czwartek, 13 października 2016

Początkowe nauczanie katechizmu: Część druga (14)

XIV.

20   Jeżeliby zaś nadwyrężyło pokój umysłu twego zaniechanie innej czynności, do której jako bardziej koniecznej już się zabierałeś, i przez to też posmutniały niechętnie katechizujesz, powinieneś pomyśleć, że miłosiernie postępować należy, gdy w czemkolwiek z ludźmi mamy do czynienia, już z obowiązku najszczerszej miłości – a oprócz tego, nie jest rzeczą pewną, co z większym pożytkiem będzie uczynić, a co stosowniej odłożyć lub wogóle opuścić. Nie znamy bowiem zasług, jakie są u Boga tych ludzi, dla których to czynimy, a czego im w danym czasie potrzeba, to albo bez żadnych domysłów albo na podstawie bardzo słabych i niepewnych przypuszczamy raczej niż pojmujemy. Stąd też odpowiednio wprawdzie do swojego rozumienia powinniśmy układać porządek przedsięwzięć, które jeśli w ten sposób, jak postanowiliśmy, zdołamy wykonać, nie cieszmy się dlatego, że nam, lecz że Bogu podobało się, by tak były wykonywane. Jeśli zaś przygodziła się jaka konieczność, zamącająca ten nasz porządek, nagnijmy się do niej łatwo, byśmy nie byli złamani, i niechże taki porządek będzie naszym, jaki przed naszym Bóg postanowił. Słuszniejsza to bowiem, abyśmy za Jego, aniżeli On za naszą postępował wolą. Wszakże skoro i to prawda, że na ten porządek przedsięwzięć oczywiście należy przyzwolić, jakiego ze swego wyboru trzymać się chcemy, w którym ważniejsze sprawy wysuwają się naprzód, czemuż więc my ludzie bolejemy, że Bóg tak nieporównanie ważniejszy nas wyprzedza, byśmy przez to samo, że swój miłujemy porządek, wewnątrz nieuporządkowani być pragnęli? Nikt bowiem lepiej nie porządkuje tego, co ma czynić, tylko ten, który bardziej gotów jest nie czynić, czego Boska potęga zabrania, aniżeli z większem upragnieniem czynić, co ludzka myśl układa. [s. 33>] Ponieważ „wiele myśli w sercu męża, a wola Pańska trwa na wieki”.1
21   Jeżeli znowu jakim gorszącym wypadkiem umysł wzburzony nie jest zdolny wyrażać się w pogodnej i przyjemnej mowie, tedy trzeba, by tak wielka była miłość względem tych, za których Chrystus umarł, chcąc ich za cenę Krwi Swojej odkupić od śmierci błędów światowych, ażeby to samo, że właśnie przyszedł ktoś i chce zostać chrześcijaninem – wystarczyć nam powinno na pocieszenie i rozwianie owego smutku, tak jak zwykła radość z zysków łagodzić boleść zadaną przez szkodę. Albowiem zgorszenie tylko takiego nas zasmuca, o kim uważamy, albo już widzimy, że albo on sam, albo ktoś słaby idzie przez jego winę na zatracenie. Przeto ten, który celem przyłączenia się do Kościoła przybył, gdy jest nadzieja, że będzie dobrym nabytkiem, niech boleść po ginącym zatrze. Jeśli zaś zachodzi ta obawa, by nawrócony nie stał się synem piekła,2 gdy przed naszemi oczyma obraca sie wielu takich, którzy sieją te palące nas zgorszenia, to powinna ona na nas działać nie powstrzymująco, lecz raczej podniecająco i ożywiająco naszą gotowość. Trzeba mianowicie napomnieć przyjmującego naukę, by się wystrzegał naśladować tych, którzy nie w samej prawdzie, lecz jedynie z imienia są chrześcijanami, i by ich tłumem pociągnięty, nie chciał postępować za takimi, albo ze względu na nich nie tracił chęci postępowania za Chrystusem.
   I nie wiem, czemu wśród takich upominań bardziej płomienną jest wymowa, której zarzewia dostarcza równoczesna boleść, tak, iż nietylko nie ogarnia nas zniechęcenie, lecz właśnie dlatego mówimy goręcej i z większą siłą to, co – niedoświadczając niebezpieczeństw – mówilibyśmy chłodniej i słabiej. To też weselmy się, że zdarza się nam sposobność, gdzie podniecenie umysłu naszego nie przejdzie bezowocnie. [s. 34>]
22   Gdy zaś wskutek jakiegoś błędu naszego lub winy przygnębienie usiłuje pęta nam nałożyć, tedy nietylko miejmy na pamięci, że „ofiarą Bogu duch strapiony”,3 lecz także to, że jako „ogień gorejący gasi woda, tak jałmużna grzechom się sprzeciwia”,4 i co Bóg powiedział: „Bom miłosierdzia żądał, a nie ofiary”.5 Jako więc jeżeliby pożar nam zagrażał, po wodę oczywiście bieglibyśmy, by go ugasić, i bardzo dziękowalibyśmy temu, ktoby nam ją blisko pokazał – tak podobnie, jeżeli my będąc trawą, w której jakiś płomień grzechu wybuchł, tem się niepokoimy, to gdy napotykamy sposobność do spełnienia najmiłosierniejszego uczynku, cieszmy się jakby źródłem wskazanem, z którego ugasimy, co się w nas zapaliło. Wszakże nie jesteśmy zapewne tak niemądrzy, iżbyśmy uważali, że skwapliwiej należy biegnąć z chlebem, abyśmy żołądek łaknącego napełnili, aniżeli ze słowem Bożem, którembyśmy serce tego pokarmu spragnione ukształcili. Kiedy zaś z ust Pańskich tak groźne brzmi słowo: „Sługo zły i gnuśny, miałeś pieniądze moje poruczyć bankierom”,6 jakże wielka to jest głupota, by dlatego, że grzech nas dręczy, nie użyczyć chcącemu i proszącemu pieniądza Pańskiego? Temi i podobnemi myślami i rozważaniami rozproszywszy mgłę przeszkód, przysposabiamy się do zamierzonego katechizowania, by słuchacze z rozkoszą poili się słowem, nie leniwie, lecz wesoło tryskającem z nadmiernie obfitej miłości. Albowiem to nie tyle ja, lecz wszystkim nam sama miłość powiada, która „rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany”.7

XIV. Lekarstwo przeciw piątej przyczynie zniechęcenia, a przeciw szóstej pierwsze lekarstwo i drugie.
1  Prz 19,21.
2  Mt 23,15.
3  Ps 51(50),19.
4  Syr 3,30. [W wydaniu pierwotnym „Ekkli. III, 33” za przekładem ks. J. Wujka, a ten za Wulgatą. Przyp. J. Szukalski.]
5  Oz 6,6.
6  Mt 25,26.
7  Rz 5,5.
 
Z dzieła św. Augustyna: De Catechizandis redibus
Przekład: ks. Władysław Budzik
Wydanie: Jan Jachowski, Poznań 1929

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz