wtorek, 11 października 2016

(30) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienia w ogrodzie teściowej Piotra

   16 Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził [złe] duchy i wszystkich chorych uzdrowił. 17 Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza: On przyjął nasze słabości i dźwigał choroby. (Mt 8,16-17)

   32 Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; 33 i całe miasto zebrało się u drzwi. 34 Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały. (Mk 1,32-34)

   40 O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. 41 Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży!» Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. (Łk 4,40-41)

   16 Ὀψίας δὲ γενομένης προσήνεγκαν αὐτῷ δαιμονιζομένους πολλούς· καὶ ἐξέβαλεν τὰ πνεύματα λόγῳ καὶ πάντας τοὺς κακῶς ἔχοντας ἐθεράπευσεν, 17 ὅπως πληρωθῇ τὸ ῥηθὲν διὰ Ἠσαΐου τοῦ προφήτου λέγοντος·
      αὐτὸς τὰς ἀσθενείας ἡμν ἔλαβεν
      καὶ τὰς νόσους ἐβάστασεν. (Mt 8,16-17)

   32 Ὀψίας δὲ γενομένης, ὅτε ἔδυ ὁ ἥλιος, ἔφερον πρὸς αὐτὸν πάντας τοὺς κακῶς ἔχοντας καὶ τοὺς δαιμονιζομένους· 33 καὶ ἦν ὅλη ἡ πόλις ἐπισυνηγμένη πρὸς τὴν θύραν. 34 καὶ ἐθεράπευσεν πολλοὺς κακῶς ἔχοντας ποικίλαις νόσοις καὶ δαιμόνια πολλὰ ἐξέβαλεν καὶ οὐκ ἤφιεν λαλεῖν τὰ δαιμόνια, ὅτι ᾔδεισαν αὐτόν. (Mk 1,32-34)

   40 Δύνοντος δὲ τοῦ ἡλίου ἅπαντες ὅσοι εἶχον ἀσθενοῦντας νόσοις ποικίλαις ἤγαγον αὐτοὺς πρὸς αὐτόν· ὁ δὲ ἑνὶ ἑκάστῳ αὐτῶν τὰς χεῖρας ἐπιτιθεὶς ἐθεράπευεν αὐτούς. 41 ἐξήρχετο δὲ καὶ δαιμόνια ἀπὸ πολλῶν κρ [αυγ]άζοντα καὶ λέγοντα ὅτι σὺ εἶ ὁ υἱὸς τοῦ θεοῦ. καὶ ἐπιτιμῶν οὐκ εἴα αὐτὰ λαλεῖν, ὅτι ᾔδεισαν τὸν χριστὸν αὐτὸν εἶναι. (Łk 4,40-41)

   Jezus wspiął się na górę koszy i lin u wejścia do ogrodu, przy domu teściowej Piotra. Ludzie tłoczą się w ogrodzie. Są nawet na brzegu jeziora. Jedni siedzą na brzegu, inni – na łodziach wyciągniętych na ląd. Wydaje się, że [Jezus] mówi już od jakiegoś czasu, bo jest w trakcie przemawiania.
(…)
   Jezus nakazuje uczniom:
   «Każcie się zbliżyć biedakom. Dla nich jest bogata ofiara osoby, która poleca się im, aby otrzymać przebaczenie Boże».
   Podchodzi trzech obszarpanych starców, dwóch niewidomych, jeden chromy i wdowa z siedmiorgiem małych zabiedzonych dzieci. Jezus patrzy na nich uważnie, na jednego po drugim, uśmiecha się do wdowy, a przede wszystkim do osieroconych [dzieci]. Daje nawet nakaz Janowi:
   «Zabierz ich do ogrodu, chcę z nimi rozmawiać».
   Oblicze [Jezusa] staje się surowe, a spojrzenie gorzeje, kiedy podchodzi mały starzec. Jednak Jezus na razie nic nie mówi. Wzywa Piotra, który oddaje mu sakiewkę otrzymaną przed chwilą i inną, wypełnioną drobnymi monetami. To jałmużna otrzymana od hojnych ludzi. Wysypuje wszystko na ławeczkę przy studni, liczy i dzieli na sześć części. Jedna, bardzo duża, składa się ze srebrnych monet. Pięć mniejszych części zawiera wiele monet z brązu i jedynie kilka większych. Na koniec Jezus przywołuje chorych i zadaje im pytanie: «Nie macie Mi nic do powiedzenia?»
   Niewidomi milczą, chromy mówi:
   «Niech Ten, który Cię posyła, ma Cię w Swojej opiece».
   Nic więcej. Jezus wkłada mu jałmużnę do zdrowej ręki. Mężczyzna mówi: «Niech Bóg Ci odpłaci, ale bardziej od tego chciałbym, abyś mnie uzdrowił».
   «Nie prosiłeś o to».
   «Jestem małym ziemnym robakiem, deptanym przez wielkich. Nie ośmielałem się mieć nadziei, że ulitowałbyś się nad żebrakiem».
   «Jestem Współczuciem pochylającym się nad każdą nędzą, która Mnie przyzywa. Nikogo nie odrzucam. Proszę jedynie o miłość i wiarę, aby odpowiedzieć: słucham cię».
   «O, mój Panie! Wierzę i kocham Cię! Ocal mnie zatem! Uzdrów Twego sługę!»
   Jezus kładzie mu rękę na zniekształconych plecach, przesuwa ją, jakby chciał go pogłaskać i mówi: «Chcę, abyś został uzdrowiony».
   Mężczyzna prostuje się zwinnie i sprawnie z nie kończącymi się błogosławieństwami. Jezus daje teraz jałmużnę niewidomym i czeka przez chwilę przed odprawieniem ich... Potem pozwala im odejść. Przywołuje starców. Pierwszemu daje jałmużnę i pomaga mu włożyć pieniądze za pas. Z uwagą słucha skarg drugiego, który mówi Mu o chorobie córki:
   «Mam tylko ją! A teraz ona umrze. Co się wtedy ze mną stanie? O, gdybyś Ty przyszedł! Ona nie może ustać na nogach. Chciałaby, ale nie może. Nauczycielu, Panie Jezu, miej litość nad nami!»
   «Gdzie mieszkasz, mężu?»
   «W Korozain. Pytaj o Izaaka, syna Jonasza, zwanego Starszym. Czy naprawdę przyjdziesz? Czy nie zapomnisz o moim nieszczęściu? Uzdrowisz moją córkę?»
   «Czy potrafisz uwierzyć w to, że mogę ją uzdrowić?»
   «O, tak! Wierzę w to! To dlatego mówię Ci o niej».
   «Wracaj do domu. Córka będzie stać na progu domu, by cię powitać».
   «Ależ ona jest w łóżku i nie może się podnieść od trzech... Ach! Rozumiem. O, dziękuję! Dobry Nauczycielu! Bądź błogosławiony Ty i ten, który Cię posłał! Chwała Bogu i Jego Mesjaszowi!»
   Starzec oddala się, płacząc i idąc coraz szybciej. Wychodząc z ogrodu mówi: «Nauczycielu, ale przyjdziesz do mojego biednego domu? Izaak czeka na ciebie, by ucałować Twe stopy, umyć je swymi łzami i ofiarować ci chleb miłości. Przyjdź, Jezu. Powiem o Tobie moim współmieszkańcom».
   «Przyjdę. Idź w pokoju i bądź szczęśliwy».
   Podchodzi trzeci starzec. Wydaje się bardziej obdarty od innych. Jezus ma już tylko wielki stos pieniędzy. Głośno woła:
   «Niewiasto, podejdź tu ze swoimi dziećmi».
   Ze spuszczoną głową podchodzi niewiasta młoda i wychudzona. Biedna matka wygląda jak ptak otoczony pisklętami.
   «Od kiedy jesteś wdową, niewiasto?»
   «Trzy lata będzie w jesieni».30
   «Ile masz lat?»
   «Dwadzieścia siedem».
   «To twoje dzieci?»
   «Tak, Nauczycielu, i... nic już mi nie zostało. Wszystko wydałam. Jak mogę pracować, skoro nikt mnie nie potrzebuje z tymi wszystkimi dziećmi?»
   «Bóg nie opuszcza nawet robaka, którego stworzył. On cię nie opuści, niewiasto. Gdzie mieszkasz?»
   «Nad jeziorem, o trzy stadiony od Betsaidy. On mi powiedział, że mam przyjść... Mój mąż zginął na jeziorze. Był rybakiem...»
   On” – to Andrzej, który się czerwieni i wolałby zniknąć.
   «Dobrze uczyniłeś, Andrzeju, mówiąc niewieście, żeby do Mnie przyszła».
   Andrzej uspokaja się i szepce: «Jej mąż był moim przyjacielem. Był dobry. Zginął na jeziorze w czasie burzy, stracił nawet łódź».
   «Masz, niewiasto. To ci pomoże na długi czas, a potem inny promień słońca zaświeci nad twoim życiem. Bądź dobra, wychowuj dzieci w posłuszeństwie wobec Prawa, a pomoc Boga cię nie opuści. Błogosławię ciebie i twoje maleństwa».
   Jezus głaska jedno po drugim z wielkim współczuciem. Kobieta oddala się przyciskając do serca swój wielki skarb.
   «A ja?» – pyta ostatni starzec, który pozostał.
   Jezus patrzy na niego i milczy.
   «Dla mnie nic? Nie jesteś sprawiedliwy! Jej dałeś sześć razy tyle, co innym, a mnie – nic, ale... to była niewiasta!»
   Jezus patrzy na niego i milczy.
   «Popatrzcie wszyscy, czy to sprawiedliwe! Przychodzę z daleka, bo mi powiedziano, że tu dają pieniądze, a oto widzę, że są tacy, którym się daje za dużo, a mnie – nic... Staremu choremu biedakowi! I On chce, aby w Niego wierzyć!...»
   «Starcze, czy nie wstyd ci kłamać w ten sposób? Śmierć jest całkiem blisko ciebie, a ty kłamiesz, usiłując okraść tych, którzy są głodni. Dlaczego chcesz ukraść twym braciom jałmużnę, którą przyjąłem, aby rozdać ją sprawiedliwie najmniejszym?»
   «Ale ja...»
   «Milcz! Moje milczenie i zachowanie powinno ci było dać poznać, że wiem, z kim mam do czynienia, i powinieneś był milczeć, jak Ja. Dlaczego chcesz, bym cię okrył wstydem?»
   «Jestem ubogi».
   «Nie. Jesteś skąpcem i złodziejem. Żyjesz dla pieniędzy i lichwy».
   «Nigdy nie zajmowałem się lichwą. Bóg mi świadkiem».
   «Czyż nie jest lichwą – i to najokrutniejszą – to, że kradnie się tym, którzy rzeczywiście potrzebują? Idź. Nawróć się, by Bóg ci wybaczył».
   «Przysięgam...»
   «Zamilcz! Nakazuję ci! Powiedziane jest „Nie będziesz fałszywie przysięgał”. Gdybym nie szanował twych siwych włosów, przeszukałbym ci zanadrze i znalazłbym w nim sakiewkę wypełnioną złotem – to twoje prawdziwe serce. Odejdź!»
   Słysząc ton głosu Jezusa, starzec odchodzi teraz bez protestu. Tłum grozi mu, kpi z niego, traktuje jak złodzieja.
   «Zamilczcie! Jeśli on zszedł z dobrej drogi, to wy nie postępujcie tak ja on. Jemu brak szczerości, to [człowiek] nieuczciwy, wy natomiast, urągając mu, [wykazujecie się] brakiem miłości. Nie trzeba znieważać brata, który zgrzeszył. Każdy ma swój grzech. Nikt nie jest doskonały, tylko sam Bóg. Musiałem go zawstydzić, bo nigdy nie wolno kraść. Nigdy, a zwłaszcza – [okradać] biednych. Jednak tylko Ojciec wie, jak cierpiałem, [musząc to] zrobić. Wy także powinniście odczuwać cierpienie, widząc Izraelitę uchybiającego Prawu i usiłującego skrzywdzić ubogich i wdowę.
   Nie bądźcie zachłanni. Niech skarbem waszym będzie wasza dusza, a nie – pieniądze. Nie bądźcie wiarołomni. Niech język wasz będzie czysty i uczciwy, wasze czyny – również. Życie nie trwa wiecznie i zbliża się godzina śmierci. Żyjcie tak, żeby w godzinie śmierci duch wasz mógł trwać w pokoju: w pokoju tego, kto żył sprawiedliwie. Idźcie do waszych domów...»
   «Litości, Panie! Mój syn, ten oto, jest niemy z powodu dręczącego go demona».
   «A ten tu, mój brat, podobny jest do nieczystego zwierzęcia. Tarza się w błocie i zjada nieczystości. To zły duch prowadzi go do tych nieczystych działań, wbrew jego woli».
   Jezus idzie w kierunku błagających Go. Podnosi ramiona i rozkazuje: «Wyjdźcie z nich. Pozostawcie Bogu Jego stworzenia!»
   Pośród krzyków i wrzasków dwóch nieszczęśników zostaje uzdrowionych. Niewiasty, które ich przyprowadziły, upadają na ziemię, wypowiadając błogosławieństwa.
   «Idźcie do waszych domów i bądźcie wdzięczni Bogu. Pokój wam wszystkim. Idźcie».
   Tłum rozchodzi się, rozmawiając o wydarzeniach. Czterech uczniów podchodzi blisko Nauczyciela.
   «Przyjaciele, zaprawdę powiadam wam: w Izraelu są wszystkie grzechy, a demony ustanowiły w nim swoją siedzibę. Są opętania, które czynią niemymi wargi i sprawiają, że żyje się jak zwierzę, zjadając odpadki. Bardziej realne i liczniejsze są jednak [opętania], które zamykają serca na uczciwość i czynią z nich zbiorowisko wszelkich nieczystych występków. O! Mój Ojcze!»
   Jezus siada przygnębiony.
   «Jesteś zmęczony, Nauczycielu?» [– pyta Jan.]
   «Nie, nie jestem zmęczony, Mój Janie, lecz przygnębiony z powodu stanu serc i niewielkiej woli poprawy. Przyszedłem... lecz człowiek... człowiek... O! Mój Ojcze!...»
   «Nauczycielu, ja Cię kocham. My wszyscy Cię kochamy...»
   «Wiem o tym, lecz jesteście tak nieliczni... a Moje pragnienie zbawiania jest tak wielkie!»
   Jezus trzyma Jana w ramionach i opiera głowę o jego głowę. Jest smutny. Piotr, Andrzej i Jakub stojąc wokół Niego patrzą na Niego z miłością i smutkiem. (II, 24: 4 listopada 1944. A, 3941-3952)

30  Tiszri. Odpowiada to okresowi wrzesień-październik. (Przyp. wyd.)

   Gesù è montato su un mucchio di ceste e cordami sulla soglia dell'orto della casa della suocera di Pietro. L'orto è stipato di gente, e altra ve ne è sul greto del lago, parte seduta sulla riva, parte sulle barche tirate in secco. Sembra che già parli da qualche tempo, perché il discorso è avviato.
(…)
   Gesù ordina ai discepoli: «Fate che i poveri vengano avanti. Per loro ho ricca offerta di uno che ad essi si raccomanda per ottenere perdono da Dio».
   Vengono avanti tre vecchietti cenciosi, due ciechi e un rattratto, e poi una vedova con sette bambini macilenti.
   Gesù li guarda fisso uno per uno, sorride alla vedova e specie agli orfanelli. Anzi ordina a Giovanni: «Costoro siano messi là, nell'orto. Voglio parlare con essi». Ma diviene severo, e con l'occhio fiammeggiante, quando a Lui si presenta un vecchietto. Però non dice nulla, per il momento.
   Chiama Pietro e si fa dare la borsa ricevuta poco avanti ed un'altra piena di monetine minori, oboli diversi raccolti fra i buoni. Rovescia tutto sulla panchina che è presso al pozzo, conta e divide. Fa sei parti. Una molto grossa, tutta di monete d'argento, e cinque minori per mole e con molto bronzo e solo qualche grossa moneta. Chiama poi i poverelli malati e chiede: «Non avete nulla da dirmi?».
   I ciechi tacciono, il rattratto dice: «Che Colui da cui Tu vieni ti protegga». Nulla di più.
   Gesù gli pone nella mano sana l'obolo.
   L'uomo dice: «Te ne compensi Dio. Ma, più di questo, ecco, io da Te vorrei guarigione».
   «Non l'hai chiesta».
   «Sono povero, un verme che i grandi calpestano, non osavo sperare Tu avessi pietà del mendico».
   «Io sono la Pietà, che si curva su ogni miseria che mi chiama. Non ricuso nessuno. Non chiedo che amore e fede per dire: ti ascolto».
   «Oh! Signore mio! Io credo e ti amo! Salvami, allora! Guarisci il tuo servo!».
   Gesù pone la sua mano sul dorso curvato, la fa scorrere come per carezza e dice: «Voglio tu sia sanato».
   L'uomo si raddrizza, agile e integro, con benedizioni infinite.
Gesù dà l'obolo ai ciechi e attende un attimo a congedarli... poi li lascia andare.
   Chiama i vecchi. Fa al primo l'elemosina e lo conforta e aiuta a porre nella cintura le monete.
   Si interessa pietoso alle sventure del secondo, che gli racconta la malattia di una figlia: «Non ho che lei! E ora mi muore. Che sarà di me? Oh? se Tu venissi! Lei non può, non si regge.Vorrebbe... ma non può. Maestro, Signore, Gesù, pietà di noi!».
   «Dove stai, padre?».
   «A Corazim. Chiedi di Isacco di Giona, detto l'Adulto. Verrai proprio? Non ti dimenticherai della mia sventura? E me la guarirai la figlia?».
   «Puoi credere che Io la possa guarire?».
   «Oh! se lo credo! Per questo te ne parlo».
   «Va' a casa, padre. Tua figlia sarà sull'uscio a salutarti».
   «Ma è a letto e non può alzarsi da tre... Ah! ho compreso! Oh! grazie, Rabboni! Benedetto Te e Colui che ti ha mandato! Lode a Dio e al suo Messia!». Il vecchio va piangendo, arrancando il più lesto che può. Ma, quando è quasi fuor dall'orto, dice: «Maestro, ma verrai lo stesso nella mia povera casa? Isacco ti attende per baciarti i piedi, lavarteli col pianto e offrirti il pane dell'amore. Vieni, Gesù, dirò ai cittadini di Te».
   «Verrò. Va' in pace e sii felice».
   Viene avanti il terzo vecchietto, che pare il più cencioso. Ma Gesù non ha più che il grosso mucchio di monete. Chiama forte: «Donna, vieni coi tuoi piccini».
   La donna, giovane e macilenta, viene avanti a capo chino. Pare una triste chioccia fra la sua triste chiocciata.
   «Da quando sei vedova, donna?».
   «Sono tre anni alla luna di tisri».
   «Quanti anni hai?».
   «Ventisette».
   «Son tutti tuoi figli?».
   «Si, Maestro, e – e non ho più nulla. Tutto finito. – Come posso lavorare se nessuno mi vuole, con tutti questi piccini?».
   «Dio non abbandona neppure il verme che ha creato. Non ti abbandonerà, donna. Dove stai?».
   «Sul lago. A tre stadi fuor di Betsaida. Lui mi ha detto di venire... Mio marito è morto nel lago, era pescatore...». "Lui" è Andrea, che diventa rosso e vorrebbe scomparire.
   «Bene hai fatto, Andrea, a dire alla donna di venire a Me».
   Andrea si rinfranca e mormora: «L'uomo era mio amico, era buono, ed è morto nella tempesta perdendo anche la barca».
   «Tieni, donna. Questo ti aiuterà per molto tempo, e poi verrà altro sole sul tuo giorno. Sii buona, alleva nella Legge i tuoi figli e non ti mancherà l'aiuto di Dio. Ti benedico, te e i tuoi piccoli» e li carezza uno per uno con pietà grande.
   La donna se ne va col suo tesoro stretto sul cuore.
   «E a me?» chiede il vecchietto ultimo rimasto.
   Gesù lo guarda e tace.
   «Nulla per me? Non sei giusto! A lei hai dato sei volte più degli altri, e a me nulla. Ma già. – era donna!».
   Gesù lo guarda e tace.
   «Guardate tutti se c'è giustizia! Vengo da lontano, perché mi hanno detto che qui si dà denaro, e poi, ecco, vedo che c'è chi ha troppo e a me niente. Un povero vecchio che è malato! E vuole che si creda in Lui!... »
   «Vecchio, non ti vergogni di mentire così? Hai la morte alle spalle, e menti e cerchi di rubare a chi ha fame. Perché vuoi derubare ai fratelli l'obolo che Io ho preso per darlo con giustizia?».
   «Ma io...».
   «Taci! Avresti dovuto capire dal mio silenzio e dal mio atto che ti avevo conosciuto, e seguire il mio esempio di silenzio. Perché vuoi che ti svergogni?».
   «Io sono povero».
   «No. Sei avaro e ladro. Vivi per il denaro e per l'usura».
   «Non ho mai prestato ad usura. Dio m'è testimone».
   «E non è usura questa, della più feroce, rubare a chi ha veramente bisogno? Va'. Pentiti. Perché Dio ti perdoni».
   «Ti giuro... »
   «Taci! Te lo comando! È detto: "Non giurare il falso". Se non portassi rispetto alla tua canizie, ti frugherei e nel seno troverei la borsa piena d'oro: il tuo vero cuore. Va' via!».
   Ma ormai il vecchietto, svergognato, vedendosi scoperto nel suo segreto, se ne va senza bisogno del tuono che è nella voce di Gesù.
   La folla lo minaccia e schernisce, lo insulta come ladro.
   «Tacete! Se egli ha sbagliato, non vogliate voi pure sbagliare. Egli manca verso la sincerità, è un disonesto. Voi, insultandolo, mancate alla carità. Al fratello che manca non va fatto insulto. Ognuno ha il suo peccato. Nessuno è perfetto fuorché Dio. Ho dovuto svergognarlo perché non è lecito esser ladri mai, e men che mai ladri coi poveri. Ma solo il Padre sa se di dover far questo ho sofferto. Voi pure abbiatene sofferenza, vedendo che un d'Israele manca alla Legge cercando defraudare il povero e la vedova. Non siate cupidi. Il vostro tesoro sia l'anima, non il denaro. Non siate spergiuri. Il vostro linguaggio sia schietto e onesto come le vostre azioni. La vita non è eterna, e l'ora della morte viene. Vivete in modo che nell'ora della morte la pace possa essere nel vostro spirito. La pace di chi è vissuto da giusto. Andate alle vostre case...»
   «Pietà, Signore! Questo mio figlio è muto per un demonio che lo vessa».
   «E questo mio fratello è simile a bestia immonda, e si avvoltola nel fango e mangia escrementi. A questo lo porta un maligno spirito e, non volendo, fa cose immonde».
   Gesù va verso il gruppo che lo implora. Alza le braccia e ordina: «Uscite da costoro. Lasciate a Dio le creature sue».
   Fra urla e strepiti si guariscono i due infelici. Le donne che li conducevano si prostrano benedicendo.
   «Andate alle case e siate riconoscenti a Dio. La pace a tutti. Andate».
   La folla se ne va, commentando i fatti. I quattro discepoli si serrano al Maestro.
   «Amici, in verità vi dico che in Israele sono tutti i peccati, e i demoni vi hanno messo dimora. Né sono uniche possessioni quelle che fanno mute le labbra e spingono a vivere da bruti, mangiando lordure. Ma le più vere e numerose sono quelle che fanno muti i cuori all'onestà e all'amore, e fanno dei cuori una sentina di vizi immondi. Oh! Padre mio!». Gesù si siede accasciato».
   «Sei stanco, Maestro?».
   «Non stanco, Giovanni mio. Ma desolato per lo stato dei cuori e per la poca volontà di emendarsi. Io sono venuto – ma l'uomo – l'uomo. - Oh! Padre mio!...»
   «Maestro, io ti amo, noi tutti ti amiamo... »
   «Lo so. Ma tanto pochi siete... e il mio desiderio di salvare è tanto grande!».
   Gesù ha abbracciato Giovanni e tiene il capo sul suo. È triste. Pietro, Andrea, Giacomo, attorno a Lui, lo guardano con amore e tristezza. (1, 61)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz