Perché quando lo abbiamo lasciato, dicendo che venivamo da te, ha detto: "Andate. Ma non lasciatevi vincere dalle prime parole di scherno. Chi vuole venire con Me deve saper tener testa agli schemi del mondo e alle proibizioni dei parenti. Perché Io sono sopra il sangue e la società, e trionfo su essi. E chi è con Me pure trionferà in eterno". E ha detto anche: "Sappiate parlare senza paura. Colui che vi udrà verrà, perché è uomo di buona volontà"».
   «Così ha detto? Allora vengo. Parla, parla ancora di Lui mentre andiamo. Dove è?».
   «In una povera casa; devono essere persone a Lui amiche».
   «Ma è povero?».
   «Un operaio di Nazareth. Così ha detto».
   «E come vive, ora, se non lavora più?».
   «Non lo abbiamo chiesto. Forse lo sovvengono i parenti».
   «Era meglio portare del pesce, del pane, frutta..., qualche cosa. Andiamo a interrogare un rabbi, perché è come e più di un rabbi, a mani vuote!... I nostri rabbini non vogliono cosi...».
   «Ma Lui vuole. Non avevamo che venti denari fra me e Giacomo e glieli abbiamo offerti, come consuetudine ai rabbini. Non li voleva. Ma, poi che insistevamo, ha detto: "Dio ve li renda nelle benedizioni dei poveri. Venite con Me" e subito li ha distribuiti a dei poverelli che Egli sapeva dove abitavano, e a noi che chiedevamo: "E per Te, Maestro, non serbi nulla?", ha risposto: "La gioia di fare la volontà di Dio e di servire la sua gloria". Noi abbiamo detto anche: "Tu ci chiami, Maestro. Ma noi siamo tutti poveri. Che ti dobbiamo portare?". Ha risposto, con un sorriso che proprio fa gustare il Paradiso: "Un grande tesoro voglio da voi"; e noi: "Ma se nulla abbiamo?"; e Lui: "Un tesoro dai sette nomi, e che anche il più meschino può avere e il re più ricco non può possedere, lo avete e lo voglio. Uditene i nomi: carità, fede, buona volontà, retta intenzione, continenza, sincerità, spirito di sacrificio. Questo Io voglio da chi mi segue, questo solo, e in voi c'è. Dorme come seme sotto zolla invernale, ma il sole della mia primavera lo farà nascere in settemplice spiga". Così ha detto».
   «Ah! questo mi assicura che è il Rabbomi vero, il Messia promesso. Non è duro ai poveri, non chiede denaro... Basta per dirlo il Santo di Dio. Andiamo sicuri». (1, 48)

   [Chiarimento di Gesù dato a Maria Valtorta:]
   Voglio che tu e tutti rileviate il contegno di Giovanni. In un suo lato che sfugge sempre. Voi lo ammirate perché puro, amoroso, fedele. Ma non notate che fu grande anche in umiltà. Egli, artefice primo della venuta a Me di Pietro, modestamente tace questo particolare.
   L'apostolo di Pietro, e perciò il primo degli apostoli miei, fu Giovanni. Primo nel riconoscermi, primo nel rivolgermi la parola, primo nel seguirmi, primo nel predicarmi. Eppure, vedete che dice? Dice: (Giovanni 1, 40-42) "Andrea, fratello di Simone, era uno dei due che avevano udito le parole di Giovanni e avevano seguito Gesù. Il primo in cui si imbatté fu suo fratello Simone, a cui disse: 'Abbiamo trovato il Messia 'e lo menò da Gesù".
   Giusto, oltre che buono, sa che Andrea si angustia di non aver che un carattere chiuso e timido, che tanto vorrebbe fare ma che non riesce a fare, e vuole che a lui vada, nella memoria dei posteri, il riconoscimento del suo buon volere. Vuole appaia Andrea il primo apostolo di Cristo presso Simone, nonostante che timidezza e soggezione di lui presso il fratello abbiano dato a lui sconfitta di apostolato. (1, 49)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz