20
Jeżeliby zaś nadwyrężyło pokój umysłu twego zaniechanie innej
czynności, do której jako bardziej koniecznej już się zabierałeś,
i przez to też posmutniały niechętnie katechizujesz, powinieneś
pomyśleć, że miłosiernie postępować należy, gdy w czemkolwiek
z ludźmi mamy do czynienia, już z obowiązku najszczerszej miłości
– a oprócz tego, nie jest rzeczą pewną, co z większym pożytkiem
będzie uczynić, a co stosowniej odłożyć lub wogóle opuścić.
Nie znamy bowiem zasług, jakie są u Boga tych ludzi, dla których
to czynimy, a czego im w danym czasie potrzeba, to albo bez żadnych
domysłów albo na podstawie bardzo słabych i niepewnych
przypuszczamy raczej niż pojmujemy. Stąd też odpowiednio wprawdzie
do swojego rozumienia powinniśmy układać porządek przedsięwzięć,
które jeśli w ten sposób, jak postanowiliśmy, zdołamy wykonać,
nie cieszmy się dlatego, że nam, lecz że Bogu podobało się, by
tak były wykonywane. Jeśli zaś przygodziła się jaka konieczność,
zamącająca ten nasz porządek, nagnijmy się do niej łatwo, byśmy
nie byli złamani, i niechże taki porządek będzie naszym, jaki
przed naszym Bóg postanowił. Słuszniejsza to bowiem, abyśmy za
Jego, aniżeli On za naszą postępował wolą. Wszakże skoro i to
prawda, że na ten porządek przedsięwzięć oczywiście należy
przyzwolić, jakiego ze swego wyboru trzymać się chcemy, w którym
ważniejsze sprawy wysuwają się naprzód, czemuż więc my ludzie
bolejemy, że Bóg tak nieporównanie ważniejszy nas wyprzedza,
byśmy przez to samo, że swój miłujemy porządek, wewnątrz
nieuporządkowani być pragnęli? Nikt bowiem lepiej nie porządkuje
tego, co ma czynić, tylko ten, który bardziej gotów jest nie
czynić, czego Boska potęga zabrania, aniżeli z większem
upragnieniem czynić, co ludzka myśl układa. [s.
33>] Ponieważ „wiele myśli w sercu męża, a
wola Pańska trwa na wieki”.1
21
Jeżeli znowu jakim gorszącym wypadkiem umysł wzburzony nie jest
zdolny wyrażać się w pogodnej i przyjemnej mowie, tedy trzeba, by
tak wielka była miłość względem tych, za których Chrystus
umarł, chcąc ich za cenę Krwi Swojej odkupić od śmierci błędów
światowych, ażeby to samo, że właśnie przyszedł ktoś i chce
zostać chrześcijaninem – wystarczyć nam powinno na pocieszenie i
rozwianie owego smutku, tak jak zwykła radość z zysków łagodzić
boleść zadaną przez szkodę. Albowiem zgorszenie tylko takiego nas
zasmuca, o kim uważamy, albo już widzimy, że albo on sam, albo
ktoś słaby idzie przez jego winę na zatracenie. Przeto ten, który
celem przyłączenia się do Kościoła przybył, gdy jest nadzieja,
że będzie dobrym nabytkiem, niech boleść po ginącym zatrze.
Jeśli zaś zachodzi ta obawa, by nawrócony nie stał się synem
piekła,2
gdy przed naszemi oczyma obraca sie wielu takich, którzy sieją te
palące nas zgorszenia, to powinna ona na nas działać nie
powstrzymująco, lecz raczej podniecająco i ożywiająco naszą
gotowość. Trzeba mianowicie napomnieć przyjmującego naukę, by
się wystrzegał naśladować tych, którzy nie w samej prawdzie,
lecz jedynie z imienia są chrześcijanami, i by ich tłumem
pociągnięty, nie chciał postępować za takimi, albo ze względu
na nich nie tracił chęci postępowania za Chrystusem.
I
nie wiem, czemu wśród takich upominań bardziej płomienną jest
wymowa, której zarzewia dostarcza równoczesna boleść, tak, iż
nietylko nie ogarnia nas zniechęcenie, lecz właśnie dlatego mówimy
goręcej i z większą siłą to, co – niedoświadczając
niebezpieczeństw – mówilibyśmy chłodniej i słabiej. To też
weselmy się, że zdarza się nam sposobność, gdzie podniecenie
umysłu naszego nie przejdzie bezowocnie. [s.
34>]
22
Gdy zaś wskutek jakiegoś błędu naszego lub winy przygnębienie
usiłuje pęta nam nałożyć, tedy nietylko miejmy na pamięci, że
„ofiarą Bogu duch strapiony”,3
lecz także to, że jako „ogień gorejący gasi woda, tak
jałmużna grzechom się sprzeciwia”,4
i co Bóg powiedział: „Bom miłosierdzia żądał, a nie
ofiary”.5
Jako więc jeżeliby pożar nam zagrażał, po wodę oczywiście
bieglibyśmy, by go ugasić, i bardzo dziękowalibyśmy temu, ktoby
nam ją blisko pokazał – tak podobnie, jeżeli my będąc trawą,
w której jakiś płomień grzechu wybuchł, tem się niepokoimy, to
gdy napotykamy sposobność do spełnienia najmiłosierniejszego
uczynku, cieszmy się jakby źródłem wskazanem, z którego ugasimy,
co się w nas zapaliło. Wszakże nie jesteśmy zapewne tak
niemądrzy, iżbyśmy uważali, że skwapliwiej należy biegnąć z
chlebem, abyśmy żołądek łaknącego napełnili, aniżeli ze
słowem Bożem, którembyśmy serce tego pokarmu spragnione
ukształcili. Kiedy zaś z ust Pańskich tak groźne brzmi słowo:
„Sługo zły i gnuśny, miałeś pieniądze moje poruczyć
bankierom”,6
jakże wielka to jest głupota, by dlatego, że grzech nas dręczy,
nie użyczyć chcącemu i proszącemu pieniądza Pańskiego? Temi i
podobnemi myślami i rozważaniami rozproszywszy mgłę przeszkód,
przysposabiamy się do zamierzonego katechizowania, by słuchacze z
rozkoszą poili się słowem, nie leniwie, lecz wesoło tryskającem z
nadmiernie obfitej miłości. Albowiem to nie tyle ja, lecz wszystkim
nam sama miłość powiada, która „rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany”.7
1 Prz
19,21.
2 Mt
23,15.
3 Ps
51(50),19.
4 Syr
3,30. [W wydaniu pierwotnym „Ekkli. III, 33” za przekładem ks.
J. Wujka, a ten za Wulgatą. Przyp. J. Szukalski.]
5 Oz
6,6.
6 Mt
25,26.
7 Rz
5,5.
Przekład:
ks. Władysław Budzik
Wydanie:
Jan Jachowski, Poznań 1929
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz