23
Teraz zaś może domagasz się, bym uiścił ten dług, do którego
przed mojem przyrzeczeniem nie byłem zobowiązany, mianowicie, abym
jakiego przykładu przemówienia, jakbym ja sam kogo katechizował –
rozwinąć już tu się nie ociągał, lecz ci jako wzór do
przypatrzenia się przedstawił. Zanim to uczynię, chcę, żebyś
się zastanowił nad tem, że sposób zmierzania do celu inny jest u
dyktującego, który myśli o przyszłym czytelniku, a inny u
mówiącego, który zwraca uwagę na obecnego słuchacza; tem samem
też inny upominającego na osobności, gdy niema nikogo obecnego, by
sąd o nas wydawał, a inny uczącego o czemś publicznie, gdy
rozbieżnie mniemających otaczają nas uszy; a i w tym sposobie
inny, gdy poucza się jednego, reszta zaś jako sędziowie i świadki
słuchają1
tego, co znają; inny, gdy wszyscy wspólnie wyczekują, co do nich
wygłosimy; tem samem też jeszcze inny, gdy jakby poufnie odbywa się
posiedzenie, by nawiązać rozmowę; inny, gdy lud w milczeniu – na
jednym, z miejsca podwyższonego mówić mającym, zawiśnie i
patrzy.
Wiele
też od tego zależy, gdy w takiej okoliczności mówimy, czy ludzi
jest mało, czy dużo, wykształceni czy niewykształceni, czy z
obydwu rodzajów zmieszani, mieszczanie, czy wieśniacy, czy też ci
i owi pospołu, czy wreszcie lud ze wszystkich klas ludzkich zebrany.
Bo nie może być, by słuchacze raz inaczej, drugi raz inaczej nie
oddziaływali na mającego przemawiać, tudzież – by wygłaszane
przemówienie nie nosiło jakby jakiegoś oblicza, wywołanego
duchowym nastrojem głosiciela – i by stosownie do tej
różnorodności nie oddziaływało różnie na słuchaczy, skoro i
oni sami na siebie różnie nawzajem oddziaływują swoją
obecnością.2
[s. 36>]
Ponieważ
zaś zajmujemy się teraz sprawą zaspokojenia duchowego głodu
nieumiejętnych, otóż ja sam jestem Ci świadkiem, że za każdym
razem inaczej przystosowuję usposobienie mego serca, gdy widzę
przed sobą – wykształconego albo niepiśmiennego, obywatela,
obcego, bogatego, ubogiego, nie mającego urzędu, piastującego
godności, władzę jakąś dzierżącego, człowieka z tego lub
owego narodu, tej lub owej różnicy wieku lub płci, przychodzącego
z tej lub owej sekty, z tego lub owego pospolitego błędu – i
odpowiednio do należytego usposobienia mego serca mowa moja stawia
kroki, postępuje i kończy się.
A
ponieważ ta sama wszystkim należy się miłość, dlatego nie to
samo dla wszystkich stosuje się lekarstwo. Sama mianowicie miłość
– jednych rodzi, z drugimi postępuje jako ze słabymi, jednych
stara się budować, innych lęka się obrazić, do jednych się
nachyla, do drugich się podnosi, dla jednych łagodna, dla drugich
surowa, dla nikogo nie nieprzyjazna, dla wszystkich matka.
A
kto nie doświadczył przez tę samą miłość tego, co mówię, a
widzi, że zdolność pewna nam dana, znajdując chwalebne uznanie w
ustach mnóstwa ludzi, sprawia radość, ten uważa nas stąd za
szczęśliwych. Ale Bóg, przed którego oblicze przychodzi
wzdychanie spętanych,3
niech wejrzy na uniżenie nasze i na pracę naszą, a odpuści
wszystkie grzechy nasze.4
Przeto też, jeżeli Ci się co w nas podobało, żeś od nas chciał
usłyszeć słowo, poświęcone troskliwości o twoje nauczanie, tedy
lepiej zaznajomiłbyś się z tem wszystkiem, przypatrywując się i
przysłuchiwując nam, gdy to czynimy,5
aniżeli czytając, gdy o tem dyktujemy.
1 Podobnie
jak w naszych szkołach na lekcjach praktycznych, wzorowych.
2 Widzimy,
jak wszechstronne względy i okoliczności bierze św. Augustyn pod
uwagę i każe się z niemi liczyć przy wybieraniu sposobu
nauczania i oddziaływania wychowawczego.
3 Ps
79(78),11.
4 Ps
25(24),18.
5 Piękny ten rozdział kończy św. Augustyn tak ważną i bogatą myślą o potrzebie poglądowego przygotowania i wykształcenia katechetów na przykładach poprawnego prowadzenia lekcyj przez wybitnych fachowców tej dziedziny duszpasterstwa.
Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
5 Piękny ten rozdział kończy św. Augustyn tak ważną i bogatą myślą o potrzebie poglądowego przygotowania i wykształcenia katechetów na przykładach poprawnego prowadzenia lekcyj przez wybitnych fachowców tej dziedziny duszpasterstwa.
Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład:
ks. Władysław Budzik
Wydanie:
Jan Jachowski, Poznań 1929
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz