czwartek, 10 listopada 2011

Nocne rozmowy

   Panie, wołam Cię. Rozświetlij moją noc. Rozjaśnij wszystkie me sprawy. Me życie jest cieniem, ja sam jak kruchy proch. Chcę świecić dla Ciebie i Tobą zaświecić, Ciebie pokazać. Niech światło w ciemności zaświeci! Oto stoję przed Tobą i odkrywam swą duszę. Nie dla Ciebie odkrywam, bo nic Tobie nie jest tajne. Dla siebie odkrywam. Bym zobaczył całego siebie w blasku Twej pięknej światłości. Ty jesteś Prawdą. Rozjaśnij me sprawy, bym ujrzał je w prawdzie.
Rodzisz mnie, posyłasz na świat, chcesz bym głosił Twoje Słowo. Chcesz mieć mnie doskonałym, abym doskonałość objawił światu. Od samego początku zamyśliłeś wszystkie me ruchy, naznaczyłeś mnie znakiem, stałem się Twym ulubieńcem.
   Wypuściłeś swą strzałę, by przeszyła serca ludzi. Ja jestem tą strzałą. Strzała leci prosto i cel jest prosty. Ty wiesz, że nie mam wątpliwości co do wyjścia i przyjścia. Wiem skąd wyszedłem, gdzie jestem i dokąd zmierzam. Wyszedłem od Ciebie, jestem w Tobie i zmierzam do Ciebie. To wszystko takie proste, nie ma żadnych wątpliwości.
   Wątpliwości są w innych, nie we mnie. Ja wiem jaka moja droga. Moja droga to krzyż. Jednak Najdroższy, chcę Ci służyć, błyszczeć jak najjaśniej dla Ciebie. Chcę rozświetlić najgłębsze mroki, aby wszystkim Ciebie pokazać. Patrzę więc na me życie, na wszystko to, co minęło i co na mnie się odcisnęło, by znaleźć w tym jakieś znaki – jakieś światła, które mogłyby rozświetlić drogi tego świata, aby błądzący w ciemnościach się nie potykali i szli pewnie po drodze, i jasny cel widzieli.
   Jak tu świecić i z czym? Czyżby nie z tym, co już jest we mnie światłem? Ależ czy te światło, którym się napełniłem jest zupełnie Boskie, czy jest w nim jeszcze domieszka świata? Nie chcę zabrudzać Twego nieskalanego światła. Chcę by było piękne i czyste – takie, jakie jest.
   Pokaż mi, czy te moje życiowe światła nie są czasem jakąś ciemnością? Gromadzimy wiele rzeczy. Tak wiele wśród nich nieużytków. Nie pozwól, aby we mnie były takie, które są bez jakiegokolwiek znaczenia. Marne rzeczy tego świata mnie nie zajmują, bo postać tego świata przemija. A jeśli czasem używam tych marnych rzeczy, to wiesz, że robię to z myślą czystą, która myśli o Twojej chwale.
   Nieudolny jestem. Rzeczami Cię nie wychwalę, ale używam rzeczy i je poświęcam, by nawet z tego, co nic nie znaczące zrobić jakiś znaczący użytek. Chcę wszystko przemienić na Twoją chwałę. Tak.
   A więc proszę pozwól, niech przestanę krążyć myślami. Niech zatopię się w głębiny serca. Niech wyleję najskrytsze potoki. Powiedz mi, cóż czynić. Jak kierować mą myślą, słowem i czynem, by Tobie się podobać?
   - Oto Pan mówi: Chcesz mi się podobać? To musisz się poddać.
   - Panie, oto poddaję się Tobie. Oddaję wszystko. Raz już to uczyniłem na samym początku i wielokrotnie powtarzam ofiarę. Ty wiesz, że cały jestem Twój i na jedno wezwanie gotów jestem porzucić wszystko – i ciało, i duszę, i życie, i miłość. Twoje jednak święte myśli związały me drogi z tym światem. Przyszedłem do ludzi i tak jak Ty kiedyś, stałem się człowiekiem. Wiesz jak często schodziłem z niebios i okazywałem się bardzo ludzki – dla ludzi, z Twojej miłości. Upadki i wzloty, upadki i wzloty – wszystko podejmowałem dla Ciebie – dla Miłości. Oto jestem i ciągle upadam, ciągle wzlatuję, a temu ruchowi nie ma końca.
   Staję więc teraz na niedostępnej skale, bliskiej niebiosom, gdzie żaden głos i duch obcy nie sięga, gdzie jesteś tylko Ty i ja razem. Oto spokój. Tu wszelkie złudzenia znikają. Nie ma się gdzie ruszyć. Pozwól mi spojrzeć na dół, na te ziemskie otchłanie. Tam ciągle trud, praca i gonitwa trwa. Jakież zamieszanie, którego nie ma tu, na niedostępnej skale.
   Cóż z nimi zrobić? Zejdę tam na dół, wejdę w otoczenie, żebym usłyszał ich głosy. Zszedłem i nasłuchałem się wiele. Wieki ścierpiałem na ziemi i teraz widzę, że żadna z ich dróg nie jest prosta, wszystkie kręte, ślepe i zwodnicze…

   Były rzeczy w mym życiu, które zbliżyły mnie do Ciebie, a które wcale nie są potrzebne, by się do Ciebie zbliżyć. Bo Ty potrzebujesz tylko serca. To serce zbliża się do serca. Rzeczy były tylko pośrednikami umożliwiającymi zbliżenie…

   Już nie pytam. W jednej chwili Pan przyszedł, w błyskawicy. Jednym światłem rozjaśnił wszystkie ciemności i nie mam już wątpliwości. Nie wylałem wszystkiego przed Nim, a On sam w jednej chwili uczynił wszystko jasnym. Teraz widzę. Pan daje poznać swą wolę:
   - Nazbierałeś sobie dużo skarbów, dużo bogactw tej ziemi. Wszystkie je dla mnie porzucisz i wybierzesz dla siebie tylko skarb jeden, którym jest święta ma wola. Moja wola to miłość. To miłość. Niech miłość będzie twym jedynym skarbem. Wszystkie inne skarby rozdasz, aby zajaśniał ten jeden – Najjaśniejszy i Najdoskonalszy.
   Ale wiedz, że skarby, które masz, one nie są na nic. Rozdasz je z głową – tak, żeby przez nie pokazać mą miłość. Z każdego skarbu, każdego – choćby najmniejszego – będziesz rozliczony – czy zrobiłeś z niego użytek na rzecz wiecznej miłości.
   Twe języki? Posługuj się nimi. Rozwiń ich znajomość do doskonałości. Dzięki nim połączysz różne strony.
   Twe muzyki? Słuchaj i żyw się. Pokazuj innym co dobrze dźwięczy – co zbliża do Wiecznego Ducha?
   Cała twa wiedza i książki? To dużo. Uporządkuj, zbierz w jedno i wyjaśnij dla przyszłych pokoleń.

   Teraz to wszystko zbierasz, ale przyjdzie czas, gdy będziesz musiał to wszystko porzucić. Czas porzucenia dla mnie pozostaw. Ja dam ci znać kiedy to będzie. Teraz baw się, używaj i świeć bogactwem, nasłuchuj mojego słowa. Nie odstępuj ode mnie, łącz się ze mną przez wszystko co cię otacza. Będziesz wiedział, kiedy dać dobry przykład. Wtedy nie zwlekaj. Bądź zawsze czujny.
   Niech żadna rzecz mnie nie zaćmi. Niech nic mnie nie przesłoni. Ty wpatruj się tylko we mnie, zobacz mnie przez zasłony. Niech twe spojrzenie będzie świetliste, prześwitujące przez ściany. Niech cała ziemia będzie dla ciebie jak kryształ. Przez wszystko prześwituj światłem.

       Twe skarby będą dla ciebie
       znakiem twej hańby.
       Noś ją i płacz,
       niech widzi ją świat.
       Ty się uśmiechnij,
       w sercu oddechnij,
       wiesz że kocham cię stale…


       Tak, tak, tak

       Noś śmiele swój krzyż,
       ja mojego się nie zaparłem.
       Taki jest twój, inny jest mój –
       oba w istocie te same.
       Krzyż jest krzyżem.
       To jest znak hańby,
       żeby wykupić haniebne,
       by los odmienić
       i uświęcić to co nie miało świętości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz