14
Wy
jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone
na górze. 15
Nie
zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku,
aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. 16
Tak
niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze
dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt
5,14-16)
Mówił
im dalej: Czy po to wnosi się światło, by je umieścić pod korcem
lub pod łóżkiem?
Czy nie po to, żeby je umieścić na świeczniku?
(Mk 4,21)
Nikt
nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod
łóżkiem; lecz umieszcza na świeczniku, aby widzieli światło ci,
którzy wchodzą. (Łk 8,16)
Nikt
nie zapala lampy i nie umieszcza jej w ukryciu ani pod korcem, lecz
na świeczniku, aby jej blask widzieli ci, którzy wchodzą. (Łk
11,33)
14
Ὑμεῖς ἐστε τὸ φῶς τοῦ κόσμου. οὐ
δύναται πόλις κρυβῆναι ἐπάνω ὄρους
κειμένη· 15
οὐδὲ καίουσιν λύχνον καὶ τιθέασιν
αὐτὸν ὑπὸ τὸν μόδιον ἀλλ’ ἐπὶ τὴν
λυχνίαν, καὶ λάμπει πᾶσιν τοῖς ἐν τῇ
οἰκίᾳ. 16
οὕτως λαμψάτω τὸ φῶς ὑμῶν ἔμπροσθεν
τῶν ἀνθρώπων, ὅπως ἴδωσιν ὑμῶν τὰ
καλὰ ἔργα καὶ δοξάσωσιν τὸν πατέρα
ὑμῶν τὸν ἐν τοῖς οὐρανοῖς. (Mt 9,14-16)
Καὶ
ἔλεγεν αὐτοῖς· μήτι ἔρχεται ὁ λύχνος
ἵνα ὑπὸ τὸν μόδιον τεθῇ ἢ ὑπὸ τὴν
κλίνην; οὐχ ἵνα ἐπὶ τὴν λυχνίαν
τεθῇ; (Mk 4,21)
Οὐδεὶς
δὲ λύχνον ἅψας καλύπτει αὐτὸν σκεύει
ἢ ὑποκάτω κλίνης τίθησιν, ἀλλ’ ἐπὶ
λυχνίας τίθησιν, ἵνα οἱ εἰσπορευόμενοι
βλέπωσιν τὸ φῶς. (Łk 8,16)
Οὐδεὶς
λύχνον ἅψας εἰς κρύπτην τίθησιν [οὐδὲ
ὑπὸ τὸν μόδιον] ἀλλ’ ἐπὶ τὴν λυχνίαν,
ἵνα οἱ εἰσπορευόμενοι τὸ φῶς βλέπωσιν.
(Łk 11,33)
Wy
jesteście światłością świata. Wy jesteście jak ten szczyt,
który jako ostatni traci światło słońca i jako pierwszy
otrzymuje srebrzyste światło księżyca. Kto znajduje się na
górze, lśni i widać go, bo oko, nawet najbardziej roztargnione,
spoczywa czasem na wysokościach. Powiedziałbym, że oko materialne
– o którym mówi się, że jest zwierciadłem duszy – odbija jej
gorące pragnienie. Odzwierciedla pragnienie często nie zauważane,
lecz zawsze żyjące, jak długo człowiek nie jest demonem –
gorące pragnienie wyżyn: wyżyn, na których rozum instynktownie
umieszcza Najwyższego. Poszukując Niebios – przynajmniej czasami
w ciągu życia – wznosi oko ku wyżynom.
Proszę
was, abyście sobie przypomnieli, co wszyscy czynimy od najmłodszych
lat, kiedy wchodzimy do Jerozolimy. Dokąd kierują się spojrzenia?
Ku górze Moria, ku tryumfalnym kolumnom z marmuru i ku złotu
Świątyni. A kiedy jesteśmy w jej obrębie? Patrzymy na drogocenne
kopuły, błyszczące w słońcu. Jak piękny jest jej święty
obręb, jej atrium, portyki i dziedzińce! A jednak oko wznosi się
ku górze. Proszę was jeszcze, abyście przypomnieli sobie nasze
podróże. Dokąd biegnie nasze oko, by zapomnieć o długiej drodze,
o monotonii, o zmęczeniu, o upale lub o błocie? Ku szczytom –
nawet jeśli są niewielkie, nawet jeśli są odległe. A jaką
odczuwamy ulgę widząc, że wyłaniają się wsie, gdy jesteśmy na
równinie płaskiej i jednostajnej! W dole jest błoto? W górze jest
czystość. W dole panuje duszący żar? W górze jest świeżość.
W dole horyzont jest ograniczony? W górze rozciąga się bez granic.
Już samo patrzenie na góry sprawia, że dzień wydaje się mniej
upalny, błoto mniej lepkie, marsz mniej uciążliwy. A jeśli miasto
jaśnieje na szczycie góry, nie ma oczu, które by go nie
podziwiały. Można nawet powiedzieć, że nic nie znacząca osada
pięknieje, gdy jest położona niemal w powietrzu, na szczycie góry.
To dlatego w religii prawdziwej – a także w religiach fałszywych
– zawsze, gdy to było możliwe, budowano świątynie na
wzniesieniach. Jeśli zaś nie było wzgórza ani góry, czyniono
podstawę z kamieni, budując siłą rąk platformę, na której
wznoszono świątynię. Dlaczego tak postępowano? Bo chciano, by
świątynia była widoczna i by – swym widokiem – przypominała o
zwracaniu myśli ku Bogu.
Powiedziałem
też, że jesteście światłem. Gdzie stawia lampę ten, kto
wieczorem zapala ją w domu? W zagłębieniu? Pod paleniskiem? W
grocie służącej za piwnicę? Zamyka je w skrzyni albo może po
prostu chowa pod korcem? Nie. Ponieważ wtedy bezużyteczne byłoby
zapalanie światła. Umieszcza lampę wysoko, na stole lub też
zawiesza ją, by umieszczona w górze rzucała światło na całe
pomieszczenie i oświetlała wszystkich mieszkańców, którzy w nim
się znajdują.
A
robi się tak dlatego, że to – co jest wyniesione i ma przypominać
o Bogu oraz dawać światło – musi być wysoko, [by spełnić
swoje] zadanie. Wy, którzy powinniście przypominać Prawdziwego
Boga, postępujcie tak, abyście nie mieli w sobie siedmioczłonowego
pogaństwa. W przeciwnym razie staniecie się jak wysokie, bezbożne
miejsca z poświęconymi gajami – przeznaczone dla tego czy tamtego
boga – i wciągniecie w swoje pogaństwo patrzących na was jako na
świątynie Boga. Wy macie nieść światło Boga. Knot brudny, knot,
któremu nie zapewniono oliwy, kopci i nie daje światła: śmierdzi
i nie oświetla. Lampa ukryta za zabrudzonym kwarcem nie daje pełnej
wdzięku jasności, nie stwarza błyskotliwej gry świateł na
czystym minerale, lecz słabnie za czarną dymną zasłoną,
sprawiającą, że traci przeźroczystość osłona podobna do
diamentu.
Światło
Boga jaśnieje tam, gdzie istnieje staranie o to, by co dnia usuwać
osad powstający wskutek pracy, kontaktów, zachowań i rozczarowań.
Światło Boże jaśnieje, gdy knot zanurzony jest mocno w oliwie
modlitwy i miłości. Światło Boże migocze nieskończoną ilością
błysków, gdy sługa Boży utrzymuje w czystości kwarc swej duszy,
z dala od czarnego dymu wszystkich złych kopcących namiętności;
gdy są w nim doskonałości Boga, z których każda wzbudza w
świętym człowieku cnotę, w której ćwiczy się on heroicznie.
Kwarc [duszy ma być] nietknięty. Jest nietykalny! (Jezus przemawia,
wypowiadając tę uwagę głosem grzmiącym, odbijającym się w
naturalnym amfiteatrze.) Jedynie Bóg ma prawo i moc zarysować ten
kryształ, wypisać na nim Swe Najświętsze Imię diamentem Swej
woli. Wtedy Imię to staje się zdobieniem, ożywiającym
nadprzyrodzonym pięknem fasety najczystszego kwarcu.
Nie
jest tak wtedy, gdy nierozumny sługa Pana, tracąc panowanie nad
samym sobą – a z oczu misję całkowicie
i tylko nadprzyrodzoną
– pozwala, by na tym krysztale zaznaczyły się fałszywe
ornamenty, zarysowania, tajemnicze i szatańskie liczby, wyryte
pazurem płomienia szatana. Wspaniała lampa nie ma już wówczas
blasku ani nieskazitelnego piękna, lecz posiada rysy i uszkodzenia,
tłumi płomień szczątkami rozbitego kryształu; i jeśli nie
pęknie, stanowi gmatwaninę wyraźnych zarysowań, w których osiada
sadza, wciskając się i niszcząc.
Biada!
Po trzykroć biada pasterzom, którzy tracą miłosierdzie, którzy
odrzucają wznoszenie się co dnia, aby wprowadzić na wyżyny stado,
oczekujące ich wspinania się, by wstępować [z nimi]. Uderzę ich,
zrzucę z miejsc i ugaszę cały ich dym.
Biada!
Po trzykroć biada nauczycielom, odrzucającym Mądrość dla
nasycenia się nauką często przeciwną, zawsze pyszną, niekiedy
szatańską. Ona pociąga ich ludzką naturę, a tymczasem –
posłuchajcie dobrze i zapamiętajcie – przeznaczeniem człowieka
jest osiągnięcie podobieństwa do Boga przez swe uświęcenie,
które czyni z człowieka dziecko Boże. Już na tej ziemi
nauczyciel, kapłan, powinien przybrać ten jedyny wygląd syna
Bożego. Musi przedstawiać stworzenie całkowicie uduchowione,
zupełnie doskonałe. Powinien
taki być,
aby pociągać ku Bogu swych uczniów. Przekleństwo nauczycielom,
którzy mają uczyć nadprzyrodzonej doktryny, a stają się bożkami
ludzkiej wiedzy.
Biada!
Po siedemkroć biada tym spośród Moich kapłanów, których duch
jest martwy, którzy stali się bez smaku, których ciało cierpi na
chorobliwą gorączkę, którzy śnią i marzą o wszystkim, co
istnieje, z wyjątkiem Boga w Trójcy Jedynego. Pełni są wszelkiego
rodzaju obrachunków, z wyjątkiem nadprzyrodzonego pragnienia
powiększenia bogactw serc i Boga. Żyją po ludzku, nędznie,
otępiali, wciągając w martwe wody tych, którzy idą za nimi w
przekonaniu, że oni są „życiem”.
Przekleństwo
Boga nad tymi, którzy niszczą Moje małe, umiłowane stado. To nie
od tych, którzy giną z powodu waszej opieszałości – o, nie
wykonujący zadań słudzy Pana – lecz od was zażądam zdania
rachunku i nałożę karę za każdą godzinę i za każdy czas, za
każdą okoliczność i za każdy skutek.
Zapamiętajcie
te słowa, a teraz chodźcie. Ja idę na szczyt, wy – śpijcie.
Jutro Pasterz otworzy dla stad pastwiska Prawdy». (III (cz. 1-2), 29: Napisane
22 maja 1945. A, 5114-5127)
Voi
siete la luce del mondo. Voi siete come questo culmine che fu
l'ultimo a perdere il sole ed è il primo a inargentarsi di luna. Chi
è posto in alto brilla ed è visto perché l'occhio anche più
svagato si posa qualche volta sulle alture. Direi che l'occhio
materiale, che viene detto specchio dell'anima, riflette l'anelito
dell'anima, l'anelito inavvertito spesso ma sempre vivente finché
l'uomo non è un demone, l'anelito dell'alto, dell'alto dove la
istintiva ragione colloca l'Altissimo. E cercando i Cieli alza,
almeno qualche volta nella vita, l'occhio alle altezze. Vi prego di
ricordarvi di ciò che facciamo tutti, fin dalla fanciullezza,
entrando in Gerusalemme. Dove corrono gli sguardi? Al monte Moria,
incoronato dal trionfo di marmo e oro del Tempio. E che, quando siamo
nel recinto dello stesso? Di guardare le cupole preziose che
splendono al sole. Quanto bello è nel sacro recinto, sparso nei suoi
atrii, nei suoi portici e cortili! Ma l'occhio corre lassù. Ancora
vi prego ricordarvi di quando si è in cammino. Dove va il nostro
occhio, quasi per dimenticare la lunghezza del cammino, la monotonia,
la stanchezza, il calore o il fango? Alle cime, anche se piccole,
anche se lontane. E con che sollievo le vediamo apparire se siamo in
una pianura piatta e uniforme! Qui è fango? Là è nitore. Qui è
afa? Là è frescura. Qui è limitazione all'occhio? Là è ampiezza.
E solo a guardarle ci sembra meno caldo il giorno, meno viscido il
fango, meno triste l'andare. Se poi una città splende in cima al
monte, ecco che allora non vi è occhio che non l'ammiri. Si direbbe
che anche un luogo da poco si abbelli se si posa, quasi aereo, sul
culmine di una montagna. Ed è per questo che nella vera e nelle
false religioni, sol che si sia potuto, si sono posti i templi in
alto e, se un colle od un monte non c'era, si è fatto ad essi un
piedestallo di pietre, costruendo a fatica di braccia l'elevazione su
cui posare il tempio. Perché si fa questo? Perché si vuole che il
tempio sia visto per richiamare con la sua vista il pensiero a Dio.
Ugualmente
ho detto che voi siete una luce. Chi accende un lume a sera in una
casa dove lo mette? Nel buco sotto il forno? Nella caverna che fa da
cantina? O chiuso dentro un cassapanco? O anche semplicemente e
solamente lo si opprime col moggio? No. Perché allora sarebbe
inutile accenderlo. Ma si pone il lume sull'alto di una mensola, o lo
si appende al suo portalume perché essendo alto rischiari tutta la
stanza e illumini tutti gli abitanti in essa. Ma appunto perché ciò
che è posto in alto ha incarico di ricordare Iddio e di fare luce,
deve essere all'altezza del suo compito. Voi dovete ricordare il Dio
vero. Fate allora di non avere in voi il paganesimo settemplice.
Altrimenti diverreste alti luoghi profani con boschetti sacri a
questo o quel dio e trascinereste nel vostro paganesimo coloro che vi
guardano come templi di Dio. Voi dovete portare la luce di Dio. Un
lucignolo sporco, un lucignolo non nutrito di olio, fuma e non fa
luce, puzza e non illumina. Una lampada nascosta dietro un quarzo
sudicio non crea la leggiadria splendida, non crea il fulgido giuoco
della luce sul lucido minerale. Ma langue dietro il velo di nero fumo
che fa opaco il diamantifero riparo. La luce di Dio splende là dove
è solerte la volontà a pulire giornalmente dalle scorie che lo
stesso lavoro, coi suoi contatti, e reazioni, e delusioni, produce.
La luce di Dio splende là dove il lucignolo è immerso in abbondante
liquido di orazione e di carità. La luce di Dio si moltiplica in
infiniti splendori, quante sono le perfezioni di Dio delle quali
ognuna suscita nel santo una virtù esercitata eroicamente, se il
servo di Dio tiene netto il quarzo inattaccabile della sua anima dal
nero fumo di ogni fumigante mala passione. Inattaccabile quarzo.
Inattaccabile! (Gesù tuona in questa chiusa e la voce rimbomba
nell'anfiteatro naturale).
Solo
Dio ha il diritto e il potere di rigare quel cristallo, di scriverci
sopra col diamante del suo volere il suo santissimo Nome. Allora quel
Nome diviene ornamento che segna un più vivo sfaccettare di
soprannaturali bellezze sul quarzo purissimo. Ma se lo stolto servo
del Signore, perdendo il controllo di sé e la vista della sua
missione, tutta e unicamente soprannaturale, si lascia incidere falsi
ornamenti, sgraffi e non incisioni, misteriose e sataniche cifre
fatte dall'artiglio di fuoco di Satana, allora no, che la lampada
mirabile non splende più bella e sempre integra, ma si crepa e
rovina, soffocando sotto i detriti del cristallo scheggiato la
fiamma, o se non si crepa fa un groviglio di segni di inequivocabile
natura nei quali si deposita la fuligine e si insinua e corrompe.
Guai, tre volte guai ai pastori che perdono la carità, che si
rifiutano di ascendere giorno per giorno per portare in alto il
gregge che attende la loro ascesi per ascendere.
Io
li percuoterò abbattendoli dal loro posto e spegnendo del tutto il
loro fumo. Guai, tre volte guai ai maestri che ripudiano la Sapienza
per saturarsi di scienza sovente contraria, sempre superba, talora
satanica, perché li fa uomini mentre – udite e ritenete – mentre
se ogni uomo ha destino di divenire simile a Dio, con la
santificazione che fa dell'uomo un figlio di Dio, il maestro, il
sacerdote ne dovrebbe avere già l'aspetto dalla terra, e questo
solo, di figlio di Dio. Di creatura tutt'anima e perfezione dovrebbe
avere aspetto. Dovrebbe avere, per aspirare a Dio i suoi discepoli.
Anatema ai maestri di soprannaturale dottrina che divengono idoli di
umano sapere. Guai, sette volte guai ai morti allo spirito fra i miei
sacerdoti, a quelli che col loro insapore, col loro tepore di carne
mal viva, col loro sonno pieno di allucinate apparizioni di tutto ciò
che è fuorché Dio uno e trino, pieno di calcoli di tutto ciò che è
fuorché soprumano desiderio di aumentare le ricchezze dei cuori e di
Dio, vivono umani, meschini, torpidi, trascinando nelle loro acque
morte quelli che li seguono credendoli "vita". Maledizione
di Dio sui corruttori del mio piccolo, amato gregge. Non a coloro che
periscono per ignavia vostra, o inadempienti servi del Signore, ma a
voi, di ogni ora e di ogni tempo, e per ogni contingenza e per ogni
conseguenza, Io chiederò ragione e vorrò punizione. Ricordatevi
queste parole. Ed ora andate. Io salgo sulla cima. Voi dormite pure.
Domani, per il gregge, il Pastore aprirà i pascoli della Verità».
(3, 169)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V,
Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski
TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz