piątek, 21 października 2016

(33) Cztery Ewangelie i Poemat Boga-Człowieka: Uzdrowienie paralityka

   1 On wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. 2 A oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy». 3 Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: «On bluźni». 4 A Jezus, znając ich myśli, rzekł: «Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? 5 Cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: Odpuszczone są ci twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań i chodź! 6 Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: «Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!» 7 On wstał i poszedł do domu. 8 A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom. (Mt 9,1-8)

   1 Gdy po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszano, że jest w domu. 2 Zebrało się zatem tylu ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. 3 I przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. 4 Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili nosze, na których leżał paralityk. 5 Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy». 6 A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: 7 «Czemu On tak mówi? [On] bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga?» 8 Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu myśli te nurtują w waszych sercach? 9 Cóż jest łatwiej: powiedzieć paralitykowi: Odpuszczone są twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje nosze i chodź? 10 Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: 11 «Mówię ci: Wstań, weź swoje nosze i idź do swego domu!» 12 On wstał, wziął zaraz swoje nosze i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: «Nigdy jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego». (Mk 2,1-12)

   17 Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i z Jeruzalem. A była w Nim moc Pańska, tak że mógł uzdrawiać. 18 Wtem jacyś mężczyźni, niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. 19 Nie mogąc w żaden sposób go przenieść z powodu tłumu, weszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem na sam środek, przed Jezusa. 20 On, widząc ich wiarę, rzekł: «Człowieku, odpuszczone są ci twoje grzechy». 21 Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: «Kimże on jest, że wypowiada bluźnierstwa? Któż może odpuścić grzechy prócz samego Boga?» 22 Lecz Jezus przejrzał ich myśli i w odpowiedzi [na nie] rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? 23 Cóż jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczone są ci twoje grzechy, czy powiedzieć: Wstań i chodź? 24 Otóż żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!» 25 I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do swego domu, wielbiąc Boga. 26 Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: «Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj». (Łk 5,17-26)

   1 Καὶ ἐμβὰς εἰς πλοῖον διεπέρασεν καὶ ἦλθεν εἰς τὴν ἰδίαν πόλιν.
   2 καὶ ἰδοὺ προσέφερον αὐτῷ παραλυτικὸν ἐπὶ κλίνης βεβλημένον. καὶ ἰδὼν ὁ Ἰησοῦς τὴν πίστιν αὐτῶν εἶπεν τῷ παραλυτικῷ· θάρσει, τέκνον, ἀφίενταί σου αἱ ἁμαρτίαι. 3 Καὶ ἰδού τινες τῶν γραμματέων εἶπαν ἐν ἑαυτοῖς· οὗτος βλασφημεῖ. 4 καὶ ἰδὼν ὁ Ἰησοῦς τὰς ἐνθυμήσεις αὐτῶν εἶπεν· ἱνατί ἐνθυμεῖσθε πονηρὰ ἐν ταῖς καρδίαις ὑμῶν; 5 τί γάρ ἐστιν εὐκοπώτερον, εἰπεῖν· ἀφίενταί σου αἱ ἁμαρτίαι, ἢ εἰπεῖν· ἔγειρε καὶ περιπάτει; 6 ἵνα δὲ εἰδῆτε ὅτι ἐξουσίαν ἔχει ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου ἐπὶ τῆς γῆς ἀφιέναι ἁμαρτίας– τότε λέγει τῷ παραλυτικῷ· ἐγερθεὶς ἆρόν σου τὴν κλίνην καὶ ὕπαγε εἰς τὸν οἶκόν σου. 7 καὶ ἐγερθεὶς ἀπῆλθεν εἰς τὸν οἶκον αὐτοῦ. 8 ἰδόντες δὲ οἱ ὄχλοι ἐφοβήθησαν καὶ ἐδόξασαν τὸν θεὸν τὸν δόντα ἐξουσίαν τοιαύτην τοῖς ἀνθρώποις. (Mt 9,1-8)

   1 Καὶ εἰσελθὼν πάλιν εἰς Καφαρναοὺμ δι’ ἡμερῶν ἠκούσθη ὅτι ἐν οἴκῳ ἐστίν. 2 καὶ συνήχθησαν πολλοὶ ὥστε μηκέτι χωρεῖν μηδὲ τὰ πρὸς τὴν θύραν, καὶ ἐλάλει αὐτοῖς τὸν λόγον. 3 Καὶ ἔρχονται φέροντες πρὸς αὐτὸν παραλυτικὸν αἰρόμενον ὑπὸ τεσσάρων. 4 καὶ μὴ δυνάμενοι προσενέγκαι αὐτῷ διὰ τὸν ὄχλον ἀπεστέγασαν τὴν στέγην ὅπου ἦν, καὶ ἐξορύξαντες χαλῶσιν τὸν κράβαττον ὅπου ὁ παραλυτικὸς κατέκειτο. 5 καὶ ἰδὼν ὁ Ἰησοῦς τὴν πίστιν αὐτῶν λέγει τῷ παραλυτικῷ· τέκνον, ἀφίενταί σου αἱ ἁμαρτίαι. 6 Ἦσαν δέ τινες τῶν γραμματέων ἐκεῖ καθήμενοι καὶ διαλογιζόμενοι ἐν ταῖς καρδίαις αὐτῶν· 7 τί οὗτος οὕτως λαλεῖ; βλασφημεῖ· τίς δύναται ἀφιέναι ἁμαρτίας εἰ μὴ εἷς ὁ θεός; 8 καὶ εὐθὺς ἐπιγνοὺς ὁ Ἰησοῦς τῷ πνεύματι αὐτοῦ ὅτι οὕτως διαλογίζονται ἐν ἑαυτοῖς λέγει αὐτοῖς· τί ταῦτα διαλογίζεσθε ἐν ταῖς καρδίαις ὑμῶν; 9 τί ἐστιν εὐκοπώτερον, εἰπεῖν τῷ παραλυτικῷ· ἀφίενταί σου αἱ ἁμαρτίαι, ἢ εἰπεῖν· ἔγειρε καὶ ἆρον τὸν κράβαττόν σου καὶ περιπάτει; 10 ἵνα δὲ εἰδῆτε ὅτι ἐξουσίαν ἔχει ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου ἀφιέναι ἁμαρτίας ἐπὶ τῆς γῆς – λέγει τῷ παραλυτικῷ· 11 σοὶ λέγω, ἔγειρε ἆρον τὸν κράβαττόν σου καὶ ὕπαγε εἰς τὸν οἶκόν σου. 12 καὶ ἠγέρθη καὶ εὐθὺς ἄρας τὸν κράβαττον ἐξῆλθεν ἔμπροσθεν πάντων, ὥστε ἐξίστασθαι πάντας καὶ δοξάζειν τὸν θεὸν λέγοντας ὅτι οὕτως οὐδέποτε εἴδομεν. (Mk 2,1-12)

   17 Καὶ ἐγένετο ἐν μιᾷ τῶν ἡμερῶν καὶ αὐτὸς ἦν διδάσκων, καὶ ἦσαν καθήμενοι Φαρισαῖοι καὶ νομοδιδάσκαλοι οἳ ἦσαν ἐληλυθότες ἐκ πάσης κώμης τῆς Γαλιλαίας καὶ Ἰουδαίας καὶ Ἰερουσαλήμ καὶ δύναμις κυρίου ἦν εἰς τὸ ἰᾶσθαι αὐτόν. 18 καὶ ἰδοὺ ἄνδρες φέροντες ἐπὶ κλίνης ἄνθρωπον ὃς ἦν παραλελυμένος καὶ ἐζήτουν αὐτὸν εἰσενεγκεῖν καὶ θεῖναι [αὐτὸν] ἐνώπιον αὐτοῦ. 19 καὶ μὴ εὑρόντες ποίας εἰσενέγκωσιν αὐτὸν διὰ τὸν ὄχλον, ἀναβάντες ἐπὶ τὸ δῶμα διὰ τῶν κεράμων καθῆκαν αὐτὸν σὺν τῷ κλινιδίῳ εἰς τὸ μέσον ἔμπροσθεν τοῦ Ἰησοῦ. 20 καὶ ἰδὼν τὴν πίστιν αὐτῶν εἶπεν· ἄνθρωπε, ἀφέωνταί σοι αἱ ἁμαρτίαι σου. 21 καὶ ἤρξαντο διαλογίζεσθαι οἱ γραμματεῖς καὶ οἱ Φαρισαῖοι λέγοντες· τίς ἐστιν οὗτος ὃς λαλεῖ βλασφημίας; τίς δύναται ἁμαρτίας ἀφεῖναι εἰ μὴ μόνος ὁ θεός; 22 ἐπιγνοὺς δὲ ὁ Ἰησοῦς τοὺς διαλογισμοὺς αὐτῶν ἀποκριθεὶς εἶπεν πρὸς αὐτούς· τί διαλογίζεσθε ἐν ταῖς καρδίαις ὑμῶν; 23 τί ἐστιν εὐκοπώτερον, εἰπεῖν· ἀφέωνταί σοι αἱ ἁμαρτίαι σου, ἢ εἰπεῖν· ἔγειρε καὶ περιπάτει; 24 ἵνα δὲ εἰδῆτε ὅτι ὁ υἱὸς τοῦ ἀνθρώπου ἐξουσίαν ἔχει ἐπὶ τῆς γῆς ἀφιέναι ἁμαρτίας– εἶπεν τῷ παραλελυμένῳ· σοὶ λέγω, ἔγειρε καὶ ἄρας τὸ κλινίδιόν σου πορεύου εἰς τὸν οἶκόν σου. 25 καὶ παραχρῆμα ἀναστὰς ἐνώπιον αὐτῶν, ἄρας ἐφ’ ὃ κατέκειτο, ἀπῆλθεν εἰς τὸν οἶκον αὐτοῦ δοξάζων τὸν θεόν. 26 καὶ ἔκστασις ἔλαβεν ἅπαντας καὶ ἐδόξαζον τὸν θεὸν καὶ ἐπλήσθησαν φόβου λέγοντες ὅτι εἴδομεν παράδοξα σήμερον. (Łk 5,17-26)

   Przybiegły dzieci z krzykiem:
   «To Nauczyciel! Nauczyciel! To Jezus, to Jezus!»
   Lgną do Niego, a On głaska je, rozmawiając dalej z uczniami:
   «Szymonie, idź do domu. Ty i inni idźcie powiedzieć, że przybyłem, a potem przyprowadźcie Mi chorych».
   Uczniowie rozchodzą się szybko w różnych kierunkach. O tym jednak, że Jezus przybył wie [już] – dzięki dzieciom – całe Kafarnaum. Wydają się pszczołami, które wyfrunęły z ula ku kwiatom. Są nimi dla nich domy, ulice, place. Biegają tam i z powrotem – radosne, niosące dobrą nowinę mamom, przechodniom, starcom siedzącym na słońcu. Następnie powracają, by dać się jeszcze pogłaskać Temu, który je kocha. Jedno z nich, śmiały [chłopczyk], mówi:
   «Mów do nas, mów do nas dzisiaj, Jezu. Bardzo Cię kochamy, wiesz, i jesteśmy lepsi niż dorośli».
   Jezus uśmiecha się do małego psychologa i obiecuje:
   «Będę mówił do was».
   Jezus wraz z podążającymi za Nim dziećmi idzie do domu [i wchodzi] ze Swoim pozdrowieniem pokoju: «Pokój temu domowi».
   Ludzie licznie się zgromadzili w pomieszczeniu z tyłu [domu], przeznaczonym na sieci, liny, kosze, wiosła i zapasy. Widać, że Piotr oddał to pomieszczenie do dyspozycji Jezusa. Wszystko ułożył w kącie, aby zrobić miejsce. Nie widać stąd jeziora, słychać jedynie lekki plusk fal. Można natomiast dostrzec zielonkawy murek ogrodu ze starą winoroślą i gęsto ulistnionym figowcem. Ludzie znajdują się nawet na drodze, wylewając się z izby do ogrodu, a stamtąd – na drogę.
   Jezus zaczyna mówić. W pierwszym rzędzie [znajduje się] pięć osób wysokich rangą. Zajęły to miejsce dzięki władczym gestom i dzięki lękowi, jaki budzą w innych, prostych ludziach. Ich szerokie płaszcze, bogate szaty i pycha – wszystko wskazuje, że są to faryzeusze i uczeni. Jezus jednak pragnie mieć przy Sobie dzieci. Wieniec małych niewinnych twarzyczek o jasnych oczach i anielskich uśmiechach unosi się, by Go kontemplować. Jezus mówi. W trakcie mówienia, nie robiąc przerw, od czasu do czasu głaska kędzierzawą główkę dziecka, które ze skrzyżowanymi ramionami usiadło u Jego stóp i opiera głowę o Jego kolana. Jezus przemawia, siedząc na wielkim stosie sieci i koszy.
   «„Miły mój zszedł do swego ogrodu, ku grzędom balsamicznym, aby się nasycić w ogrodach i zbierać lilie... on syci się wśród lilii.”34 To są słowa Salomona, syna Dawida, od którego Ja pochodzę: Ja, Mesjasz Izraela.
   Mój ogród! Jakiż ogród jest piękniejszy i bardziej godny Boga niż Niebiosa, których kwiatami są aniołowie stworzeni przez Boga? A jednak nie [o ten ogród tu chodzi]. To innego ogrodu pragnął jedyny Syn Ojca, Syn Człowieczy. Dlatego dla człowieka przyoblekłem się w ciało, bez którego nie mogłem odkupić win ludzkiego ciała. Ogród ten byłby [jedynie] trochę niższy od niebieskiego, gdyby z ziemskiego Raju wyszli – jak pszczoły z ula – synowie Adama, synowie Boga, aby zaludniać ziemię [narodem] świętym, przeznaczonym w całości do Nieba. Jednak Nieprzyjaciel zasiał ciernie i kolce w sercu Adama i stąd na ziemi rozszerzyły się ciernie i kolce. To już nie jest ogród, lecz dziki i okrutny las, w którym panuje gorączka i gnieździ się wąż.
   A jednak Umiłowany Ojca ma jeszcze ogród na tej ziemi, na której panuje Mamona. Ogród, do którego idzie, aby nasycić się Swoim niebieskim pokarmem: miłością i czystością; kwietnik, z którego zbiera najdroższe Mu kwiaty, na którym nie ma plam zmysłowości, pożądliwości, pychy. Oto [Mój ogród]. (Jezus głaska tyle dzieci, ile zdoła, muskając dłonią małe uważne główki. Ta jedna pieszczota, która je dotyka, sprawia, że śmieją się z radości.) Oto Moje lilie.
   Salomon – przy całym swym bogactwie – nie miał szaty piękniejszej niż lilia ogarniająca wonią dolinę. Nie miał też diademu o pięknie bardziej nieuchwytnym i wspanialszym niż [piękno] lilii z jej kielichem w kolorze perły. A jednak dla Mojego serca nie ma lilii, która miałaby większą wartość niż jedno z tych małych [dzieci]. Nie ma kwietnika, nie ma ogrodu bogaczy – [nawet jeśliby] uprawiano w nim tylko lilie – który byłby wart tyle co jedno z tych czystych, niewinnych, szczerych i prostych dzieci.
   O mężowie! O niewiasty izraelskie! Wy, wielcy i niscy ze względu na majątek i pozycję, posłuchajcie! Wy – którzy jesteście tu, aby Mnie poznać i pokochać – dowiedzcie się, jaki jest pierwszy warunek, aby należeć do Mnie. Nie mówię do was trudnych słów. Nie daję wam też jeszcze trudniejszych przykładów. Mówię wam: „Bierzcie z nich przykład”.
   Któż z was nie ma syna, bratanka, młodszego brata, który jest jeszcze dzieckiem, jeszcze całkiem małym dzieckiem w domu? Czyż nie jest on odpoczynkiem, pociechą, więzią pomiędzy małżonkami, pomiędzy krewnymi, pomiędzy przyjaciółmi? [Czyż nie jest odpoczynkiem] jedno z tych niewinnych, którego dusza jest czysta jak pogodny świt, którego oblicze rozprasza chmury i pozwala zrodzić się nadziei, mogącej swymi pieszczotami osuszyć łzy i wlać życiodajną siłę? Dlaczego jest w nich taka moc – w nich: słabych, bezbronnych, jeszcze nieświadomych? Bo mają Boga, siłę i mądrość Bożą – prawdziwą mądrość: [dzieci] potrafią kochać i wierzyć. Potrafią wierzyć i miłować. Potrafią żyć w tej miłości i wierze. Bądźcie jak one: proste, czyste, kochające, szczere, wierzące.
   Nie ma w Izraelu mędrca, który byłby większy niż najmniejsze z nich. Ich dusze należą do Boga. Do nich należy Jego królestwo. Błogosławione Ojca, umiłowane przez Syna Ojca, kwiaty Mojego ogrodu, niech Mój pokój będzie nad wami i nad tymi, którzy z miłości do Mnie będą was naśladować».
   Jezus skończył mówić.
   «Nauczycielu! – woła Piotr z tłumu – Są tu chorzy. Dwóch może czekać aż wyjdziesz, lecz ten tu jest zablokowany przez tłum... i nie może sam stać, a my nie możemy z nim przejść. Czy mam go odesłać?»
   «Nie. Spuśćcie go przez dach».
   «Dobrze, zaraz tak zrobimy».
   Słychać kroki na dachu pomieszczenia, które właściwie nie stanowi części domu, nie posiada więc tarasu z cementu, lecz rodzaj pokrycia z chrustu. Na nim znajduje się coś, co przypomina łupki. Nie wiem, co to może być za kamień. Wykonują otwór i przy użyciu lin opuszczają łoże z chorym. Opuszczają go tuż przed Jezusa. Tłum tłoczy się jeszcze bardziej, aby lepiej widzieć.
   «Masz wielką wiarę – ty sam oraz ci, którzy cię tu przynieśli».
   «O! Panie! Jakże nie wierzyć w Ciebie?»
   «Dobrze, zatem mówię ci: „Synu (mężczyzna jest młody), odpuszczone są ci wszystkie twoje grzechy».
   Mężczyzna patrzy na Niego, płacząc... Być może jest trochę zawiedziony, bo miał nadzieję na fizyczne uzdrowienie. Faryzeusze i uczeni szepczą między sobą. Nosami, czołami i ustami czynią pogardliwe grymasy.
   «Skąd te szemrania – jeszcze silniejsze w waszych sercach niż na wargach? Czy – według was – łatwiej jest powiedzieć paralitykowi: „Odpuszczone są ci grzechy”, czy raczej: „Wstań, weź swoje łoże i idź”? Myślicie, że tylko Bóg może odpuszczać grzechy. Nie potraficie jednak odpowiedzieć, co jest większe. Człowiek ten utracił władzę w całym ciele i wydał majątek, a nikt go nie uzdrowił. To może mu dać tylko Bóg. Zatem, abyście wiedzieli, że Ja wszystko mogę, abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy posiada moc nad ciałem i duszą – na ziemi i w Niebiosach – Ja mówię do niego: Wstań, weź swoje łoże i idź. Idź do domu i bądź święty».
   Mężczyzna porusza się, wydaje okrzyk, powstaje, rzuca się do stóp Jezusa, całuje Go i głaska, płacze i śmieje się równocześnie – a z nim i jego krewni oraz tłum, który zaraz się rozstępuje, by mógł przejść tryumfalnie. Idą za nim, aby to uczcić. Tłum, lecz nie – tych pięciu zawziętych, którzy odchodzą, wyniośli i nieugięci jak pale. (II, 27: 9 listopada 1944)

34  Por. Pnp 6,2-3. (Przyp. wyd.)

   Dei bambini sono accorsi gridando: «C'è il Maestro! C'è il Maestro! Ecco Gesù, ecco Gesù!» e si stringono a Lui, che li carezza pur parlando coi discepoli.
   «Simone, entro nella tua casa. Tu e voi andate a dire che Io sono venuto e poi portatemi i malati».
   I discepoli vanno rapidi in direzioni diverse. Ma che Gesù sia giunto tutta Cafarnao lo sa, per merito dei piccini che paiono api sciamanti dall'alveare ai diversi fiori: le case, in questo caso, le vie, le piazze. Vanno, vengono festosi, portando l'annuncio alle mamme, ai passeggeri, ai vecchi seduti al sole, e poi tornano a farsi accarezzare ancora da Colui che li ama, e uno, audace, dice: «Parla a noi, per noi, Gesù, oggi. Ti vogliamo bene, sai, e siamo meglio degli uomini».
   Gesù sorride al piccolo psicologo e promette: «Parlerò proprio per voi». E seguito dai piccoli va alla casa ed entra salutando col suo saluto di pace: «La pace sia a questa casa».
   La gente si affolla nello stanzone posteriore adibito alle reti, canapi, ceste, remi, vele e provviste. Si vede che Pietro l'ha messo a disposizione di Gesù, ammucchiando tutto in un angolo per fare posto. Il lago non si vede da qui. Se ne ode solo il fiotto lento. E si vede invece solo il muretto verdastro dell'orto, dalla vecchia vite e dal fico fronzuto. Gente è persino nella strada, traboccando dalla stanza nell'orto e da questo alla via.
   Gesù comincia a parlare. In prima fila – si sono fatti largo con prepotenza di gesto e in grazia del timore che la folla popolana ha di loro sono cinque persone... altolocate. Paludamenti, ricchezza di vesti e superbia li denunciano per farisei e dottori. Gesù però vuole avere intorno i suoi piccoli. Una corona di visetti innocenti, di occhi luminosi, di sorrisi angelici, alzati a guardare Lui. Gesù parla, e nel parlare carezza di tanto in tanto la testolina ricciuta di un bambinello che gli si è seduto ai piedi e che gli tiene la testa appoggiata sulle ginocchia, sul braccino ripiegato. Gesù parla seduto su un gran mucchio di ceste e reti.
   «"Il mio diletto è disceso nel suo giardino, all'aiuola degli aromi, a pascersi tra i giardini e a cogliere gigli... egli che si pasce fra i gigli", dice Salomone di Davide da cui vengo (Cantico dei cantici 6, 2-3), Io, Messia d'Israele.
   Il mio giardino! Quale giardino più bello e più degno di Dio, del Cielo dove sono fiori gli angeli creati dal Padre? Eppure no. Un altro giardino ha voluto il Figlio unigenito del Padre, il Figlio dell'uomo perché per l'uomo Io ho carne, senza la quale non potrei redimere le colpe della carne dell'uomo. (Non perché fosse indispensabile l’incarnazione per redimere, ma perché essa corrisponde alla volontà del Padre cui aderisce l’ubbidienza del Figlio: ciò si deduce dall’intero contesto dell’opera valtortiana. La realtà dell’incarnazione del Verbo è affermata, per esempio, al Vol 3 Cap 207 e al Vol 9 Cap 587; e la sua ragione d’essere è spiegata al cap 69, nel Vol 2 Cap 96 (il redentore non poteva essere un angelo), Cap 126, Vol 3 Cap 167, Vol 4 Cap 281, Vol 7 Cap 444-487-498, Vol 9 Cap 567. Ben diverso significato ha l’incarnazione di cui tratteremo in nota al Vol 9 Cap 587) Un giardino che avrebbe potuto esser di poco inferiore al celeste, se dal Paradiso terrestre si fossero effusi, come dolci api da un'arnia, i figli di Adamo, i figli di Dio, per popolare la terra di santità destinata tutta al Cielo. Ma triboli e spine ha seminato il Nemico nel cuore di Adamo, e triboli e spine da esso cuore sono traboccati sulla terra. Non più giardino, ma selva aspra e crudele in cui stagna la febbre e si annida il serpe.
   Ma pure il Diletto del Padre ha ancora un giardino in questa terra su cui impera Mammona. Il giardino in cui va a pascersi del suo cibo celeste: amore e purezza; l'aiuola da cui coglie i fiori a Lui cari, in cui non è macchia di senso, di cupidigia, di superbia. Questi. (Gesù carezza quanti più piccoli può, passando la sua mano sulla corona di testoline attente, un'unica carezza che li sfiora e fa sorridere di gioia). Ecco i miei gigli.
   Non ebbe Salomone, nella sua ricchezza, veste più bella del giglio che profuma la convalle, né diadema di più aerea e splendida grazia di quello che ha il giglio nel suo calice di perla. Eppure al mio cuore non vi è giglio che valga un di questi. Non vi è aiuola, non vi è giardino di ricchi, tutto a gigli coltivato, che mi valga quanto un sol di questi puri, innocenti, sinceri, semplici pargoli.
   O uomini, o donne d'Israele! O voi, grandi ed umili per censo e per carica, udite! Voi qui siete per volermi conoscere e amare. Or dunque sappiate la condizione prima per essere miei. Io non vi dico parole difficili. Non vi do esempi più difficili ancora. Vi dico: "Prendete questi ad esempio".
   Quale fra voi che non abbia un figlio, un nipote, un piccolo fratello nella puerizia, nella fanciullezza, per casa? Non è un riposo, un conforto, un legame fra sposi, fra parenti, fra amici, un di questi innocenti, la cui anima è pura come alba serena, il cui viso fuga le nubi e mette speranze, e le cui carezze asciugano le lacrime e infondono forza di vita? Perché in loro tanto potere? In loro: deboli, inermi, ignoranti ancora? Perché hanno in sé Dio, hanno la forza e la sapienza di Dio. La vera sapienza: sanno amare e credere. Sanno credere e volere. Sanno vivere in questo amore e in questa fede. Siate come essi: semplici, puri, amorosi, sinceri, credenti.
   Non vi è sapiente in Israele che sia maggiore al più piccolo di questi, la cui anima è di Dio e di essa è il suo Regno. Benedetti dal Padre, amati dal Figlio del Padre, fiori del mio giardino, la mia pace sia su voi e su coloro che vi imiteranno per mio amore».
   Gesù ha finito.
   «Maestro» grida Pietro di fra la calca «qui vi sono i malati. Due possono attendere che Tu esca, ma questo è pigiato fra la folla e poi... non può più stare. E passare non possiamo. Lo rimando?».
   «No. Calatelo dal tetto».
   «Dici bene. Lo facciamo subito».
   Si sente scalpicciare sul tetto basso dello stanzone che, non essendo vera parte della casa, non ha sopra la terrazza cementata, ma solo un tettuccio di fascine coperte da scaglie simili a lavagna. Non so che pietra fosse. Si forma un'apertura, e a mezzo di corde viene calata la barellina su cui è l'infermo. Viene proprio calata davanti a Gesù. La gente si aggruppa più ancora per vedere.
   «Hai avuto gran fede e con te chi ti ha portato!».
   «Oh! Signore! Come non averla in Te?».
   «Orbene, Io ti dico: figlio (l'uomo è molto giovane), ti sono rimessi tutti i tuoi peccati».
   L'uomo lo guarda piangendo... Forse resta un poco male perché sperava guarire nel corpo.
   I farisei e dottori bisbigliano fra loro arricciando naso, fronte e bocca con sdegno.
   «Perché mormorate, più ancor nel cuore che sul labbro? Secondo voi è più facile dire al paralitico: "Ti sono rimessi i tuoi peccati", oppure: "Alzati, prendi il lettuccio e cammina"? Voi pensate che solo Dio può rimettere i peccati. Ma non sapete rispondere quale è la più grande cosa, perché costui, perduto in tutto il corpo, ha speso sostanze senza poter essere sanato. Non lo può se non da Dio. Or perché sappiate che tutto Io posso, perché sappiate che il Figlio dell'uomo ha potere sulla carne e sull'anima, sulla terra e nel Cielo, Io dico a costui: "Alzati. Prendi il tuo letto e cammina. Va' a casa tua e sii santo"».
   L'uomo ha una scossa, un grido, si alza in piedi, si getta ai piedi di Gesù, li bacia e carezza, piange e ride e con lui i parenti e la folla, che poi si divide per farlo passare come in trionfo e lo segue festante. La folla, non i cinque astiosi che se ne vanno tronfi e duri come pioli. (1, 64)

Przekład polski Ewangelii: Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2007 (Mt, Mk, Łk: tłum. o. Walenty Prokulski TJ; J: tłum. ks. Jan Drozd SDS)

Zapis grecki: wyd. Nestle-Aland 28

Przekład polski Poematu Boga-Człowieka napisanego przez Marię Valtortę: Ewa Bromboszcz (I-IV, VI-VII), ks. Michał Kaszowski (V), Vox Domini, Katowice (I: bez roku, II: 2010, III, cz. 1-2: 2000, cz. 3-4: 2002, IV, cz. 1-2: 2003, cz. 3-4: 2004, cz. 5-6: 2005, V: 2000, VI: 1998, VII: 1999)

Zapis włoski: Maria Valtorta, L’Evangelo come mi e' stato rivelato, Edizioni Paoline, Pisa 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz