poniedziałek, 4 grudnia 2017

(79) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Wezwanie

   18 Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. 19 A przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: «Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». 20 Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory, a ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć». 21 Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca». 22 Lecz Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!» (Mt 8,18-22)

   56 I udali się do innego miasteczka. 57 A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». 58 Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć». 59 Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». 60 Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże». 61 Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». 62 Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego». (Łk 9,56-62)

   18 Ἰδὼν δὲ ὁ Ἰησοῦς ὄχλον περὶ αὐτὸν ἐκέλευσεν ἀπελθεῖν εἰς τὸ πέραν. 19 καὶ προσελθὼν εἷς γραμματεὺς εἶπεν αὐτῷ· διδάσκαλε, ἀκολουθήσω σοι ὅπου ἐὰν ἀπέρχῃ. 20 καὶ λέγει αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· αἱ ἀλώπεκες φωλεοὺς ἔχουσιν καὶ τὰ πετεινὰ τοῦ οὐρανοῦ κατασκηνώσεις, ὁ δὲ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου οὐκ ἔχει ποῦ τὴν κεφαλὴν κλίνῃ. 21 ἕτερος δὲ τῶν μαθητῶν [αὐτοῦ] εἶπεν αὐτῷ· κύριε, ἐπίτρεψόν μοι πρῶτον ἀπελθεῖν καὶ θάψαι τὸν πατέρα μου. 22 ὁ δὲ Ἰησοῦς λέγει αὐτῷ· ἀκολούθει μοι καὶ ἄφες τοὺς νεκροὺς θάψαι τοὺς ἑαυτῶν νεκρούς. (Mt 8,18-22)

   56 καὶ ἐπορεύθησαν εἰς ἑτέραν κώμην.
   57 Καὶ πορευομένων αὐτῶν ἐν τῇ ὁδῷ εἶπέν τις πρὸς αὐτόν· ἀκολουθήσω σοι ὅπου ἐὰν ἀπέρχῃ. 58 καὶ εἶπεν αὐτῷ ὁ Ἰησοῦς· αἱ ἀλώπεκες φωλεοὺς ἔχουσιν καὶ τὰ πετεινὰ τοῦ οὐρανοῦ κατασκηνώσεις, ὁ δὲ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου οὐκ ἔχει ποῦ τὴν κεφαλὴν κλίνῃ. 59 Εἶπεν δὲ πρὸς ἕτερον· ἀκολούθει μοι. ὁ δὲ εἶπεν· [κύριε,] ἐπίτρεψόν μοι ἀπελθόντι πρῶτον θάψαι τὸν πατέρα μου. 60 εἶπεν δὲ αὐτῷ· ἄφες τοὺς νεκροὺς θάψαι τοὺς ἑαυτῶν νεκρούς, σὺ δὲ ἀπελθὼν διάγγελλε τὴν βασιλείαν τοῦ θεοῦ. 61 Εἶπεν δὲ καὶ ἕτερος· ἀκολουθήσω σοι, κύριε· πρῶτον δὲ ἐπίτρεψόν μοι ἀποτάξασθαι τοῖς εἰς τὸν οἶκόν μου. 62 εἶπεν δὲ [πρὸς αὐτὸν] ὁ Ἰησοῦς· οὐδεὶς ἐπιβαλὼν τὴν χεῖρα ἐπ’ ἄροτρον καὶ βλέπων εἰς τὰ ὀπίσω εὔθετός ἐστιν τῇ βασιλείᾳ τοῦ θεοῦ. (Łk 9,56-62)

   Widzę Jezusa, który wraz z jedenastoma – ponieważ wciąż brakuje Jana – idzie w kierunku jeziora. Mnóstwo osób tłoczy się wokół Niego. Spośród nich wielu było na górze, zwłaszcza mężczyzn, którzy przyłączyli się do Niego w Kafarnaum, aby jeszcze słuchać Jego słów. Chcieliby Go zatrzymać, lecz On mówi:
   «Należę do wszystkich i wielu jest tych, którzy muszą Mnie posiąść. Powrócę. Przyłączycie się do Mnie, lecz teraz pozwólcie Mi odejść».
   Trudno Mu utorować sobie drogę przez tłoczący się na wąskiej ścieżce tłum. Apostołowie posługują się łokciami, umożliwiając Mu przejście. Wygląda to jednak tak, jakby zamierzali się na elastyczną substancję, natychmiast powracającą do poprzedniej formy. Denerwują się, wszystko – bezskuteczne.
   Znajdują się już przy brzegu, kiedy po gwałtownym przedzieraniu się [przez tłum] podchodzi do Nauczyciela mężczyzna w średnim wieku, wyglądający na wykształconego. Aby przyciągnąć uwagę Jezusa, chwyta Go za ramię. Jezus odwraca się i zatrzymuje, pytając:
   «Czego chcesz?»
   «Jestem uczonym w Piśmie, ale tego, co znajduje się w Twoich słowach, nie można nawet porównywać z zawartością naszych przepisów. Twoje słowa mnie zdobyły. Nauczycielu, już Cię nie opuszczę. Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Dokąd idziesz?»
   «Do Nieba».
   «Nie o tym mówię. Pytam, dokąd się udajesz. W jakich domach, poza tym [tutaj], mogę Cię odnaleźć?»
   «Lisy mają swe nory, a ptaki swe gniazda, lecz Syn człowieczy nie ma gdzie złożyć głowy. Moim domem jest świat; mój dom jest wszędzie, tam gdzie znajdują się dusze do pouczenia, nędze do usunięcia i grzesznicy potrzebujący odkupienia».
   «Zatem wszędzie...»
   «Jak rzekłeś. Ale czy ty, doktor Izraela, będziesz mógł uczynić to, co ci najmniejsi robią dla Mnie? Tu wymaga się ofiary, posłuszeństwa i miłości wobec wszystkich, ducha przystosowywania się we wszystkim do wszystkich. Wyrozumiałość bowiem przyciąga. Kto chce przynieść ulgę, musi pochylać się nad wszystkimi ranami. Potem będzie czystość Niebios. Tu jednak jesteśmy w błocie, po nim stąpamy i trzeba wyrywać z tego błota ofiary już w nim pogrążone. Nie można podwijać szat ani się oddalać, bo tam błoto jest większe. To w nas powinna być czystość. Trzeba być nią tak nasyconym, by już nic więcej nie mogło w nas wniknąć. Czy możesz to wszystko osiągnąć?»
   «Pozwól mi przynajmniej spróbować».
   «Spróbuj. Będę się modlił, abyś był do tego zdolny».
   Jezus udaje się w dalszą drogę, przyciągany przez dwoje śledzących Go oczu. Mówi do młodego, wysokiego i barczystego mężczyzny, który się zatrzymał, aby przepuścić pochód. Wydaje się on udawać w inną stronę:
   «Pójdź za Mną».
   Młody mężczyzna zrywa się, miesza się, mruży oczy, jakby oślepiony światłem. Otwiera usta, chcąc przemówić, lecz nie znajduje odpowiednich słów. W końcu mówi:
   «Pójdę za Tobą, lecz zmarł mój ojciec w Korozain i muszę go pochować. Pozwól mi to uczynić, a potem pójdę za Tobą».
   «Chodź za Mną. Pozostaw umarłym grzebanie ich umarłych. Ciebie już przyciągnęło Życie. Zresztą pragnąłeś tego. Nie opłakuj pustki, jakiej Życie dokonało wokół ciebie, by cię mieć za ucznia. Zranienie uczuć to korzenie dla skrzydeł, wyrastających człowiekowi zamienionemu w sługę Prawdy. Pozostaw psucie się swemu naturalnemu losowi i wznieś się ku Królestwu, w którym nie ma nic zepsutego. Znajdziesz tam niezniszczalną perłę twego ojca. Bóg wzywa i przechodzi. Jutro nie znajdziesz już twego dzisiejszego serca i zaproszenia Bożego. Chodź! Pójdź ogłaszać Królestwo Boże».
   Mężczyzna oparł się o murek i trwa tak z opuszczonymi rękoma, w których trzyma z pewnością worki wypełnione wonnościami i opaskami. Z pochyloną głową rozmyśla nad dwoma przeciwstawnymi miłościami: do Boga i do ojca.
   Jezus czeka i patrzy. Potem bierze na ręce dziecko, tuli je do serca i mówi:
   «Powiedz ze Mną: „Błogosławię Cię, Ojcze, i proszę o Twoje światło dla tych, którzy płaczą we mgle tego życia. Błogosławię Cię, Ojcze, i wzywam Twej mocy dla tego, kto jest jak dziecko potrzebujące kogoś, kto by je podtrzymał. Błogosławię Cię, Ojcze, i wzywam Twej miłości, abyś pozwolił zapomnieć o tym, co nie jest Tobą, wszystkim, którzy znaleźliby w Tobie – lecz nie potrafią w to uwierzyć – całe swe dobro tutaj i w Niebie”».
   Dziecko, może czteroletnie, powtarza swym głosikiem święte słowa. Ma rączki złożone do modlitwy w prawej dłoni Jezusa, który trzyma jego krągłe nadgarstki jak dwie łodyżki kwiatów.
   Mężczyzna podejmuje decyzję. Oddaje pakunki towarzyszowi i podchodzi do Jezusa, który błogosławi dziecko i stawia je na ziemi. Obejmuje młodzieńca i idzie tak z nim, by go pocieszyć i podtrzymać w wysiłku.
   Drugi mężczyzna mówi:
   «Ja także chciałbym iść z nim, ale zanim pójdę za Tobą, chciałbym pożegnać się z moimi krewnymi. Czy mi pozwolisz?»
Jezus patrzy na niego uważnie i odpowiada:
   «Wrosło w twoją ludzką naturę zbyt wiele korzeni. Wyrwij je, a jeśli ci się to nie uda, odetnij je. Na służbę Bożą trzeba przyjść z całkowitą wolnością ducha. Nic nie powinno wiązać tego, kto [jej] się oddaje».
   «Ależ, Panie, ciało i krew pozostają ciałem i krwią! Powoli będę dochodził do wolności, o której mówisz...»
   «Nie, nie. Nigdy byś do niej nie doszedł. Bóg jest wymagający jak również nieskończenie hojny w wynagradzaniu. Jeśli chcesz być uczniem, musisz ucałować krzyż i przyjść. Inaczej pozostaniesz w liczbie zwykłych wiernych. Droga sługi Bożego nie jest wysłana płatkami róż. Jest bezwzględna w swoich wymaganiach. Nikt – kto przykłada rękę do pługa, aby zaorać pole serc i rzucić w nie ziarno Bożej nauki – nie może oglądać się w tył, aby popatrzeć na to, co opuścił, co utracił, co mógł posiadać, idąc drogą powszechną. Kto tak działa, nie nadaje się do Królestwa Bożego. Pracuj nad sobą. Stań się mężniejszy. Potem przyjdź. Nie teraz».
   Dochodzą do brzegu. Jezus wchodzi do łodzi Piotra, mówiąc mu szeptem kilka słów. Widzę Jezusa, który się uśmiecha, i Piotra, który wydaje się zachwycony, lecz nic nie mówi. Wchodzi też młodzieniec, który nie poszedł pogrzebać swego ojca, lecz podążył za Jezusem. (III (cz. 1-2), 38: 2 czerwca 1945. A, 5231-5234)

   Vedo Gesù che si dirige coi suoi undici, perché manca sempre Giovanni, verso la riva del lago. Molta gente gli si affolla intorno: fra questi sono molti che erano sul Monte, per lo più uomini, che lo hanno raggiunto a Cafarnao per sentire ancora la sua parola. Vorrebbero trattenerlo.
   Ma Egli dice: «Io sono di tutti. E vi sono molti che mi devono avere. Tornerò. Mi raggiungerete. Ma ora lasciatemi andare».
   Stenta molto a camminare fra la folla che si pigia per la vietta stretta. Gli apostoli lavorano di spalle a fargli largo. Ma è come urtare in una sostanza molliccia che subito si riforma come era. Ci si inquietano anche, ma inutilmente. Sono già in vista della riva quando, dopo un'accanita lotta, un uomo di media età e di civile condizione si accosta al Maestro e per attirare la sua attenzione lo tocca sulla spalla. Gesù si volge e si ferma chiedendo: «Che vuoi?».
   «Sono scriba. Ma ciò che c'è nelle tue parole non è paragonabile a quanto è nei nostri precetti. Ed io ne sono conquistato. Maestro, io più non ti lascio. Ti seguirò dovunque andrai. Quale è la tua via?».
   «Quella del Cielo».
   «Non dico quella. Ti chiedo: dove vai? Dopo questa, quali sono le tue case perché io ti possa sempre trovare?».
   «Le volpi hanno delle tane e gli uccelli i nidi. Ma il Figlio dell'uomo non ha dove posare il capo. Mia casa è il mondo, là dovunque vi sono spiriti da istruire, miserie da sollevare, peccatori da redimere».
   «Da per tutto, allora».
   «Lo hai detto. Potresti tu fare ciò che questi minimi fanno per amor mio, tu, il dottore d'Israele? Qui ci vuole sacrificio e ubbidienza, e carità verso tutti, spirito d'adattamento, su tutto, con tutti. Perché la condiscendenza attira. Perché chi vuol curare deve curvarsi su ogni piaga. Dopo ci sarà la purezza del Cielo. Ma qui siamo nel fango e occorre strappare al fango, su cui posiamo i piedi, le vittime già sommerse. Non rialzare le vesti e scostarsi perché lì è più alto il fango. La purezza deve essere in noi. Saturi di essa in modo che nulla più possa entrare. Puoi tutto questo?».
   «Lasciami provare, almeno».
   «Prova. Io pregherò perché tu ne sia capace ». Gesù si rimette in moto e, attirato da due occhi che lo guardano, dice ad un giovane alto e robusto che si è fermato per lasciare passare il corteo, ma che sembra diretto altrove: «Seguimi».
   Il giovane sussulta, cambia colore, sbatte gli occhi come abbacinato da una luce e poi apre la bocca per parlare e non trova subito una risposta da dare.
   Infine dice: «Ti seguirò. Ma mi è morto il padre a Corozim e devo seppellirlo. Lascia che io lo faccia e poi verrò».
   «Seguimi. Lascia che i morti seppelliscano i loro morti. Tu sei già aspirato dalla Vita. Lo hai desiderato, d'altronde. Non piangere del vuoto che la Vita ti ha fatto intorno per averti suo discepolo. Le mutilazioni dell'affetto sono radici alle ali che nascono dall'uomo mutato in servo della Verità. Lascia la corruzione alla sua sorte. Alzati verso il Regno dell'incorrotto. Là troverai anche la perla incorruttibile del padre tuo. Dio chiama e passa. Domani non troveresti più il tuo cuore di oggi e l'invito di Dio. Vieni. Va' ad annunziare il Regno di Dio».
   L'uomo, addossato ad un muretto, sta con le braccia pendenti da cui pendono le borse, cariche certo di aromi e di bende; la testa china, pensa, in contrasto fra i due amori: di Dio e del padre.
   Gesù attende e lo guarda, poi afferra un piccolo e se lo stringe al cuore dicendo: «Di' con Me: "Io ti benedico, o Padre, ed invoco la tua luce per coloro che piangono fra le nebbie della vita. Io ti benedico, o Padre, ed invoco la tua forza per chi è come pargolo bisognoso di chi lo sostenga. Io ti benedico, o Padre, e invoco il tuo amore perché smemori da ogni altra cosa, che non sia Te, tutti coloro che in Te troverebbero, e non sanno crederlo, ogni loro bene, qui e nel Cielo"».
   E il bambino, un innocente sui quattro anni, ripete con la sua vocetta le parole sante con le manine tenute strette in preghiera dalla destra di Gesù, che le tiene al polso grassottello come fossero due steli di fiore. L'uomo si decide. Dà ad un compagno i suoi involti e viene a Gesù, che pone a terra il bambino dopo averlo benedetto e abbraccia il giovane procedendo così, per confortarlo e sostenerlo nel suo sforzo.
   Un altro uomo lo interroga: «Io pure vorrei venire come quello. Ma prima di seguirti vorrei accomiatarmi dai parenti. Me lo permetti?».
   Gesù lo guarda fisso e risponde: «Troppe radici sono conficcate nell'umano. Svellile, e se non ci riesci recidile. Al servizio di Dio si viene con spirituale libertà. Nulla deve fare laccio a chi si dona».
   «Ma, Signore. La carne e il sangue sono sempre carne e sangue! Giungerò lentamente alla libertà che dici...»
   «No. Non lo faresti mai più. Dio è esigente così come è infinitamente generoso nel premiare. Se vuoi essere discepolo, bisogna abbracciare la croce e venire. Altrimenti si sta nel numero dei semplici fedeli. Non è una via di petali di rose la via del servo di Dio. Ed è assoluta nelle sue esigenze. Nessuno che abbia messo la mano all'aratro, per arare i campi dei cuori e spargervi il seme della dottrina di Dio, può più volgersi indietro per osservare ciò che ha lasciato e ciò che ha perduto, ciò che poteva avere seguendo altra via comune. Chi così fa non è adatto al Regno di Dio. Lavora te stesso. Virilizza te stesso e poi vieni. Non ora».
   La riva è raggiunta. Gesù sale sulla barca di Pietro al quale mormora qualche parola. Vedo che Gesù sorride e Pietro fa un atto di meraviglia. Ma non dice nulla. Sale anche l'uomo che ha lasciato di andare a seppellire il padre per seguire Gesù. (3, 178)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz