poniedziałek, 9 marca 2015

O wolnej woli: Księga pierwsza (5)

Prawo doczesne a prawo wieczne

   V–11.  Proszę cię więc, zbadajmy teraz, czy namiętność przejawia swą władzę także w świętokradztwach; większość z nich, jak widzimy, ma źródło w przesądach.
   A. Czy przypadkiem nie za wcześnie na to? Zdaje się bowiem, że przedtem trzeba rozważyć, czy można zupełnie beznamiętnie zamordować bądź napadającego wroga, bądź czatującego bandytę – w obronie życia, swobody czy też niewinności.
   E. Jak mógłbym przypuścić, że nie współdziała przy tym namiętność, skoro mieczem broni się tego, co można utracić wbrew swej woli? A jeżeli taka utrata nie jest możliwa, po co posuwać obronę tych rzeczy aż do zabójstwa człowieka?
   A. A więc nie jest sprawiedliwe prawo, które pozwala podróżnemu zabić w obronie własnego życia bandytę, a każdemu mężczyźnie lub kobiecie zamordować – o ile tylko zdołają – napastującego ich nierządnika, aby uprzedzić zgwałcenie. Bo żołnierzowi prawo nakazuje nawet, aby zabijał wroga, i gdyby wstrzymywał się od tego, wódz nałoży na niego karę. Czy ośmielimy się nazwać te prawa niesprawiedliwymi, lub raczej odmówimy im wartości prawnej? Moim zdaniem niesprawiedliwe prawo przestaje być prawem.
   12.  E. Wydaje mi się, że przeciwko tego rodzaju oskarżeniu wystarczająco zabezpieczone jest prawo, które w obrębie podlegającego sobie społeczeństwa1 zapewnia bezkarność mniejszym przestępstwom, aby nie dopuszczać do większych. Przecież bardziej odpowiada poczuciu humanitarności, żeby ginął napastnik, a nie ten, kto broni swego życia. I większą grozą przejmuje fakt, że człowiek zostaje przemocą zhańbiony, niż że gwałciciel traci życie z ręki swej niedoszłej ofiary. Co się tyczy żołnierza, to on, zabijając nieprzyjaciela, jest wykonawcą prawa; dlatego beznamiętne wypełnienie obowiązku nie sprawia mu trudności.
   Następnie samo prawo, które zostało wydane dla ochrony społeczeństwa, nie może być oskarżone o kierowanie się namiętnością, ponieważ prawodawca, o ile ogłosił je na rozkaz Boga, to jest według przepisów odwiecznej sprawiedliwości, był w stanie uczynić to zupełnie niezależnie od namiętności. Jeżeli zaś ustanawiając je przymieszał trochę namiętności, to nie wynika z tego, żeby trzeba było poddawać się jej przy wykonywaniu tego prawa, bo i niedobry człowiek może ustanowić dobre prawo.
   Na przykład człowiek jakiś, dorwawszy się do władzy tyrana, weźmie pieniądze od kogoś, kto ma w tym interes, w zamian za ogłoszenie prawa zakazującego porywać kobietę nawet w zamiarach poślubienia jej. Prawo to nie będzie złe z tego powodu, że wprowadził je niesprawiedliwy i przekupny człowiek. Można więc nie ulegać namiętności przy stosowaniu tamtego prawa, które dla ochrony obywateli każe przemoc wroga odpierać taką samą przemocą. A ta reguła stosuje się do wszystkich wykonawców, którzy na mocy prawa i hierarchicznego porządku podlegają jakiejkolwiek władzy.
   Lecz jak, uniewinniając prawo, można by rozgrzeszyć tamtych drugich ludzi, tego nie pojmuję. Przecież prawo nie przymusza ich do zabójstwa, lecz zostawia im swobodę działania. Toteż wolno im nie zabijać nikogo w obronie tych rzeczy, których strata może ich dotknąć wbrew ich woli i których z tego powodu nie powinni kochać. Co się tyczy życia, to może ktoś nie jest pewny, czy dusza nie traci go równocześnie ze zniszczeniem ciała.2 Ale jeżeli może być odebrane, należy je lekceważyć; jeżeli zaś nie można go odebrać, zbyteczne są obawy. Nikt chyba nie wątpi, że czystość, jako cnota, należy do samej duszy; stąd wniosek, że i jej nie zdoła wydrzeć przemoc nierządnika.3 A więc to wszystko, cokolwiek zamierzał odebrać człowiek, którego zabijamy, nie jest całkowicie w naszej mocy. Nie rozumiem zatem, jak możemy nazywać to własnością. Toteż nie ganię wprawdzie prawa, które pozwala zabijać takich ludzi, lecz nie widzę, jak mógłbym bronić ich zabójców.
   13.  A. Daleko trudniej mnie zrozumieć, dlaczego szukasz obrony dla ludzi, których żadne prawo nie traktuje jako winowajców.
   E. Może żadne, lecz z tych praw, które mają zewnętrzną postać i mogą być czytane przez ludzi. Bo nie wiem, czy nie obowiązuje ich jakieś potężniejsze a głęboko ukryte prawo, jeżeli Opatrzność Boża rozciąga władzę na wszystko bez wyjątku. W jaki sposób bowiem mogą być wobec niej wolni od grzechu ci, którzy splamili się zabójstwem człowieka, broniąc rzeczy zasługujących na lekceważenie? Wydaje mi się więc, że i tamto prawo, spisywane dla utrzymania społeczeństwa w karności, słusznie pozwala na takie postępowanie i również słusznie Opatrzność Boża karze za nie. To ludzkie prawo bowiem podejmuje się karać te przestępstwa, których ukaranie wystarcza do zapewnienia pokojowych stosunków między ludźmi nieuświadomionymi i które nie przekraczają ludzkich kompetencji; tamte zaś winy mają inne, odpowiednie sobie kary, od których, jak sądzę, może uwolnić jedynie mądrość.
   A. Pochwalam i potwierdzam wprowadzone przez ciebie rozróżnienie. Choć jest ono dopiero w zalążku i daleko mu do ostatecznego sformułowania, zdradza jednak śmiałość i polot myśli. Uważasz bowiem, że to prawo, ustanawiane dla kierowania społeczeństwami,4 toleruje i puszcza bezkarnie wiele wykroczeń, które jednak karze Boża Opatrzność. I słusznie: bo też nie należy ganić tego, co czyni, dlatego, że nie czyni wszystkiego.

1  W oryg. populus. Ze względu na specjalne znaczenie, jakie terminowi temu nadaje Augustyn, tłumaczymy go jako „społeczeństwo”, bądź jako „naród”. Por. De civitate Dei 2, 21, 2; 19, 19, 24.
2  Por. O nieśmiertelności duszy 2, 16 ns.
3  Por. De civitate Dei 1, 25, gdzie Augustyn gani samobójstwo w obronie czystości dlatego, że cnota, mimo naruszenia ciała, jest nieutracalna, jak długo wola nie skłoni się do zła.
4  W oryg. civitas. 

Z dzieła św. Augustyna (w trzech księgach). 
Przekład: Anna Trombala.
Zamieszczono za zgodą SIW Znak Sp. z o.o. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz