39
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w
góry do pewnego miasta
w [ziemi] Judy. 40
Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. 41
Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się
dzieciątko w jej łonie,
a Duch Święty napełnił Elżbietę. 42
Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: Błogosławionaś
Ty między niewiastami
i błogosławiony jest owoc Twojego łona. 43
A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? 44
Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich
uszach, poruszyło
się z radości dzieciątko w moim łonie. 45
Błogosławiona [jest], która uwierzyła, że spełnią się
słowa powiedziane Jej od Pana.
46
Wtedy rzekła Maryja:
«Wielbi dusza moja Pana
47
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
48
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem
błogosławić mnie będą odtąd
wszystkie pokolenia,
49
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny;
a święte jest
Jego imię –
50
i miłosierdzie Jego z pokoleń na pokolenia dla tych, co się
Go boją.
51
On przejawia moc ramienia swego,
rozprasza pyszniących się
zamysłami serc swoich.
52
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
53
Głodnych syci dobrami, a bogaczy odprawia z niczym.
54
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na miłosierdzie
swoje,
55
jak przyobiecał naszym ojcom –
Abrahamowi i jego potomstwu na
wieki».
56 Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. (Łk 1,39-56)
56 Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. (Łk 1,39-56)
39
Ἀναστᾶσα δὲ Μαριὰμ ἐν ταῖς ἡμέραις
ταύταις ἐπορεύθη εἰς τὴν ὀρεινὴν μετὰ σπουδῆς εἰς πόλιν Ἰούδα, 40
καὶ εἰσῆλθεν εἰς τὸν οἶκον Ζαχαρίου
καὶ ἠσπάσατο τὴν Ἐλισάβετ. 41
καὶ ἐγένετο ὡς ἤκουσεν τὸν ἀσπασμὸν
τῆς Μαρίας ἡ Ἐλισάβετ, ἐσκίρτησεν
τὸ βρέφος ἐν τῇ κοιλίᾳ αὐτῆς, καὶ
ἐπλήσθη πνεύματος ἁγίου ἡ Ἐλισάβετ,
42
καὶ ἀνεφώνησεν κραυγῇ μεγάλῃ καὶ
εἶπεν·
εὐλογημένη σὺ ἐν
γυναιξὶν
καὶ εὐλογημένος
ὁ καρπὸς τῆς κοιλίας σου.
43
καὶ πόθεν μοι τοῦτο ἵνα ἔλθῃ ἡ μήτηρ
τοῦ κυρίου μου πρὸς ἐμέ; 44
ἰδοὺ γὰρ ὡς ἐγένετο ἡ φωνὴ τοῦ
ἀσπασμοῦ σου εἰς τὰ ὦτά μου, ἐσκίρτησεν
ἐν ἀγαλλιάσει τὸ βρέφος ἐν τῇ κοιλίᾳ
μου. 45
καὶ μακαρία ἡ πιστεύσασα ὅτι ἔσται
τελείωσις τοῖς λελαλημένοις αὐτῇ
παρὰ κυρίου.
46
Καὶ εἶπεν Μαριάμ·
Μεγαλύνει ἡ ψυχή
μου τὸν κύριον,
47
καὶ ἠγαλλίασεν τὸ πνεῦμά μου ἐπὶ
τῷ θεῷ τῷ σωτῆρί μου,
48
ὅτι ἐπέβλεψεν ἐπὶ τὴν ταπείνωσιν
τῆς δούλης αὐτοῦ.
ἰδοὺ γὰρ ἀπὸ τοῦ
νῦν μακαριοῦσίν με πᾶσαι αἱ γενεαί,
49
ὅτι ἐποίησέν μοι μεγάλα ὁ δυνατός.
καὶ ἅγιον τὸ ὄνομα
αὐτοῦ,
50
καὶ τὸ ἔλεος αὐτοῦ εἰς γενεὰς καὶ
γενεὰς
τοῖς φοβουμένοις
αὐτόν.
51
Ἐποίησεν κράτος ἐν βραχίονι αὐτοῦ,
διεσκόρπισεν
ὑπερηφάνους διανοίᾳ καρδίας αὐτῶν·
52
καθεῖλεν δυνάστας ἀπὸ θρόνων
καὶ ὕψωσεν ταπεινούς,
53
πεινῶντας ἐνέπλησεν ἀγαθῶν
καὶ πλουτοῦντας
ἐξαπέστειλεν κενούς.
54
ἀντελάβετο Ἰσραὴλ παιδὸς αὐτοῦ,
μνησθῆναι ἐλέους,
55
καθὼς ἐλάλησεν πρὸς τοὺς πατέρας
ἡμῶν,
τῷ Ἀβραὰμ καὶ τῷ
σπέρματι αὐτοῦ εἰς τὸν αἰῶνα.
56
Ἔμεινεν δὲ Μαριὰμ σὺν αὐτῇ ὡς μῆνας
τρεῖς, καὶ ὑπέστρεψεν εἰς τὸν οἶκον
αὐτῆς. (Łk 1,39-56)
«...Kiedy
chciałabyś wyruszyć?»
«Jak
najprędzej. Jednak wyruszę na kilka miesięcy». (I, 27: 25
marca 1944. A, 2601-2609)
Maryja
siedzi na osiołku, który pnie się po dosyć dobrej drodze. Wydaje
się, że to główna droga. Osiołek wspina się, gdyż dość
regularnie z wyglądu zabudowana osada znajduje się wyżej. Mój
wewnętrzny informator mówi mi: „To miejsce to Hebron”. Mówił
mi ojciec90
o górze, ale nie znam się na tym. Nie wiem, czy „Hebron”
określa cały obszar górski albo też osada nazywa się „Hebron”.
Mówię tak, jak słyszę.91
Oto
Maryja wjeżdża do osady. Jest akurat wieczór. Niewiasty stojące
na progach domów patrzą na nieznajomą i rozmawiają. Śledzą
wzrokiem Maryję. Pozostawiają Ją jednak w spokoju, widząc, że
zatrzymuje się przed jednym z najładniejszych domów, który
znajduje się w środku osady. Przed domem jest ogród. Za nim
ciągnie się dobrze utrzymany sad. Przechodzi on w rozległą łąkę,
która – zgodnie z ukształtowaniem terenu – to się wznosi, to
znów opada. Za łąką jest wysoki las. Co znajduje się dalej, tego
nie wiem. Wszystko otacza żywopłot z dzikich jeżyn lub z dzikiej
róży. Nie umiem tego dobrze określić, bo zarówno liście, jak i
kwiaty tych krzewów są do siebie bardzo podobne. Gdy więc owoce
nie są jeszcze uformowane, można je łatwo pomylić. Z przodu, od
strony wychodzącej na osadę, dom otacza niski biały murek.
Wspinają się na niego róże, całe w pąkach, lecz na razie bez
kwiatów. Pośrodku znajduje się zamknięta żelazna brama. Można
się domyślać, że dom należy do miejscowej osobistości albo do
jakiegoś zamożniejszego mieszkańca. Wszystko tu wskazuje jeśli
nie na bogactwo, to przynajmniej na dostatek. Panuje tu wielki
porządek.
Maryja
zsiada z osła i zbliża się do bramy. Zagląda przez kraty. Nie
widzi nikogo. Usiłuje więc dać znać o Sobie. Jakaś babina, która
– widocznie ciekawsza niż inne – szła za Nią, pokazuje Jej
dziwaczne urządzenie służące za kołatkę. Są to dwa kawałki
metalu umieszczone na czymś w rodzaju dźwigni. Kiedy porusza się
tą dźwignią, uderzają o siebie i wydają dźwięk podobny do
dzwonu lub gongu.
Maryja
pociąga, lecz czyni to tak delikatnie, że urządzenie ledwie
dźwięczy i nikt tego nie słyszy. Wtedy niewiasta – staruszka
będąca samym nosem i brodą, z językiem pośrodku, który starczy
za dziesięć – uczepiwszy się sznura, ciągnie, ciągnie,
ciągnie... Dźwięk, który zbudziłby umarłego.
«To
tak się robi, Pani. Inaczej nie usłyszą. Elżbieta jest stara,
wiesz... i Zachariasz stary... a teraz – prócz tego, że głuchy –
jest i niemy. Oboje służący też są starzy, wiesz? Czyś tu nigdy
nie była? Znasz Zachariasza? Czy...»
Nadchodzi
starszy, utykający człowiek. Uwalnia on Maryję od potoku pytań i
wyjaśnień. To zapewne ogrodnik lub ktoś pracujący na roli, bo
trzyma motykę w ręku, a za pasem ma nóż ogrodniczy. Otwiera bramę
i Maryja wślizguje się, dziękując kobiecinie, lecz... ach,
zostawia ją bez odpowiedzi. Co za rozczarowanie dla ciekawskiej!
Zaraz po wejściu Maryja mówi:
«Jestem
Maryja, córka Joachima i Anny z Nazaretu, kuzynka waszej pani».
Stary
sługa wita Maryję z ukłonem i woła: «Sara! Sara!»
Potem
znów otwiera wrota, żeby wprowadzić pozostawionego tam osła, bo
Maryja, chcąc się uwolnić od natrętnej kobiety, prześliznęła
się szybko przez uchyloną bramę, którą ogrodnik zręcznie
zamknął tuż przed nosem gaduły. Wprowadziwszy osła, mówi:
«Och!
Wielkie szczęście i wielkie nieszczęście w tym domu! Niebiosa
dały syna bezpłodnej, niech będzie błogosławiony Najwyższy!
Lecz siedem miesięcy temu Zachariasz powrócił z Jerozolimy do domu
niemy. Porozumiewa się na migi lub pisze. Wiedziałaś może o tym?
Moja pani bardzo pragnęła Cię ujrzeć, pośród tych radości i
zgryzot! Kiedy rozmawiała z Sarą, zawsze mówiła o Tobie: „Żebym
chociaż miała przy sobie moją małą Maryję! Gdyby jeszcze była
w Świątyni, posłałabym Zachariasza, żeby Ją tu sprowadził!
Lecz Pan chciał, żeby teraz była małżonką Józefa z Nazaretu.
Ona jedna mogłaby mnie pocieszyć w tym bólu i pomóc mi modlić
się do Boga, bo Ona jest taka dobra. W Świątyni wszyscy Ją
opłakują. Gdy pojechałam z Zachariaszem na ostatnie Święto do
Jerozolimy – aby podziękować Bogu, że dał mi syna –
słyszałam, jak Jej nauczycielki mówiły: „Zdaje się, że w
Świątyni nie ma już cherubinów Chwały, odkąd głos Maryi nie
rozbrzmiewa już w jej murach.” Sara! Sara! Moja żona jest trochę
głucha. Ale chodź, chodź, sam Cię zaprowadzę».
Zamiast
Sary, pojawia się na szczycie schodów – które znajdują się na
bocznej ścianie domu – mocno podstarzała niewiasta, z
pomarszczoną twarzą i bardzo szpakowatymi włosami. Musiały być
niegdyś czarne, co widać po bardzo ciemnych brwiach i rzęsach oraz
po ciemnej karnacji. Dziwnie kontrastuje z jej oczywistą starością
wydatnie ujawniająca się ciąża, zauważalna mimo luźnych i
szerokich szat. Elżbieta poznaje Maryję. Wznosi obie ręce ku niebu
[i woła]: «Och!»
Zaskoczona
i radosna śpieszy, na ile może, na spotkanie Maryi. Także Maryja –
zwykle powściągliwa w ruchach – biegnie teraz zwinnie jak
jelonek. Dobiega do podnóża schodów w tym samym czasie co Elżbieta
i z wielką serdecznością obejmuje kuzynkę, która płacze z
radości z powodu przybycia Maryi.
Przez
chwilę pozostają tak objęte, potem Elżbieta odsuwa się:
«Ach!»
– [w jej okrzyku] miesza się radość z cierpieniem. Kładzie rękę
na wydatnym brzuchu. Opuszcza głowę, mieniąc się na twarzy.
Maryja i służący wyciągają ręce, żeby ją podtrzymać, bo
chwieje się, jakby źle się poczuła. Elżbieta pozostaje przez
chwilę jakby w oderwaniu od świata. Potem zaś unosi głowę,
ukazując rozpromienione i jakby odmłodzone oblicze. Patrzy na
Maryję z uśmiechem i czcią, jakby ujrzała anioła. Potem schyla
się w głębokim ukłonie, mówiąc:
«Błogosławiona
jesteś między wszystkimi niewiastami! Błogosławiony Owoc Twojego
łona! (Wymawia te dwa zdania, wyraźnie oddzielając je od siebie).
Czym zasłużyłam sobie, żeby przyszła do mnie, Twej służebnicy,
Matka Pana mego? Oto na dźwięk Twego głosu podskoczyło, jakby z
radości, dziecko w moim łonie, a gdy Cię objęłam, Duch Pański
oznajmił mi w sercu najwyższe prawdy. Błogosławiona jesteś, bo
uwierzyłaś, że dla Boga jest możliwe nawet to, co ludzkiemu
umysłowi wydaje się niemożliwe! Błogosławiona jesteś, bo dzięki
Twej wierze wypełnisz rzeczy przepowiedziane Ci przez Pana i
ujawnione Prorokom na ten czas! Błogosławiona jesteś z powodu
Zbawienia, które rodzisz dla potomstwa Jakuba! Błogosławiona
jesteś, bo przyniosłaś Świętość mojemu synowi. On to czuje i
podskakuje jak wesołe koźlątko, radując się w moim łonie.
Odczuwa, że jest uwolniony od ciężaru grzechu i powołany do tego,
aby być Poprzednikiem, uświęconym przed Odkupieniem [dokonanym]
przez Świętego, który wzrasta w Tobie!»
Dwie
łzy spływają z rozradowanych oczu Maryi i toczą się jak perły
ku uśmiechniętym ustom. Wznosi twarz i ramiona ku niebu – gestem
tak często widocznym później u Jezusa – i woła: „Wielbi dusza
Moja Pana...” (por. Łk 1,46-56). Kontynuuje kantyk w formie, w
jakiej został nam przekazany. Na końcu, przy słowach: „Wspomógł
Izraela, Swego sługę...” krzyżuje ręce na piersi, klęka i –
pochylając się mocno do ziemi – wielbi Boga.
Sługa
odszedł dyskretnie, gdy tylko zauważył, że Elżbieta czuje się
dobrze i ponadto zwierza się Maryi. Teraz wraca, prowadząc z sadu
postawnego, siwego starca z białymi włosami i brodą, który już z
dala wita Maryję: gestykulując i wydając gardłowe dźwięki.
«Zachariasz
nadchodzi – mówi Elżbieta, dotykając ramienia zatopionej w
modlitwie Dziewicy. – Mój Zachariasz jest niemy. Bóg ukarał go,
bo nie uwierzył. Później Ci opowiem. Teraz ufam w Boże
przebaczenie, kiedy Ty przybyłaś... Ty, pełna Łaski.»
Maryja
wstaje i idzie na spotkanie Zachariasza, kłaniając mu się do samej
ziemi. Całuje kraj białej szaty, okrywającej go do stóp, bardzo
obszernej i przewiązanej szerokim haftowanym pasem. Zachariasz wita
Maryję gestem i wyraża radość. Razem wracają do Elżbiety i
wchodzą do wielkiego, bardzo ładnie urządzonego pokoju. Sadzają
Maryję i częstują kubkiem świeżo udojonego, spienionego jeszcze
mleka. Podają też małe podpłomyki. (I, 32: 1 kwietnia
1944. A, 2627-2640)
90 Kierownik
duchowy.
91 Wątpliwości
M. Valtorty wynikały prawdopodobnie z tego, iż tradycja podaje, że
miejscem zamieszkania Elżbiety było Ain Karim. Tymczasem
Ewangelia mówi jedynie, że „Maryja wybrała się i poszła z
pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy.” (Łk
1,39)
«...Quando
vorresti partire?».
«Al
più presto. Ma starò via dei mesi». (1, 18)
Maria
sale, sul suo ciuchino, per una strada abbastanza in buono stato, che
deve essere la via maestra. Sale, perché il paese, dall'aspetto
abbastanza ordinato, è più in alto. Il mio interno ammonitore mi
dice: «Questo luogo è Ebron». Lei mi parlava di Montana. Ma io non
so cosa farci. A me viene indicato con questo nome.
Non
so se sia «Ebron» tutta la zona o «Ebron» il paese. Io sento così
e dico così.
Ecco
che Maria entra nel paese. Delle donne sulle porte – è verso sera
– osservano l'arrivo della forestiera e spettegolano fra di loro.
La seguono con l'occhio e non hanno pace sin ché non la vedono
fermarsi davanti ad una delle più belle case, sita in mezzo del
paese, con davanti un orto-giardino e dietro e intorno un ben tenuto
frutteto, che poi prosegue in un vasto prato, che sale e scende per
le sinuosità del monte e finisce in un bosco di alte piante, oltre
il quale non so che ci sia. Tutto è recinto da una siepe di more
selvatiche o di rose selvatiche. Non distinguo bene, perché, se lei
ha presente, il fiore e la fronda di questi spinosi cespugli sono
molto simili e, finché non c'è il frutto sui rami, è facile
sbagliarsi. Sul davanti della casa, sul lato perciò che costeggia il
paese, il luogo è cinto da un muretto bianco, su cui corrono dei
rami di veri rosai, per ora senza fiori ma già pieni di bocci. Al
centro, un cancello di ferro, chiuso. Si capisce che è la casa di un
notabile del paese e di persone benestanti, perché tutto in essa
mostra, se non ricchezza e sfarzo, agiatezza certo. E molto ordine.
Maria
scende dal ciuchino e si accosta al cancello. Guarda fra le sbarre.
Non vede nessuno. Allora cerca di farsi sentire. Una donnetta, che
più curiosa di tutte l'ha seguita, le indica un bizzarro utensile
che fa da campanello. Sono due pezzi di metallo messi a bilico di una
specie di giogo, i quali, scuotendo il giogo con una fune, battono
fra di loro col suono di una campana o di un gong.
Maria
tira, ma così gentilmente che il suono è un lieve tintinnio, e
nessuno lo sente. Allora la donnetta, una vecchietta tutta naso e
bazza e con una lingua che ne vale dieci messe insieme, si afferra
alla fune e tira, tira, tira. Una suonata da far destare un morto.
«Si fa così, donna. Altrimenti come fate a farvi sentire? Sapete,
Elisabetta è vecchia e vecchio Zaccaria. Ora poi è anche muto,
oltre che sordo. Vecchi sono anche i due servi, sapete? Siete mai
venuta? Conoscete Zaccaria? Siete...».
A
salvare Maria dal diluvio di notizie e di domande, spunta un
vecchietto arrancante, che deve essere un giardiniere o un
agricoltore, perché ha in mano un sarchiello e legata alla vita una
roncola. Apre, e Maria entra ringraziando la donnetta, ma... ahi!
lasciandola senza risposta. Che delusione per la curiosa!
Appena
dentro, Maria dice: «Sono Maria di Giovacchino e Anna, di Nazareth.
Cugina dei padroni vostri».
Il
vecchietto si inchina e saluta, e poi dà una voce chiamando: «Sara!
Sara!». E riapre il cancello per prendere il ciuchino rimasto fuori,
perché Maria, per liberarsi dalla appiccicosa donnetta, è sgusciata
dentro svelta svelta, e il giardiniere, svelto quanto Lei, ha chiuso
il cancello sul naso della comare. E, intanto che fa passare il
ciuco, dice: «Ah! gran felicità e gran disgrazia a questa casa! Il
Cielo ha concesso un figlio alla sterile, l'Altissimo ne sia
benedetto! Ma Zaccaria è tornato, sette mesi or sono, da
Gerusalemme, muto. Si fa intendere a cenni o scrivendo. L'avete forse
saputo? La padrona mia vi ha tanto desiderata in questa gioia e in
questo dolore! Sempre parlava con Sara di voi e diceva: "Avessi
la mia piccola Maria con me! Fosse ancora stata nel Tempio! Avrei
mandato Zaccaria a prenderla. Ma ora il Signore l'ha voluta sposa a
Giuseppe di Nazareth. Solo Lei poteva darmi conforto in questo dolore
e aiuto a pregare Dio, perché Ella è tutta buona. E nel Tempio
tutti la rimpiangono. La passata festa, quando andai con Zaccaria per
l'ultima volta a Gerusalemme a ringraziare Iddio d'avermi dato un
figlio, ho sentito le sue maestre dirmi: "Il Tempio pare senza i
cherubini della gloria da quando la voce di Maria non suona più fra
queste mura". Sara! Sara! È un poco sorda la donna mia. Ma
vieni, vieni, ché ti conduco io».
Invece
di Sara, spunta sul sommo di una scala, che fiancheggia un lato della
casa, una donna molto vecchiotta, già tutta rugosa e brizzolata
intensamente nei capelli, che prima dovevano essere nerissimi perché
ha nerissime anche le ciglia e le sopracciglia, e che fosse bruna lo
denuncia il colore del volto. Contrasto strano con la sua palese
vecchiezza è il suo stato già molto palese, nonostante le vesti
ampie e sciolte. Guarda facendosi solecchio con la mano. Riconosce
Maria. Alza le braccia al cielo in un: «Oh!» stupito e gioioso, e
si precipita, per quanto può, incontro a Maria. Anche Maria, che è
sempre pacata nel muoversi, corre, ora, svelta come un cerbiatto, e
giunge ai piedi della scala quando vi giunge anche Elisabetta, e
Maria riceve sul cuore con viva espansione la sua cugina, che piange
di gioia vedendola.
Stanno
abbracciate un attimo e poi Elisabetta si stacca con un: «Ah!»
misto di dolore e di gioia, e si porta le mani sul ventre ingrossato.
China il viso impallidendo e arrossendo alternativamente. Maria e il
servo stendono le mani per sostenerla, perché ella vacilla come si
sentisse male.
Ma
Elisabetta, dopo esser stata un minuto come raccolta in sé, alza un
volto talmente radioso che pare ringiovanito, guarda Maria sorridendo
con venerazione come vedesse un angelo, e poi si inchina in un
profondo saluto dicendo: «Benedetta tu fra tutte le donne! Benedetto
il Frutto del tuo seno! (dice così: due frasi ben staccate). Come ho
meritato che venga a me, tua serva, la Madre del mio Signore? Ecco,
al suono della tua voce il bambino m'è balzato in seno come per
giubilo e quando t'ho abbracciata lo Spirito del Signore mi ha detto
altissima verità al cuore. Te beata, perché hai creduto che a Dio
fosse possibile anche ciò che non appare possibile ad umana mente!
Te benedetta, che per la tua fede farai compiere le cose a te
predette dal Signore e predette ai Profeti per questo tempo! Te
benedetta, per la Salute che generi alla stirpe di Giacobbe! Te
benedetta, per aver portato la Santità al figlio mio che, lo sento,
balza, come capretto festante, di giubilo nel mio seno, perché si
sente liberato dal peso della colpa, chiamato ad esser colui che
precede, santificato prima della Redenzione dal Santo che cresce in
te!».
Maria,
con due lacrime che scendono come perle dagli occhi che ridono alla
bocca che sorride, col volto levato al cielo e le braccia pure
levate, nella posa che poi tante volte avrà il suo Gesù, esclama:
«L'anima mia magnifica il suo Signore» e continua il cantico così
come ci è tramandato. (Luca 1, 46-55) Alla fine, al versetto: «Ha
soccorso Israele suo servo, ecc.» raccoglie le mani sul petto e si
inginocchia molto curva a terra, adorando Dio.
Il
servo, che si era prudentemente eclissato quando aveva visto che
Elisabetta non si sentiva male, ma che anzi confidava il suo pensiero
a Maria, torna dal frutteto con un imponente vecchio tutto bianco
nella barba e nei capelli, il quale con grandi gesti e suoni
gutturali saluta di lontano Maria.
«Zaccaria
giunge» dice Elisabetta, toccando sulla spalla la Vergine assorta in
preghiera. «Il mio Zaccaria è muto. Dio lo ha colpito per non aver
creduto. Ti dirò poi. Ma ora spero nel perdono di Dio, poiché tu
sei venuta. Tu, piena di Grazia».
Maria
si leva e va incontro a Zaccaria e si curva davanti a lui fino a
terra, baciandogli il lembo della veste bianca che lo copre sino al
suolo. È molto ampia, questa veste, e tenuta a posto alla vita da un
alto gallone ricamato.
Zaccaria,
a gesti, dà il benvenuto, e insieme raggiungono Elisabetta ed
entrano tutti in una vasta stanza terrena molto ben messa, nella
quale fanno sedere Maria e le fanno servire una tazza di latte appena
munto – ha ancora la spuma – e delle piccole focacce. (1, 21)
Przekład
polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum,
Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum.
ks. Jan Drozd SDS)
Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28
Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)
Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz