Nawet
najgorsi grzesznicy odbijają się od dna i nieraz dopiero po śmierci, ale do tego
potrzebne jest uznanie własnego błędu i skrucha. Pysznej duszy
pogrążonej w mroku trudno jest przyznać się do błędu i żałować
czegokolwiek – schodzi ona coraz bardziej na dno, aż w końcu
przywiera do niego. Tam znajduje sobie właściwe mieszkanie. Nie ma
tam żadnego światła, ani widoków zbawienia. Sama ta dusza jest
już ogołocona ze wspomnień światła i pozbawiona nadziei. Trafiając po sądzie do piekła, traci możliwość odbicia się od dna.
Zapomniała nawet jak się skacze. Ciężar przygniata ją w błocie
i mroku.
Nawet
gdyby znalazła się ręka Mocarnego Pomocnika i wyciągnęła taką
pogrążoną duszę z marazmu – ona nie potrafiłaby oddychać
nowym, świeżym powietrzem – wyśliznęłaby się z ręki Wybawcy,
żeby tylko jak najprędzej powrócić do swojego własnego
środowiska, w którym czuje się swojsko – na dno. Nie wyobraża
sobie życia poza nim. Zadomowiła się. Dżdżownice są zadomowione
w mokrej ziemi, ryba ma mieszkanie pod wodą. Gdy zmienisz im miejsce
zamieszkania albo warunki, zaraz giną.
„Nastanie
ciemność straszliwsza niż ciemność zgasłych gwiazd i planety
umarłej wraz z wszystkimi ludźmi. Będzie to wtedy, gdy ludzie
zduszą Światłość, którą Ja jestem. W wielu zbrodnia już
nadeszła”. To słowa Jezusa (w Poemacie
Boga-Człowieka Marii Valtorty, II,
78 (Powrót do brodu na Jordanie, w pobliżu Jerycha), Vox Domini, Katowice 2010, s. 428).
Dno jest dnem, nawet jeśli jest obrócone do góry.
OdpowiedzUsuńStanisław Jerzy Lec, „Myśli nieuczesane”