sobota, 3 czerwca 2023

(161) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Najlepsza cząstka

   38 W dalszej ich drodze zaszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. 39 Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. 40 Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». 41 A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, 42 a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona». (Łk 10,38-42)

  
38 Ἐν δὲ τῷ πορεύεσθαι αὐτοὺς αὐτὸς εἰσῆλθεν εἰς κώμην τινά· γυνὴ δέ τις ὀνόματι Μάρθα ὑπεδέξατο αὐτόν. 39 καὶ τῇδε ἦν ἀδελφὴ καλουμένη Μαριάμ, [ἣ] καὶ παρακαθεσθεῖσα πρὸς τοὺς πόδας τοῦ κυρίου ἤκουεν τὸν λόγον αὐτοῦ. 40 ἡ δὲ Μάρθα περιεσπᾶτο περὶ πολλὴν διακονίαν· ἐπιστᾶσα δὲ εἶπεν· κύριε, οὐ μέλει σοι ὅτι ἡ ἀδελφή μου μόνην με κατέλιπεν διακονεῖν; εἰπὲ οὖν αὐτῇ ἵνα μοι συναντιλάβηται. 41 ἀποκριθεὶς δὲ εἶπεν αὐτῇ ὁ κύριος· Μάρθα Μάρθα, μεριμνᾷς καὶ θορυβάζῃ περὶ πολλά, 42 ἑνὸς δέ ἐστιν χρεία· Μαριὰμ γὰρ τὴν ἀγαθὴν μερίδα ἐξελέξατο ἥτις οὐκ ἀφαιρεθήσεται αὐτῆς. (Łk 10,38-42)

   Pojmuję, że wciąż chodzi o postać Marii Magdaleny,
1 gdyż to ją najpierw widzę w prostej szacie, liliowej jak kwiat malwy. Żadnej kosztownej ozdoby. Włosy są po prostu splecione w warkocz na karku. Wydaje się młodsza niż wtedy, gdy była cała prawdziwym arcydziełem wyglądu. Nie ma już ani spojrzenia bezwstydnego z czasu, gdy była grzesznicą, ani upokorzonego wzroku z chwili, gdy słuchała przypowieści o zabłąkanej owcy, ani zawstydzonego, skąpanego łzami z tego wieczoru, kiedy była w sali faryzeusza... Teraz ma spojrzenie spokojne. Stało się ono ponownie przejrzyste jak u dziecka. Jaśnieje w nim pełen pokoju uśmiech.
   Opiera się o drzewo na granicy posiadłości Betanii i spogląda ku drodze. Czeka. Następnie wydaje radosny okrzyk. Potem kieruje się ku domowi i krzyczy głośno, aby ją usłyszano. Woła swym wspaniałym, aksamitnym i pełnym uczucia głosem, jedynym:
   «Nadchodzi!... Marto, dobrze nam powiedzieli. Rabbi jest tutaj!»
   I biegnie, aby otworzyć ciężką skrzypiącą bramę. Nie daje czasu sługom na zrobienie tego. Wychodzi na ulicę, z ramionami wyciągniętymi jak dziecko idące do mamy z okrzykiem czułej radości.
   Woła: «O mój Rabbuni!»
   I pada Jezusowi do stóp, całując je w pyle drogi.
   «Pokój tobie, Mario. Przychodzę wypocząć pod twoim dachem».
   «O, mój Nauczycielu!» – powtarza Maria, podnosząc twarz z wyrazem szacunku i miłości, tak wiele mówiącą... Jest w niej podziękowanie, błogosławieństwo, szczęście. Jest zachęta do wejścia i radość, bo On wchodzi...
   Jezus położył jej rękę na głowie, jakby ją jeszcze rozgrzeszał. Maria wstaje i u boku Jezusa wchodzi w obręb posiadłości. W tym czasie przybiegli słudzy i Marta. Słudzy podają amfory i kubki, Marta ma jedynie swą miłość, ale jest ona bardzo wielka.
   Zgrzani apostołowie piją orzeźwiające napoje, jakie słudzy im podają. Chcieliby je ofiarować najpierw Jezusowi, ale Marta ich uprzedziła. Wzięła kubek mleka i podaje go Jezusowi. Musi wiedzieć, że On to lubi. Kiedy uczniowie ugasili pragnienie, Jezus odzywa się do nich:
   «Idźcie uprzedzić wiernych. Dziś wieczorem będę przemawiał».
   Apostołowie wychodzą od razu z ogrodu, rozchodząc się w różnych kierunkach. Jezus idzie prosto, z Martą i Marią.
   «Chodź, Nauczycielu – mówi Marta. – Czekając na Łazarza posil się i odpocznij».
   Wchodzą do chłodnego pomieszczenia, z którego wychodzi się na zacieniony krużganek. Maria, która oddaliła się pospiesznie, powraca z dzbanem wody. Za nią idzie sługa niosący misę. Ale to Maria chce obmyć nogi Jezusowi. Zdejmuje zakurzone sandały i oddaje je słudze, aby je poszedł wyczyścić; również – płaszcz, aby go otrząsnął z kurzu. Potem zanurza stopy Jezusa w wodzie z wonnościami, które czynią ją lekko różową, wyciera je, całuje. Następnie zmienia wodę i ofiarowuje Jezusowi czystą – do rąk. Czekając, aż sługa przyniesie sandały, przykucnęła na dywanie u stóp Jezusa, głaska je i zanim włoży sandały, całuje je raz jeszcze, mówiąc:
   «Święte stopy, które tak wiele chodziły, żeby mnie odszukać!»
   Marta – bardziej praktyczna w swej miłości – myśli o tym, co jest pożyteczne po ludzku. Pyta:
   «Nauczycielu, kto przyjdzie oprócz Twoich uczniów?»
   Jezus odpowiada: «Nie wiem jeszcze dokładnie, ale możesz przygotować dla pięciu [osób], poza apostołami».
   Marta wychodzi.
   Jezus idzie do zacienionego i chłodnego ogrodu. Ma na Sobie jedynie ciemnoniebieską szatę. Płaszcz, który Maria starannie poskładała, został na kamiennej ławie. Maria wychodzi z Jezusem. Idą zadbanymi alejkami, między kobiercami kwiatów, aż do stawu, który wygląda jak zwierciadło pomiędzy zielenią.
   Woda jest bardzo przejrzysta. Porusza się trochę – to tu, to tam – bo podskakuje jakaś ryba lub spadają krople strumyczka, wpadającego do niej z wysokości, pośrodku. Przy obszernym zbiorniku są miejsca do siedzenia. Wydaje się on małym jeziorem, z którego wychodzą małe nawadniające kanały. Myślę nawet, że jeden z nich zasila staw, a inne, mniejsze, służą do nawadniania. Jezus siada na miejscu, które się znajduje dokładnie na brzegu zbiornika. Maria siada u Jego stóp, na zielonej, zadbanej trawie. Na początku nie rozmawiają. Jezus w sposób widoczny cieszy się ciszą i odpoczynkiem w chłodzie ogrodu. Maria jest szczęśliwa, wpatrując się w Niego. Jezus bawi się przejrzystą wodą zbiornika. Zanurza palce. Przesuwa dłoń, tworząc na wodzie bruzdy, potem zanurza ją całą w chłodnej wodzie:
   «Jaka piękna jest ta przejrzysta woda!» – mówi.
   «Tak Ci się podoba, Nauczycielu?» – pyta Maria.
   «Tak, Mario, bo jest tak bardzo przejrzysta. Spójrz. Nie ma śladu błota. To woda... lecz jest tak czysta, że wygląda, jakby nic tu nie było, jakby nie była żywiołem lecz duchem. Moglibyśmy wyczytać na dnie słowa, jakie do siebie mówią małe rybki...»
   «Jak czyta się je w głębi czystych dusz, prawda Nauczycielu?» – Maria wzdycha ze skrytym żalem.
   Jezus zauważa to tłumione westchnienie i wyczytuje żal, przysłaniany uśmiechem. Od razu uzdrawia troskę Marii:
   «Gdzież są, Mario, czyste dusze? Łatwiej jest górze przenieść się na inne miejsce niż stworzeniu wytrwać w czystości, [chroniąc się] od trzech nieczystości. Zbyt wiele spraw porusza dorosłego i fermentuje wokół niego. I nie zawsze może on im przeszkodzić przeniknąć do jego wnętrza. Tylko dzieci mają dusze anielskie, dusze zachowane przez swą niewinność od wiedzy, która może je zamienić w błoto. To dlatego tak je kocham. Widzę w nich odbicie nieskończonej Czystości. Jedynie one noszą w sobie wspomnienie Nieba.
   Moja Mama to Niewiasta o duszy dziecka. Więcej jeszcze: Ona jest Niewiastą o duszy anielskiej. Taką była Ewa, gdy wyszła z rąk Ojca. Wyobrażasz sobie, Mario, czym był pierwszy kwiat lilii, rozkwitły w ogrodzie ziemskim? Tak samo piękne są te nad wodą. Ale pierwsza [lilia], która wyszła z rąk Stwórcy!... Czy to był kwiat, czy diament? Czy to były płatki, czy też listki najczystszego srebra? Otóż Moja Matka jest bardziej czysta od tej pierwszej lilii, która nasyciła swym zapachem wiatry. I Jej zapach nienaruszonej Dziewicy napełnia Niebo i ziemię. I to za Nią pójdą ci, którzy będą dobrzy, przez wszystkie wieki.
   Raj jest światłem, zapachem, harmonią. Ale radość Raju byłaby pomniejszona o połowę, gdyby Ojciec nie rozkoszował się kontemplowaniem w nim Całej Pięknej, która z ziemi czyni Raj; gdyby Raj w przyszłości nie posiadał żyjącej Lilii, w której znajdują się trzy słupki ognia Boskiej Trójcy: światło, woń i harmonia. Czystość Matki będzie klejnotem Raju. Raj jednak nie posiada granic! Cóż byś powiedziała o królu, który miałby tylko jeden klejnot w swym skarbcu? Nawet gdyby to był klejnot wspaniały?
   Kiedy otworzę bramy Królestwa Niebios – nie wzdychaj, Mario, to po to przyszedłem – wejdzie tam wielu sprawiedliwych i dzieci: jasna smuga za purpurą Odkupiciela. Ale to będzie jeszcze mało dla zaludnienia Niebios klejnotami i uformowania mieszkańców wiecznego Jeruzalem. A potem... kiedy Nauka Prawdy i Uświęcenia zostanie poznana przez ludzi, kiedy Moja śmierć przywróci ludziom Łaskę, czy dorośli będą mogli osiągnąć Niebo, skoro biedne ludzkie życie jest stałym błotem, które zanieczyszcza? Czy Mój Raj będzie należał tylko do dzieci? O, nie! Trzeba umieć stać się jak dziecko... ale także dla dorosłych jest otwarte Królestwo.
   Jak dzieci... Oto czystość. Widzisz tę wodę? Wydaje się tak przejrzysta, lecz spójrz: wystarczy, że poruszę jej dno tą trzciną, aby się zmąciła. Brud i błoto ukazują się na powierzchni. Jej kryształ staje się żółtawy i nikt by się już jej nie napił. Jeśli jednak wyjmę trzcinę, spokój powróci. Woda odzyska powoli przejrzystość i piękno. Trzcina to grzech. Tak samo jest z duszami. Skrucha, wierz Mi, jest tym, co oczyszcza dusze...»
   Nadchodzi całkiem zdyszana Marta: «Mario, jeszcze tu jesteś? A ja tak się martwię!... Jest coraz później. Wkrótce przyjdą zaproszeni i jest tyle do zrobienia. Służące są przy chlebie. Słudzy kroją i pieką mięso. Ja przygotowuję obrusy, stoły, napoje. Trzeba jednak jeszcze nazbierać owoców i przygotować wodę z miętą i z miodem...»
   Maria słucha, lecz jakby nie słyszy rozpaczliwych słów siostry. Ze szczęśliwym uśmiechem nadal patrzy na Jezusa, nie ruszając się z miejsca. Marta przywołuje Jezusa na pomoc:
   «Nauczycielu, spójrz, jak jestem zgrzana. Czy, według Ciebie, godzi się, żebym sama musiała tyle przygotować? Powiedz jej, żeby mi pomogła».
   Marta jest naprawdę rozgniewana. Jezus spogląda na nią z uśmiechem, na wpół łagodnym, a na wpół pełnym litości, czy raczej: żartobliwym. Marta, nieco urażona, mówi:
   «Mówię poważnie, Nauczycielu. Spójrz, jak ona jest leniwa. Kiedy ja pracuję, ona siedzi tu i patrzy...»
   Jezus poważnieje: «To nie jest lenistwo, Marto. To miłość. Próżnowanie było przedtem. I sama tak wiele płakałaś z powodu tego niegodnego próżnowania. Dzięki twoim łzom Mój krok stał się jeszcze szybszy, aby ją ocalić dla Mnie i oddać ją twemu szlachetnemu uczuciu. Chcesz przeszkadzać miłości, jaką ona darzy swego Zbawiciela? Wolałabyś więc, żeby była daleko stąd, aby nie widziała, że pracujesz, i także daleko ode Mnie? Marto, Marto! Czy muszę ci jeszcze powiedzieć, że ona (Jezus kładzie [Magdalenie] rękę na głowie), przybyła z tak daleka i przewyższyła cię w miłości? Czy mam powiedzieć, że ta, która nie znała ani jednego słowa dobra, teraz jest pouczana mądrością miłości? Zostaw ją w jej spokoju! Ona była tak bardzo chora! Teraz powraca do sił i zdrowia, pijąc umacniające ją napoje. Była tak udręczona... Teraz, po wyjściu z koszmaru, rozgląda się, patrzy na siebie i odkrywa, że jest odnowiona, i odkrywa nowy świat. Pozwól jej odzyskać poczucie bezpieczeństwa. To dzięki temu „nowemu” musi zapomnieć o przeszłości i zdobyć wieczność... Pochłonie ją nie tylko praca, ale też adoracja. Dostanie nagrodę ten, kto da chleb apostołowi lub prorokowi, lecz podwójną nagrodę otrzyma ten, kto zapomni nawet o posileniu się, aby Mnie kochać. On bowiem będzie miał ducha przewyższającego ciało, ducha, który przekrzyczy ludzkie potrzeby, nawet godziwe. Troszczysz się o wiele rzeczy, Marto. Dla niej – jest tylko jedna. Ale to ta wystarczająca jej duchowi, a przede wszystkim jej Panu, który jest również twoim Panem. Zostaw rzeczy niepotrzebne. Naśladuj swą siostrę. Maria wybrała najlepszą część. Taką, która nigdy nie zostanie jej odebrana. Kiedy przeminą różne uzdolnienia, niepotrzebne już mieszkańcom Królestwa, jedynym, co pozostanie, będzie Miłość. Ona pozostanie na zawsze. Jedyna. Królewska. Maria ją wybrała, wzięła ją jako swój puklerz i laskę podróżną. Dzięki niej – jak na skrzydłach aniołów – dojdzie do Mojego Nieba...»
   Marta, udręczona, spuszcza głowę i odchodzi.
   «Moja siostra bardzo Cię kocha i zadaje sobie tyle trudu, aby Cię uczcić...» – mówi Maria, żeby ją usprawiedliwić.
   «Wiem o tym i otrzyma za to nagrodę. Ale ona potrzebuje oczyszczenia ze swego ludzkiego sposobu myślenia, tak samo jak się oczyszcza ta woda. Spójrz, jak woda stała się znowu czysta podczas naszej rozmowy. Marta oczyści się dzięki słowom, które jej powiedziałem. Ty zaś... ty – przez szczerość swej skruchy...»
   «Nie, przez Twoje przebaczenie, Nauczycielu. Moja skrucha nie wystarczyłaby, aby mnie obmyć z mojego wielkiego grzechu...»
   «Wystarczyłaby i wystarczy wszystkim twoim siostrom, które będą cię naśladować... Wszystkim biednym chorym duchowo... Szczera skrucha to oczyszczający filtr. Miłość potem staje się substancją zachowującą od wszelkiego nowego brudu. Oto przyczyna, dla której ci, których życie uczyniło dorosłymi i grzesznikami, będą mogli stać się ponownie niewinnymi jak dzieci i wejść jak one do Mojego Królestwa. Chodźmy teraz do domu. Niech Marta nie zostaje zbyt długo w swym bólu. Zanieśmy jej nasz uśmiech Przyjaciela i siostry». (IV, cz. 2, 67: 14 sierpnia 1944. A, 3328-3336)


1  Wizję tę otrzymała M. Valtorta po trzech innych obrazach związanych z jej nawróceniem.


   Comprendo subito che si è ancora intorno alla figura della Maddalena, perché la vedo per prima cosa in una semplice veste di un rosa lilla come è il fiore della malva. Nessun ornamento prezioso, i capelli sono semplicemente raccolti in trecce sulla nuca. Sembra più giovane di quando era tutta un capolavoro di toletta. Non ha più l'occhio sfrontato di quando era la «peccatrice», e neppure lo sguardo avvilito di quando ascoltava la parabola della pecorella, e quello vergognoso e lucido di pianto di quando era nella sala del Fariseo... Ora ha un occhio quieto, tornato limpido come quello di un bambino, e un riso pacato vi risplende.
   Ella è appoggiata ad un albero presso il confine della proprietà di Betania e guarda verso la via. Attende. Poi ha un grido di gioia. Si volge verso la casa e grida forte per essere udita, grida con la sua splendida voce vellutata e passionale, inconfondibile: «Giunge!... Marta, ci hanno detto giusto. Il Rabbi è qui!», e corre ad aprire il pesante cancello che stride. Non dà tempo ai servi di farlo e esce sulla via a braccia tese, come fa un bambino verso la mamma, e con un grido di gioia amorosa: «O Rabboni mio!», (io scrivo "Rabboni" perché vedo che il Vangelo porta così. Ma tutte le volte che ho sentito la Maddalena chiamarlo, mi è parso dicesse "Rabbomi", con l'emme e non l'enne), e si prostra ai piedi di Gesù, baciandoglieli fra la polvere della via.
   «Pace a te, Maria. Vengo a riposare sotto il tuo tetto».
   «O Maestro mio! », ripete Maria levando il volto con una espressione di riverenza e d'amore che dice tanto… E' ringraziamento, è benedizione, è gioia, è invito ad entrare, è giubilo perché Egli entra...
   Gesù le ha messo la mano sul capo e pare l'assolva ancora. Maria si alza e, a fianco di Gesù, rientra nel recinto della proprietà. Sono corsi intanto i servi e Marta. I servi con anfore e coppe. Marta col suo solo amore. Ma è tanto.
   Gli apostoli, accaldati, bevono le fresche bevande che i servi mescono. Vorrebbero darla a Gesù per il primo. Ma Marta li ha prevenuti. Ha preso una coppa piena di latte e l'ha offerta a Gesù. Deve sapere che gli piace molto.
   Dopo che i discepoli si sono ristorati, Gesù dice loro: «Andate ad avvertire i fedeli. A sera parlerò loro».
   Gli apostoli si sparpagliano in diverse direzioni non appena fuori dal giardino.
   Gesù inoltra fra Maria e Marta. «Vieni, Maestro», dice Marta. «Mentre giunge Lazzaro, riposa e prendi ristoro».
   Mentre prendono piede in una fresca stanza che dà sul portico ombroso, ritorna Maria che si era allontanata apasso rapido. Torna con una brocca d'acqua, seguita da un servo che porta un bacile. Ma è Maria che vuole lavare i piedi di Gesù. Ne slaccia i sandali polverosi e li dà al servo, perché li riporti puliti insieme al mantello, pure dato perché fosse scosso dal polverume. Poi immerge i piedi nell'acqua, che qualche aroma fa lievemente rosea, li asciuga, li bacia. Poi cambia l'acqua e ne offre di monda a Gesù, per le mani. E mentre attende il servo coi sandali, accoccolata sul tappeto ai piedi di Gesù, glieli accarezza e, prima di mettergli i sandali, li bacia ancora dicendo: «Santi piedi che avete tanto camminato per cercarmi!».
   Marta, più pratica nel suo amore, va all'utile umano e chiede: «Maestro, oltre i tuoi discepoli chi verrà?».
   E Gesù: «Non so ancora di preciso. Ma puoi preparare per altri cinque oltre gli apostoli».
   Marta se ne va.
   Gesù esce nel fresco giardino ombroso. Ha semplicemente la sua veste azzurro cupo. Il mantello, ripiegato con cura da Maria, resta su una cassapanca della stanza. Maria esce insieme a Gesù.
   Vanno per vialetti ben curati, fra aiuole fiorite, sin verso la peschiera che pare uno specchio caduto fra il verde. L'acqua limpidissima è appena rotta, qua e là, dal guizzo argenteo di qualche pesce e dalla pioggiolina dello zampillo esilissimo, alto e centrale. Dei sedili sono presso l'ampia vasca che pare un laghetto e dalla quale partono piccoli canali di irrigazione. Credo anzi che uno sia quello che alimenta la peschiera e gli altri, più piccoli, quelli di scarico adibiti ad irrigare.
   Gesù siede su un sedile messo proprio contro il margine della vasca. Maria gli si siede ai piedi, sull'erba verde e ben curata. In principio non parlano. Gesù gode visibilmente del silenzio e del riposo nel fresco del giardino. Maria si bea di guardarlo.
   Gesù gioca con la vasca limpida della vasca. Vi immerge le dita, la pettina separandola in tante piccole scie e poi lascia che tutta la mano sia immersa in quella pura freschezza. «Come è bella quest'acqua limpida. Guarda. Non ha una traccia di fango. Vi è acqua, ma è tanto pura che pare non vi sia nulla, quasi non fosse elemento ma spirito. Possiamo leggere sul fondo le parole che si dicono i pesciolini...».
   «Come si legge in fondo alle anime pure. Non è vero, Maestro?», e Maria sospira con un rimpianto segreto.
   Gesù sente il sospiro represso e legge il rimpianto velato da un sorriso, e medica subito la pena di Maria.
   «Le anime pure dove le abbiamo, Maria? E' più facile che un monte cammini che una creatura sappia mantenersi pura delle tre purità. Troppe cose intorno ad un adulto si agitano e fermentano. E non sempre si può impedire che penetrino nell'interno. Non vi sono che i bambini che abbiano l'anima angelica, l'anima preservata, dalla loro innocenza, dalle cognizioni che possono mutarsi in fango. Per questo li amo tanto. Vedo in loro un riflesso della Purezza infinita. Sono gli unici che portino seco questo ricordo di Cieli.
   La Mamma mia è la Donna dall'animo di bambino. Più ancora. Ella è la Donna dall'anima di angelo. Quale era Eva uscita dalle mani del Padre. Lo pensi, Maria, cosa sarà stato il primo giglio fiorito nel terrestre giardino? Tanto belli anche questi che fanno guida a quest'acqua. Ma il primo, uscito dalle mani del Creatore! Era fiore o era diamante? Erano petali o fogli d'argento purissimo? Eppure mia Madre è più pura di questo primo giglio che ha profumato i venti. E il suo profumo di Vergine inviolata empie Cielo e Terra, e dietro ad esso andranno i buoni nei secoli dei secoli. Il Paradiso è luce, profumo e armonia. Ma se in esso non si beasse il Padre nel contemplare la Tutta Bella che fa della Terra un paradiso, ma se il Paradiso dovesse in futuro non avere il Giglio vivo nel cui seno sono i tre pistilli di fuoco della divina Trinità, luce, profumo e armonia, letizia del Paradiso, sarebbero menomati della metà. (Non per il grado di beatitudine [che consiste nel possesso e nella contemplazione di Dio, e in quanto tale è inalterabile] ma per la preziosità del popolo dei beati, che sono come gemme le quali, tutte insieme, valgono quanto la gemma che è la Vergine Madre di Dio) La purezza della Madre sarà gemma del Paradiso.
   Ma è sconfinato il Paradiso! Che diresti di un re che avesse una gemma sola nel suo tesoro? Anche fosse la Gemma per eccellenza? Quando Io avrò aperto le porte del Regno dei Cieli... – non sospirare, Maria, per questo Io sono venuto – molte anime di giusti e di pargoli entreranno, scia di candore, dietro alla porpora del Redentore. Ma saranno ancora pochi per popolare di gemme i Cieli e formare i cittadini della Gerusalemme eterna. E dopo... dopo che la Dottrina di verità e santificazione sarà conosciuta dagli uomini, dopo che la mia Morte avrà ridato Grazia agli uomini, come potrebbero gli adulti conquistare i Cieli, se la povera vita umana è continuo fango che rende impuri? Sarà dunque allora il mio Paradiso solo dei pargoli? Oh! no! Come pargoli occorre saper divenire. Ma anche agli adulti è aperto il Regno. Come pargoli... Ecco la purezza.
   Vedi quest'acqua? Pare tanto limpida. Ma osserva: basta che Io con questo giunco ne smuova il fondale che ecco si intorbida. Detriti e fango affiorano. Il suo cristallo si fa giallognolo e nessuno ne beverebbe più. Ma se Io levo il giunco, la pace ritorna e l'acqua torna a poco a poco limpida e bella. Il giunco: il peccato. Così delle anime. Il pentimento, credilo, è ciò che depura...».
   Sopraggiunge Marta affannata: «Ancora qui sei, Maria? Ed io che mi affanno tanto!... L'ora passa. I convitati presto verranno e vi è tanto da fare. Le serve sono al pane, i servi scuoiano e cuociono le carni. Io preparo stoviglie, mense e bevande. Ma ancora sono da cogliere le frutta e preparare l'acqua di menta e miele...».
   Maria ascolta si e no le lamentele della sorella. Con un sorriso beato continua a guardare Gesù, senza muoversi dalla sua posizione.
   Marta invoca l'aiuto di Gesù: «Maestro, guarda come sono accaldata. Ti pare giusto che sia io sola a sfaccendare? Dille Tu che mi aiuti». Marta è veramente inquieta.
   Gesù la guarda con un sorriso per metà dolce e per metà un poco ironico, meglio, scherzoso.
   Marta ci si inquieta un poco: «Dico sul serio, Maestro. Guardala come ozia mentre io lavoro. Ed è qui che vede...».
   Gesù si fa più serio: «Non è ozio, Marta. E' amore. L'ozio era prima. E tu hai tanto pianto per quell'ozio indegno. Il tuo pianto ha messo ancor più ala al mio andare per salvarmela e rendertela al tuo onesto affetto. Vorresti tu contenderla di amare il suo Salvatore? La preferiresti allora lontana da qui per non vederti lavorare, ma lontana anche da Me? Marta, Marta! Devo dunque dire che costei (e Gesù le pone la mano sul capo), venuta da tanto lontano, ti ha sorpassata nell'amore? Devo dunque dire che costei, che non sapeva una parola di bene, è ora dotta nella scienza dell'amore? Lasciala alla sua pace! E' stata tanto malata! Ora è una convalescente che guarisce bevendo le bevande che fortificano. E' stata tanto tormentata... Ora, uscita dall'incubo, guarda intorno a sè e in sè, e si scopre nuova e scopre un mondo nuovo. Lascia che se ne faccia sicura. Con questo suo "nuovo" deve dimenticare il passato e conquistarsi l'eterno... Non sarà conquistato questo unicamente col lavoro, ma anche con l'adorazione. Avrà ricompensa chi avrà dato un pane all'apostolo e al profeta. Ma doppia ne avrà chi avrà dimenticato anche di cibarsi per amarmi, perché più grande della carne avrà avuto lo spirito, il quale avrà avuto voci più forti di quelle degli anche leciti bisogni umani. Tu ti affanni di troppe cose, Marta. Costei di una sola. Ma è quella che basta al suo spirito e soprattutto al suo e tuo Signore. Lascia cadere le cose inutili. Imita tua sorella. Maria ha scelto la parte migliore. Quella che non le sarà mai più tolta. Quando tutte le virtù saranno superate, perché non più necessarie ai cittadini del Regno, unica resterà la carità. Essa resterà sempre. Unica. Sovrana. Ella, Maria, ha scelto questa, e questa si è presa per suo scudo e bordone. Con questa, come su ali d'angelo, verrà nel mio Cielo».
   Marta abbassa la testa mortificata e se ne va.
   «Mia sorella ti ama molto e si cruccia per farti onore...», dice Maria per scusarla.
   «Lo so, e ne sarà ricompensata. Ma ha bisogno di esser depurata, come si è depurata quest'acqua, del suo pensare umano. Guarda, mentre parlavamo, come è tornata limpida. Marta si depurerà per le parole che le ho detto. Tu... tu per la sincerità del tuo pentimento...».
   «No, per il tuo perdono, Maestro. Non bastava il mio pentirmi a lavare il mio grande peccato...».
   «Bastava e basterà alle tue sorelle che ti imiteranno. A tutti i poveri infermi dello spirito. Il pentimento sincero è filtro che depura; l'amore, poi, è sostanza che preserva da ogni nuova inquinazione. Ecco perciò che coloro che la vita fa adulti e peccatori potranno tornare innocenti come pargoli ed entrare come essi nel Regno mio. Andiamo ora alla casa. Che Marta non resti troppo nel suo dolore. Portiamole il nostro sorriso di Amico e di sorella». (6, 377)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz