środa, 19 października 2016

Początkowe nauczanie katechizmu: Część druga (15)

[s. 35>]

XV.

23   Teraz zaś może domagasz się, bym uiścił ten dług, do którego przed mojem przyrzeczeniem nie byłem zobowiązany, mianowicie, abym jakiego przykładu przemówienia, jakbym ja sam kogo katechizował – rozwinąć już tu się nie ociągał, lecz ci jako wzór do przypatrzenia się przedstawił. Zanim to uczynię, chcę, żebyś się zastanowił nad tem, że sposób zmierzania do celu inny jest u dyktującego, który myśli o przyszłym czytelniku, a inny u mówiącego, który zwraca uwagę na obecnego słuchacza; tem samem też inny upominającego na osobności, gdy niema nikogo obecnego, by sąd o nas wydawał, a inny uczącego o czemś publicznie, gdy rozbieżnie mniemających otaczają nas uszy; a i w tym sposobie inny, gdy poucza się jednego, reszta zaś jako sędziowie i świadki słuchają1 tego, co znają; inny, gdy wszyscy wspólnie wyczekują, co do nich wygłosimy; tem samem też jeszcze inny, gdy jakby poufnie odbywa się posiedzenie, by nawiązać rozmowę; inny, gdy lud w milczeniu – na jednym, z miejsca podwyższonego mówić mającym, zawiśnie i patrzy.
   Wiele też od tego zależy, gdy w takiej okoliczności mówimy, czy ludzi jest mało, czy dużo, wykształceni czy niewykształceni, czy z obydwu rodzajów zmieszani, mieszczanie, czy wieśniacy, czy też ci i owi pospołu, czy wreszcie lud ze wszystkich klas ludzkich zebrany. Bo nie może być, by słuchacze raz inaczej, drugi raz inaczej nie oddziaływali na mającego przemawiać, tudzież – by wygłaszane przemówienie nie nosiło jakby jakiegoś oblicza, wywołanego duchowym nastrojem głosiciela – i by stosownie do tej różnorodności nie oddziaływało różnie na słuchaczy, skoro i oni sami na siebie różnie nawzajem oddziaływują swoją obecnością.2 [s. 36>]
   Ponieważ zaś zajmujemy się teraz sprawą zaspokojenia duchowego głodu nieumiejętnych, otóż ja sam jestem Ci świadkiem, że za każdym razem inaczej przystosowuję usposobienie mego serca, gdy widzę przed sobą – wykształconego albo niepiśmiennego, obywatela, obcego, bogatego, ubogiego, nie mającego urzędu, piastującego godności, władzę jakąś dzierżącego, człowieka z tego lub owego narodu, tej lub owej różnicy wieku lub płci, przychodzącego z tej lub owej sekty, z tego lub owego pospolitego błędu – i odpowiednio do należytego usposobienia mego serca mowa moja stawia kroki, postępuje i kończy się.
   A ponieważ ta sama wszystkim należy się miłość, dlatego nie to samo dla wszystkich stosuje się lekarstwo. Sama mianowicie miłość – jednych rodzi, z drugimi postępuje jako ze słabymi, jednych stara się budować, innych lęka się obrazić, do jednych się nachyla, do drugich się podnosi, dla jednych łagodna, dla drugich surowa, dla nikogo nie nieprzyjazna, dla wszystkich matka.
   A kto nie doświadczył przez tę samą miłość tego, co mówię, a widzi, że zdolność pewna nam dana, znajdując chwalebne uznanie w ustach mnóstwa ludzi, sprawia radość, ten uważa nas stąd za szczęśliwych. Ale Bóg, przed którego oblicze przychodzi wzdychanie spętanych,3 niech wejrzy na uniżenie nasze i na pracę naszą, a odpuści wszystkie grzechy nasze.4 Przeto też, jeżeli Ci się co w nas podobało, żeś od nas chciał usłyszeć słowo, poświęcone troskliwości o twoje nauczanie, tedy lepiej zaznajomiłbyś się z tem wszystkiem, przypatrywując się i przysłuchiwując nam, gdy to czynimy,5 aniżeli czytając, gdy o tem dyktujemy.

XV. Według różnicy osób należy stosować przemówienie.
1  Podobnie jak w naszych szkołach na lekcjach praktycznych, wzorowych.
2  Widzimy, jak wszechstronne względy i okoliczności bierze św. Augustyn pod uwagę i każe się z niemi liczyć przy wybieraniu sposobu nauczania i oddziaływania wychowawczego.
3  Ps 79(78),11.
4  Ps 25(24),18.
5  Piękny ten rozdział kończy św. Augustyn tak ważną i bogatą myślą o potrzebie poglądowego przygotowania i wykształcenia katechetów na przykładach poprawnego prowadzenia lekcyj przez wybitnych fachowców tej dziedziny duszpasterstwa.

Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz