ROZDZIAŁ
IV
Verti
me ad alia et vidi calumnias, etc.
W
inszą-m się stronę udał – i widziałem
Fałsze,
obmowy, jakich nie słyszałem,
Które
na świecie ludzie obojętni
Czynią
– na Boskie sądy nie pamiętni
I
łzy niewinnych, i przy tym nikogo,
Kto
by pocieszył, kiedy nędznych srogo
Niesprawiedliwe
przycisnęły mocy,
A
nikt im słusznej nie dodał pomocy.
Przyznałem
wtenczas, że bardziej szczęśliwi
W
swym grobie zmarli – niż na świecie żywi,
I
że szczęśliwszy, co się nie urodził,
Nad
którym jeszcze zły świat nie przewodził.
Uważyłem
też, jak człowiek pracuje,
Jak
mętną myślą umysł swój morduje,
Jako
fortele i dowcipy biegłe
Jawniej
bliźniego zazdrości podległe.
I
to jest marność – z troskliwym kłopotem
Starać
się o to, co prawie nic po tem.
Głupi
swe ręce z ciężkim żalem składa
I
gryząc własne ciało tak powiada:
Lepszy
jest szczupły kęs garztki spokojnej,
Niż
z utrapieniem zbiory ręki hojnej.
To
rozważywszy – więcej uważałem
I
drugą marność pod słońcem widziałem:
Jeden,
co sam jest, a nie ma drugiego
Ni
syna, brata, ani pokrewnego,
A
przecię zbiera obiema rękami
I
nie nasyci oka bogactwami.
Nie
myśli mówiąc: Komuż ja zdobywam
I
prożnym dobrem duszę oszukiwam? –
I
to jest marność, i to utrapienie
I
niesłychane serca uciążenie.
Lepiej
być w kupie dwojgu niż jednemu,
Bezpieczniej
jeden pomoże drugiemu,
Jeśli
się źle ma i jeżeli chory,
Jeśli
upadnie, doda mu podpory.
Biada
samemu, bo gdy pośliźnie się,
Nikt
go nie wesprze i nikt nie podniesie.
Gdy
dwaj śpią z sobą, ten tego odzieje,
A
kto sam sypia, słabo się zagrzeje.
Więc
na jednego jeśli kto powstanie,
Jeden
przy drugim jak przy murze stanie
I
tak zmocnionych żaden nie rozerwie;
Nie
tak się łatwo sznur troisty zerwie.
Lepszy
jest chłopiec ubogi, rozsądny,
Niźli
król stary, głupi, nieporządny,
Co
nic nie umie ani myśli o tym,
Jak
przyszłym rzeczom zabiegać na potym.
Trafi
się czasem z kajdan i więzienia
Wniść
komu na tron wielkiego imienia,
A
drugi, co się urodził w koronie,
Nędzą
– nie złotem opasuje skronie.
Widziałem
wszystkich pod słońcem żyjących
Po
społu z wtórym młodzieńcem chodzących,
Który
za tamtym mocno trzymać będzie.
Nieskończona
jest liczba ludu wszędzie
Wszystkich
tych, którzy jeszcze przed niem byli,
A
przyszli się niem nie będą cieszyli.
Lecz
i to marność, i to utrapienie
I
niesłychane serca uciążenie.
Strzeż
nóg twych, wchodząc do domu Bożego,
Zbliżaj
się, abyś skłonił ucha twego;
Lepsze
pokorne posłuszeństwa dary
Niżeli
głupich niewdzięczne ofiary,
Którzy
nie wiedzą, kiedy co zawinią
I
gdy co złego dobrowolnie czynią.
Bardzo
bogate godzinki księcia de Berry
(Les
Très Riches Heures du duc de Berry):
Kwiecień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz