czwartek, 3 listopada 2016

(36) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Mateusz

   Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» A on wstał i poszedł za Nim. (Mt 9,9)

   13 Potem wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. 14 A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» Ten wstał i poszedł za Nim. (Mk 2,13-14)

   27 Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» 28 On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. (Łk 5,27-28)

   Καὶ παράγων ὁ Ἰησοῦς ἐκεῖθεν εἶδεν ἄνθρωπον καθήμενον ἐπὶ τὸ τελώνιον, Μαθθαῖον λεγόμενον, καὶ λέγει αὐτῷ· ἀκολούθει μοι. καὶ ἀναστὰς ἠκολούθησεν αὐτῷ. (Mt 9,9)

   13 Καὶ ἐξῆλθεν πάλιν παρὰ τὴν θάλασσαν· καὶ πᾶς ὁ ὄχλος ἤρχετο πρὸς αὐτόν, καὶ ἐδίδασκεν αὐτούς. 14 Καὶ παράγων εἶδεν Λευὶν τὸν τοῦ Ἁλφαίου καθήμενον ἐπὶ τὸ τελώνιον, καὶ λέγει αὐτῷ· ἀκολούθει μοι. καὶ ἀναστὰς ἠκολούθησεν αὐτῷ. (Mk 2,13-14)

   27 Καὶ μετὰ ταῦτα ἐξῆλθεν καὶ ἐθεάσατο τελώνην ὀνόματι Λευὶν καθήμενον ἐπὶ τὸ τελώνιον, καὶ εἶπεν αὐτῷ· ἀκολούθει μοι. 28 καὶ καταλιπὼν πάντα ἀναστὰς ἠκολούθει αὐτῷ. (Łk 5,27-28)

   Przybyli na plac. Jezus idzie prosto do stołu, przy którym Mateusz właśnie dokonuje obliczeń i sprawdza monety. Układa je według rodzaju, wkłada do różnych woreczków o odmiennych kolorach i umieszcza w żelaznym kufrze. Dwaj słudzy czekają obok, aby gdzieś ten kufer zanieść. Ledwie cień rzucony przez wysoką postać Jezusa kładzie się na ladzie, Mateusz podnosi głowę, by zobaczyć kto przychodzi zapłacić z opóźnieniem. Piotr, ciągnąc Jezusa za rękaw, mówi: «Nie mamy nic do zapłacenia, Nauczycielu. Co robisz?»
   Jednak Jezus nie zwraca na niego uwagi. Patrzy uważnie na Mateusza, który natychmiast podnosi się z szacunkiem. Nauczyciel rzuca drugie przenikliwe spojrzenie. Jednak nie jest to jak niegdyś spojrzenie surowego sędziego. To spojrzenie przywołujące, pełne uczucia. Ogarnia Mateusza, przenika miłością. Ten czerwieni się. Nie wie, co robić ani co powiedzieć...
   «Mateuszu, synu Alfeusza, wybiła godzina. Chodź, pójdź za Mną!» – oświadcza mu Jezus z dostojeństwem.
   «Ja? Nauczycielu, Panie! Ale czy Ty wiesz, kim ja jestem? Mówię to ze względu na Ciebie, nie na siebie...»
   «Chodź, pójdź za Mną, Mateuszu, synu Alfeusza» – powtarza Jezus łagodniej.
   «O! Jakże mogłem znaleźć łaskę u Boga? Ja... Ja...»
   «Mateuszu, synu Alfeusza, czytałem w twoim sercu. Chodź, pójdź za Mną». Trzecia zachęta [Jezusa] jest jak pieszczota.
   «O! Natychmiast, mój Panie!» – Mateusz z płaczem wychodzi zza stołu, nie zajmując się już ani układaniem porozrzucanych monet, ani domknięciem kufra. Niczym.
   «Dokąd idziemy, Panie? – pyta [Mateusz], kiedy jest już blisko Jezusa. – Dokąd mnie prowadzisz, Panie?»
   «Do twego domu. Zechcesz udzielić gościny Synowi Człowieczemu?»
   «O!... Jednak... co powiedzą ci, którzy Ciebie nienawidzą?»
   «Ja słucham tego, co mówi się w Niebie, a tam mówią: „Chwała niech będzie Bogu za grzesznika, który się zbawia!” Ojciec mówi: „Na wieki wzniesie się w Niebiosach Miłosierdzie i wyleje się na ziemię! Ponieważ kocham cię miłością wieczną, miłością doskonałą, dlatego i tobie okazuję miłosierdzie”. Chodź. I niech przez Moje wejście oprócz twego serca także twój dom zostanie uświęcony».
   «Już go oczyściłem nadzieją, jaką miałem w duszy... Jednak mój duch nie mógł przyjąć, że była prawdziwa... O! Ja z Twoimi świętymi...»
   Mateusz spogląda na uczniów.
   «Tak, z Moimi przyjaciółmi. Chodźcie. Jednoczę was i bądźcie braćmi».
   Uczniowie są tak zaskoczeni, że jeszcze nie wiedzą, co mają powiedzieć. Idą w grupie za Jezusem i Mateuszem po nasłonecznionym placu, teraz zupełnie opustoszałym, drogą, którą rozpala oślepiające słońce. Nie ma nikogo na ulicach. Tylko słońce i kurz. (II, 62: 4 lutego 1945. A, 4378-4389)

   Sono giunti sulla piazza. Gesù va diritto verso il banco delle gabelle, dove Matteo sta tirando i suoi conti e verificando le monete, che suddivide per categorie, mettendole in sacchetti di diverso colore e collocandoli in un forziere di ferro, che due servi attendono di trasportare altrove. Appena l'ombra gettata dall'alto corpo di Gesù si allunga sul banco, Matteo alza il capo per vedere chi è il ritardatario pagatore.
   Pietro, intanto, dice, tirando Gesù per una manica: «Non c'è nulla da pagare, Maestro. Che fai?».
   Ma Gesù non gli dà retta. Guarda fisso Matteo, che si è subito alzato in piedi con atto reverente. Un altro sguardo trapanante. Ma questo non è lo sguardo del giudice severo dell'altra volta. È uno sguardo di chiamata e di amore. Lo avviluppa, lo satura di amore. Matteo diventa rosso. Non sa che fare, che dire...
   «Matteo, figlio di Alfeo, l'ora è suonata. Vieni. Seguimi!», impone Gesù maestosamente.
   «Io? Maestro, Signore! Ma sai chi sono? Per Te, non per me lo dico...».
   «Vieni. Seguimi, Matteo, figlio d'Alfeo», ripete più dolce.
   «Oh! come posso aver trovato grazia presso Dio? Io... Io...».
   «Matteo, figlio di Alfeo, Io ti ho letto il cuore. Vieni, seguimi». Il terzo invito è una carezza.
   «Oh! subito, mio Signore!» e Matteo, piangente, esce da dietro il banco, senza neppur occuparsi di raccogliere le monete sparse sul banco, di chiudere il cofano. Nulla.
   «Dove andiamo, Signore?», chiede quando è presso a Gesù. «Dove mi porti?».
   «A casa tua. Vuoi ospitare il Figlio dell'uomo?».
   «Oh!... ma... ma che diranno quelli che ti odiano?».
   «Io ascolto quel che si dice in Cielo, e là si dice: "Gloria a Dio per un peccatore che si salva!", e il Padre dice: "In eterno la Misericordia si alzerà nei Cieli e si librerà sulla Terra e, poiché di un eterno amore, di un perfetto amore Io ti amo, ecco che anche a te uso misericordia". Vieni. E, con la mia venuta, oltre che il cuore ti si santifichi la casa».
   «Già purificata l'ho, per una speranza che avevo nell'anima mia... ma che la ragione non poteva credere che fosse vera... Oh! io coi tuoi santi...», e guarda i discepoli.
   «Sì. Coi miei amici. Venite. Vi unisco. E siate fratelli». I discepoli sono talmente stupefatti che non hanno ancor trovato modo di dir parola. Hanno camminato in gruppo dietro a Gesù e Matteo nella piazza tutta sole, e ormai assolutamente vuota di popolo, per un breve tratto di strada che arde in un sole abbacinante.
   Non c'è un vivente per le strade. Solo il sole e la polvere. (2, 97)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz