niedziela, 28 października 2018

(60) Żywoty Świętych: Martynian Pustelnik

Żywot Ś. Martyniana pustelnika – 
i o dwu białychgłowach Zoi i Fotynie –
pisany od Symeona Metafrasta. Żył około roku Pańskiego, 415.1

   Nie daleko od Cezareej Palestyńskiej góra jest, nazwana Locus arcae, przy której jest pustynia wielka, a w niej wiele ludzi Bożych, którzy się w szkole pokuty ś. i żywota doskonałego ćwiczą – miedzy którymi był ten święty Martynianus. Z młodości rozmiłował się Pana Boga, i będąc młodzieńcem w ośminaście lat urodziwym a zdrowym, chcąc mieć miejsce wolne na obmyślanie rzeczy Boskich, opuszczając zabawy a niepokoje życia pospolitego, udał się na pustynią, i mieszkał na niej przez dwadzieścia i pięć lat, żywot on Anielski prowadząc. 2Uczcił go był P. Bóg i dary swemi na cuda czynienia, i wygnanie czartów, i uzdrawianie gorączek – i wsławiony u ludzi, gdy biegli do niego z kłopoty i nędzami swoimi, każdego z pociechą do domu odsyłał. Miewał często od czartów gabanie, z któremi nam jest wojna ustawiczna – acz więcej z takiemi którzy śmiele po nim depcą, i jawniej walkę wiedzie. Raz widomie do jego celle jako smok straszliwy przyszedł, i obalić chciał komórkę jego. A on modlitwą zabawiony, a nic nieprzestraszony, tak się z niego śmiał: prawyś wąż wężu, czołgać tobie po ziemi jako bestiej przystoi – aleś mię ustraszył? Mając ja Pana mego Jezusa Chrystusa, z ciebie się śmieję, i urągaćci będę wedle Psalmu: Oko moje wzgardzi nieprzyjacielem moim. Zniknął czart, ale uciekając, śmiechem onym jego rozgniewany grozić począł: poczekaj, powiada, najdę ja na cię inną siatkę, w której cię uwiklę – a nie przestanę aż cię unoszę. Lecz on nie dbał na pogróżki nieprzyjacielskie, a chwalił Pana obrońcę swego.
   Przydało się iż o tym świętym rozmowa była między kilką dobrych ludzi, w mieście Cezarejskim – chwalili żywot jego, i onę w młodych leciech i urodziwym ciele powściągliwość, i inne cnoty. A wyrwawszy się jedna białagłowa, na imię Zoa, z naprawy szatańskiej, rzecze: Co to chwalicie tego, co nigdy urodziwej a gładkiej niewiasty nie widząc, skrywszy się tam siedzi, jako bestia w lesie, nie mogąc cielesnym pożądliwościam miedzy ludźmi wytrwać – niechby jedno mnie ujźrzał, a ze mną gadał, prędkoby się serce jego jako wosk rozpuściło. A jeśliby tak był statecznym – dopierobych chwaliła prawą powściągliwość jego – gdyby się blisko ognia siedząc nie sparzył. Ujźrzycie że się ja oń pokuszę, a tego dowiodę co mówię. 3I pobiegła do domu, i w nędzne się szaty zdarte ubrała, a piękny i drogi ubiór swój w tłomoczek wziąwszy, pobiegła do niego na pustynią. I skoro się zmierzkło, kołace do jego chałupki wołając: zmiłuj się, otom tu na pustyni zamierzkła – jeśli mię nie puścisz, źwierz mię okrutny rozdrapa – nie pomni żem niewiasta, jedno żem stworzenie Boże i obraz Jego. Wyjźrzy a obaczy, iż oszarpana zmokła niewiasta, i wzruszony miłosierdziem, myślić pocznie o jej i swoim niebezpieczeństwie. Jej idzie, myśli sobie, o cielesną, a mnie o duszną śmierć – boję się abych skuszony nie był, a nie upadł. Lecz się Panu Bogu poruczywszy, a mówiąc on Psalm: W Tobie nadzieję Panie mam, niech pohańbion nie będę, otworzył jej mówiąc: oto masz ogień, osusz się – oto masz daktyły, posil się, a jutro rano wstań do drogi twojej – i dawszy jej daktyły, a ogień nanieciwszy, sam się w wnętrznej komórce zamknął, i modlitwy swoje odprawował.
   W tym począł czuć niepokoje złej żądzej w ciele swoim – bo już był czart do komórki jego wszedł, a zapalczywość cielesną w nim czynił srogą barzo. Nim dzień przyszedł, ona się niewiasta pięknie ubrała – a one oszarpane szaty porzuciła. Rano wynidzie, ujźrzy ją ubraną, zdumieje się i nie pozna jej. Nierychło zdumiały wyrzecze: coś zacz, a co to za diabelski na tobie ubiór? A ona słowy jedwabnymi powie: Jamci jest ta, com wczora przyszła, jestem z Cezareej miasta. Rzecze Martynianus: wczoraś była nędznica, a dzisieś harda i bogata? 4Odpowie: słyszałam o twojej młodości, i tej dziwnej urodzie twojej, i pragnęłam cię widzieć, abych się ciebie napatrzyła – cóż to wżdy za posty wasze, i za żywot wasz taki? A gdzież to w Piśmie, aby człowiek nie miał jeść i pić, i w małżeństwie ś. żyć? A który z Proroków ś. żony nie miał? Wszak i Enoch on dziwny który wniesiony jest do Raju, i Abraam, i Izaak, i Jakob, i Dawid, żony mieli i dziatki z nich, a w jakiej łasce byli Bożej? Boże by my w takiej. Gdy to mówiła, miękczyła serce jego, i mdliła męskie i święte myśli jego, już go do piekła i grzechu prowadząc, tak iż już spytać śmiał, mówiąc: 5Jeślibych cię za żonę wziął, a skądbych cię i sam siebie żywił? Jam człowiek widzisz ubogi. Ona rzecze: Mam ja wielką majętność i imienie niemałe, i sług dosyć. Ty tym władnąć i panować będziesz – jedno mi przyzwól – bom jest barzo twoją urodą zjęta. Tak on nędzny czartu się zwieść dał, i o grzechu już z nią mówić począł. I rzecze jej: Poczekaj wynidę trochę, jeśli kto nie idzie do mnie po błogosławieństwo, aby nas nie szczedł – jeśli przed P. Bogiem zataić nie możewa, wżdy przed ludźmi się skryjmy.
   Wynidzie ś. Martynian, i wlezie na wysoką skałę, patrzyć ze wszytkich stron, jeśli kto nie idzie. A tym czasem łaskawy Bóg, który nie zapomniał pracej jego żywota przeszłego, i strudzenia onego z młodości, wedle Pisma podjął rękę jego, i pośliźnioną jego nogę podparł – i lecącego do zguby wiecznej, ręką swoją uchwycił, dając mu myśli i serce inaksze. Bo schodząc z onej skały, wejźrzy w niebo, i uderzy się w piersi, i rzecze sam do siebie: Co chcesz czynić nędzny robaku? Z Bogiem wojnę zaczniesz, jego łaskę stracisz, piekło zyszczesz, a czartu, z którymeś do tego czasu walczył, pociechę nad zgubą swoją dasz. I pocznie srodze rzewno płakać, żałując iż się już przyzwoleniem pomazał. I narzekając na chytrości szatańskie, rzecze: Poczekaj, najdę ja też na cię czarcie działo jedno, którymci głowę zbiję. Twoim cię mieczem bić będę, i twoje kule na cię obrócę. 6I zszedszy z skały, chróstu suchego nazbierał i podniósł – a przyszedszy do celle swej, wielki ogień naniecił, i przezeń skakać i po nim deptać począwszy, okrutnie się i nogi swoje popalił, i wołał sam na się: A cóżci się dzieje Martynianie? A gorącoć? Jeśli ten płomień wycierpisz, do tej się niewiasty przybliżysz. Bo ta tobie i diabeł przez nię, nie taki, ale on piekielny ogień niesie – ten ogień wodą ugasisz, ale onego nigdy na wieki. A jeśli tego wycierpieć nie możesz, a piekielny jako wytrwasz? I poparzywszy się i spaliwszy raz, jeszcze drugi raz powtórzył, tak iż wyszedszy z ognia, upadł na ziemię, i na nogi postąpić nie mógł.
   Tedy leżąc, z serca prawego wołać począł z wielkim płaczem: odpuść Panie złe przyzwolenie serca mego. Ty wiesz iżemci się z młodości Tobie uprzejmie, i czystość moję ofiarować chciał – i teraz dla tego w ten ogień wniściem wolał. Potym Psalm on zaczął:7 Jako dobry jest Bóg Izraelski tym, którzy są prawego serca – a moje nogi pośliznęły się, i chodzenie moje już się było zachwiało – gdy ten Psalm kończy, niewiasta ona na to patrząc, użali się go wielce, i wspomni na zły a niepobożny żywot swój, i zjąwszy szaty one piękne swoje, a one żebracze wdziawszy, wrzuci wszytki w ogień on i spali. 8I przepraszać Martyniana poczęła, obiecując też swoje prawe ku Panu Bogu nawrócenie – a iż dalej w dom swój iść, ani się nazad wrócić nie miała. I polecając się jego modlitwie, mówiła: Mógłci mię na cię czart naprawić, ale ja też nań naprawię Pana mego Jezusa Chrystusa, który mię wspomoże, iż srogą odemnie hańbę odniesie – wszak Pan nasz wszetecznicę przyjął, a dał jej powstanie – mam wielką nadzieję, iż i mnie przyjmie, a da mi zwycięstwo nad nieprzyjacioły memi – a to mówiąc, wielkie łzy wylewała i płakała. A ś. Martynian rzecze: Odpuśćci Boże, idź w pokoju, a rób już mocnie na zbawienie swoje. Rzecze ona: daj mi radę, gdzie się mam obrócić, do domu już nie pójdę. A on jej iść do Jeruzalem, i do Betlehem do Pauliny dziewice w klasztorze panieńskim, kazał. A żeby to wszytko powiedziała, co i jako się zstało. Upominał ją aby się nazad nie obracała, jako żona Lotowa – a ona obiecując stateczność, z błogosławieństwem jego poszła, drogi swoje łzami polewając, a rozmyślając sobie dziwną sprawę Bożą, i nawrócenie swoje, i on tak dziwny przykład ś. Martyniana. Przyjęta do klasztoru od Pauliny ś. barzo była w pokucie gorącą, tak iż jej ś. Paulina mówiła: Nie trudź tak barzo ciała swego, żebyś do końca wytrwać mogła. I dwanaście lat w pokucie i w klasztorze strawiwszy, dobrze dokonała – nigdy wina nie piła, ani z olejem jadła, ani żadnych jagód, jedno chleb, a wodę, i to pod miarą wieczór, a drugdy trzeciego dnia. I cudy a wygnaniem czartów była wsławiona od Boga.
   Święty Martynian zaś zleczony po siedmi miesiącach, począł sobie rozważać: będęli tu na tym miejscu, bezpieczny być nie mogę – szukać mi trzeba tak zakrytego miejsca, żeby tam białagłowa dojść nie mogła. I polecając się Panu Bogu, mówił: Panie Ty zguby grzesznego nie rad widzisz, ukaż mi jakie bezpieczniejsze miejsce, abych nakoniec nie zginął. Ty znasz słabość moję – bądźże mi obroną, i wodzem, i chlebem, i żywnością moją. 9Tedy wyszedł z celle, i bieżał ku morzu. A czart śmiać się z niego i wołać począł: widzisz iż moje na wierzchu. Otom cię już z tej chałupki wygnał, i ciałom twoje spalił, i byłeś raz już w mojej mocy. Najdę cię i tam gdzie idziesz, i wypędzę cię stamtąd – a nie przestanę, aż cię unoszę i skrócę. A święty mu rzekł: Nędzniku co twoja za moc, mniemasz abyś ty mnie z tej chałupki wygnał, abo żebych się ja w niej stesknił? Idę abych szyję twoję starł, a więtszą tobie hańbę uczynił. I na pierwszej i na wtórej wojnie a coś wygrał? Naczynie to któreś na mię był nagotował, ofiarowałem P. Bogu, iż cię i ona jako psa śmierdzącego wzgardziła, teraz i cieniu się jej boisz. Przydź jeszcze trzeci raz, damci się znać. Tak czarta odprawił, a sam śpiewać w drodze Psalm począł:10 Niech powstanie Bóg, a rozproszą się nieprzyjaciele Jego – i dalej, jako jest pisano.
   Przyjdzie ś. Martynian nad morze, i ujźrzy jednego rybitwa, i spyta go, jeśliby o jakim małym ostrowie na morzu nie wiedział, na którymby nikt nie mieszkał? Chciałbym się ukraść od próżnego świata, powiada, a miejsca spokojnego nie mam na uwiarowanie złego. Rzecze rybołów: jest tam skała jedna mała, ale wysoka i straszliwa, i nie blisko od ziemie, ba i ziemie u niej nie dojźrzy. Odpowie święty: Takiej mi trzeba, zwłaszcza gdzieby białagłowa przyść nie mogła. Rzecze mu rybołów: A czymże tam żyw będziesz? Odpowie: uczyniwa zmowę dobrą. Ty mię żywić będziesz, a ja za cię prosić P. Boga będę. 11Będę też robił koszyki z liścia palmowego siedząc na skale, którego mi przywieziesz – one ty przedawać, a żywić mię będziesz – dwa abo trzykroć do roku chleba mi i wody przywieziesz. Widząc rybołów iż człowiek duchowny, barzo mu rad wszytko obiecał – i dowiózł go na ono miejsce, któremu był barzo rad ś. Martynian, iż było wedle myśli jego, i błogosławiwszy swemu dobrodziejowi, śpiewał sobie on Psalm:12 Czekając doczekałem się Pana – i postawił na skale nogi moje – &ć. Pytał go też on rybołów, jeśliby chciał mieć jakie drzewko na uczynienie chałupki? A on niechciał, ale tak na słońcu i na zimnie siedział we dnie i w nocy. Lecz i tam mu czart pokoju nie dał. 13Raz w nocy poburzył morze, iż mniemał ś. Martynian iż piętnaście łokiet woda była nad jego głową. I wołał czart: już cię zatopię Martynianie. A on mu bezpiecznie odpowiadał: Nędzniku bez mocy, ja się twoich obłudności i strachów nie boję – mam nadzieję w Panu moim Jezusie, iż cię do końca pokonam. I począł śpiewać on Psalm:14 Zbaw mię Panie, bo przyszły wody na duszę moję – uwiązłem w błocie głębokiem i w bezdniu – przyszedłem na głębokość morską – & ć. Skończywszy Psalm, prosił Pana Boga, mówiąc: Panie wysłuchaj mię, a pohańbi nieprzyjaciela mojego, który tę wodę przywiódł na mię. I wnet wszytko ucichło, a czart z hańbą zniknął. I siedział sześć lat na skale onej, wszytko cierpiąc dla zbawienia swego.
   15Jeszcze się on kusił nieprzyjaciel, taką drogą – na morzu rozbił z ludźmi okręt, w którym było białychgłów wiele. Wszytki potonęły, jedno jedna ze wszytkich nacudniejsza, 16deski się uchwyciła, i pływała po morzu, i wiatr ją przypędził do onej skały gdzie był ś. Martynianus – której się rękoma uchwyciwszy, wołała dla Pana Boga pomocy od świętego, którego już na skale wzgórę widzieć mogła. Nie daj mi zginąć, wołała, dobry mężu – boć innej pomocy nie mam, a jużem barzo zemdlała. Widząc to ś. iż inaczej uść śmierci nie mogła, jedno przez pomoc jego – uśmiechnąwszy się, rzekł: I to twoje sidła szatanie, przedsię pociechy nademną mieć nie będziesz. A rozmyślając się iż ta w więtszej jest potrzebie niżli ona pierwsza niewiasta na ziemi, a jeśli ją opuszczę (myśli sobie) Bóg mię na sądzie swym karać będzie – jeśli ją też tu do siebie przyjmę, sam się o upadek z nią boję. I zawoławszy do P. Boga, mówił: Panie, Tyś mnie sprawował od młodości mojej – nie daj mi upadać, a uczyń to co jest zbawienno duszy mojej – i ściągnął jej rękę i wywlókł z wody. A widząc iż barzo piękna, i młoda, rzekł jej: słoma z ogniem trudno się zgodzić ma, być tu oba nie możem – bo czart mię sidlić chce, ale dali Bóg nie wygra – zostań tu córko, a nic się nie bój, jedz to co dla mnie P. Bóg zgotował – za dwa miesiąca przyjdzie tu rybołów jeden, powiesz mu co się zstało, a z nim do domu jachać możesz – a sam się przeżegnawszy krzyżem ś. rzekł do Pana Boga: Panie i morze Tobie służy, zmiłuj się a nie daj mi w tym morzu zginąć – Tobie dufając, puszczam się na tę wielką wodę w imię Twoje, a jeśli nie raczysz mię wybawić, wolę nieopatrznie umrzeć, niżli zgrzeszyć przed Tobą. 17I to mówiąc wskoczył w morze. A Delfinowie dwie rybie morskie, z rozkazania i z zrządzenia Bożego, wzięły go na grzbiety swoje, i na brzeg wyniosły. Patrzyła za nim panienka ona, póki się jej nie zoczył – Pana Boga zań prosząc, iż dla niej tak umierał jej dobrodziej. A on przebywszy morze, i znając cudo które z nim jako z Jonaszem uczynił Pan Bóg – wielkie dzięki Jego opatrzności czynił – iż tych nie zapomina, którzy Jemu dufają. A za ono wielkie zwycięstwo nad czartem śpiewał Psalm:18 Pan mię rządzi, a na żadnej mi rzeczy nie zejdzie, na miejscu pastwiska postawił mię, &ć.
   I rozmyślając się gdzie się miał dalej obrócić – wspomniał sobie na naukę Ewangeliej ś.19 – Gdy was w jednym mieście prześladować będą, uciekajcie do drugiego, zaprawdę wam powiadam, nie skończycie miast Izraelskich – i rzecze sobie: uciekaj Martynianie, uciekaj mnichu, aby cię pokusa nie ogarnęła. I tak od miasta do miasta biegając, skończył żywota swego, nigdy z sobą nie mając, ani pieniędzy, ani kalety, ani dwu sukien. Ale się pytał po wsi i po miastach o dobrych ludziach, i tam nalazł co jeść i pić. Przez dwie lecie tak biegając, obszedł sto sześćdziesiąt i cztery miasta. Ostatnie w Atenach kazawszy sobie przyzwać Biskupa, i wziąwszy Chrześciańskie około śmierci zachowania, umarł, i szczęśliwie wieku swego dokonał. Prawie wielki człowiek i dziwnej cierpliwości, jako męczennik sam nad sobą – którego się modlitwie pilnie grzeszni polecamy.
   A z oną panną co się zstało, chciej posłuchać. Pomogła jej modlitwa Martynianowa, iż się tam na skale P. Boga rozmiłowała, i on sobie żywot w czystym ciele i spokojnej duszy ulubiła – żywot też swój, który z potopu wyniosła, gdy inni wszyscy potonęli, P. Bogu ofiarując. Gdy on rybołów do niej przyjachał – ledwie go zastraszonego do siebie przyzwała, i powiedziała mu co się zstało. I rzecze jej, wsiadaj sam że cię odwiozę, a pójdziesz tam skąd jesteś. A ona rzekła: proszę nie bierz mię z skały tej, ale czyń nademną to miłosierdzie, któreś czynić miał nad onym sługą Bożym. Idź a przynieś mi czapkę i suknią męską, a ja tobie szaty niewieście dam – opatrz mię też chlebem i wodą – chcę tu zbawieniu też swemu posłużyć. A proszę cię przywiedź do mnie żonę swoję, żebych się z nią rozmówiła o kądzieli i robocie. A Bóg tobie da grzechów twych, za to miłosierdzie nademną, odpuszczenie, i będziesz miał ufność przed sądem Bożym. Obiecał jej uczynić wszystko on żeglarz. I uczynił, widząc tak nabożną panienkę, przywiódł do niej żonę swoję, która ją oblokła w męskie szaty, i prosiła jej panna, aby jej dała przędziwa do roboty, żeby jej chleba darmo nie jadła. Co trzy miesiące przyjeżdżał do niej on żeglarz z żoną, nosząc jej obrok – a ona mu robotę oddawała. Kochała się ona panna im dalej tym więcej w służbie Bożej, i w pokoju onym. We dnie dwanaście kroć, a w nocy dwadzieścia i cztery kroć modlitwy czyniła. I tak skończyła żywot swój. Gdy do skały przyszła, miała lat dwadzieścia i pięć, a na skale żyła lat sześć, imię jej było Fotyna. Przyjechał on rybołów, nalazł ją pięknie złożonych członków już umarłą, i z wielką czcią wiózł do Cezareej Biskupowi oznajmując, gdzie na miejscu zacnym pogrzebiona jest. Na cześć Panu Bogu, który żyje i króluje na wieki. Amen.

   Lepiej od powabu i przyczyny grzechów uciekać – niżli męstwa w niebezpieczeństwie doświadczać, zwłaszcza w tym cielesnym grzechu, z którym trudno wręcz walczyć – bo się rychlej samym uciekaniem pokonywa, a nigdy póki człowiek żyw bezpieczności nie daje. 20Piszą o niejakim Arseniusie pustelniku, iż się strzegł barzo rozmów i widzenia białychgłów – i czasu jednego, jedna zacna, świątobliwości się jego dziwując, widzieć go chciała, i z prędka go naszła – 21a on wnet oczy spuściwszy, karać słowy począł jej bezpieczność i śmiałość. A ona go przepraszała, mówiąc: proszę odpuść mi, bomci to dobrym sercem uczyniła – a módl się Panu Bogu za mię. A on rzekł: Modlić się będę, i barzo, abych na cię nigdy nie wspomniał. Nauczając nas, gdy się nam trafi niewiasty widzieć, abyśmy osób i urody ich na myśli nie nosili.
   2. A iż ten wolał na morze się raczej puścić, a niżli z niewiastą zostać, a czystość swoję i duszę w niebezpieczeństwie zostawić – nie dziwuj się temu – 22jako kto z wojska ucieka, żadnej się śmierci, chociaż daleko sroższej, nie boi, jedno onej, której się naprzód przelękł – tak kto się sądów Bożych, piekła, i srogiego potępienia przelęknie, żadna mu śmierć świetcka straszna nie jest. 23Acz to ten Święty uczynił z osobnego objawienia Bożego ufając Bogu, iż wypłynąć cudownie, a czarta, który go tak kusił, pohańbić miał – nie godzi się nikomu dla uwiarowania grzechów, śmierci samemu sobie zadawać. Bo wolna wola ludzka, niczym być zniewolona do grzechu nie może, jeśli sama niechce. Acz się na swoję słabość oglądając, łaski Bożej i pomocy szukać pilnie mamy. O czym Augustyn ś. tak mówi:24 Byśmy się dla grzechów uwiarowania zabijać mieli, toby nalepiej po Chrzcie, gdzie już wszytkie odpuszczone są, śmierć sobie zadać – coby było wielkie szaleństwo i głupstwo, i przestąpienie przykazania Bożego, który zabijać nie kazał, ani samego siebie, ani drugiego.
   3. 25Rozmaite są dary Boże. Jedni, jakoś już czytał o kilku ich, z żonami własnemi mieszkając czystość zachowali (jako i o tym ś. Julianie za tym czytać będziesz) i miedzy ludźmi niepokalanemi zostawali i zostają – a ten Święty tak przed niewiastami ucieka. Dla tego, iż czuł, że tego daru nie miał od Boga, który mieli ci drudzy – bo był już doznał swego niebezpieczeństwa. Jednemu Pan Bóg dał to, drugiemu owo, wedle powołania i stanu, na którym kogo mieć chce. Pustelnikom tego nie daje – a tym którzy około zbawienia ludzkiego robią, i miedzy nimi żyć muszą, daje. Wszakże za pracą, strażą, i pilnością – jako i inne wszytko.

1  XXV. Febru. Lutego.
Cudy wsławiony.
Niewiastę nań szatan pobudził.
Słowa heretyckie.
Rozmowa Martyniana nieostrożna z niewiastą.
W ogień wskoczył lecząc się od pokusy cielesnej.
7  Ps 73(72).
Nawrócenie nierządnej niewiasty.
Czart się śmiał z ś. Martyniana, ale mu śmiech oddał.
10  Ps 74(73).
11  Uciekł na skałę morską Martynian ś.
12  Ps 40(39).
13  Czart morze poburzył strasząc świętego.
14  Ps 69(68). [U Skargi: Ps 66. Przyp. J.Sz.]
15  Druga pokusa ciężka.
16  Przypłynęła do niego panna.
17  W morze wskoczył, i cudownie wypłynął.
18  Ps 23(22).
19  Mt 10.
20  Straż od białychgłów.
21  Arsenius co rzekł.
22  Pierwszy przestrach mocny.
23  Śmierci sobie nie zadawać.
24  Lib. 1. cap. 27. de civitate Dei.
25  Dar czystości mniejszy i więtszy.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz