wtorek, 1 maja 2018

(45) Żywoty Świętych: Jan Kalibita

Żywot Jana świętego Rzymianina Kalibity,
pisany od Symeona Metafrasta.
 Nicef. lib. 15. cap. 23. czyni jego wzmiankę.1

   Był w Rzymie jeden człowiek barzo zacny i bogaty, z tych którzy wojska wodzą, na imię Eutropius, a żona jego Teodora, mając trzech synów – dwu starszych na urzędy Rzeczypospolitej obrócił – a młodszego Jana, dał pilnie w ćwiczenie nauk. W którym on prędkie pomnożenie wziął – bo był ostrego rozumu z przyrodzenia. Jednego czasu gdy już miał lat dwanaście, do tego domu, gdzie się on uczył, trafił się gość jeden z daleka duchownego stanu, tych zakonników, którzy nigdy leżąc nie śpią, który miał poślubioną drogę do Jeruzalem. Gdy go to pacholę obaczyło – chwyciło mu się go serce, i pytać go wzbudzony Duchem Św. począł – skądby szedł, i gdzie, co za sprawy jego i żywot? Gdy mu wszytko powiedział, prosił go dla Boga, aby wracając się na zad do swego klasztoru, jego z sobą tam zaprowadził, 2i nauczył jakoby się Bogu podobać, a świeckiego około zbawienia niebezpieczeństwa, i marnej miłości świata tego, uchronić mógł – powiadając iż mię rodzicy barzo miłują, i będą mię chcieli świeckimi stany i dostojeństwy bawić i żenić. A ja z tego co w kościele słyszę, i co czytam, widzę, iż wszytka zabawa świata tego próżna jest – a żadnej rzeczy lepszej nie masz, jedno służyć Panu Chrystusowi w zakonie waszym.
   Słysząc mądre a Ducha Św. słowa w młodzieńczyku onym zakonnik on – musiał mu obiecać, wrócić się na zad, i wziąć go z sobą. Z radością się rozstawszy z onym starcem, 3naprzód starał się o to, aby miał książki ś. Ewangeliej – i uprosił sobie u matki i ojca, iż mu dali pięknie napisać, i kosztownie oprawić Ewangelią ś. z tego się kochając, iż do nauki i nabożeństwa tak był ochotny syn ich – i nauczył się prawie wszytkiej Ewangeliej. Tymczasem wrócił się on zakonnik, i ukazał się Janowi. Z czego młodzieniec rad barzo będąc, i nogi jego obłapiając, powiedział: Ojcze wielebny, rodzicy moi wielce mię miłują – na tę drogę z tobą wiem pewnie iż się nie uproszę – musiem tajemnie uść, a im nic nie powiadać. Opatrzmy sobie okręt na brzegu, i zmówmy przewóz, a ja się postaram o pieniądze.
   Gdy naleźli okręt, w którym się na morze puścić mieli – pan okrętu drożył się z najmem. I na dostanie pieniędzy, pacholę ono taką drogę nalazło – prosił matki słowy łagodnemi, mówiąc: Wiele mam dobrodziejstwa od was rodziców moich, ale mię wstyd, iż moi towarzysze studenci, kilakroć mię u siebie za waszą wiadomością czcili, a jam im jeszcze nigdy tej ludzkości nie pokazał – już mię ich barzo wstyd, i do szkoły chodzić mi przykro – proszę uczyńcie mi tę łaskę. Matka wnetże użyje męża, iż mu dadzą na onę utratę sto złotych – przystawiwszy do niego statecznego sługę, aby tego na czym inszym marnie nie utracił. 4Lecz on sługę oszukał, a pieniądze do siebie wziąwszy, i imi przewóz zapłaciwszy, z onym zakonnikiem tajemnie morzem pojachał. I przypłynęli szczęśliwie na ono miejsce do klasztoru. Gdy starszemu on zakonnik wszystko powiedział, rzekł starszy do niego: barzoś młody synu miły, a u nas taki obyczaj: Pierwej musi dni czterdzieści naszemu się zakonowi przypatrować ten, który do nas wstąpić chce, toż dopiero golenie nasze bierze. A Jan dla Boga prosił, aby dziś był ogolon i przyjęt. Widząc on starszy Ducha Bożego w młodzieńcu, i taką żądzą jego gorącą, przyjął go, i z bracią policzył – błogosławiąc młodości jego.
   Prędko w duchownych postępkach ćwiczenie wziął, i zakonnemu żywotu przywykł – modlitwę we dnie i w nocy więtszą niżli inni czynił. Posty wielkie brał na się drugdy nic nie jedząc, jedno przenaświętsze ciało i krew Pana naszego – 5tak iż go starszy hamował, mówiąc: Młodeś, a wielką sobie pracą zadajesz – zemdlisz barzo siły swoje, i zdrowie stracisz, a potym mniej służbie i sławie Bożej pożytecznym zostaniesz. Przemieszkał tedy w tym klasztorze i onym żywocie sześć lat.
   6Po sześci leciech, nieprzyjaciel chcąc osłabić jego postępki, i przeszkodzić bieg świętych w Bogu cnót jago – skusił go i poduszczył mu barzo ciężkie pragnienie i teskność do rodziców – kładąc mu przed oczy ich smutek, który mają z onej niewiadomości o nim - ktemu domy one, czeladź, dostatek, i stan wysoki ojca jego, tak mu rozwodził – iż niezmierną mękę miał, o tym ustawicznie myśląc, a onej się pokusie obronić nie umiejąc – tak gdy do onych jego postów i niewyspania, ten frasunek przypadł – prawie na poły był żyw, a już jako cień jaki chodził. I rzecze do niego starszy, widząc go tak nędznym, i spodziewając się iż miał już prędko umrzeć: wszakem cię przestrzegał synu, iż P. Bóg niechce, jedno żebyśmy Jemu wedle siły i możności służyli, a ty nad przemożenie twoje, takeś się strapił i znędził. Rzecze Jan ś. – wiedz miły ojcze, iż nie posty mi tak wadzą, jako grzechy moje. Jużem od niemałego czasu ciężko strwożony i na myśli stargany jest. Nieprzyjaciel skusił mię ciężko tesknością do rodziców i do domu mego. Ale sobie powróz gotuje. Bo jeśli pójdę i wrócę się w dom ojca mego, da P. Bóg, tam zetrę szyję i głowę jego. Rzecze starszy: wszakem ci mówił, iż to zakon nasz ciężki jest. Płakał tedy starszy on nad młodzieńcem, i dał mu na drogę błogosławieństwo. Nazajutrz zalecając się w modlitwę wszystkiej braciej, i przepraszając ich z wielkiemi łzami mówił: Wiem iż mię z tego miejsca, nieprzyjaciel chcąc wywlec oglądaniem rodziców skusił – ale mam w Bogu nadzieję, iż i rodzice oglądam, i tam głowę jego w domu ojca mego podepcę i skruszę. I skupiwszy się około niego, modłę nad nim płacząc uczynili, a starszy mu błogosławi, mówiąc: Idź synu w imię Ojca, i Syna, i Ducha Ś. – miej z sobą Pana Jezusa, który cię poprowadzi jako On chce – i przyklękając każdemu do nóg, prosił aby kładąc nań ręce, jemu błogosławili. A mówił: takem dobrze w domu tym uczczon, nigdym tego mieszkania i towarzystwa waszego godzien nie jest. 7Gdy co mało odszedł od klasztoru, obróciwszy twarz swoję, a padszy na kolana płakał Bogu się polecając.
   A będąc w pół drogi, miał towarzysza jakiegoś żebraka, z którym szedł aż blisko do miejsca – a gdy już był nie daleko, rzekł onemu towarzyszowi: Bracie, widzę iż masz złą suknią – weźmi tę lepszą ode mnie, a tę mi swoję daj – i tak uczynił; i rozstali się każdy w swą drogę. Gdy przyszedł Jan na takie miejsce, z którego widzieć mógł dom ojca swego, upadł na ziemię i rzekł: Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię – 8a czekając nocy, przystąpił do drzwi ojca swego, i położywszy się na ziemi płakał, mówiąc: Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię, oto już dom ojca mego któryś mi ukazał – ale żebych tym łaski Twej sobie nie utracił, proszę daj mi górę nad nieprzyjacielem moim, abych tu na tym miejscu dobrze umarł, a tej już pokusy nigdy nie miał – i był tam u drzwi przez całą noc. Rano drzwi otworzą, wynidzie starszy nad czeladzią, ujźrzy odartego ubogiego, rzecze: ktoś ty jest, co tu czynisz? Idź na stronę, oto panowie moi tędy wnetże pójdą. On rzecze: Proszę zmiłuj się nademną, jestemci człowiek ubogi, niechaj tu w tym kącie zostanę – wszak złego nic nie uczynię, a tę łaskę Bóg tobie zapłaci, gdy mnie ubogiemu tu u drzwi leżeć dopuścisz – i dał mu pokój starszy. Wyszli potym rodzicy jego przed sień – które gdy Jan ś. ujźrzał, łzami się barzo zalał, i pomału w sobie rzekł: Otóż czarcie już na rodzice moje patrzę, a przedsię za pomocą Bożą zetrę głowę twoję – a strzały pokus twoich w służbie mię Bożej nie osłabią. Panie Jezu Chryste nie opuszczaj mię – i leżał w onym kącie. I pocznie mu jego ociec z stołu swego potraw posyłać, mówiąc: cierpliwy to jakiś ubogi, tak na zimnie i deszczu wytrwa – może P. Bóg dla niego nad nami się zmiłować, i dla tego posłał go tu, abyśmy przezeń zbawieniu swemu pomagali – a co wiedzieć jeśli na takie ubóstwo syn też nasz miły Jan, o którym niewiemy gdzie jest, nie przyszedł. Czyńmy to nad tym, cobyśmy radzi aby też nad onym ludzie czynili.
   9A matka dnia niektórego wyszedszy, gdy go ujźrzała – zbrzydziła się im, i z gniewu rzekła: Nie mogę na tak nędznego człowieka patrzyć, odwiedźcie go na stronę, boć tędy chodzić nie będę mogła – i mocą go słudzy na stronę odwlekli. A on przedsię z daleka na drzwi ojca swego patrzył – aż mu się trafił on starszy sługa, i zawołał nań: Panie, tyś mi naprzód miłosierdzie pokazał, proszę każ mi tu jaką chałupeczkę i przykrycie postawić, aby mię pani nie widziała, kiedy tędy pójdzie – a żebych wżdy od zimna jakokolwiek obronić się mógł. A on wnetże to uczynił – i mieszkał w onej kuczce modląc się ustawicznie. A ociec mu co dzień obrok słał, który on ubogim rozdawał, tak iż do jego kuczki ubodzy się zbiegali – a on je żywił. A sam się przedsię postem dręczył, tak iż kości na nim przeliczyć mógł.
   10Po trzech leciech, w nocy ukazał mu się Pan Jezus we śnie, i objawił mu dzień śmierci jego – widząc go już doskonałym, i w młodych leciech starym i dostałym. Ocucił się, i płacząc modlił się mówiąc: Dziękuję Panie, iżeś mię miedzy swe sługi poczytać raczył – proszę pomni na rodzice moje, a grzechów ich nie racz im poczytać – boś Ty jest sam wielce cierpliwy i miłosierny – i kazał sobie wołać onego starszego, i rzecze: czyniłeś nademną miłosierdzie, proszę czyń do końca – powiedz paniej swej te słowa: on ubogi któregoś od wrót odegnać kazała, prosi niechciej hardzie gardzić ubogim i niedostatecznym, pomniąc na Pana Jezusa Chrystusa, chciej go nawiedzić – mać nieco pilnego powiedzieć. Gdy to poselstwo sprawił, rzekła: a ja nań i patrzyć nie mogę, a żebych do niego iść miała? I powie to mężowi. Rzecze mąż: Idź miła żono, a nie gardzi ubogim – bo ubogie sobie Bóg obrał. A ona jeszcze odwłóczyła. Aż Jan ś. drugi raz do niej wskaże mówiąc: po trzech dni ja już umrę – jeśli do mnie nie przijdziesz, nigdy tego nie odżałujesz. Ona gdy o jego śmierci usłyszała, wyszła, i sługom go przynieść do siebie kazała. 11Zakryty nie mógł być poznany. I rzecze jej: Wykonała się posługa, i zapłaci się już jałmużna twoja gospodze, jako Pan rzekł w Ewangeliej: Coście czynili jednemu z tych braciej mojej namniejszej, mnieście czynili. A ja też, jako ubogi nic nie mając, chcęć jeden upominek zostawić – jedno mi pod przysięgą obiecuj to, abyś mię nie kazała w innej szacie pogrześć, jedno w tej która na mnie jest, ani na innym miejscu chować, jedno na tym gdzie moja chałupka stoi – bom lepszego odzienia i uczciwszego miejsca godzien nie jest – 12co gdy mu obiecała rada – dał jej onę pisaną Ewangelią, mówiąc: to twoja na tym świecie obrona, i na onym wiecznym tobie i panu mojemu, mężowi twemu pociecha.
   Ona wziąwszy książki, oglądając je rzekła: barzo podobne są onym które pan mój dał był synowi naszemu – i pobieży do męża, ukaże mu one książki Ewangeliej. On zaraz poznał, iż te są a nie inne, rzecze: spytajmy skąd je ma, a jeśli co wie o synie naszym Janie? Tedy przijdą oboje do niego, i rzeką: obwięzujem cię na Boga w Trójcy jedynego, abyś nam powiedział, skąd te książki masz, a jeśli wiesz o synu naszym Janie? 13A on już boleści serdecznej znieść nie mogąc, rzecze: Jam jest syn wasz Jan, i ta jest Ewangelia którąście mi dali. Jam wam przyczyną był takiego smutku – ale ta mię Ewangelia nauczyła nosić w cierpliwości słodkie jarzmo Chrystusowe. Gdy to usłyszeli – padli u głowy jego, i przez trzy godziny tak płakali, iż się wszytek Rzym o tym dowiedział, iż się im syn wrócił. Ale wola Boża była, aby żywot Janów światem pomazany nie był, a już swojej cierpliwości zapłatę wziął – przeto tegoż dnia ducha Panu Bogu oddał. Matka zapomniawszy obietnice, w złote szaty ciało jego ubrać kazała – a one zdarte wyrzucić – i wnet powietrzem przeto zarażona była. A ociec wspomniawszy na on obwiązek, kazał to czynić, co jego syna wola była. I gdy to uczyniono, matka ku zdrowiu pierwszemu przyszła. Pogrzebli go na tymże miejscu, i kościół tam zbudowali. A rozdawszy wiele skarbów swych na pielgrzymy, sami też w pokoju dokonali. Takić był żywot i postępek Jana tego – który zwyciężywszy czarta, godnym się zstał zapłaty wiecznej, przez łaskę Pana naszego Jezusa, któremu sława i cześć z Ojcem i z Duchem Ś. na wieki. Amen.

   14Rzadka rzecz (mówi Ambroży ś.)15 pokora w młodym – i gdy się najduje, podziwienia godna jest. Bo w młodym lata kwitną, siły codzień przybywa, krew się w nim wrząca burzy, niewie co frasunek, choroby nie zna, dobra mu myśl roście, wszytek do hardości gorący, do poniżenia i pokory trudny. Wszakże żaden czas tak pogodny do cnót Chrześciańskich, i ku otrzymaniu darów Ducha Ś. nie jest, jako młode a nowe naczynie – przez samę niewinność, którą ze Chrztu ś. odnoszą – i prze użyte i miękkie serce do wszytkiego – które jest, jako teraz wykopana nowina, na której się każde ziarno wsiane rodzi. By tylo na wychowaniu im, i dobrym towarzystwie nie schodziło – wieleby (jako mówi Bernat ś.)16 młodych, obyczajmi z staremi zrównało – a co na leciech schodzi, cnotamiby dołożyli, mieliby starość uczciwą, nie liczbą lat, ale cnotami okraszoną. I Apostoł młodością gardzić nie każe. Lecz niestetyż, co się dobrego od Boga samego z dobrą naturą wsieje, rodzice swoim niedbalstwem, pieszczotą, i nieprzystojną miłością, wykopywają i gubią. Młode ludzie wnet z posłuszeństwa wyjmują, miecz im w ręce, to jest, dostatki świetckie dają miedzy złe towarzystwo, jako owce miedzy wilki, puszczają. I ten, by był od rodziców nie uciekł, nigdyby był do takiej świątobliwości nie przyszedł – święty jego rozum, którym rodzice oszukał. Ale barziej się dziwuję, jaką diabłu sztukę wyrządził. On go z klasztoru wykoczował, a on sobie daleko sroższy, za jego przyczyną klasztor zgotował. 17Tak się Świętym i pokusy w dobre obracają, i biedząc się z tym czartem, chocia się trochę poślizną, wnet, gdy im Chrystus ich nogi ukrzepczy, i rękę, aby nie upadli do końca, podkłada, po czarcie depcą, a głowę jego kruszą – zwłaszcza gdy nie z złości, ale z jakiej ułomności w pokusę wpadają. Dziwuję się tobie święta niepokalana duszo młoda, Aniele w ciele ludzkim, jakoś mógł tak swój język uhamować, a miłość ojcowską, i twej miłej matki, na którąś, wielką nędzę cierpiąc, patrzał w sobie umorzyć, i język tak umartwiony mieć? O poważna w młodym ciele szedziwości, jakoś na sobie takie rzeczy przewieść mogła, w domu swym bogatym, nędze jako pielgrzym i żebrak cierpieć? To prawie jest dobrowolne ubóstwo, i wielkie męczeństwo. Boże daj nam jakokolwiek naśladować.

1  X. Febru. Lutego. Mart. R. 15. Ianua.
W młodości jaki rozum duchowny.
Książki Ewangeliej ś. drogo oprawione.
Jachał tajemnie do zakonu, rodzicom nie powiadając.
Zbytnie trudzenia krócą służbę Bożą.
Pokusa po sześci lat.
Wyszedł ś. Jan z klasztora wracając się do domu rodziców swoich.
Położył się żebrakiem u drzwi ojca swego.
Wielka cierpliwość.
10  Objawił mu Chrystus czas śmierci.
11  Rozmowa Jana ś. z matką.
12  Ewangeliej książki jaki upominek.
13  Oznajmił się rodzicom Jan święty.
14  Obrok duchowny.
15  In Psalm. Beati immaculati.
16  Epist. ad Teobal. ???
17  Świętym pokusy w zwycięstwo, a upadki w więtsze się cnoty obracają.

Źródło:
Ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Stárego y Nowego Zakonu, ná káʒ̇dy dzień przez cáły rok, Kraków 1605, pomocniczo: Kraków 1598
Transkrypcja typu „B”: Jakub Szukalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz